Grecja - Odpoczynek na wyspie Samos - relacja z wakacji
Uwielbiam greckie wyspy i kilka z nich już odwiedziłam. Kreta, Rodos, Zakynthos, Santorini, Thirasia, Kos, Nissiros, Korfu, Paxos - każda inna i wszystkie one pozostawiły w mojej pamięci cudowne wspomnienia i pragnienie poznawania kolejnych. W tym roku wybór padł więc na Samos, wyspę na Morzu Egejskim, u wybrzeży Turcji. Hotel wybraliśmy z oferty Itaki. Miał to być tydzień pobytu, podczas którego zamierzaliśmy wypożyczyć auto i zwiedzać wyspę samodzielnie. Po przylocie powitała nas na lotnisku przemiła rezydentka, z którą spotkaliśmy się jeszcze na drugi dzień na zebraniu. Za jej pośrednictwem wypożyczyliśmy auto, które zostało nam podstawione już następnego dnia na hotelowy parking. Nie musieliśmy więc na własną rękę poszukiwać wypożyczalni, co zawsze jest dodatkowym stresem z uwagi na barierę językową (ja nie znam wcale angielskiego; mój mąż sobie jakoś radzi, ale jednak stres jest). Wykupiliśmy też wycieczkę na wyspę Patmos, ale o tym w oddzielnej relacji :)
Nasz hotel zlokalizowany był w spokojnej okolicy, na niewielkim wzgórzu, w odległości ok. 2 km od prześlicznego miasteczka Pythagorio, w południowej części wyspy. Składał się z kilku uroczych, kolorowych, budynków położonych w zadbanym ogrodzie - wśród drzew pomarańczowych i morelowych (dojrzałe morele na drzewach!), kwitnących oleandrów i krzewów róż. Z naszego tarasu podziwiać mogliśmy widok na morze i port jachtowy. Z przyjemnością korzystaliśmy z hotelowego basenu - ładnego, czystego, z widokiem na morze, z dostępnymi bez problemu leżakami i parasolami. Oczywiście nie spędzaliśmy tam zbyt wiele czasu, bo raczej wolimy zwiedzać niż leniuchować, ale czasami, po południu, po powrocie ze zwiedzania lub spaceru, zasiadaliśmy na leżaczkach z książką lub krzyżówką. Ja w sumie nie przepadam za basenami i rzadko z nich korzystam; tu jednak czułam się wyjątkowo przyjemnie, bo było cicho i spokojnie, bowiem w czerwcu nie było jeszcze w hotelu wielu gości, a co ważniejsze, nie było żadnych hałasujących i chlapiących wodą dzieciaków.
Hotel najwyraźniej był biznesem rodzinnym, a takie w Grecji lubię najbardziej. Obsługa była niezwykle przyjazna, uprzejma i pomocna. Jeśli chodzi o wyżywienie, to w pierwszej chwili byliśmy lekko zaskoczeni, bowiem, zgodnie z opisem na stronie Itaki, miały być posiłki w formie bufetu. Okazało się jednak, że bufet był tylko na śniadaniach, a obiadokolacje były serwowane do stolika i nie było wyboru dań (chyba, że ktoś życzył sobie coś dodatkowego z karty). Szybko jednak okazało się, że nie było na co narzekać. Potrawy były typowo greckie, najpierw dwie przystawki, później danie główne i skromny deser. Potrawy były pyszne i w takiej ilości, że z pewnością nikt głodny od stołu nie odchodził. Zarówno ja, jak i mój mąż już po przystawkach praktycznie byliśmy najedzeni. Warto też dodać, że przez cały tygodniowy pobyt nie powtórzyło się ani jedno danie główne i ani jedna przystawka. Co wieczór dostawaliśmy coś innego i zawsze były to fantastyczne dania kuchni greckiej: na przystawki np. różne rodzaje sałatek, zapiekane warzywa, faszerowane pomidory lub bakłażany, smażony ser, zapiekanka z makaronu i mięsa mielonego (pasticio), fasolka z warzywami, jakieś smażone kotleciki warzywne i inne potrawy, których nie byłam w stanie spamiętać. Jako dania główne podawano różnie przyrządzone mięsa lub ryby z dodatkiem pieczonych ziemniaków lub ryżu, czasem frytek oraz grillowanych warzyw. Przyznam, że ani razu nie trafiło się danie, które by nam nie smakowało, a przeciwnie - byliśmy zachwyceni i nawet żałowaliśmy, że nie damy rady zjeść wszystkiego ;)) Hotelowi kucharze zasługują naprawdę na najwyższe uznanie, bowiem była to prawdziwa grecka, domowa kuchnia. Posiłki można było jeść na przyjemnym tarasie z widokiem na morze i basen.
Jedyną wadą naszej lokalizacji był fakt, że do najbliższej plaży trzeba było przespacerować się ok. 800 m i była to plaża kamienista, jak większość plaż na Samos. Trochę lepsza plaża była w Pythagorio ? na brzegu kamienista, ale w wodzie przyjemny piasek. Do tej jednak trzeba było urządzić sobie ok. półgodzinny spacer. My jednak z tych plaż praktycznie nie korzystaliśmy, a mając wypożyczone auto, jeździliśmy popołudniami na urokliwą, piaszczystą plażę Psili Ammos, położoną w południowo-wschodniej części wyspy (ok. 9 km od naszego hotelu). Tu mogliśmy cieszyć się jasnym, drobnym piaskiem, krystalicznie czystą wodą i pięknym widokiem na wybrzeże Turcji, do którego w tym miejscu było zaledwie ok. 1,5 km. Dodatkowym bonusem na tej plaży była możliwość bezpłatnego korzystania z leżaków i parasoli od godz. 16.30, a atrakcją podczas dojazdu do tego miejsca było stado flamingów na małym jeziorku tuż przy drodze.
Do pobliskiego Pythagorio urządzaliśmy sobie spacerki w dniach, w których nie mieliśmy samochodu. Sama nazwa miasteczka kojarzy się, oczywiście, z Pitagorasem. I słusznie. Tu właśnie urodził się i pracował słynny matematyk, co upamiętnia poświęcony mu pomnik w miejscowym porcie. W Pythagorio odwiedziliśmy też ruiny XIX-wiecznego zamku i bazyliki wczesnochrześcijańskiej oraz kościół Przemienienia Pańskiego na wzgórzu zamkowym. Z przyjemnością zagłębialiśmy się w zaułki miasteczka, zaglądaliśmy do licznych, małych sklepików, by kupić prezenty dzieciom i wnukom, odnaleźliśmy słynną Niebieską Uliczkę i chłonęliśmy klimat tutejszego portu popijając grecką kawę w jednej z wielu nadmorskich tawern i gapiąc się na morze.
Natomiast samochodem odwiedziliśmy stolicę wyspy, tj. miasto Samos, zwane też Vathy. Z przyjemnością pobuszowaliśmy po urokliwych uliczkach, przyjrzeliśmy się eleganckim, neoklasycystycznym domom otaczającym port, a przede wszystkim odwiedziliśmy niezwykle interesujące Muzeum Archeologiczne, prezentujące olbrzymi, niemal 5 metrowy, marmurowy posąg archaicznego kourosa z VI wieku p.n.e. oraz mnóstwo ciekawych znalezisk z samoskiego Heraionu, położonego niedaleko Pithagorio, w tym posągi, ceramikę, narzędzia, ozdoby, przedmioty kultu, a także dary dla świątyni wykonane z brązu, kości słoniowej, drewna itp. I muszę w tym miejscu przyznać, że zdecydowanie lepiej jest odwiedzić to muzeum, niż sam Heraion. Bowiem z Heraionu, czyli starożytnej świątyni Hery, niewiele do dziś pozostało. Świątynia ta, wzniesiona w połowie VI w. p.n.e. i wsparta podobno na 100 kolumnach, była kilkakrotnie większa od ateńskiego Partenonu i stanowiła jedno z najważniejszych miejsc kultu bogini Hery w starożytnej Grecji. Dziś jednak z całego kompleksu pozostała tylko jedna kolumna (i to nie w pełnej wysokości) i ”kupa kamieni”, a wszystko, co warte uwagi umieszczono w muzeum w Samos. Ponieważ obiekt wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, zamierzaliśmy tam się wybrać. Podjechaliśmy pod bramę Heraionu, jednak spojrzawszy przez ogrodzenie na olbrzymi teren na którym prawie nic nie ma, doszliśmy do wniosku, że szkoda czasu i pieniędzy. Spacerowanie w palącym słońcu pomiędzy tymi kamieniami, bez szans nawet na popracowanie wyobraźnią, wydało się nam mało atrakcyjne.
Odwiedziliśmy też położoną na północnym wybrzeżu wyspy miejscowość Kokkari - dawną wioskę rybacką, a dziś niezwykle malownicze, tętniące życiem miasteczko wypoczynkowe, uwielbiane przez turystów. W Kokkari mamy piękną, długą plażę, zachwycające widoki na morze, urokliwe, wąskie uliczki oraz mnóstwo nadmorskich tawern. Jest tam rzeczywiście uroczo, ale jak dla mnie zbyt tłoczno. Zdecydowanie warto tam spędzić dzień, jednak do wypoczynku wolę spokojniejsze lokalizacje.
Z miejsc godnych polecenia na Samos odwiedziliśmy też wąwóz Potami, w okolicy miejscowości Karlovasi. To świetne miejsce zwłaszcza wtedy, gdy już zmęczył nas upał i oglądanie zabytków. Przejście tego szlaku to przyjemny, około półgodzinny, spacer przez malowniczy las, pełen starych, powykręcanych drzew, wzdłuż strumienia, który kilkakrotnie przekraczamy po drewnianych, dość prowizorycznych kładkach. Cały czas wędrujemy w głębokim cieniu, więc upał zupełnie nie dokucza. Spacer kończy się na niewielkiej polance i od tego miejsca rozpoczyna się skalny wąwóz wypełniony wodą, na końcu którego znajduje się wodospad. Trochę mi to miejsce przypominało wąwóz Alcantara na Sycylii. Miałam nadzieję, że dojdziemy wąwozem aż pod wodospad i nie będzie głębiej niż do pasa. Niestety okazało się, że poziom wody był na tyle wysoki, że do wodospadu trzeba było płynąć. Ja w tej sytuacji wysiadam, pływam bowiem tylko tam, gdzie wiem, że mam grunt pod nogami, a ten grunt to piasek, a nie jakieś kamienie. Ze spacerku do wodospadu nic więc nie wyszło. Za to wdrapaliśmy się po drewnianych, prowizorycznych i bardzo stromych schodkach (których naliczyliśmy chyba ze 150) do tawerny zlokalizowanej ponad wąwozem. Przyznam, że wejście, a później zejście tymi dość chwiejnymi schodkami to też był niezły wyczyn :))
Jadąc do Wąwozu Potami zatrzymaliśmy się jeszcze na punkcie widokowym przy ciekawym kościółku Agios Nikolaos, skąd spojrzeliśmy na plażę Potami, uważaną za jedną z najbardziej malowniczych i fotogenicznych plaż na wyspie.
Na Samos na uwagę zasługują również prawosławne klasztory. My zdołaliśmy zobaczyć cztery z nich, choć na wyspie jest ich więcej. Pierwszy, jaki odwiedziliśmy to Monastyr Panagia Vrondianis, pochodzący z XVI wieku. Klasztor zlokalizowany jest wysoko w górach i dojeżdża się tam wąską, krętą drogą, podziwiając po drodze oszałamiające widoki. Jest to najstarszy na wyspie obiekt chrześcijański. Spacerując wśród surowych, wiekowych murów mieliśmy wrażenie, że przenieśliśmy się w czasie.
Następnym klasztorem jaki odwiedziliśmy był monastyr Zoodochou Pigis (co tłumaczy się jako Źródło Życia), który jest jedynym na wyspie klasztorem żeńskim. Powstał w połowie XVIII wieku na północno-wschodnim krańcu wyspy, również na wysokim wzniesieniu. W centralnej części klasztornego dziedzińca znajduje się kościół zbudowany w stylu bizantyjskim, a po klasztornych krużgankach krzątają się mniszki, wykonując swoje codzienne obowiązki. To ciekawe, że siostrzyczki robią swoje i nie przeszkadza im obecność turystów; jedna z nich nawet oprowadzała nas po kościele. Natomiast w męskich klasztorach nie udało nam się spotkać ani jednego mnicha.
W pobliżu klasztoru Zoodochou Pigis, ale już na dole, w pobliżu wioski Kamara odwiedziliśmy Monastyr Agia Zoni, pochodzący z końca XVII wieku, w późniejszych wiekach rozbudowany. Tu duże wrażenie zrobiły na nas XVII-wieczne malowidła pokrywające górną część ścian i sklepienie klasztornej świątyni.
Na końcu odwiedziliśmy klasztor Panagia Spiliani czyli Matki Bożej z Jaskini. Znajduje się on niewielkiej odległości od Pythagorio, na zboczu góry Kastro, a jego białe budynki widoczne są z daleka. Zaraz za bramą wejściową, na klasztornym dziedzińcu znajduje się mały kościółek, który niestety był zamknięty. Nie on jednak jest sercem tego miejsca. Tuż za kościołem znajduje się wejście do obszernej groty, do której schodzi się po 95 stopniach. Na końcu długiego, podziemnego korytarza, jest mała kapliczka poświęcona Najświętszej Marii Pannie, której powstanie datuje się na XI wiek. Przechowywana i czczona jest tam marmurowa ikona Matki Bożej, z którą wiąże się niezwykła historia. Legenda głosi, że obraz został kiedyś skradziony, a podczas rejsu przez Morze Śródziemne, w trakcie przeładunku wpadł złodziejom do wody. Uderzając o dno, obraz rozbił się na pięć nierównych kawałków. W kolejnych latach, woda zwracała ikonę, kawałek po kawałku. Każda z części wypływała na brzeg morza w to samo miejsce wyspy Samos, by mieszkańcy mogli połączyć obraz w całość, co w sumie trwało kilka lat. Dziś malowidło jest zupełnie niewidoczne; z powodu wilgoci kolory się nie zachowały, lecz mimo to ikona jest prezentowana w kapliczce i ozdobiona tradycyjną firaneczką. W pobliżu kapliczki umieszczona jest za szybą kopia tej słynnej ikony.
Podróżując po Samos odwiedziliśmy też kilka tradycyjnych wiosek, a po drodze zachwycaliśmy się wspaniałymi widokami i fantastycznymi kolorami Morza Egejskiego.
Wyspa Samos mnie nie zawiodła. To był piękny czas, który będę długo wspominać. Utwierdziłam się w przekonaniu, że do Grecji warto wracać. Jaka wyspa będzie następna? Jeszcze nie wiem, ale wrócę tu z pewnością.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Grecji:
Porady i ważne informacje
Warto wypożyczyć auto i objechać wyspę samodzielnie.
Komentarze:
papuas 2025-08-27 | dokładnie tak, każdy odpoczywa jak lubi i nie ma rankingu sposobu zwiedzania :)
najważniejsze by potem napisał relację |
danutar 2025-08-26 | Każdy odpoczywa jak lubi - żadna forma zwiedzania nie jest ani lepsza, ani gorsza. Ja też bardzo lubię wycieczki zorganizowane, z przewodnikiem. Ale wyspy uwielbiam - i greckie, i hiszpańske. Tam możemy dopiero poczuć luz i nie musimy chodzić "za stadem". A piasek w zębach jakoś nigdy mi nie zgrzytał :))) |
papuas 2025-08-26 | oczywiście z ogromną przyjemnością popatrzę na porobione przez Ciebie foto chociaż miłośnikiem wysp nie jestem :) od zawsze piasek zgrzyta mi w zębach, a szum fal wcale nie uspokaja
tym chętniej zobaczę, że bez tego zgrzytu w zębach :)
cóż, i takie dziwaki jak ja muszą być, które preferują "wojskowe" zwiedzanie - zobaczyli, foty zrobili - idziemy (jedziemy) do następnej atrakcji może bierze się to i z faktu, że ani żona, ani ja nie posługujemy się żadnym obcym językiem pędzę do foto |