Potrzeba wiele odwagi, żeby rzucić wszystko i pojechać w podróż dookoła świata. Julia Raczko, autorka bloga whereisjuli.com podjęła tę decyzję dawno temu i... nigdy nie wróciła. Opowiada nam, czy warto takie rewolucje w swoim życiu przeprować.
Zapewne wszyscy Cię o to pytają od zakończenia podróży dookoła świata, ale ja też muszę. Pewnego dnia zostawiłaś swoje dotychczasowe życie w Polsce, kupiłaś bilety lotnicze i wyjechałaś na rok dookoła świata. Co Cię skłoniło do tej decyzji?
Julia Raczko: Ktoś mi ostatnio powiedział, że szukałam dziury w całym i chyba jest w tym trochę prawdy. W końcu mam cudowną rodzinę i przyjaciół, miałam super robotę, na wiele mogłam sobie pozwolić, byłam szczęśliwa. A jednak... Coś, gdzieś tam w środku krzyczało coraz głośniej - „Nuda! Zrób krok dalej.”.
Podróż dookoła świata pojawiła się przez zupełny przypadek, nigdy mi się nie marzyła, to nie było tak. Po prostu któregoś razu trafiłam w internecie na informację o biletach dookoła świata i pomyślałam sobie „Ej, to coś dla mnie, coś dla tego podróżniczego żółtodzioba”, bo w podróżach doświadczenie też miałam zerowe. Pojechałam...
No i przepadłam. Wyjechałam w podróż dookoła świata i nigdy nie wróciłam. Dziś podróże to moje życie, po tygodniu w domu nosi mnie, żeby wyskoczyć gdzieś chociaż na weekend, na chwilę. Ten świat, w którym żyłam kiedyś był fajny, ale ten co mam teraz jest sto razy fajniejszy. Więc może warto czasem poszukać tej dziury w całym?
No pewnie, że warto! Pojechałaś sama. Nie bałaś się? To odważna decyzja.
Bałam się, jak diabli! Tym bardziej, że w podróżowaniu byłam zielona. Ale z drugiej strony chciałam jechać sama, nawet nie próbowałam organizować sobie towarzystwa. Zresztą, kto by się zdecydował jechać tam, gdzie ja, na tyle co ja i tak, jak ja chcę? To miała być moja podróż i trochę egoistycznie nie chciałam się nią dzielić i iść na kompromisy.
Chciałam pobyć sama ze sobą, bo ja lubię siebie i zawsze powtarzam, że sama jestem dla siebie najlepszym towarzystwem. To nie znaczy, że nie kocham ludzi, bo kocham i mój dom zawsze jest pełen gości, ale tylko dlatego, że kocham siebie, mogę kochać tych wszystkich ludzi wokół tak po prostu, bez oczekiwań. Wiesz o co mi chodzi? Często w życiu zapomina się o sobie dla innych, a to niestety nie przynosi nic dobrego.
Do tej samotnej podróży przygotowałam się, jak mogłam i na ile chciałam. Nie wybrałam niebezpiecznych krajów, w podróży rezygnowałam z niektórych rzeczy, bo to moje własne bezpieczeństwo było dla mnie najważniejsze. Nie chodziłam po nocach, nie upijałam się, spałam w sprawdzonych miejscach. Wyznaję zasadę, że udana podróż to ta, z której się wraca. Ja wróciłam cała i zdrowa. No prawie, bo nigdy nie wróciłam, zachorowałam na miłość.
Tak to można chorować ;). No to momenty dobre mamy. A były takie, w których żałowałaś, że odbywasz tę podróż w pojedynkę? Miałaś jakieś niebezpieczne sytuacje?
Uwierzysz, jeśli powiem, że nie? Nie żałowałam, ani przez sekundę. Oczywiście były chwile, w których bardzo tęskniłam i beczałam w poduszkę, ale żałować - nie żałowałam. Podjęłabym tę decyzję po raz drugi, trzeci i czwarty.
Co najbardziej utkwiło Ci z tej podróży w pamięci?
Ludzie. Ci wszyscy ludzie, których spotkałam po drodze. To dzięki nim ta podróż w ogóle się odbyła. I to była podróż do ludzi. Bo są ludzie, których trzeba spotkać i miejsca, które można zobaczyć...
Do dziś pamiętam imię każdej poznanej osoby, z kilkoma mocno się zaprzyjaźniłam, często rozmawiamy, a nawet się spotykamy. To jest to coś bezcenne, co z podróży można przywieźć. Bo te miejsca będą zawsze, w takiej lub innej formie, bardziej lub mniej zniszczone, a ludzi w tym miejscach, ludzi którzy są ta teraz, kiedyś nie będzie.
Ładnie powiedziane. Co oprócz spotkań dała Ci ta podróż? Jak Cię zmieniła?
Chyba łatwiej byłoby odpowiedzieć na pytanie, czy jest coś, czego mi nie dała. Dała mi to, kim jestem dziś. Nauczyła wiele. Dała mi więcej niż kiedykolwiek mi się wydawało, że da. Każde wydarzenie w naszym życiu, jakoś nas kształtuje. Myślę, że ta podróż była tym wydarzeniem w moim życiu (póki co, bo jeszcze trochę tego życia przede mną), które ukształtowało mnie najbardziej. Poznałam siebie na wylot, poznałam swoje mocne i słabe strony. Nauczyłam się samodzielności, chyba takiej, której w życiu codziennym trudno się nauczyć. Bo zawsze koło nas jest ktoś, kto w jakimś stopniu wpływa na nasze decyzje, którego pytamy, chociażby po to, żeby się upewnić. Ja nie pytałam, bo nie miałam kogo. Musiałam zdecydować, co zjeść i kiedy, gdzie jechać, gdzie spać, czy skręcić w lewo czy w prawo, czy coś kupić i czy to jest fajne czy nie, czy kogoś lubię, czy nie przypadł mi do gustu. Nauczyła mnie asertywności, cierpliwości i pokory. Nauczyła cieszyć tym, co się ma i nauczyła doceniać bliskich. Ale pozwoliła mi też realizować się zawodowo i robić to, co lubię i potrafię najlepiej, czyli pisać.
No i oczywiście dała mi też bratnią duszę - mojego ukochanego Sama, którego poznałam na końcu świata i przez którego nigdy nie wróciłam.
Brzmi zachęcająco, ale czy taka podróż jest dla każdego, jak myślisz?
Nie. Są tysiące różnych pomysłów na podróże i są tysiące różnych ludzi. Każdy potrzebuje czegoś innego, lubi co innego, w czymś innym czuje się lepiej. Nie ma podroży, która jest dla każdego. Ale warto pamiętać,że każda podróż, nieważne jak odbyta, może być tak samo wartościowa. Czy moja podróż jest gorsza w czymś od podróży kogoś, kto przejechał świat na rowerze? Albo, czy jest lepsza od dobrze przemyślanego wypadu all inclusive? Nie. Najważniejsze jest to, że jest wartościowa dla mnie. Warto o tym pamiętać i podróżować po swojemu, znaleźć swoją drogę i nie patrzeć na innych. Ale wszystko robić z głową.
Głowa swoje, a serce swoje... Życie przynosi niespodzianki i nieoczekiwane zwroty akcji. Zamiast wrócić na stałe do Polski, jak pierwotnie planowałaś, poznałaś w Australii urodzonego tam Polaka, swojego obecnego partnera i zamieszkałaś z nim... w Australii. Tego zapewne się nie spodziewałaś?
No tak, już o nim wspomniałam. Sama poznałam w Brisbane, w Australii. Powiedziałabym, że jest Australijczykiem z polskimi korzeniami, bo to tu przeżył ostatnie 30 lat i to jest bardziej jego miejsce niż Polska. No i on taki mało polski jest ;). W każdym razie - życie tak chciało, że mimo rożnych okazji, które mieliśmy wcześniej (Sam był w Polsce kilka razy i był nawet w moim Milanówku), spotkaliśmy się na końcu świata. W dobrym miejscu o dobrej porze :). Chyba nikt się tego nie spodziewał. Na pewno nie ja.
Wróćmy na ziemię, a właściwie do sieci ;). Na blogu najpierw raczyłaś nas opowieściami z podróży, teraz poznajemy razem z Tobą Australię. Co Cię w niej najbardziej urzeka?
Będę nudna, jeśli znowu powiem, że ludzie? Australijczycy są cudowni! Uśmiechnięci, optymistyczni i nie narzekają. Ja też jestem z tych, co nie lubią narzekać, więc jest nam po drodze :). Lubię też to, że zawsze mogę jeść świeże owoce, a w ogórku hoduję mango i marakuję. Mam też małe pole ananasów! Lubię swoje życie tu, lubię moich nowych znajomych, lubię nasz dom, kawę o poranku na tarasie pod palmami i kolorowe papugi. Lubię, że nie muszę nosić rękawiczek i że nikt nie ocenia mnie za to, jak jestem ubrana. Lubię to, że w Australii można zjeść jedzenie z całego świata i to w najlepszym wydaniu. No i oczywiście lubię też nieograniczone praktycznie możliwości podroży, czy to w Australii, czy wokół niej. Tyle tu pięknych miejsc. Lubię to, że Australia zaskakuje mnie każdego dnia. A może to jest właśnie to, czego nauczyłam się w podróży dookoła świata? Żeby się cieszyć chwilą i zachwycać?
Żyć, nie umierać! Ale skoro o narzekaniu mowa, na pewno coś Ci w niej przeszkadza, coś irytuje?
To, że jest daleko. I z Australii i w Australii. To, że jest paskudnie droga. To, że jest na bakier z różnymi rzeczami. To, że relacje między ludźmi są tu miłe, ale płytkie. Ta lista jest długa, pewnie nie tego się spodziewałaś, ale nie ma co narzekać. Czy zostanę tu na zawsze? Nie wiem, bo ze mnie nie jest najlepszy egzemplarz na emigrację.
No właśnie, zatem na pewno tęsknisz. Czego polskiego brakuje Ci w Australii?
Wszystkiego oprócz smutnych twarzy i marudzenia! Polska to super kraj, zawsze tak uważałam i nadal tak uważam. Mam nadzieję, że kiedyś tam pomieszkamy chociaż przez chwilę, żeby Sam mógł Polskę poznać i żebyśmy mogli ją wreszcie zwiedzić! Oczywiście, że ma swoje wady, ale... Australia też ma. Brakuje mi wielu rzeczy, ale cieszę się tym, co mam teraz i staram się za tym wszystkim za bardzo nie tęsknić.
Obecnie poznajesz ten wielki kraj-kontynent razem z Samem. Ale coś mi mówi, że to dla Was za mało. Jaką podróż macie teraz w planach?
Jutro płyniemy na żagle, na Whitsundays - dziesiątki wysp i Wielka Rafa Koralowa. Ciągle gdzieś jeźdźmy. Nie planujemy za dużo, bo mam to szczęście, że decyzje możemy podejmować spontanicznie (na szczęście, bo nie umiem planować). Ale... pod koniec roku przyjeżdżamy do Polski i mamy już pomysł na to, jak z tej Polski do Australii wrócić. A potem chcemy jechać w mój ukochany rejon świata na motocyklu. Na brak pomysłów nie możemy narzekać :).
Wciąż brzmi tajemniczo, ale rozumiem, że mam dalej nie dopytywać ;). W takim razie życzę realizacji tych wszystkich planów! Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała Karolina Anglart
Brak komentarzy. |