Nie jesteś zalogowany.
Jaki okrutny? jaki???
Z tego co wiem to w karawanie szła w radiu live audycja z Torunia, także w drodze powrotnej byli zabezpieczeni
..A my bidoki musieli słuchać disco polo po gruzińsku przy tych wertepach to była dopiero jazda
Melduję się
Ja nie z Wiyrku ale z Wrocławia ale obejrzałam i zakumałam
Nie no koniaków za 7 tysi to ja nie chcę ale cała reszta smakowita, klimatyczna no i trochę swojska
Hapolu, jak TY wytrzymujesz tempo na tych objazdach?? Wczesne wstawanie, dziesiątki kilometrów na nogach, obżarstwo, opilstwo i brak snu??? Ja bym padła po dwóch dniach
Automat z magnesikami wymiata, no ale to takie last minute dla potrzebujących
Dawaj dalej
Hapol
ps. nawet mogłabym w to uwierzyć, bo to jest jedyne radio, które odbiera wszędzie...
Ostatnio edytowany przez Angela (2018-10-09 22:28:30)
Witanko Iwonko...
Jak wytrzymuję? Po prostu to kocham i lubię
Obżarstwo i opilstwo jest w kulturalnych i przyzwoitych granicach....A co do spania, to nawet w domu śpię max 6 godzin.....
Daję dalej
Nawet ostatnio w niedzielę Janek jak odbierałem Izę z wyjazdu zapytał:
Eeeee, Adam trzimiesz sie jakoś bo półtora miesiąca bez wyjazdu u Ciebie to dobrze niy wróży
Ostatnio edytowany przez hapol (2018-10-09 22:45:48)
Angela napisał:
Hapol
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
ps. nawet mogłabym w to uwierzyć, bo to jest jedyne radio, które odbiera wszędzie...
Wszędzie,wszędzie....ostatnio nawet pingwiny na Antarktydzie złożyły wniosek do Komisji UE, bo im zagłusza ciszę i spokój
Pakujemy się bo autokaru i jedziemy do......sanatorium :
CKALTUBO - miasto uzdrowiskowe, którego historia sięga XIII wieku gdy pasterz odkrył źródła wód radonowych.
Po II wojnie światowej, w latach świetności było tam 19 dużych ośrodków sanatoryjnych, w których głównymi klientami byli bogaci Rosjanie.Po rozpadzie ZSRR i zamknięciu granic przestali przyjeżdżać i kurort zaczął popadać w ruinę, którą pogłębiło zakwaterowanie w wielu sanatoriach ponad 9000 Abchaskich Gruzinów po przegranej wojnie.Obecnie jest tam tylko jedno sanatorium, a my będziemy nocować w byłym ośrodku, który jest przerobiony na hotel.
Zagadka dla spostrzegawczych
Ośrodek jest położony w ogromnym parku.Pomimo zniszczonej infrastruktury nie dziwota że kiedyś dostęp tutaj mieli tylko wysokiej rangą oficerowie
Takich ogromnych budynków jest cztery, z tego jeden wyremontowany i zamieniony na hotel
A to, to taka mała jadalnia
Budynek główny pięknie się prezentujący po remoncie
Bierzemy karty i idziemy szukać naszego pokoju
..tu? nie
to może tu? też nie
Aaaaa...tu
numer pokoju łatwy do zapamiętania co przezorny Janek wyjaśnił nam później
Po wejściu cofamy się w inną epokę
...ale widząc padłem
Śmigamy na kolację, jednak bardzo lajtową ponieważ wieczorem jedziemy do gruzińskiej rodziny
Grzesiu, kumpel z "atutowej paczki", który niestety nie poleciał z Nami podczas pierwszej wizyty w Gruzji zatrzymał się u jednej z rodzin, którzy prowadzili guesthose.Tak mu się spodobała rodzina i atmosfera, że będąc co roku zawsze zatrzymywał się u Nich....w styczniu będzie już siódmy raz....Tak na marginesie, gdyby nie Taj to wylądowałbym tam razem z nim
Kiedy dowiedział się, że będziemy mieli niedaleko od nich nocleg poprosił nas, czy nie moglibyśmy zawieźć im paru drobiazgów z Polski....Gruzini uwielbiają polskie kabanosy i .....krówki
A przy okazji zobaczyli i poczuli prawdziwe gruzińskie klimaty.
Nooooooo... mi dwa razy nie trzeba gadać
Grzesiu ucieszony wszystko załatwił...jedziem
Janek też był bardzo chętny, jednak po namyśle wiedząc czym to grozi, mając na uwadze kilka takich wizyt z czasów studenckich rezygnuje
Dlatego też przezornie wybrał łatwy numer, żebyśmy po suprze nie mieli problemów z dotarciem do pokoju...
Była jeszcze opcja, że mogą nasza trójkę zgarnąć na drugi dzień w drodze powrotnej na głównym rondzie w Kutaisi ....i niewiele brakowało a tak by się to skończyło
Bierzemy taksówkę która zawozi nas "PRAWIE" na samo miejsce...
Okazuje się że droga jest w remoncie i dalej jechać się nie da
Idziemy jakimiś zadupiami, po 20 minutach docieramy pod wskazany adres....a tu zonk
Dobijamy się do bramy, wychodzi pan i zdziwiony mówi że tu takiego guesthousa nie ma....Pokazujemy na telefonie że ulica i adres pasuje....Po chwili zaskoczył i wszystko nam wyjaśnił.
Okazało się, że oni czasem mają bardzo dziwny sposób numeracji ulic.Z placu na którym wysiedliśmy odchodziły w bok trzy ulice....i tu ciekawostka....Wszystkie nazywają się tak samo улица Тбилисская.
Numer polega na tym że jest drobny szczegół o którym nie wiedzieliśmy улица Тбилисская "3-й переулок" 6...czyli jakby po naszemu trzecia odnoga ...My weszliśmy w tą złą.....Ale po 40 minutach docieramy na miejsce.
A nazajutrz stwierdziliśmy że te 40 minut uratowało nam życie
Zagadka dziecinnie łatwa i prosta - ewidentnie chodzi o sygnalizację świetlną w kształcie serca
hapoluniuniek napisał:
w styczniu będzie już siódmy raz....Tak na marginesie, gdyby nie Taj to wylądowałbym tam razem z nim
no co za pech - a mogłeś pojechać na taką ciekawą wycieczkę szlakiem ruin i kościołów do Gruzji, a tu nuuudna Tajlandia się szykuje
hapoluś napisał:
Dlatego też przezornie wybrał łatwy numer, żebyśmy po suprze nie mieli problemów z dotarciem do pokoju...
oooo zaczyna się robić baardzo ciekawie
brawo Ty!
Z relacji Grzesia wiem że podczas pobytu u Suliko & Medico raczej się ruin i kościołów nie zwiedza
Ale spoko majonez jesteśmy już umówieni na 2020
Za bardzo siem nie ciesz, bo filmików nie wrzuce
A czy Ty jesteś spostrzegawczy?
Bardziej zdrobnić nie szło?
Na przywitanie specjalny toast koniakiem z górniczego kilofka, który Suliko dostał od Grzesia podczas jego drugiego pobytu
W domu przebywała akurat prawdziwa turystyczna mieszanka.....Francuskie małżeństwo emerytowanych profesorów z Sorbony, dwie Czeszki, grupa dziesięciu rowerzystów ze Słowacji którzy byli akurat w trasie i Japończyk
Yoyu był tam od trzech dni, zapytany co już zwiedził odparł, że na razie trójkąt Bermudzki....jadalnia, kibelek, sypialnia
Zresztą było widać po chłopaku że słaba głowa
róg KHANCI do którego wchodziło spokojnie pół litra wina
Yoyu już ledwo zipiał
....ale przed pójściem w objęcia Morfeusza zrobił sobie pamiątkową fotkę
Francuzi zmęczeni trudami dnie też idą spać, Czeszki poszły na spacer, ale było widać że to chyba nie ich klimaty....wolałyby raczej piwko
Towarzystwo się rozlazło, a Suliko bierze Nas do swojego królestwa
obowiązkowy WACHTANGURI czyli "brudzio" )
zapaszek był już konkretny
No i tak jeden toast, drugi....trzeci....Dorota mówi że źle to widzi tym bardziej że Suliko wprost kocha Polaków, jak to stwierdził za podobne charaktery, burzliwe i ciężkie losy krajów i łeb do picia
Zresztą w Gruzji są dwa magiczne dla nas słowa, które po wypowiedzeniu otwierają serca i drzwi gruzińskich domów....Polak i Kaczyński.
Gruzini i to widać nie na żaden tam pokaz pamiętają i bardzo doceniają to, że 10 lat temu przyleciał do Tbilisi i ich wsparł.
Na szczęście w "nieszczęściu", bo raczej byśmy z tej piwniczki nie wyszli, z góry dobiega głos Medico że ....przyszedł ich syn.
Ossszzzz kurrrr, pomyślałem se.....no to teraz się dopiero zacznie
No i tu wskakuje te 40 minut
Przed przybyciem syna toast był wznoszony tak średnio co kwadrans, z nim już co 5 minut więc łatwo policzyć ich nie wznieśliśmy
Ale żeby oddać prawdziwy obraz takiej supry, bo czytając można odnieść wrażenie że wszyscy po dwóch godzinach leżą nażarci i nawaleni pod stołem, nic bardziej mylnego, pozwolę sobie zacytować fragment książki Kapuścińskiego "Kirgiz schodzi z konia"...
..."Biesiada ta nie ma nic wspólnego z wyżerą, z ochlajem, z bibą. Tu się przychodzi, żeby mieć przerwę w życiorysie. Gruzin gardzi pijaństwem, nie znosi picia na ilość. Stół jest tylko pretekstem, smakowitym i winem zakrapianym, ale właśnie pretekstem. Okazją żeby uczcić życie." ...
Mieliśmy wpaść na dwie godziny a tu już grubo po północy, więc niestety trza się zbierać bo za parę godzin wyjazd z hotelu
Suliko z żoną chcą żebyśmy zostali na noc bo miejsca do spania od groma, wyjaśniamy że niestety rano wyjeżdżamy, jakbyśmy byli jeszcze jeden dzień to napewno byśmy chętni zostali.....
Zamawiamy taksówkę, jednak zanim przyjedzie robimy Im niespodziankę....Przez Whatsappa łączymy video rozmowę z Grzesiem
Byli bardzo szczęśliwi, a kiedy dowiedzieli się że że przylatuje do nich 6 stycznia na święta to się aż popłakali...
Dowiedziałem się później od Doroty, że oni Grzesia traktują jak własnego syna, dlatego się tak ucieszyli że znowu go zobaczą.
Przemili, przesympatyczni ludzie
Dlatego wcale się nie dziwię że mają taką notę ....i to nie jest żadna ściema, można sobie poczytać opinie na stronie
Dlatego po propozycji Grzesia odnośnie anno domini 2020 nawet się nie zastanawiałem....a cosik czuję że pani hapolkowa po moich opowiadaniach i zdjęciach się przełamie i też poleci
Pomimo że było "grubo", jak policzyliśmy potem z Marcinem pękło co najmniej 4 litry wina na dyńkę do pokoju trafiliśmy bez pomocy magicznego numerka
a Janek był bardzo zdziwiony, bo był święcie przekonany, że dostanie esa żeby nas zwinąć w na rondzie w drodze powrotnej
....a tu taki zonk
Ostatnio edytowany przez hapol (2018-10-11 11:49:01)
Noooooo dobra to jesio dwa