Pożary pustoszące południową Australię pochłonęły ponad 100 ofiar.
Rozprzestrzenianiu się ognia sprzyja niebezpieczna mieszanka: rekordowo wysokie temperatury, niespotykana susza i gwałtowne wiatry. W sobotę słupek rtęci koło Melbourne sięgnął 47 stopni Celsjusza, co jest rekordową wartością w lutym.
Liczba ofiar tych potężnych pożarów sięgnęła 128 ofiar, a około stu kolejnych osób uważa się za zaginione. Nie jest znana liczba poparzonych i rannych osób. Australijski Czerwony Krzyż przewiduje, że ciężki stan, w jakim znaleziono wielu ludzi, zapowiada znaczny wzrost liczby ofiar śmiertelnych. W kataklizmie zniszczonych zostało ponad 700 domostw, a spalonych jest ok. 340 tys. hektarów lasu.
Przyczyny pożarów upatruje się w dwóch aspektach.
Jednym z nich jest możliwość celowego podłożenia ognia przez ludzi. Władze zapowiedziały, że surowo ukarzą podpalaczy, którzy - według nich - przyczynili się do tragedii. „Nie można tego określić inaczej, niż masowego morderstwa” - powiedział premier Australii Kevin Rudd.
Naukowcy natomiast jako przyczynę wskazują na stale ocieplający się klimat. „Ocieplenie, klimat i susza modyfikują naturę, niespotykaną, niszczycielską siłę i czas trwania pożarów buszu” - wyjaśnił Gary Morgan, szef centrum badawczego Bushfire Cooperative z Sydney. Według niego, pożary, które w ten weekend trawiły południowo- wschodnią Australię, „ilustrują konieczność prowadzenia badań naukowych, żeby poprawić naszą zdolność rozumienia” różnych zjawisk.
Brak komentarzy. |