Oferty dnia

Hiszpania - część II - ŚLADAMI MAURÓW... - relacja z wakacji

Zdjecie - Hiszpania -  część II - ŚLADAMI MAURÓW...

O mauretańskiej spuściźnie Andaluzji słyszał i czytał chyba każdy, więc podczas każdego, choćby nawet najkrótszego pobytu w tej części Hiszpanii nie może zabraknąć choć jednego miejsca związanego z muzułmańską przeszłością.

My zaplanowałyśmy sobie nasz tygodniowy pobyt, jak się potem okazało jednak zbyt krótki, w taki sposób, żeby zobaczyć nieco tzw. punktów must see, ale też i przede wszystkim poświęcić kilka dni na tzw. andaluzyjskie bezdroża, czyli słynne Pueblos Blancos i typowo andaluzyjskie klimaty.

No i tu miałyśmy spory dylemat: co wybrać?: czy Granadę i Kordobę? czy Kadyks i Sewillę? Czy cudną Rondę i Malagę? A Nerja i Jerez de la Frontera? no i wypadałoby przecież zobaczyć też Gibraltar! a kiedy pueblos blancos? Uff....

Najlepiej byłoby wybrać tygodniową objazdówkę i zobaczyć wszystkie perły Andaluzji na raz, tyle, że wtedy już z braku czasu nigdzie byśmy się nie poszwędały te kilka dni a chodziło przecież głównie właśnie o szwędaczkę po o białych miasteczkach, więc skoro już bardziej odpowiadało nam własne tempo i chciałyśmy pozwiedzać tak bez grupy, bardziej indywidualnie..., no to wyszło nam, że trzeba przyjechać tu na 2 tygodnie i zobaczyć wszystko co naj naj za jednym zamachem:); tyle że opcja 2 tygodniowa już na wstępie odpadała, ze względu na odwieczny dylemat: urlopy! :))); Wybierając więc opcję tygodniową już na wstępie wiedziałyśmy że do wielu ważnych i pięknych miejsc w tym regionie niestety nie dotrzemy w ogóle, buuuu... :(

Knułyśmy więc i kombinowałyśmy, ale w końcu i tak nam w efekcie wychodziło że trzeba tu będzie jeszcze raz przyjechać, bo nijak nie mogłyśmy dopasować ilości zaplanowanych miejsc do zobaczenia, do długości trwania dni naszego pobytu i godzin/na dobę :).

Paradoks sytuacji w moim przypadku polegał na tym, że planując Andaluzję najbardziej ze wszystkich miejsc chciałam zobaczyć Sewillę, której w końcu nie zobaczyłam, buuuu....:((, ale za to odwiedziłyśmy sporo innych miejsc :).

Zupełnie inaczej wygląda sprawa, jak jesteśmy na zorganizowanej objazdówce i nocujemy w różnych częściach Andaluzji lub gdy jedziemy sobie indywidualnie zwiedzać i mamy pobookowane hotele w różnych miastach Andaluzji bliżej danych atrakcji, ale jak podejmujemy decyzję nieomalże z dnia na dzień decydując się na lasta z Biura i mieszkamy w jednym wybranym hotelu na wybrzeżu, do którego codziennie trzeba wracać, to sprawa nieco się komplikuje ze względu na brak czasu i możliwości zaplanowania odleglejszych zakątków tego uroczego regionu.

Oczywiście najprzeróżniejszych wycieczek do popularnych miejsc jest tu na miejscu masa. My większość naszych eskapad organizowałyśmy sobie same jeżdżąc głównie lokalnymi autobusami, ale np. Sewillę czy Granadę ze względu na brak bezpośrednich połączeń i konieczność przesiadek chciałyśmy zakupić w jakimś tutejszym, lokalnym biurze; wycieczek do Sewilli jest tu do nabycia bardzo dużo, ale stąd jest to dość daleko i w zasadzie pół dnia spędza się w autokarze w obie strony, który wiadomo, że jedzie dość wolno i często są tzw. przystanki na krótkie przerwy; a na samo zwiedzanie na miejscu czasu pozostaje już niewiele, nie mówiąc już o jego braku na poczucie atmosfery miasta.

Szczerze mówiąc nie cierpię takiego zwiedzania „z wywieszonym jęzorem” jak jacyś Japończycy :), chociaż wielu uważa, że lepiej zobaczyć szybciej i mniej, niż nie zobaczyć w ogóle; i jest w tym na pewno jakaś logika, bo sama jeszcze do niedawna tak myślałam i nawet robiłam, ale dzisiaj już nie.... obecnie gusta, chyba z wiekiem:) nieco mi się odmieniły; teraz lubię zwiedzać wolniej, powoli, spokojnie, bez wyznaczonych godzin zbiórek; lubię się rozsmakować w danym miejscu; hołduję zasadzie: mniej, ale dokładniej :).

Uznałyśmy więc, że organizacja wyjazdu na 3 godziny do Sewilli i 7-8 godzin spędzonych w obie strony w podróży jest bez sensu; tylko by się człowiek niepotrzebnie wkurzył:); do pięknej Sewilli pojedziemy więc następnym razem, jak będziemy kiedyś może na portugalskim Algarve:; stamtąd jest trochę bliżej i jest możliwość zakupu opcji: Sewilli 2-dniowej :) O! i to by mi najbardziej pasowało.

Ale wracając do tematu (bo jak zwykle mam tendencje do przydługich wstępów...:);

Jako perłę spuścizny Maurów, którą trzeba tutaj koniecznie zobaczyć wybrałyśmy Granadę i jej cudowną Alhambrę, bo jak mawiają sami Hiszpanie: „Kto nie widział Granady ten nie widział nic”; - może w tym powiedzeniu jest nieco przesady, ale faktem jest, że zobaczenie Alhambry na własne oczy powoduje opadnięcie szczęk i to na dość długo :).

Opcja dojazdu do Granady lokalnym transportem jest jak najbardziej możliwa na kilka sposobów, tyle , że jest spore ryzyko nie dostania niestety biletów do Alhambry mimo stania w kilkugodzinnej kolejce, (z roku na rok ilość dostępnych dziennie biletów jest tu coraz bardziej limitowana), no a w końcu ostatnia twierdza Maurów na hiszpańskiej ziemi jest całym clou przyjazdu do tego miasta!; postanowiłyśmy więc zbytnio nie ryzykować i jechać z jakimś organizatorem, który bilety wstępu ma już porezerwowane wcześniej.

Przypatrzyłysmy się więc bliżej ofertom lokalnych organizatorów; po kilku wizytach w kilku biurach i dokładnym wypytaniu o wszystkie szczegóły wybrałyśmy w końcu najbardziej pasującą nam opcję.

A więc Witaj Granado, ole!;

Historii miasta nie będę Wam opisywać, bo zainteresowani i tak przewertują sieć i przewodniki w poszukiwaniu wszelkich informacji, ale warto wspomnieć, że Granada była w czasach Maurów ostatnim niepodległym emiratem Al-Andalus i broniła się przed wojskami królów katolickich najdłużej.

(ogromu informacji i mnóstwo cennej i dość rzetelnej wiedzy na temat czasów upadku Al-Andalus i całkowitego wypędzenia morysków z ziem Hiszpanii, dostarczy Wam wspaniała powieść historyczna Falconesa „Ręka Fatimy”, którą przeczytałam dwukrotnie w ciągu ostatnich 3 lat: i gorąco ją wszystkim polecam, a szczególnie tym, którzy dopiero wybierają się do Andaluzji; bowiem taki podkład wiedzy, pozwoli spojrzeć na mnóstwo zwiedzanych miejsc z zupełnie innej perspektywy, znacznie głębiej niż na podstawie banalnych informacji od przewodnika).

Granada swoją ponadczasową wielkość zawdzięcza nie kulturze europejskiej, a arabskiej. Pomiędzy XIII a XV wiekiem, jako stolica Emiratu, Grenada była największym i najbogatszym miastem na całym półwyspie Iberyjskim.

Idziemy więc zwiedzać Alhambrę: - na górującym nad miastem wzgórzu La Sabika stoi dumnie przepiękny zespół pałacowy ; wg poetów to ósmy cud świata, a według statystyk najczęściej odwiedzany zabytek w całej Hiszpanii.

Władcy z dynastii Nasrydów i potem ich następcy przez wieki rozbudowywali to wielkie, zajmujące 13 hektarów obronno-pałacowe założenie.

Zwiedzanie rozpoczynamy od wejścia niedaleko Pałacu Karola V, który jest największym obiektem w Alhambrze; powstał wraz z nastaniem panowania chrześcijan; zaprojektowany był przez ucznia Michała Anioła, a wybudowany jako znak zwycięstwa chrześcijaństwa nad muzułmańskim panowaniem. Pomimo tego, że uważa się ten Pałac za najważniejszy zabytek renesansu poza Włochami, my miałyśmy jakieś takie mieszane uczucia co do jego obecności w tym miejscu; jakoś zupełnie tu nie pasuje i wygląda w takim miejscu wręcz dziwnie, choć sam w sobie jest naprawdę piękny, ale wydał nam się jakby zbyt ciężki i monumentalny.

W Alhambrze znajdziemy mnóstwo przepięknych pałaców, arkad, dziedzińców, bram, fontann, dziesiątki sal, komnat, i tajemnych przejść, lochy, meczety, łaźnie, haremy, domy żon, dawne mediny, aż do głównego i najpiękniejszego zabytku Alhambry- Pałacu Nasrydów, a to wszystko zdobią baśniowe rzeźbienia, ornamenty i mozaiki.

Sam Pałac Nasrydów to istne arcydzieło architektury i jeden z najważniejszych zabytków arabskiego budownictwa w Europie. Cały projekt urzeka wręcz matematyczną i geometryczną dokładnością (w rzeczywistości był faktycznie projektowany przez matematyków) a zdobieniami może konkurować z najbardziej znanymi pałacami. Nie znajdziemy tu jednak ani złota, ani srebra, ani kamieni szlachetnych, kryształów czy marmuru; brak jest ozdobnych rzeźb, złoceń czy jakichkolwiek fresków, ale mimo tego, nie ujmuje to Alhambrze uroku ani na krok, mimo, że głównymi elementami dekoracyjnymi są tu „tylko” nieprawdopodobnie kunsztownie wykonane ornamenty przedstawiające wersety z Koranu. To wszystko z pewnej odległości wygląda tak, jakby było utkane z jakiejś misternej, najprawdziwszej w świecie koronki.

Ilość arabskich zdobień, kunsztownych inskrypcji, arabesek na łukach, filarach, stropach, ścianach, zwieńczeniach przyprawia o zawrót głowy nawet doświadczonych podróżników, którzy niejedno już na świecie widzieli.

Nieskończona ilość powtarzających się tysięcy motywów zdobniczych wychwalających chwałę Allaha oraz podniosłe poematy ku chwale potęgi sułtanów robią olbrzymie wrażenie, do tego ta istna gra świateł i padających promieni słonecznych tworzy niesamowite efekty wizualne i jeszcze wspaniałe stropy i sufity często w przepięknym stylu mudejar, tak charakterystycznym dla tych regionów Europy (styl łączący elementy architektury islamu ze sztuką romańską i gotykiem).

Nie sposób jest opisać nawet po jednym zdaniu te wszystkie miejsca, historie i cuda Alhambry, bo trwałoby to w nieskończoność, ale wysoko zdarte w podziwie głowy zwiedzających z nisko opadniętymi szczękami to widok, który mówi sam za siebie.

Ku naszej ogromnej radości, po kilku latach renowacji wspaniała Fuente de Leones (Fontanna Lwów) powróciła w końcu na swoje dawne miejsce, ku uciesze oglądających je mimo limitów i wejściówek na godziny - sporych tłumków.

Wchodzimy więc do Pałacu Lwów; podziwiamy tu wspaniałą, słynną fontannę wspartą na 12 rzeźbach lwów; dalej zmierzamy do zjawiskowej Sali Królów z polichromowanymi malowidłami na suficie, dalej podziwiamy Salę Dwóch Sióstr z zapierającym dech w piersiach gipsowymi sklepieniami i Salę Abencerragów z kopułą w kształcie gwiazdy, ale na mnie najbardziej robi wrażenie niesamowita kolumnada Pałacu i wręcz nierealnie piękna gra świateł i cieni; nie dziwota, że na jednej ze ścian Pałacu można przeczytać na małej tabliczce z wierszem poety meksykańskiego Francisca A. de Icaza takie słowa:
- „Jeśli spotkasz niewidomego żebraka, to daj mu jałmużnę kobieto, bo nie ma nic gorszego na świecie, niż być ślepym w Granadzie”.

Jednakże wbrew pozorom boskiego wizerunku, pałac nie jest aż taki doskonały, jakby mógł się wydawać, bo tworzenie ideałów od zawsze było w islamie bluźnierstwem z zasady; więc wyrazem pokory twórców Pałacu wobec boskości Boga było użycie nietrwałych i tanich materiałów, głównie drewna, gipsu i gliny, co już jest cudem samym w sobie, że te wszystkie cuda zachowały się do naszych czasów w tak doskonałym stanie.

Władcy ostatniej dynastii muzułmańskich Nasrydów wznieśli to arcydzieło jako ukoronowanie swojej sztuki i potęgi, ale nie chcąc zasmucać tych, których nie stać na taki przepych, zachowali stosowny umiar i skromność na zewnątrz budynku. Ci, którzy o tym jednak nie wiedzą - będą po wejściu do środka bardzo zaskoczeni :).

Żeby tego było mało, wokół roztaczają się wspaniałe widoki na cudowną, starą arabską i żydowską dzielnicę Albaicin i pobliskie centrum miasta, a te są wprost urzekające.

Po zwiedzaniu pałacu, warto zaczerpnąć świeżego powietrza w przepięknym kompleksie pałacowych ogrodów, które pełne pięknej, bujnej roślinności i fontann od zawsze były niezwykle ważnym dodatkiem do mauretańskich budowli.

Arabowie do perfekcji opanowali umiejętność naturalnego łączenia zieleni z wodą i elemaentami architektury. Do Pałacu woda dociera z pobliskich gór Sierra Nevada, wpływa w wydrążone w posadzkach specjalne rowki, a płynąc ku fontannom i basenom ochładza powietrze; jej delikatny szmer wypełnia przyjemnie liczne dziedzińce. Zieleń projektowana jest symetrycznie wzdłuż linii i kątów prostych, budując atmosferę refleksji i spokoju, a najlepiej widać to w pięknych ogrodach Generalife, które uważa się za ideał islamskiej sztuki ogrodniczej.

Na koniec naszego pobytu w Alhambrze poszłyśmy pieszo przez cudne ogrody do Pałacu Generalife, żeby jeszcze tam nacieszyć oczy kolejnymi wspaniałościami. Pałac Generalife to letnia rezydencja sułtanów, która miała zapewnić wypoczynek z dala od zgiełku pałacowego życia i chyba świetnie spełniała swoje zadanie, będąc tak pięknie położoną wśród tarasowych ogrodów, fontann, sadzawek, kanałów, basenów z mnóstwem barwnego kwiecia; wydaje się że musiała być istną oaza spokoju.

Cała Alhambra uznawana jest wręcz za symbol muzułmańskiego raju i szczęścia pod wszystkimi ziemskimi postaciami. Nic dziwnego, że Arabowie płakali, gdy musieli ją opuścić, bowiem nad ostatnim przyczółkiem islamu w Europie słońce zaszło na wieki 2 stycznia 1492 r; Abu-Abdullah, ostatni król dynastii Nasrydów, poddał wtedy Alhambrę oblegającym ją Hiszpanom i wraz z królową opuścił zamek, udając się na wygnanie. Po drodze orszak zatrzymał się jeszcze na pobliskim wzgórzu. Król raz jeszcze spojrzał na pałac i zapłakał. Wiedział, że na zawsze opuszcza ziemski raj i siódme niebo. Od tego czasu wzgórze to nazywane jest Ultimo Suspiro del Moro (Ostatnie Westchnienie Maura).

Ilość doznań i atrakcji tego dnia przeszła nasze najśmielsze oczekiwania; na koniec wizyty w tym pięknym mieście udałyśmy się jeszcze do dzielnicy Albaicin, aby z bliska przyjrzeć się niezwykle barwnym zakątkom ze spektakularnym widokiem na ośnieżone szczyty Sierra Nevada.

Niestety opuszczamy w końcu Granadę; a ja mam kolejne marzenie: kiedyś tu wrócić i tym razem zwiedzić Alhambrę nocą, gdzie wrażenie są zapewne zupełnie inne. (Jest taka możliwość nocnego zwiedzania z przewodnikiem, ale bilety są wtedy droższe).

Kolejnym ciekawym miastem z mauretańską przeszłością do którego się wybrałyśmy była Malaga.

Przyszedł w końcu czas żeby zwiedzić choć trochę to ładne i ciekawe miasto, bo tydzień nam się kończył ,a my wciąż tam nie dotarłyśmy będąc tak blisko.
Malaga okazała się bardzo ciekawym i ładnym miastem ; jest jednak traktowana przez większość turystów trochę po macoszemu traktujących to miasto jako punkt tranzytowy wyłącznie z i na lotnisko.

Malagę miałyśmy na tyle blisko Benalmadeny, że postanowiłyśmy tam jechać sobie choćby na trochę.

Już w Benalmadenie kupujemy więc bilet na czerwony autobus Malaga City Sightseeing, gdzie przez 24 godziny możemy dowolną ilość razy hop on i hop off:); Najpierw wysiadamy przy Katedrze „La Manquita”, co oznacza „Jednoręka” - z powodu braku symetrii, ponieważ katedra posiada tylko jedna wieżę - ale budowla robi wrazęnie juz na pierwszy rzut oka; jest ogromna a ilośc zdobień imponujaco zachwyca oglądających ; Katedra robi wrażenie nie tylko ogromem i ilością zdobień, ale też mieszaniną stylów architektonicznych; jest niestety zamknięta, więc nie obejrzymy jej z pewnością zachwycających wnętrz. Z zewnątrz widoczna jest wyraźna mieszanina stylów, z przewagą renesansu. Dolne partie są typowo gotyckie ale już górne prezentują barok. Tuz obok Katedry zauważycie z pewnością wspaniały gmach Palacio Episcopal w słonecznym stylu andaluzyjskiego renesansu.
Włóczymy się dalej po starej części Malagi na zasadzie gdzie nas oczy poniosą.

Wsiadamy i wysiadamy kilkakrotnie do i z naszego czerwonego autobusu w różnych miejscach miasta i dokonujemy niezwykłego wyboru: zamiast wjechać wygodnie jak wszyscy turyści, postanawiamy pieszo wejść na wzgórze gdzie znajduje się Zamek Gibralfaro; okazuje się, że wcale nie jesteśmy same, sporo tu takich śmiałków jak my, chociaż w tym upale mało nie poumierałyśmy od ciśnienia:) jak już doczłapałyśmy się na samą górę; ale warto było - dla widoków oczywiście też ale przede wszystkim dla wewnętrznej satysfakcji - no i jakie byłyśmy z siebie dumne, że dałyśmy radę)bo, ha!, wjechać każdy potrafi, a wejść pieszo się nie chce...

Na górze czekają na odwiedzających wspaniałe panoramy na wszystkie strony miasta i okolic. Imponująco wyglada stąd arena corridy - gdzie dopiero z góry widac jak jest wielka.

Nasze zwiedzanie miasta kontynuujemy od Alcazaby- potężnej fortecy, której początki datuje się na koniec lat 700-nych n.e, chociaż duża jej część jest późniejsza. Forteca jest jedną z największych, muzułmańskich budowli militarnych, jakie zachowały się w tej części Hiszpanii; stanowiła część systemu obronnego arabskiej Malaki. Alcazaba wznosi się ponad potężnym murem obronnym z charakterystycznymi wieżami a na górę do twierdzy prowadzi kręta droga ze wspaniałymi widokami na całą panoramę miasta. Mijamy kolejne ufortyfikowane bramy ozdobione kolumnami i rzymskimi wersalikami, a spacer przez labirynt bram i zakrętów staje się tu bardzo przyjemny. Przez tzw. Bramę Chrystusa docieramy do arabskich ogrodów z cudownymi alejkami otoczonymi przez fontanny, bugenwille, kwitnące jaśminy i inne wonne kwiecie.

Żeby dostać się do Zamku Gibralfaro trzeba zejść na dół, i wejść ponownie innym wejściem pod górę ponieważ nie ma połączenia z Alcazaby. Gibralfaro został wzniesiony w XIV wieku przez muzułmańskiego władcę Jusufa I na wcześniej znajdujących się tu zabudowaniach fenickich. Położony jest na górze wznoszącej się na wysokość 130m n.p.m., istnieje tu przejście do fortyfikacji Alcazaby, ale obecnie jest zamknięte i nie można się dostać bezpośrednio z Alcazaby do Gibralfaro.

Od czasów jego powstania aż do 1925 r pełnił bezustannie funkcje militarną. Po zdobyciu przez Hiszpanów Malagi zamek został rezydencją króla Ferdynanda II Katolickiego i jego żony Izabeli. Ze szczytu możemy podziwiać piekną panoramę miasta, a przy pięknej pogodzie (tzn. klarownej widoczności) zobaczyć stąd można nawet Gibraltar i góry Atlas.

Po zobaczeniu w zasadzie ruin Zamku Gibralfaro i murów, zjechałyśmy na dół już jednak autobusem); po obejrzeniu mauretańskich cudowności ,postanowiłyśmy jechać do Portu i na plażę, ale po drodze zobaczyłyśmy przepiękny park i wysiadłyśmy tam , aby w najgorętszym upale dnia przesiedzieć w cieniu zielonego gaju); potem wróciłyśmy jeszcze w okolicę Katedry, obejrzałyśmy ruiny Teatru Rzymskiego, dalej przeszłyśmy obok Muzeum Picassa, ale szczerze mówiąc, mimo jego sławy nigdy nie pociągała mnie sztuka kubistów ani surrealistów, więc zgodnie odpuściłyśmy sobie tę atrakcję, ale jesli ktoś ma więcej czasu i choćby krztynę zainteresowań sztuką kubistów- to z pewnością powinien tu wdepnąć.
Dalej natknełysmy się na na dość znaną, wręcz słynną bodege ”El Pimpi”, gdzie chętnie przesiadują lokalni artyści. Miejsce jest moze nie tyle słynne co znane i odwiedzane przez tutejszą ”bohemę”, a autografy bywalców, jakie znajdziecie wśrodku na beczkach - mogą was zadziwić nazwiskami; zdradzę tylko jedną osobę: znajdziecie tu wpis bardzo znanego aktora, ale nie powiem dokładnie o kogo chodzi- poszukajcie kiedyś sami, jak tu dotrzecie:))

Potem jeszcze tylko krótka wizyta na plaży, no bo jak tu nie uwieńczyć dnia zdjęciem ze słynnym, piaskowym napisem - Malagueta i w zasadzie tak zakończyłyśmy naszą włóczęgę po urokliwej Maladze i późnym popołudniem wróciłyśmy do hotelu rozkoszować się już nicnieróbstwem z pifffkiem w ręku:).

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Hiszpanii:
Autor: piea / 2014.05
Komentarze:

piea
2014-07-29

O kurka wodna!
komentarz od Fresha to taka rzadkość, że aż podziękuję osobiście:)), ale z tym powalaniem to byś Grzesiu już nie przesadzał....:
Papuas, impresjoniści to totalnie inna , cudowna bajka..., bedąc w Paryżu wybrałam się nawet do d Orsey i nie mogli mnie stamtąd wyciągnąć:)), a co do wielkości Picassa, to bez watpienia nie podlega dyskusji, ale już kwestia gustów i odbioru to sprawa indywidualna. Pozdrawiam i dziękuję za miły komentarz

papuas
2014-07-27

Opis niezwykle barwny i emocjonalny; zaraz przechodzę do foto.
My (na objazdówce) mieliśmy 2 noclegi w centrum Granady, więc czasu na wieczorne poszwendanie było sporo. Też nie jestem wielbicielem sztuki nowoczesnej (najbardziej "pasują" mi impresjoniści), ale z czasem zaczynam na nią spoglądać z większym zainteresowaniem. Dziś wpatrując się w Picassa stwierdzam, że był Wielki. Muzeum w Maladze warte obejrzenia.

Fresh
2014-07-26

Ala Twoje opisy powalają na ziemię, dziękuję w imieniu wszystkich Travelmaniaków :)

lidonek
2014-06-18

jak zwykle fantastyczny opis :)