Nie jesteś zalogowany.
Jedziemy jeszcze kawelek dalej i odwiedzamy wioskę
market spożywczy
mój ulubieniec
Mieszkańcy poczęstowali nas winem ryżowym. Okropieństwo!
Potem znowu przejechaliśmy kawałek na obiad, który jedliśmy w chatce na palach, ale tymczasem po drodze...
i docieramy do domostw
w tym domku jedliśmy obiad
zanim sie zorientowałam, już pozostały puste talerze
po obiadku wybraliśmy pozwiedzać wioskę
Pod wieczór wróciliśmy do Hanoi, poszliśmy na kolację i wreszcie mieliśmy chwilkę wolnego czasu na zakupy. Ale ta chwilka była naprawdę krotka
Jak przylecieliśmy z Polski to wymieniłam jeszcze na lotnisku 100$ - dostałam za to 2 mln dongow Na pierdoły, jakieś tam pamiątki wydałam 1 mln. Z drugim właściwie nie miałam co zrobić, zostawiłam "na zaś"
W kolejnym dniu musieliśmy się spakować i wymeldować z hotelu. Wyruszyliśmy autokarami do Zatoki Ha Long
Po drodze zatrzymaliśmy się przy takiej jakby hurtowni
no i docieramy do portu
zaokrętowali nas na dwóch dżonkach Paradise Cruises
każdy wchodzący na pokład był obsypywany płatkami kwiatów
Co do tych dżonek...luksus niesamowity! Było pięknie!
oto moja kajuta
Dodam, że rejs trwał 3 dni. Jedzonko było rewelacyjne!
Po drodze mijaliśmy inne dżonki, były bardzo różne, ale wszystkie piękne
i widoczki po drodze...pogoda jak widzicie - mgła, pochmurno
w czasie rejsu do naszej dżonki podpływały różne łodzie z handlującymi, bardzo często dziećmi
dopłynęliśmy do pływającej wioski
przesiedliśmy się do takich łódek
Wiecie na co zwróciłam uwagę podczas rejsu? Na ciszę /no...oprócz wieczorów, kiedy to na pokładzie odbywały się dyskoteki/
Ta cisza, mgła nadawała temu miejscu magii. Pamiętam jak obudziłam się rano, nic nie słyszalam, żadnych odgłosów, wyjrzałam przez okno, a tu mleko! Dżonka stała zakotwiczona, wokół nic nie było widać - niesamowite uczucie. Dodam jeszcze troszkę widoczków "po drodze"
Następnego dnia popłynęliśmy do Parku Narodowego Cat Ba. Żeby podpłynąć bliżej wysp, musieliśmy się przesiąść do mniejszej dżonki, a taką "taksówką" przemieszczaliśmy się między dżonkami i podpływaliśmy do wysp
to zdjęcie było robione na tej mniejszej dżonce
skąd one się tam wzięły?
i dopływamy do Parku CatBa
na miejscu czekaly na nas rowery i skutery,można było wybrać. Do przejechania był spory kawałek - ja oczywiście wybrałam rower
Chwilka przerwy na oddech. Rowery zostawialiśmy i czekała nas piesza wędrowka. Pierwotnie mieliśmy obejść górę...w rezultacie wspinaliśmy się na tą górę.
Oj - ciężko było
i jesteśmu znowu na dole
Poinformowano nas, że wieczorem czeka nas uroczysta kolacja w jaskini. Było już ciemno, była mgła i słychać było zbliżajace się odgłosy bębnów. Nasłuchiwaliśmy, wypatrywaliśmy, ale nic nie było widać. Podpływamy bliżej, przesiadamy się do naszej "taksówki" i płyniemy. Odgłosy są coraz głośniejsze...no mówię Wam - jeszcze tam King Konga brakowało Atmosfera nieziemska! W koncu dopłynęliśmy
To widok z poziomu wody. Do jaskini, a raczej groty trzeba było wejść po schodkach. Zdjęcia mam niestety tylko takie
a w środku okrągłe stoły przepięknie nakryte, caly rząd żarełka, osobne stoliki z napojami %, faceci grający na bębnach, cała grota oświetlona świeczkami - BAJKA!
Tylko ta jakość zdjęć...
Po kolacji była oczywiście dyskoteka Każdy w dowolnej chwili mógł wrócić na łódź
I nastał ostatni dzień mojej darmowej laby Popłynęliśmy zwiedzać jakąś słynną jaskinię, chyba nazywała się "Jaskinia niepodzianek", ale oczywiście jak to ja - pewności stuprocentowej nie mam. Mgła nas nie opuszczała
i wracamy na naszą łajbę
Potem jeszcze zafundowali nam pływanie w kajakach, wywrotne były
Po kajakach byl już powrót do Hanoi i lot do Warszawy. Wyjazd expresowy, tak jak moja relacja Zresztą - inaczej relacje pisze sie po powrocie, inczej jak się przenosi z innego miejsca.
Pamiętam relację Toma z Wietnamu i pamiętam jego rewelacyjne zdjęcia. Ja mam tylko takie. Bardzo chciałam zobaczyć region Sapa, ale organizatorzy mieli inny plan
Cieszę się, że dane mi było zobaczyć chociaż ten mały kawałeczek Wietnamu, a Zatokę Lądującego Smoka polecam wszystkim najbardziej
KONIEC
Zapomniałam jeszcze dodać co się stało z milionem dongów!
Wpadłam na lotnisko w Hanoi - kurcze, mam jeszcze milion! Co za to kupić? Biegałam jak szalona po wszystkich sklepikach i wpadło mi w oko to:
Naiwnie się pytam - czy mogę to przywieźć do Polski? Tak, jasne, nie ma problemu! Skoro sprzedają takie rzeczy na lotnisku to chybna można Butelka kosztowala dokładnie milion /50$/ dobra - kupuję. I dopiero w Polsce, jak zaczęłam czytać o przepisach to włosy mi się zjeżyły na głowie. Gdyby mnie zatrzymali, sprawdzili bagaż podręczny...
Wypiłam i przeżyłam