Oferty dnia

Polska - Podkarpacie i Bieszczady - relacja z wakacji

Zdjecie - Polska - Podkarpacie i Bieszczady
I wirus ma swe zalety - lepiej poznajemy Polskę. Oczywiście wiele z tych miejsc odwiedziliśmy kiedyś tam razem z żoną, ale po 15 czy 25 latach warto zrobić powtórkę by zaobserwować zmiany. Wycieczka autorstwa żony, która zrobiła wstępny plan i rozesłała po rodzinie, a po akceptacji zajęła się również techniczną stroną organizacji czyli noclegi itp. Jeden ze szwagrów od kilku lat ma ”parcie na Bieszczady” i tak po prawdzie to on był ”powodem” i ”ojcem duchowym” eskapady. Ze swej strony upierałem się jedynie przy odwiedzinach sanockiego skansenu, gdzie nigdy wcześniej nie byłem. Cztery noclegi w PTTK w Przemyślu, cztery w Cisnej w ”Szymkówce” i jeden w Krośnie obsłużyły całą wycieczkę. Wyjazd z Chorzowa i na dojeździe do Przemyśla rzucenie okiem na Rzeszów, Przeworsk i Jarosław. W Rzeszowie spacer przez rynek do d. zamku Lubomirskich; w Przeworsku zamiast wejścia do muzeum (zamknięte - skrócone godz otwarcia przez wirusa) obiad na pobliskim Pastewniku plus rzut oka na rynek i obronny zespół klasztorny Bożogrobców; w Jarosławiu jedynie wejście na rozkopany i remontowany rynek. Cóż, rodzina jakiegoś superentuzjazmu do oglądania zabytków nie posiada - już przy czwartym kościele odczuwa przesyt. Żarty, żartami, ale trza przyznać, że w deszczowym skansenie doszła dużo dalej niż ja. Tak już jest, że na dojeździe nie zwiedza się zbyt wiele, bo czas goni i na nocleg dojechać trza. Przemyśl - noclegi w domu PTTK to był strzał w ”10”, nie żeby jakieś luksusy - chociaż pokoje przyzwoite to łazienki na korytarzu, ale ... położenie - bajka. Dosłownie 2 min piechotą od rynku, a tu wieczorami dzieje się - i pyfko można wypić, i muzyki posłuchać, i ze Szwejkiem na ławeczce posiedzieć. Zaraz po rozśrodkowaniu grupy po pokojach (w PTTK) rodzina wychodzi na rekonesans i udaje się jej nawet wejść do katedry grekokatolickiej, gdzie odbywał się jakiś festiwalowy koncert. Następnego dnia zwiedzanie Przemyśla - muzeum w Wieży Zegarowej, kościoły i katedry, drapiemy się na Kopiec Tatarski i przez pozostałości fortów schodzimy na zamek. Tak, tak Przemyśl jak Rzym położony jest na wzgórzach i nawet rynek ma pochyły, a może nawet spadzisty. Wieczorem idziemy do kościoła na finałowy koncert festiwalu i dzień kończymy na rynku. No, koncert to taki trochę męczący - rozpoczął się z opóźnieniem, a potem cała godzina powitań, podziękowań i zabierania głosu.
Następny dzień zaczynamy od Krasiczyna, którego wnętrza spustoszyli już na początku II wojny sowieccy żołnierze; cóż, drewno oraz starodruki świetnie się palą w kominku i ogrzewają. Potem fort i muzeum fortyfikacji w Żurawicy, a na koniec arboretum w Bolestraszycach i pozostałości fortu pancernego San Rideau. Już nawet miłośnicy militariów i historii najnowszej mają przesyt.
Skoro świt pobudka i wyjazd na Ukrainę - PTTK organizuje wycieczki z przejazdem koleją malowniczą trasą z Wołosanki do Sianek. Wszyscy myśleli, że to jakaś turystyczna kolejka, a to regularna Kolej Zakarpacka, która na odcinku 18km pokonuje prawie 400m różnicy poziomu. Widoki przepiękne, wysokie wiadukty, tunele; ponieważ każdy tunel to obiekt strategiczny strzeżony jest z obu stron przez wojskowy posterunek. Do tego zwiedzanie Samboru, oglądanie kapliczek, dzwonnicy w Jasienicy Zamkowej i ... całych pól barszczu Sosnowskiego. Żal tylko, że cerkiew w Użoku minęliśmy bez zatrzymywania się; cóż tak wyszło ze względu na rozkład odjazdów pociągu. Na Ukrainie pewne miejsca nadal trza omijać szerokim łukiem, np. ubikacje na stacji kolejowej - foto nie pokażę, bo jest zbyt drastyczne. Kolejny dzień to przejazd do Cisnej z zaplanowanym po drodze zwiedzaniem - zaczynamy od skansenu w Sanoku i tu dopada nas pech - w połowie zwiedzania zaczyna się pompa; leje, że momentami świata nie widać - nawet najbardziej zdeterminowani kierują się w stronę samochodów. Skansen rzeczywiście ciekawy i tematycznie zróżnicowany; jeśli ktoś nie był - szczerze polecam. Podzielony na sektory prezentuje galicyjski rynek, kulturę Pogórzan, Łemków, Bojków, a nawet obiekty związane z wydobyciem ropy. Tu na galicyjskim rynku smakujemy regionalnego wypieku czyli proziaka (przez Z, nie przez S). Następnie sanocki zamek - muzeum z bogatym zbiorem ikon i galerią Beksińskiego. Wychodzimy z muzeum - nadal leje; zaglądamy na rynek i w drogę. Z planu zwiedzania wypadają ruiny zamku Sobień i oglądanie Leska. Dopiero po obiedzie i wyjściu z restauracji deszcz ustaje, ale do centrum Leska już nie wracamy. Dojeżdżamy do Cisnej. I zaczynają się górskie wycieczki - najpierw do Chaty Socjologa pod Otrytem; oczywiście pod szlak podjeżdżamy samochodami i schodzimy ścieżką jakieś 3km od punktu wyjścia. Następnego dnia przejazd turystyczną kolejką bieszczadzką i spacery - miał być pomnik Waltera, ale go zburzyli. Nawiasem, gdzieś usłyszeliśmy, że z tym ”człowiekiem co się kulom nie kłaniał” to wykreowana w swoim czasie legenda, gdyż generała zastrzelił jego własny adiutant. Kolejny dzień znów wyjście ”wysokogórskie” - Dwernik Kamień (ponad 1000m). Wyłamuję się z rodzinnej grupy i zostaję w Cisnej - stareńki już jestem i od paru lat po górach się nie drapię. Oczywiście też wychodzę na szlak - nieco powyżej Bacówki pod Honem, ale idę sobie tyle ile chcę (a nie ile muszę) ok. 2godz pod górę, a potem spokojnie wracam. Rodzina zdobywa szczyt i schodzi inną drogą i to z przygodami. Szwagier zostaje w samochodzie czekając na sygnał, żeby podjechać kiedy zejdą już na asfalt. Zeszli i ...brak zasięgu, brak zasięgu więc drepczą asfaltem kilometry i ... brak zasięgu, brak zasięgu. Wszyscy, oprócz mnie, w stresie. Skończyło się pozytywnie - jakoś się poodnajdywali i wrócili samochodami do Cisnej. Następnego dnia opuszczamy ”Szymkówkę” i jedziemy na ostatni nocleg do Krosna. Oczywiście po drodze zwiedzanie - mały, ale ciekawy skansen łemkowski w Zyndranowej, następnie skansen naftowy w Bóbrce i spacer po Iwoniczu. Czasem trza się poczuć jak kuracjusz. Na nocleg dojeżdżamy do Krosna. Nazajutrz Krosno - byliśmy tu już na Sylwestra, ale co nieco zostało do zobaczenia. Miało być muzeum z kolekcją lamp naftowych, ale w remoncie, więc wchodzimy do muzeum Rzemiosła; potem kościół parafialny, rynek i w drogę. Ruiny zamku w Odrzykoniu, w którym rozgrywa się akcja ”Zemsty”, dalej skały Prządki i drewniany kościół w Haczowie. Koniec programu, koniec wycieczki - wracamy do domu.
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?
skansen w Sanoku, Przemyśl, a i drewniany kśc w Haczowie wart jest polecenia
Autor: papuas / 2020.08
Komentarze:

Jack
2020-11-30

>>>I wirus ma swe zalety - lepiej poznajemy Polskę.

Na niektórych tablicach rejestracyjnych samochodów w Ontario jest taki napis: "Ontario-Yours to Discover".

W tym pandemicznym roku ogromna większość mieszkańców Ontario właśnie to uczyniła i zaczęła odkrywać Ontario! Przez to parki prowincjonalne były na weekendy w 100% zajęte (nawet w październiku), niemożliwością było kupić coś do pływania (kajaki, kanu), a ich wynajęcie też nie było prost, a rowery wykupiono w 99.99% (czegoś takiego to nie widziałem w sklepach, tam, gdzie były setki rowerów, po prostu wolne przestrzenie). Nie ma więc złego, co by (częściowo) na dobre nie wyszło!