Oferty dnia

Francja - objazd - relacja z wakacji

Zdjecie - Francja - objazd
Inne lata, inne podróże; Polska dopiero otwierała się na świat - paszporty których nie trzeba było deponować, waluta którą legalnie można było wywieźć, ale także inne (zachodnie) realia i ceny - oszczędzanie na noclegach, czasem na wyżywieniu. I niekiedy niecodzienne przygody jak np. przypadek dolewania paliwa z kanistra do baku autobusu we włoskim tunelu, pod okiem czujnej oczywiście policji. Policja była niezwykle uprzejma, bo zamiast mandatu dla kierowcy jeszcze nas z niedowierzania kilka kilometrów eskortowała. Byłem w tych latach na kilku objazdówkach z biurem, którego właściciel, a jednocześnie oprowadzacz był pasjonatem historii i zabytków architektury. Człowiek nie był w stanie przyswoić 1/5 wiedzy którą przekazywał i te wyjazdy do dziś wspominam z rozrzewnieniem. A i do dziś pozostało mi zainteresowanie zabytkami i im ich jest więcej na trasie, tym bardziej udana wycieczka. Oczywiście nie każdy kościół czy pałac człowiek po latach pamięta w szczegółach, ale zawsze z ochotą oglądam.
Wyjeżdżając pierwsze razy na zachód człowiek był zszokowany dostępnymi towarami, ich różnorodnością i kolorami. I dobrze, że fotografowanie nie było tak łatwe i tanie jak dziś, bo pewnie wiele foto byłoby udokumentowaniem jedzenia, wystaw i półek sklepowych itp. Wszystko szokowało. A tak człek czasem bił się z myślami czy robić foto i czy mu do końca wycieczki wystarczy przywiezionych filmów. Największym moim osiągnięciem - człowieka, bez znajomości języków, był zakup, bodaj w Belgii w mijanym przez idącą wycieczkę sklepie, filmu na slajdy płacąc niepotrzebnymi już francuskimi frankami. Osobiście zawsze robiłem slajdy i zamieszczone foto to skany slajdów o delikatnie mówiąc nieraz marnej jakości i kolorystyce. Podróż zamieszczam dla własnej pamięci, bo czasy zupełnie inne i porady z tamtych czasów nikogo usatysfakcjonować nie mogą. :)
Objazd autokarem przez pół Europy i zwiedzanie kolejnych miast na trasie. Pierwsze Brno i tu szczęśliwym trafem unikamy niewesołej przygody, a może nawet aresztowania. :) W czasie wolnym znajomy zaciąga nas do restauracji w murach miasta. Znajomy z pracy, singel, mocno zorganizowany i pedantyczny. Czekamy baaaardzo długo na kelnera i w końcu udaje się nam namówić go do opuszczenia stolika, bo czas ucieka, a przecie można samemu na coś zerknąć. Idąc spacerkiem zatrzymujemy się przy jakimś punkcie sprzedającym szybkie jedzenie - no to po zapiekance pada decyzja. Znajomy wyciąga z zanadrza kopertę, zagląda i oświadcza, że nie jest głodny. Co jest u licha? Przed chwilą elegancka restauracja, a teraz nie głodny?? Okazało się, że walutę miał poskładaną w ponumerowanych kopertach zgodnie z planem wycieczki. Wychodząc na miasto zabrał więc kopertę 1 - pierwsze państwo na trasie, wtedy jeszcze Czechosłowacja. Zapomniał, że koperta 1 mieści spis treści, a forsa od nr 2. Oczywiście poratowaliśmy go zapiekanką, a i koron wystarczyło, by w pobliskiej winiarni wypić po lampce. Wesoło się więc zrobiło. A na trzy dania w restauracji ekskluziv mogło zabraknąć.
Następnie na trasie Wiedeń z noclegiem i cały dzień w Wenecji. W Wenecji trafiamy na końcówkę festiwalu filmowego i wszędzie święto, ale ludzi od groma. Wieczorem na placu, na skrzydle Napoleona jakieś pokazy nagrodzonych filmów. Pod bazyliką da się jeszcze przecisnąć, ale między Prokuracjami człowiek przy człowieku. Wracamy tramwajem wodnym i do autokaru. Nocny przejazd i zwiedzamy Weronę, potem Genua i Monako. Czas zaciera wspomnienia i dziś nie umiem dokładnie powiedzieć gdzie był nocleg, kiedy nocny przejazd, a i nie wszystkie obiekty uwiecznione na slajdach umiem zidentyfikować. W Weronie spędzamy sporo czasu zwiedzając starówkę, ale raczej zewnętrznie. Oczywiście wchodzimy do kościołów, wtedy jeszcze bezpłatnie, i pod osławiony balkonik, oglądamy grobowce rodu Scaligeri. Genua - zaczynamy od dzielnicy portowej i wszechobecne, suszące się pranie. Potem starówka z katedrą. Niedaleko od średniowiecznej bramy - Porta Soprana znajduje się rekonstrukcja domu Kolumba i wspaniały, wolno stojący XII-wieczny krużganek zburzonego klasztoru św. Andrzeja. W Monako też jesteśmy przed południem więc możliwe, że był gdzieś po drodze nocleg. Tak, przypomniałem sobie - nocowaliśmy w Savonie. Po wizycie u księcia (niektórych nawet wpuścili do kasyna) na kolejny nocleg jedziemy w ciemnościach wąziutką, górską drogą do jakiegoś klasztoru. Też ?? - możliwe że La Salette. Skoro świt, albo jeszcze wcześniej wszyscy wspinają się do jakiegoś kościoła - sanktuarium. My nieco zaspaliśmy i po wyjściu przed budynek nie ma już nikogo, a wokół szaro, buro i totalna mgła. Nie znając kierunku rezygnujemy z błądzenia. Po śniadaniu jedziemy na zwiedzanie Marsylii. Z Marsylii przejeżdżamy obok Carcassonne gdzie autokar zajeżdża na parking i tu odbywa się gotowanie posiłku, a chętni biegną oglądać mury twierdzy. Oczywiście też biegnę zwiedzać. Dalsza droga prowadzi do Lourdes gdzie mamy 2 noclegi. Sanktuarium w Lourdes - miejsce objawień i wiary; wiara ponoć czyni cuda i ponoć tutaj się zdarzają. Niedaleko groty objawień szereg kraników i możliwość nabrania wody ze świętego źródełka. Kilka kraników okupuje jakaś włoska rodzina i nabierają tej wody, a nabierają - mają już kilka 5l plastikowych baniaków, a jeszcze kilka do napełnienia. :) Wieczorna procesja ze świecami robi wrażenie, bo uczestniczy w niej kupa ludzi, tak na moje oko kilka tysięcy wiernych. Procesję otwierają chorzy ciągnieni na wózkach, a potem rzeka. Dopiero teraz, wklejając foto zorientowałem się, że niektóre slajdy są odwrotnie zeskanowane :). Ale to się ”nie wrati” i czasem trza napisy czytać od prawej do lewej. Taki urok. W Lourdes mamy dwa noclegi, ale to nie znaczy, że się tylko modlimy. Po pierwszym noclegu oczywiście są i tacy, którzy biegną na wczesną mszę, a potem wyjeżdżamy na zwiedzanie znajdującej się w pobliżu jaskini Betharram. Zostało mi tylko w pamięci, że część trasy przepływamy na łodzi i popisujący się jakąś pieśnią o górach przewodnik. Po powrocie odwiedzamy jeszcze zamek w Lourdes, w którym eksponowane są jakieś zbiory. Następne na trasie Tours - miasto św Marcina. Oglądamy katedrę Saint Gatien, jakieś ogrody, ratusz i zabytkowe kamieniczki o konstrukcji ryglowej. Następnie zamki nad Loarą, które oczywiście oglądamy i wewnątrz. Przeliczając wtedy wstępy we frankach na polskie złotówki tanie to nie jest; trudno, przecież nie przyjechaliśmy tu żeby oglądać tylko mury. Z zamków oglądamy Amboise (także dom Leonardo da Vinci) potem Chenonceau, Blois i Chambord. Zamek królewski w Blois tylko z zewnątrz, bo zamknięty. Następnie wjeżdżamy do Paryża, który oglądamy dość dokładnie i jak zawsze z różnymi przygodami. Dziś już mogę się przyznać - oszwabiliśmy Republikę Francuską na 2 bilety wstępu. :) Po przyjeździe przewodnik namawia, żeby zakupić jakąś tam kartę, która uprawnia do kilku darmowych wejść - o ile pamiętam na platformę Łuku Tryumfalnego, któreś piętro Eiffla, Conciergerie i coś tam jeszcze. Prawie wszyscy kupują; my nie. Tak, tak jestem dziwakiem, który ma własną hierarchię wartości i ważności i nie zawsze interesują mnie atrakcje ”okrzyczane”. Na Łuk i na Wieżę nie idę (żona była kiedyś wcześniej na Eifflu) to kupimy bilety w więzieniu. Taaa, po przyjściu do Conciergerie do kasy spora kolejka, a bilety sprzedawane na określoną godzinę ... A tam czeka Kaplica Święta ze swymi witrażami. Grupa po kilku minutach zaczyna wchodzić. Cóż było robić wkręciliśmy się w grupę; liczący pan na końcu doszedł do wniosku, że o 2 musiał się pomylić, bo zawrócenie grupy nie było możliwe, a przewodnik z biletami pilnował tyłów, bo chyba wiedział o naszym manewrze. Kaplica rzeczywiście wspaniała.
Przy Łuku oczywiście szok - tyle samochodów jeździ tu ”bezładnie” i jakoś wcale się nie zderzają. W Paryżu byliśmy w tak wielu miejscach, że nie wszystkie zostały udokumentowane slajdami. Postaram się wymienić je ciurkiem, nie zachowując kolejności zwiedzania - Luwr, Notre Dame, cmentarz Pere-Lachaise, Pantheon, spacer Champs Elysees, Sorbona, Plac Wogezów, Montmartre z Sacre-Coeur i Moulin Rouge (oczywiście tylko zewnętrznie), Plac Pigalle, nowoczesną dzielnicę wtedy futurystyczną La Defense, Ecole Militare, Pałac Inwalidów i grób Napoleona, ogrody Tuileries. Nocujemy w podparyskim Saint-Denis niedaleko opactwa, gdzie po raz pierwszy wprowadzono we Francji gotyk. Na koniec pobytu w Paryżu odwiedzamy Wersal i zonk! Jest to niestety poniedziałek i pozostaje nam spacer po ogrodach, bo wszystko inne pozamykane. Do dziś nie wiem czy był to nieszczęśliwy przypadek czy może spełnienie sekretnej prośby uczestników, którym wyczerpały się zasoby franków. :) W drodze do Polski odwiedzamy jeszcze Brukselę, Brugię, Antwerpię, Amsterdam, Rotterdam. Podróż nieoczekiwanie kończymy w Hamburgu, bo psuje się autobus. Musimy czekać do następnego dnia na przyjazd nowego. I to już ostatnia przygoda tej wycieczki.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Francji:
Autor: papuas / 1990.09
Komentarze:

AniaMW
2019-03-30

Też pamietam dobrze tamte lata i podróże z tamtego okresu. Podobną trasę (z grupą, własnym prowiantem i namiotami!) również odbyłam w tym samym roku, tyle, że w lipcu :)

piea
2019-03-29

Oj tak... człowiek się rwał do tych kolorowych półek jak dzikus jakiś; no ale my wypuszczeni z tej naszej komuny - to niestety byliśmy takie dzikusy na tle Zachodu! 😊

Fajnie się czyta takie odległe opowiastki...., czekam, czekam na ciąg dalszy, czasem takie wspominki są lepsze jak niezła powieść! 😊