Oferty dnia

Wielka Brytania - Welcome London - czyli witaj Londynie/część IV - relacja z wakacji

Zdjecie - Wielka Brytania - Welcome London - czyli witaj Londynie/część IV

Dwa ostatnie dni naszego pobytu w Londynie były równie intensywne- zwłaszcza, że sprzyjała nam pogoda- zupełnie nie angielska. Piękne słońce i ciepło zachęcały, aby zacząć zwiedzanie już od rana.

Czwartego dnia po 10 rano dotarłyśmy znów metrem na ulicę Marylebone Road, aby spotkać się z wielkimi tego świata i ogrzać się choć troszkę w cieniu ich sławy. Znawcy odgadną od razu, że mówię o znanym na całym świecie Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud, w którym można „spotkać” żyjące i nieżyjące już postaci. Pierwsze takie Muzeum Figur Woskowych powstało w Londynie w XIX wieku. Sama Madame Tussaud była Francuzką. Nauczyła się tworzyć rzeźby z wosku od fizyka Phillippe’a Curtiusa, u którego służyła jej matka. W czasie Rewolucji Francuskiej udowadniała swą wielkość szlachcie tworząc pośmiertne maski straconych arystokratów. Po śmierci doktora Curtiusa odziedziczyła jego kolekcję figur i przeniosła się do Londynu, gdzie wyszła za mąż i zmieniła nazwisko na Tussaud. Pierwszą wystawę otworzyła w 1835r na Baker Street, jednak potem przeniosła ją w obecne miejsce. Atrakcję w tamtych czasach stanowiła tzw. Komnata Tortur lub Horroru, która przedstawiała twarze ofiar Rewolucji Francuskiej oraz twarze straconych morderców. Wtedy też powstała podobizna samej Madame Tussaud wykonana przez nią samą osobiście. Łączny koszt wykonania jednej figury to około kilkuset tysięcy funtów. Zanim figura zacznie być wykonywana pobiera się dokładne wymiary danej postaci - prawie 300 wymiarów całego ciała. Każdą sylwetkę wykonuje się z mieszanki pszczelego wosku i ropy naftowej. Potem zaczyna się praca w glinie. Następnie umieszcza się szklane oczy, zęby z porcelany oraz włosy. W końcu postać się maluje, a nad całością czuwają wizażyści i fryzjerzy. Po śmierci Tussaud jej kolekcja nadal się rozrastała. Dzisiaj możemy spotkać się tam z postaciami: Brada Pitta i Angeliny Jolie, Szekspira, Ch. Chaplina, M. Monroe- ale również E.T oraz świetnie oddane postaci z kultowych „Gwiezdnych Wojen”.

Wiedząc o tym, że często ustawiają się do wejścia ogromne kolejki byłyśmy bardzo pozytywnie zaskoczone faktem, że udało nam się wejść do muzeum w ciągu zaledwie 15 minut. Łut szczęścia po prostu- skorzystałyśmy także z akcji 2 for 1 płacąc tylko 16 funtów od osoby zamiast 33 :) W środku tak wiele znanych postaci, że nie wiedziałyśmy z kim mamy pozować do zdjęcia. Chciałoby się z każdym, ale z racji innych chętnych wybierałyśmy ulubione nasze postaci; zarówno historyczne jak i filmowe. Spędziłyśmy w Madame Tussaud ponad 2 godziny- i mówiąc szczerze, było super!

Kolejną trakcją, która na nas czekała było oryginalne i niezwykłe miejsce - Camden Market, zwane również Camden Lock- od kanałów i śluz, których tam nie brakuje. Tak naprawdę to zespół kilku dużych, znajdujących się blisko siebie targów w północno-wschodniej dzielnicy Londynu - Camden Town. Gdy tam dotarłyśmy miałam wrażenie,że są tam wszyscy turyści przebywający w tym czasie Londynie. Ogromna rzesza ludzi przewijała się przez pozastawiane straganami ulice, wiele z tych osób próbowało potraw z różnych stron świata. Królowały tam kuchnie: meksykańska, chińska, brazylijska- ale nasze bystre oczy wypatrzyły też swojską kiełbasę oraz schabowego. Polak potrafi!!! :).

W oczy rzucała się nietypowa architektura budynków- ze ścian niektórych wystawały na przykład wielkie buty, lub smoki. Historia tego miejsca sięga 1791 roku, kiedy to hrabia Camden zagospodarował pobliski teren pod budynki mieszkalne. W roku 1820 uruchomiono tu kanał, umożliwiający transport towarów drogą wodną. Myślę, że jest to jedna z najbardziej oryginalnych dzielnic miasta.

Przechadzając się ulicami tej dzielnicy ma się wrażenie, że to raczej Amsterdam. Ciekawostką może być fakt, że kiedyś znajdowały się tutaj stajnie końskie, o czym przypominają liczne końskie posągi. Najwięcej ludzi pewnie pojawia się tutaj w niedzielę, która jest głównym dniem handlowym. My byłyśmy w sobotę i naprawdę sprzedających i kupujących nie brakowało. Na targowiskach można kupić praktycznie wszystko: ubrania, sprzęt elektroniczny, antyki, rękodzieło. Żegnając się z tym miejscem zaszalałyśmy i weszłyśmy do restauracji Poppie’s na „must eat” w Londynie czyli fish and chips. Nie było to danie na wynos tylko wersja bardziej luksusowa- cena może ciut wysoka, ale danie ogromne, a smak wart tej ceny.

Po wypoczynku i napełnieniu żołądków ruszyłyśmy w dalszą drogę- a w zasadzie postanowiłyśmy jeszcze raz rzucić okiem na Westminster Bridge, London Eye oraz Opactwo Westminsterskie. To ostatnie formalnie nazywa się Kościołem Kolegiackim pod wezwaniem św. Piotra i jest to jedna z trzech najważniejszych świątyń w Zjednoczonym Królestwie. Westminster Abbey to bardzo duża gotycka budowla, która słynie z tego, że w niej właśnie odbywa się ceremonia koronacji brytyjskich monarchów, tam są też oni chowani po śmierci. Według legendy w miejscu, gdzie obecnie stoi budowla rybakowi objawił się święty Piotr. Pierwszy kościół zbudowano tu w VII wieku, lecz na zlecenie króla Edwarda Wyznawcy w latach 1042- 1052 rozpoczęła się przebudowa świątyni, władca chciał zostać w niej pochowany. Mimo, że prace nie zostały ukończone aż do roku 1090 budynek konsekrowano w grudniu 1065r, a tydzień później pochowano w nim króla Edwarda. Od roku 1066 aż do dziś we wnętrzach świątyni koronowano ponad 60 władców. Mury te są również świadkiem wielu historycznych momentów z dziejów monarchii. Głównymi atrakcjami opactwa są: kaplica Edwarda Wyznawcy, grobowiec Elżbiety I, Zakątek Poetów, Krypta Normandzka, Kolegium Świętego Piotra. Opactwo Westminster od 1987r jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Wewnątrz świątyni nie wolno robić zdjęć, a my niestety mogłyśmy podziwiać ją tylko z zewnątrz; gdyż przybyłyśmy po godzinach wstępu. Szkoda- może uda się jeszcze kiedyś powrócić tu i zobaczyć te wnętrza.

Spod opactwa jeszcze raz ruszyłyśmy na Westminster Bridge. Z daleka widoczne było London Eye. Jego wysokość to 135 metrów. To największa tego typu konstrukcja w Europie. Rocznie odwiedza go ponad 3 mln turystów. Obręcz koła opiera się na stalowych liniach , dzięki czemu przypomina trochę koło od roweru. Na obręczy koła znajdują się 32 klimatyzowane kapsuły mieszczące wewnątrz 25 osób. Co sekundę koło przesuwa się o 26 cm, dzięki temu nie trzeba zatrzymywać koła podczas wsiadania turystów do kapsuł. London Eye formalnie zostało oddane do użytku 31 grudnia 1999- nazywane jest więc Kołem Milenijnym. Z kapsuł roztacza się wspaniały widok na okolicę- niestety osoby takie jak ja; czyli mające lęk wysokości nie korzystają z tej atrakcji. Mogłam tylko poobserwować koło z daleka.

Gdy już nacieszyłyśmy oczy widokami spod Westminster Bridge poszłyśmy zobaczyć jeden z najstarszych rynków w Londynie - Leadenhall Market. Jego historia sięga XIV wieku. Położony jest w centrum Londynu, niedaleko budynku Lloyda. Budynek, który można zobaczyć obecnie został zaprojektowany w 1881 roku. Ma wspaniałą konstrukcję dachową wykonaną z kutego żelaza i szkła. Nadal można to zrobić zakupy; jest tu wiele sklepów, pubów i restauracji- niestety, ponieważ byłyśmy tu już dość późno i była to sobota wszystkie sklepy były pozamykane. Miejsce to jest pewnie też dobrze znane wszystkim fanom filmów o Harrym Potterze, gdyż to tu właśnie były kręcone sceny ukazujące ulicę Pokątną w filmie „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”.

Zdążając w stronę hostelu postanowiłam zobaczyć jeszcze jedno miejsce- może nie tak znane i historyczne, ale dla mnie - wielbicielki twórczości Agathy Christie i postaci Herculesa Poirot -ważne. Kilka lat temu na różnych kanałach pojawiał się u nas serial o tym genialnym, belgijskim detektywie- trochę bezkrytycznym na punkcie swego talentu, jednak upartym i zawsze dochodzącym do prawdy. W postać detektywa wcielił się David Suchet- w moim mniemaniu jeden z lepszych odtwórców tej roli. Detektyw, tak jak każdy z nas miał swoje mieszkanko w budynku nazwanym w serialu Whitehaven Mansion. Naprawdę budynek ten nazywa się Florin Court i znajduje się przy ulicy Chaterhouse Square. Ogromny, na skraju niedużego parku wyglądał zupełnie jak z serialu- choć niestety z drzwi wejściowych nie wynurzył się David Suchet. A szkoda... to dopiero byłoby wspomnienie :).

Przed samym powrotem do hostelu dzięki uporowi mojej współtowarzyszki podróży- dzięki Kasiu :) - znalazłyśmy jeszcze jeden, niezwykły pub. Ukryty w dole alejki, oznaczony przez stare, krzywe lampy uliczne i mały znak w kształcie mitry biskupiej znajduje się prawdziwy „skarb” wśród londyńskich pubów. Nazywa się Ye Olde Mitre. Oryginalny pub- tawerna była zbudowana w tym miejscu w 1547 roku. Według zapisków gościł tu sam Henryk VIII, a przyszła królowa Elżbieta I tańczyła wokół drzewka wiśniowego, które rosło na dziedzińcu. Pub był niestety zamknięty- a szkoda, bo wnętrza zapewne są bardzo ciekawe. Zrobiłyśmy więc zdjęcia tylko przed wejściem... i podreptałyśmy do hostelu.

Piąty i ostatni dzień naszego pobytu w Londynie to Pałac Buckingham i obserwowanie zmiany warty przed pałacem. W roku 1761, król Jerzy III zakupił włości Buckingham z wygodnym pałacem dla swojej żony Charlotty. Była to siedziba w sam raz na potrzeby rodzinne i niedaleko od pałacu St. James, który wówczas funkcjonował jako pałac królewski w Londynie. Buckingham znane było wówczas jako Pałac Królowej - tam urodziło się 14 z 15 dzieci królewskiej pary. Gdy na tronie zasiadł Jerzy IV, postanowił stworzyć z domu dzieciństwa monumentalny pałac godny wszelkich dworskich funkcji. Dzisiaj Buckingham ma 77 tysięcy metrów powierzchni mieszkalnej. Zawiera 19 sal reprezentacyjnych, 52 pokojów sypialnych, 78 łazienek, 188 pokoi dla obsługi oraz 92 biura. Większość przyjęć w pałacu odbywa się w pokojach „od ulicy” czyli frontu ze słynnym balkonem, na którym przy wielu okazjach pojawia się rodzina królewska. Co roku odwiedza Królową około 50 tysięcy gości. Są to nie tylko głowy państw, ale i zwykli mieszkańcy. Od niedawna otworzono też Buckingham dla turystów. Zwiedzać go można od 1 sierpnia do 25 września. My jednak nie zwiedzałyśmy wnętrz tylko uczestniczyłyśmy w zmianie warty.

Pogoda niestety ostatniego dnia nas nie rozpieszczała, jednak postanowiłyśmy doczekać do końca. Zmiana warty pod pałacem Buckingham jest jedną z większych atrakcji turystycznych Londynu, jest także atrakcją dla samych mieszkańców miasta. Popularność tej uroczystości odczułyśmy już w momencie przybycia pod pałac - pomimo zjawienia się tam na pół godziny przed rozpoczęciem, ledwo udało się nam znaleźć jako takie miejsce do jej oglądania. Tłumy jakie przybyły pod pałac Buckingham, były spore.

Oczywiście, nie miałyśmy już szansy, aby zająć dobre miejsce, tuż za ogrodzeniem. Nic to... ważne, że dotarłyśmy :) Sama zmiana warty odbywa się wewnątrz ogrodzenia pałacu, na jego dziedzińcu - warto więc szukać miejsca właśnie w okolicach ogrodzenia. Przez bramy na dziedziniec wmaszerowują, a potem odmaszerowują oddziały biorące udział w uroczystości. Piesze i konne oddziały straży królewskiej prezentują się niezwykle dumnie, a uznanie wzbudzają przede wszystkim ich ubiory i czapki („bearskins”), ważące 665 gramów. Cała uroczystość (nie licząc przemarszów w obie strony) trwa ok. 35- 40 minut. Po zakończeniu zmiany warty zmarznięte- ale zadowolone wróciłyśmy do hostelu, aby zabrać nasze bagaże, pożegnać Londyn- i udać się na Luton, skąd wróciłyśmy do Polski.

Wyjazd zorganizowany samodzielnie spełnił wszystkie moje oczekiwania. Zobaczyłam dużo ciekawych miejsc, nie tylko „must see”, ale też pewnego rodzaju ciekawostek, perełek- z czego bardzo się cieszę. Na zakończenie chcę podziękować mojej współtowarzyszce wyjazdu - Kasi. Dzięki, że zniosłaś to tempo, moją determinację, aby zobaczyć jak najwięcej. Mam nadzieję, że jescze kiedyś spróbujemy wspólnego wyjazdu :) A więc nie mówię „Żegnaj Londynie” - lecz „Do zobaczenia...”

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Wielkiej Brytanii:
Co warto zwiedzić?
  • Madame Tussauds Museum
  • Camden Market
  • Westminster Abbey
Porady i ważne informacje

Tak jak pisałam w poprzedniej części warto skorzystać z akcji 2 for 1 czyli kupić bilet jednodniowy na metra- ale na stacji kolejowej, wydrukować voucher z podanej poprzednio strony internetowej i płacić tylko połowę ceny za bilet na przykład do Museum Madame Tussauds.
Dla wielbicieli serialu o Herculesie Poirot polecam dotarcie do ulicy Chaterhouse Square - gdzie znajduje się rezydencja Florin Court- grająca w seriali dom Poirota Whitehaven Mansion.

Autor: kawusia6 / 2015.07
Komentarze:
Brak komentarzy.