Przetrzymywanie zwierząt w zoo budzi niemałe kontrowersje. Obrońcy praw zwierząt protestują przeciwko trzymaniu ich w klatkach i odseparowaniu od naturalnego środowiska. Aż trudno uwierzyć, że niewiele ponad 100 lat temu w miejscu zwierząt byli ludzie, i prawie nikt nie protestował przeciwko temu.
„Dzicy” na pokaz
Na przełomie XIX i XX wieku wystawy typu Human zoo były prawdziwymi hitami. Ludzkie ekspozycje odwiedzały miliony ludzi, chcących zobaczyć jak wyglądają mieszkańcy „dzikich” rejonów świata. Wystawiana rdzenna ludność Afryki była przedstawiana podczas etnograficznych pokazów, jako brakujące ogniwo między człowiekiem a małpą, zaś prymitywność jej zachowań miała reperować ego mieszczan.
Pierwsze „ludzkie okazy”
Historia ludzkich zoo sięga pierwszych odkryć geograficznych, z których przywożone były „okazy” obcych ludzi. Pierwszym znanym przykładem wystawianego ludzkiego okazu byli przywiezieni przez Krzysztofa Kolumba mieszkańcy Nowego Świata. Później zjawisko następowało lawinowo - jedną z największych ludzkich atrakcji była Hotentotka (rdzenna mieszkanka Afryki, spokrewniona z Buszmenami) wystawiana w Londynie aż do momentu swojej śmierci w 1815 r. Zaledwie 20 lat później furorę zrobiła Joice Heth - afro amerykańska niewolnica, upośledzona i sparaliżowana, którą w zoo wystawił znany ówcześnie komik opatrując klatkę, w której żyła napisem: „161-letnia pielęgniarka Geogre’a Washingtona”. Po tej oburzającej wystawie przyszła moda na wystawianie różnego rodzaju „dziwactw”. Sensacją lat ’50 byli Maximo i Bartola - pochodzący z Azji Środkowej chłopcy chorzy na małogłowie. Właściciele zoo węsząc sukces obwieźli ich po Stanach Zjednoczonych i Europie. Jeszcze dramatyczniej zrobiło się w latach ’70 XIX wieku, podczas których brytyjski imperializm osiągnął apogeum, a do Wielkiej Brytanii wysyłano tysiące ludzi z różnych części świata.
Biznes kręci się
Ludzkie zoo otwarto w Hamburgu, Antwerpii, Mediolanie, Londynie, Barcelonie, Nowym Jorku oraz w... Warszawie. Każdą z wystaw odwiedzało ponad 200 tys. spragnionych dzikości i dziwactw ludzi. Biznes rozkręcił się do tego stopnia, że powstały specjalne firmy zajmujące się ściąganiem żywych eksponatów. Gdy pewien właściciel cyrku zapragnął wystawy „dzikich”, wykupił pakiet w jednej z firm, której przedstawiciele wyjechali na Samoa w poszukiwaniu najciekawszych „okazów”. Równie dużym wzięciem „cieszyli się” Lapończycy i Nubijczycy, którzy rozpoczęli modę na pierwsze w historii reality shows. Do klatek wpuszczano przedstawicieli obu nacji, zaś gawiedź mogła obserwować jak będą zachowywać się obcy sobie ludzie.
Moda na Human zoo rozrosła się tak bardzo, iż na kolejnych wystawach światowych zaprezentowano odpowiednio przygotowaną „Wioskę czarnuchów”, w której to mieszkało 400 osób przywiezionych prosto z Afryki oraz dioramę „Życia na Madagaskarze”, gdzie wystawieni byli często nadzy mieszkańcy odległej wyspy. Jeśli myślicie, że ludzkie muzea osiągnęły wtedy szczyt brutalności, to niestety jesteście w błędzie. W 1906 r., antropolog Madison Grant, aby udowodnić, iż ciemnoskórzy są brakującym ogniwem cywilizacji, umieścił w niewielkiej klatce pigmeja i orangutana. Świat oszalał - uważano, że Amerykanin dokonał wiekopomnego odkrycia.
Idea ludzkich zoo nie umarła zupełnie. Ostatnie tego typu pokazy zorganizowano w 1958 r. w Brukseli, jednak ówczesna „wioska kongijska” nie była tak uwłaczająca jak poprzednie wystawy.
Człowiek na pokaz
Ludzkie wystawy są dzisiaj nie tylko źródłem wstydu dla antropologów, ale także inspiracją dla artystów i performerów. Jednym z ostatnich pomysłów wykorzystania ludzkiego zoo był amerykański pokaz, do którego wykorzystano wolontariuszy. Uczestników zamknięto w klatkach, zaś do jedzenia dawano wyłącznie banany. Miało to pokazać, jak potworna była koncepcja Human zoo oraz jak bardzo dziki jest „biały, ucywilizowany” człowiek w dzikich warunkach. Aby dodatkowo podkreślić brak humanitarności reliktu XIX wieku, przeprowadzający performance zrobili na stronie internetowej projektu głosowanie na ulubioną ludzką małpę.
Innym nawiązaniem do Human zoo był happening zorganizowany w 2007 roku w Adelajdzie. Sześć osób zamknęło się na miesiąc w zoo, w oszklonej klatce zajmowanej wcześniej przez małpy człekokształtne - orangutany, a ich zachowanie było filmowane przez kamery. Projekt miał zgromadzić fundusze na nowe klatki dla szympansów.
Human zoo było bez wątpienia zjawiskiem strasznym i nieludzkim. Światli obywatele ucywilizowanego świata zaspokajali w ten sposób swój głód wiedzy, ciekawość i fascynację wszelkimi „dziwactwami”. Współczesnemu człowiekowi, walczącemu o dobro zwierząt, trudno zrozumieć, że 100 lat temu w zwierzęcych klatkach byli ludzie, a świat zamiast protestować - zachwycał się.
Brak komentarzy. |