Oferty dnia

Francja - Alzacki Szlak Winny cz.II - kraina bocianów - relacja z wakacji

Zdjecie - Francja - Alzacki Szlak Winny cz.II  -  kraina bocianów

Alzacja to niezwykły świat. To czarodziejski świat z jakiejś bajki. Jest tam tak ... nierzeczywiście pięknie i kolorowo, że przechadzając się uliczkami małych alzackich miasteczek ma się wrażenie, że to wszystko, co nas wokół otacza nie może być prawdziwe, że to jakaś duża makieta, że to jakaś bajkowa scenografia filmowa i że za chwile ujrzymy jak kręcą tu np. jakąś baśń Braci Grimm.

Po kilku dniach nasze oczy już przyzwyczajają się do tych nierzeczywistych widoków i już wierzymy, że to nie film, że to wszystko takie tu właśnie jest: kolorowe, aż na granicy kiczu, przejaskrawione dekoracje, barwne elewacje kamieniczek, mur pruski, jaskrawe kolory tynków, barwne dachówki, dachóweczki, malutkie daszki, wykusze, lukarenki, kominki, stare piękne bramy, drzwi, balustradki, kołatki, brukowane uliczki, piękne kute szyldy, ukwiecone i niesamowicie udekorowane okienka i miliony bocianów ..., bocianów oczywiście takich pluszowych, szklanych, drewnianych, wełnianych, metalowych, plastikowych, malowanych, rzeźbionych i haftowanych; są wszędzie; na kubkach, na koszulkach, doniczkach i Bóg raczy wiedzieć gdzie jeszcze. Gdzieniegdzie wysoko na wieżach i wysokich dachach można zobaczyć oczywiście i te prawdziwe bocianie gniazda z ich mieszkańcami, ale i bez widoku tych prawdziwych i tak ma się wrażenie, że jesteśmy w jakimś bocianolandzie :)!

Bocian, oprócz wina jest oczywiście symbolem Alzacji. To kraina bocianów, i bardzo Alzatczycy o nie dbają. Budują im wręcz te gniazda, całe gigantyczne rusztowania, naprawiają i konserwują te już istniejące i robią wszystko, aby boćki czuły się tu dobrze i mają ich tu naprawdę sporo; jednakże i tak nigdy ich liczba nie prześcignie naszych dumnych, polskich bocianich statystyk, bo w Polsce mamy przecież boćków o wiele więcej.

Ale wracając do Alzacji: podróż wzdłuż słynnego d’Alsace Route du Vin - czyli Alzackiego Szlaku Winnego to przygoda sama w sobie, a o winach z tego regionu napiszę trochę szerzej później, bo uwierzcie mi na słowo, że warto temu poświęcić osobną uwagę. Przysięgam na moje kubki smakowe! :))

Nasza alzacka majówka była oczywiście zbyt krótka, aby poznać ten region dokładniej, bo cóż to jest 1 tylko tydzień w tak cudownym miejscu! Ale i tak, taki kilkudniowy wypad pozwolił na chociażby powierzchowne zapoznanie się z tym niezwykłym, bardzo malowniczym Regionem, który nie jest, nie wiedzieć czemu zbyt popularnym celem turystycznym wśród Polaków, którzy ukochali sobie znacznie bardziej wycieczki do Paryża i Zamków nad Loarą.

W Alzacji nie ma ani Loary ani takich zamków, (choć tych na szlaku winnym jest tu ponad 200), ale za to są malownicze, malutkie mieścinki o niezwykłej urodzie, niezliczona wprost ilość winnic i inne ciekawe atrakcje.

Alzację najlepiej rozpocząć zwiedzać od Strasburga, któremu poświęciłam osobny opis (patrz moja relacja: FRANCJA - ALZACJA - Strasburg). Jadąc dalej na południe poruszamy się wśród wzgórz urodziwych Wogezów na zboczach których po horyzont rosną... co rośnie??? ... oczywiście, że alzackie szczepy winogron. Szczepy niezwykłe, wyrafinowane, wręcz królewskie.

Alzacki szlak winny to ok. 150-kilometrowa trasa wiodąca pomiędzy pasmem Wogezów a Doliną Renu. To szlak barwny, niezwykle malowniczy z setkami winnic i małych zamków, ruin i samotnych wieżyczek stojących na wzgórzach Wogezów, niezliczona ilość urokliwych wiosek, z mnóstwem malutkich miasteczek z brukowanymi uliczkami, barwnymi ryneczkami i ciągnącymi się nieskończenie wzdłuż uliczek domkami z pruskiego muru, a na ich parapetach i progach soją nieziemsko barwne, prześcigające się w aranżacjach kompozycje przeróżnych gatunków kwiatów, pluszaków, zwierzątek, pstrych ozdóbek i okazyjnych dekoracji w zależności od świąt i pór roku.

Pierwszym miasteczkiem, które zwiedzałyśmy na trasie winnego szlaku było urocze, małe miasteczko Obernai, leżące u stóp Wogezów; całe miasteczko to w zasadzie jedna główna uliczka z malowniczym Placem du Marche, na którym tego dnia (1 maja) był majówkowy festyn, pokazy artystów, muzyka, zabawa, gwar i mnóstwo ludzi. Po środku placu stoi piękna fontanna i pomnik/figura Świętej Odylii - patronki Alzacji, a w ciągu przyrynkowych kamieniczek można popodziwiać piękny dom mieszczący działającą tu od średniowiecza aptekę, oraz zabytkowy budynek giełdy zbożowej Halle aux Bles i Ratusz Miejski oraz renesansową Studnię Sześciu Wiader! Jak na alzackie miasteczko przystało, Obernai ze wszystkich stron otoczone jest oczywiście winnicami po horyzont.

Kolejną zwiedzaną perełką było równie urokliwe kolejne miasteczko Ribeauville, podobne do poprzedniego, malutkie, niezwykle urokliwe, ukwiecone, pełne małych przydomowych winniczek, kolorowych kamieniczek z mnóstwem ozdób okiennych, od których dostaje się tu wręcz oczopląsu :).

Zwiedzanie i wszelka włóczęga po zakamarkach takich wąskich ścieżek i uliczek - to rzecz niezwykle przyjemna, i wie to każdy turysta-wędrowiec, uwielbiający takie klimaciki, jednakże to rzecz również męcząca jak przyjemna!, więc bez małej przerwy na kawkę i regionalny posiłek się nie obyło.

Tu po raz pierwszy dałam moim kubkom smakowym rozkosz skosztowania alzackiej tarty flambee; o tym, że jest to „niebo” pisałam już w opisie Strasburga, ale tym, co nie czytali tamtej relacji wspomnę tylko, że to daleka kuzynka pizzy tylko bardzo, bardzo cieniutka z chrupiącym brzegiem, posmarowana serkiem typu fromage lekko rozcieńczonym z gęstą śmietaną z przyprawami, ziołami i świeżo zmielonym kminkiem, i zapieczona z drobno posiekanym boczkiem z krążkami cebuli z dużą ilością alzackiego, śmierdzącego i przepysznego sera typu munster z pomarańczową skórką. Możecie mi wierzyć na słowo - to jest bajka dla podniebienia!!!, potem była jeszcze tylko malutka kawusia i znów pełne sił możemy ruszać dalej :).

Z Ribeauville do kolejnego uroczego miasteczka - Riguewihr jest przysłowiowy - rzucik berecikiem! :); jednakże to miasteczko, mimo, że niewiele większe - to jednak jest to śliczniejsza wersja bajkowego miasteczka, to prawdziwa renesansowa perła na alzackim szlaku winnym. Riguewihru nie można tak po prostu ominąć, wręcz nie wolno! To obowiązkowy punkt zwiedzania alzackich miasteczek. Riguewihr nazywany jest „klejnotem pośród alzackich winnic” i faktycznie można się bez szemrania zgodzić z tą opinią!, dlatego takie tu są tłumy, bo wszyscy chcą zobaczyć w Alzacji właśnie - Riquewihr!

Do miasteczka wchodzi się piękną, średniowieczną Bramą Złodziei, z której podobno w dawnych czasach zrzucano tychże przedstawicieli tego zawodu - ot tak! ku przestrodze:), albo zupełnie po przeciwnej stronie tzw. bramą czy basztą Dolder, a wokół widać wszędzie plantacje winorośli w tle.

Riquewihr jest średniowieczną osadą, miasteczkiem, usytuowanym w samym sercu alzackich winnic, a zaliczane jest i opisywane w przewodnikach jako jedno z najpiękniejszych miasteczek nie tylko w tym regionie, ale w ogóle we Francji. Wszędzie wokół są wąskie brukowane uliczki, doskonale zachowane szachulcowe domki w intensywnych barwach sprawiają, że ma się wrażanie, iż czas tam się zatrzymał już dawno, dawno temu. Brakuje tu dosłownie tylko Baby Jagi, Jasia i Małgosi i już można by kręcić tę piękną, acz okrutną bajkę!

Kolejny dzień, kolejne atrakcje i wrażenia; na dziś planujemy winnice, degustacje, zakup alzackich win, itd... Z degustacjami tu jest tak, że co krok to mamy jakiś malutki sklepik z winami, do którego każdy właściciel chętnie zaprasza, częstuje, proponuje zakup uprzednio spróbowawszy jego trunku, ale jeśli ślicznie podziękujemy i niczego tu nie kupimy, nikt się tu na nas za to nie obrazi. Jednakże efektem takich wędrówek od sklepu do sklepu może być przyjemny, acz zdradliwy nieco szumek w głowie:). Całe dnie można tu bowiem chadzać na lekkim bądź większym rauszu i to zupełnie za free! :).

Ale tak na poważnie - nie jest to tak do końca za free, bo próbując tak raz po raz, coraz to innych gatunków win, mamy ochotę kupić je tu wszystkie!!! czego efektem jest, że kupujemy całą masę charakterystycznych butelek z długimi szyjkami pełne wybornego złocistego trunku, pakowanego w pomysłowe kartony przedstawiające alzackie, szachulcowe kamieniczki!

Miałyśmy również przyjemność zawitać do dość sporej i takiej z tradycjami pięknej winnicy rodziny Bott. Tu tak naprawdę poznałyśmy te wykwintne, wspaniałe alzackie wina. Smakowaniu i próbowaniu nie było końca, a wszystko przy opowieściach o beczkach, tradycjach winnicy, o cennych szczepach winorośli, sposobie produkcji wina, o wielopokoleniowej rodzinie winiarzy, przechadzając się po małym, rodzinnym muzeum z mnóstwem dawnych, winiarskich pamiątek. Takie degustowanie win to kapitalna rozrywka, bo wraz z winami poznaje się też i historię winnicy, ale i przede wszystkim ich właścicieli.

Okazuje się, że początki alzackiego winiarstwa sięgają tu czasów rzymskich, a królują tu niezmiennie od lat szczepy białych win, głównie riesling, gewurztraminer, sylvaner, pinot gris, pinot blanc, muskat i jedyne produkowane tu czerwone wino: pinot noir. Alzackie białe wina zaburzyły moją dotychczasową wiedzę o winach w ogóle; są nieprawdopodobnie aromatyczne, o bogatym bukiecie smakowo-zapachowym, wykwintne, delikatne, wyrafinowane... są bardzo wytrawne, ale to wręcz słodycz czujemy na podniebieniu pijąc je, a nie cierpką goryczkę!

Brakuje mi aż przymiotników żeby je opisać; ponadto w fantastyczny sposób Alzatczycy posiedli jakąś tajemną wiedzę z czym te wina należy łączyć i w jaki sposób, żeby smakowały jeszcze lepiej. Nie mam bladego pojęcia skąd oni to wiedzą, ale faktycznie odpowiednie zestawienie posiłku i wina to koronna dyscyplina Alzacji, a Alzatczycy mają po prostu jakiegoś fizia na punkcie dopasowania odpowiedniego trunku do tego co mają akurat na talerzu:), co innego pija się tu do serów typu camembert, a co innego do serów pleśniowych, jeszcze co innego do kapusty, ryb, mięs wieprzowych, gęsiny, itd. ... jakieś istne szaleństwo!

Dla człowieka ze wschodniej Europy to zupełne, niezrozumiałe wariactwo, my bowiem nie przywiązujemy do tego aż takiej uwagi jakie wino pijemy do jakiego dania; z reguły wybieramy oczywiście wytrawne, ale dzielimy je już tylko na czerwone do mięs, a białe do ryb i bez zbytnich ceregieli przystępujemy do naszej kolacji...! bo już sam fakt że w ogóle pijemy wino do posiłku jest czymś świątecznym samym w sobie, no tak... ale nie dla Alzatczyków! Dla nich wino to nie jest alkohol, tylko nieodzowny element posiłku! I to zawsze musi być Odpowiednie Wino, a nie jakieś tam przypadkowe - to w Alzacji rzecz niedopuszczalna!

Uradowane więc, bogatsze o wiedzę o winach, apelacjach, gwarancjach jakości, itd. ... bogatsze o kilka butelek tych wyśmienitych trunków i lżejsze o kilkadziesiąt euro każda, opuściłyśmy z lekkim szumem w głowach tą uroczą winniczkę :), dźwigając pod pachami kartony tego niesamowitego trunku. Mnie przypadł do gustu szczególnie Gewurztraminer, którego zakupiłam najwięcej, ale wspaniale smakuje też pinot gris (nazywany mylnie tutejszym tokajem, choć nie ma z nim nic wspólnego) oraz oczywiście wyśmienity, zdecydowany w smaku riesling!

Winnica Bott Freres nie była jedyną do jakiej trafiłyśmy będąc w Alzacji, bo w winne zakupy zaopatrzyłyśmy się również w znacznie mniejszej, ale równie z tradycjami winniczce Metz Freres, do której trafiłyśmy całkiem przypadkiem:)) i tu również zakupiłam Gewurztraminery, które dopchałam jeszcze do walizy, aby spokojnie i szczęśliwie przywędrowały ze mną do domu i cieszyły chociaż przez jakiś czas podniebienie:))

Jeszcze tylko wspomnę, że alzackie wina nie mają nazw własnych, zawsze nazywają się tak jak szczep z którego pochodzą i muszą być rozlewane i butelkowane zgodnie z tutejszą ustawą w miejscowości z której pochodzą - to daje im gwarancję autentyczności według klasyfikacji AOC Grand Cru; podobną metodykę stosuje się dziś jeszcze na świecie w Kalifornii i Australii.

Mam jeszcze informację dla tych, co jednak mimo sławy, nie gustują w winach w ogóle; jest w Alzacji stary browar z 1664 roku produkujący smaczne, pozbawione charakterystycznego zapaszku, lokalne piwo Kronenbourg, którego wszędzie w Alzacji na pewno nie zabraknie!

Kolejny dzień - to chwilowa zmiana „widoków” z szachulcowych, barwnych miasteczek na warowne zamczysko niedaleko miasteczka Orschwiller położone wysoko na pięknym, ponad 750-metrowym wzgórzu z roztaczającymi się stąd panoramami na Wogezy i niemiecki Schwarzwald - jedziemy do największego z alzackich zamków Haut Koenigsburg. Zamek ten jest wymieniany jako stały punkt atrakcji turystycznych na trasie większości wycieczek do Alzacji i wart jest obejrzenia go z bliska.

To potężne zamczysko zbudowane jest na szczycie góry z efektownego, czerwonego piaskowca, podobnie jak strasburska katedra. Forteca ta została zbudowana w XII w. dla Fryderyka I Barbarossy. Sale zamkowe mieszczą ciekawe ekspozycje zbroi rycerskich, broni, halabardy, jest tu tez kolekcja potężnych armat. Zamkowe komnaty wyposażone są w piękne meble, piece kaflowe, trofea myśliwskie a ściany zamkowych komnat ozdobione są pięknymi malowidłami. Haut Koenigsburg został w zasadzie całkowicie zniszczony a z ruin i zgliszczy podniesiono go dopiero na polecenie Wilhelma II, ostatniego cesarza Niemiec. Była to ponoć kwestia czysto prestiżowa.

Po atrakcjach zamkowych udajemy się do malutkiego bardzo urokliwego kolejnego alzackiego miasteczka - tym razem do Kaysersberg, w których zachowały się w większości urocze, typowe dla okresu średniowiecza zabudowania. Charakterystyczny jest tu Ratusz w stylu reńskiego renesansu. Czas potrzebny na poszwędanie się po miasteczku to z górką 2 godzinki! Kolejne cudne szachulcowe kamieniczki, ukwiecone aż do bólu okienka, ciekawe szyldy, sklepiki, pamiątki w postaci oczywiście głównie bocianków, mnóstwo turystów i wszędzie wino... wino... wino....

Kolejna urokliwa knajpeczka, kolejna tarta flambee z dodatkami, kawusia, i znów łażenie wśród zakamarków i wąskich uliczek. Jeśli ktoś będąc akurat w miasteczku dysponuje większą ilością czasu, to namawiam aby wspiąć się na górę, gdzie mieszczą się ruiny dawnego zamku. Z ruin wprawdzie tak naprawdę pozostała tylko wieża, ale warto wejść na wzgórze choćby dla samych widoków, które jak zwykle z takich miejsc są oszałamiające, ukazują przed nami dachy i wieże kościołów Kaysersbergu wśród wszędobylskich, otaczających miasteczko winnic.

Na sam koniec naszej wycieczki zostało miasteczko Colmar, drugie po Strasburgu pod względem wielkości w Alzacji.

Wjazd do tego alzackiego miasta nie zdradza jeszcze jego charakteru. Na rondzie, przy wjeździe do miasta stoi ku naszemu zdumieniu ... wielki posąg Statuy Wolności! Tak... Tak... :). Tutaj bowiem mieszkał i tworzył znany architekt Frédéric Auguste Bartholdi, twórca słynnej Statuy stojącej dziś w Nowym Yorku a jej wewnętrzne stalowe konstrukcje wykonał sam Gustaw Eiffel! (ten Eiffel:)).

To zresztą jest bardzo ciekawa historia, bo niewielu z nas wie, że Statua była początkowo zaprojektowana jako Latarnia Morska mająca stanąć u wejścia do kanału Sueskiego w Egipcie, który niestety w końcówce XIX wieku był równie zamożny jak jest i dziś - czyli nie posiadał odpowiedniej ilości gotówki na tak kosztowną inwestycję; w końcu więc Statua została podarowana przez Francję - Stanom Zjednoczonym w setną rocznicę niepodległości Ameryki.

Malownicze Colmar uważane jest we Francji za jedno z najpiękniejszych miasteczek w Europie, a jest niewątpliwie perłą regionu Alzacji. Miasto ma przepiękną starówkę. A bajkowego klimatu nadają miastu stare, kolorowe kamieniczki z charakterystycznym murem pruskim z urokliwą średniowieczną dzielnicą zwaną la Petite Venice - Małą Wenecją, z którą co prawda to miejsce nie ma zbyt wiele wspólnego. Spacer w tej części Colmar odbywa się w tłumie turystów i to codziennie o każdej porze dnia. Zrobienie zdjęcia pustej La Petite Venice w zasadzie jest niemożliwe.

Miasteczko ma bardzo ładny kościół z pięknym, dachem z mozaikowo ułożonej barwnej dachówki, to Kolegiata Saint-Martin; a kolejny ciekawy kościół stoi przy placu Dominikańskim (Place des Dominicains), to gotycki kościół Dominikanów, kiedyś zdesakralizowany i wykorzystywany jako targ zbożowy. Znany jest ze swych XIV- i XV-wiecznych witraży oraz słynnego tryptyku „La Vierge au buisson de roses” (Madonna z Różanym Krzewem) - z 1473 r. pędzla Martina Schongauera. To arcydzieło, przedstawiające postać Maryi o łagodnych oczach, tulącej w ramionach małego Jezuska, dostało się na czołówki gazet, gdy zniknęło na 18 miesięcy po kradzieży w styczniu 1972 r.

Podczas zwiedzania Colmar zobaczymy niezwykłe, malownicze kanały na przecinającej miasto rzece po której pływają tez łódki wycieczkowe, szczególnie w rejonie Małej Wenecji.

Jeszcze jedna ciekawostka związana z Colmar: otóż budynek tutejszego dworca jest prawie identyczną kopią dworca kolejowego w Gdańsku, co odwiedzających to miasto gdańszczan z pewnością na chwilę zaskoczy! W każdym bądź razie podobieństwo jest naprawdę dość duże.

Miasteczka alzackie są do siebie bardzo podobne, szczególnie przez zabudowę z muru pruskiego, tę kwiecistość okien i sklepów, wino, szyldy i bociany; wszystkie w zasadzie to takie Petit Strasburgi i Petit Colmary; co krok to Petit coś tam... coś tam..., ale faktycznie - Walt Disney musiał chyba właśnie stąd czerpać inspirację do swoich bajek o Śnieżce i krasnoludkach :).

Nasza wycieczka dobiegła niestety końca, a potem był już tylko długi powrót przez malowniczą Badenię, Wirtembergię, żółto kwitnącą rzepakiem Saksonię i tak aż do Wrocławia, a potem prosto do Warszawy.

Podsumowując naszą majówkową eskapadę, nie mogę się nadziwić dlaczego Alzacja jest tak mało popularna wśród naszych rodaków? Jeździmy przecież do Francji coraz częściej, oczywiście głównie odwiedzamy Paryż, czasami jeździmy na Lazurowe Wybrzeże, do Prowansji, rzadziej do Normandii, albo na narty w Alpy, a taka malutka, przygraniczna przecudownie baśniowa Alzacja jest wciąż tak mało znana! Szkoda ogromna, że tak jest, bo to naprawdę niezwykłej urody region, ze wspaniałą historią, zabytkami, niezliczoną ilością zamków, fantastycznych tras rowerowych w Wogezach, z doskonałą kuchnią i wyśmienitymi winami. Najbardziej wybredny turysta znajdzie tu wszystko czego dusza zapragnie; mam więc nadzieję, że nas Polaków - których wszędzie na świecie jest przecież „turystycznie” mnóstwo będzie wkrótce w Alzacji tak wielu jak turystów z innych krajów, tłumnie odwiedzających tą malutką, zaczarowaną krainę!

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Francji:
Co warto zwiedzić?
  • Strasbourg,
  • Colmar,
  • Linię Maginota,
  • Obernai,
  • Selesat,
  • Riquewihr,
  • Riberville,
  • Kayserberg,
  • potężny zamek Haut Koenigsburg,
  • Miluza.
Autor: piea / 2012.05
Komentarze:

barkula
2013-02-17

Dziękuję za interesujący opis podróży.Zachęcająco brzmi i utwierdza w przekonaniu, że tegoroczne wakacje będą udane.Brakuje mi jeszcze w tym opisie miejsc noclegowych,(Czy w drodze do Francji był gdzieś postój w Nimczech?czy prosto do celu?) cen i ew.gdzie i co warto zjeść!!Przecież to Alzacja!Jak długo trwała Wasza podróż?Bylibyśmy wdzięczni za te niby mało ważCzy w drodze do Francji był gdzieś postój w Nimczech?czy prosto do celu? Bylibyśmy wdzięczni za te może mało ważne ale dla nas istotne dla planowania drobiażdżki.