We wtorek rozpoczął się w Grecji 48-godzinny strajk generalny, zorganizowany przez największe związki zawodowe. Data nie została wybrana przypadkowo, bowiem w tym czasie grecki parlament debatuje nad programem oszczędnościowym.
Na głównym placu Aten - Syntagma zebrały się tłumy protestujących, początkowo demonstracja przebiega pokojowo, jednak biorąc pod uwagę wcześniejsze protesty, podczas których dochodziło do starć z policją, na miejsce skierowano ponad 5 tysięcy funkcjonariuszy mających pilnować porządku.
Grecy nie chcą zacisnąć pasa
Związkowcy protestują przeciwko wprowadzeniu kolejnego planu oszczędnościowego, dzięki któremu grecki rząd chce zaoszczędzić 28 mld euro. Jego przyjęcie jest warunkiem postawionym Grekom przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) oraz Unię Europejską (UE), aby chylący się ku bankructwu kraj otrzymał kolejną pomoc finansową. Bez niej już za miesiąc może okazać się, że Grecja jest pierwszym niewypłacalnym krajem w historii strefy euro.
Mieszkańcy Grecji nie chcą jednak słuchać zapewnień rządu o konieczności wprowadzenia oszczędności. Wydaje się jakby nie zdawali sobie sprawy, że Grecja może okazać się bankrutem. Świadczą o tym wypowiedzi przedstawicieli związków zawodowych, w których możemy usłyszeć „To będą protesty jakich Unia Europejska jeszcze nie widziała”, „Takie propozycje zmian to terroryzm...”, „Stanie cały kraj, wszyscy przyjadą protestować do Aten”.
Problemy turystów
Strajk przysparza ogromne problemy turystom, którzy zdecydowali się na wakacje w Grecji. Praktycznie całkowicie zawieszona została komunikacja kolejowa i promowa, w wielu portach utknęli turyści, którzy nie mogą dostać się na wyspy. Utrudnienia dotknęły także transport lotniczy, we wtorek i środę w godzinach od 8:00 do 12:00 i od 18:00 do 22:00 nie pracują kontrolerzy lotów.
Brak komentarzy. |