Nie jesteś zalogowany.
I teraz jeszcze zabłakany mufinek-animator......
ALE MA KURDE NÓZKI.....
Teraz zakupy.....tak jak pisalam zaraz za hotelem było sporo sklepików
KUPUJEMY TAM TAKIE PAMIATKI......TARGUJEMY SIE OCZYWIŚCIE OSTRO I ZAKUPY BYŁY BARDZO UDANE......
I BUTIKI W HOTELU.....ceny??? nie robiłam tam zakupow w włąsnie z tego wzgledu-nie lubie przepłacac...
Przy plaży duzy wybór paer.....zakupiłam kilka bo tu cena mi sie bardzo podobała
można kupić sobie koszyk.....
albo upolować "podrobke" masaja.....
podróbka czy nie.....ale przystojne cholery były
a jak się nam masaj znudzi to można pośmigać na wielbłądzie.......czyli do wyboru do koloru...
jeszcze tylko lobby z Maridara
i basenik Baobaba-nie przesiadywalismy w tym basenie wiec fotka tylko jedna
Ostatnio edytowany przez Kasia6555 (2015-03-29 12:56:28)
Następnego dnia czekamy aż bedzie robił się odpływ i idziemy plażą zwiedzac okolice.Mamy troche obaw co do tego jak bedzie wygladał nasz spacer bo nasłuchalismy sie jacy to tubylcy potrafia być upierdliwi a nawet agresywni jak nie ubije sie z nimi interesu.
Wchodzimy wiec na plaze niepewnie,ja lece w długą do przodu nie reagujac na zaczepki -udaje ze nic nie kaman co do mnie gadaja-ale mój gadatliwy i towarzyski maż juz po chwili wdaje sie w dyskusje.Mało krew mnie nie zaleje bo prawie trace go z oczu i juz mam czarne wizje,ze zaraz to tu bedzie po mnie bo własnie jakieś czarne toważystwo do mnie sie zbliża.Macham do chłopa jak ta głupia,drałuje w jego strone mało nóg w tym miałkim piachu nie pogubie ,czarnuchy ida za mna-no ładnie-zaraz mnie dopadną.
Zdyszana,wkurw.......dopadam męża a ten właśnie ubija targu odnośnie naszego safari-szlaban mnie mało nie trafi bo przeciez nie zdązylismy jeszcze sami miedzy soba tego przedyskutowac wiec holaaaaa chłopie ,może przy drineczku jakies plany rozwiniemy a nie tak na szybcika do Tsawo pedzimy.Pożegnał się wiec grzecznie z kolegami z plazy i umowił na niby jutro na dalsze negocjacje.I wiecie co -byli bardzo mili i wcale "nie musiałam sie ich bać"hihihi.......Nie wspomne juz o tym ,ze tych propozycji to mielismy sporo przy tym naszym spacerze i spacer ten bardzo mnie zmęczył i
Pierwsza nasza ekspedycja plażowa to kierunek na prawo od hotelu.....
Tego dnia kiedy zaczynała sie przypływ było pełno glonów - wygladało to jak ogrom malutkich liści i było to w listopadzie ale tylko trgo jedego dnia.
Szorujemy dalej po terenach bardziej zagęszczonych....i nie wiem do końca czy to chałupy czy hotele.....ale widoki i klimat mi się podobają i
i nasz negocjator....
[img]https://lh3.googleusercontent.com/-8B3y9KpI14U/UKAL9Fr-lbI/AAAAAAAAFLY/RTeHx4BwX1E/s800/DSC_0192.JPG[img]
i nic nie wyszło z negocjacji.....
Wieczorem tak jak postanowiliśmy ustalamy kilka spraw odnośnie safaii.
Jedziemy ze znajomymi,safari ma być trzy dniowe-mi jest obojętnie gdzie bo i tak nie jestem w ogóle przygotowana wiedzowo.
A poznani znajomi sa zgodni i tez ciemni tak jak my wiec im wszystko jedno.Ja chce widzieć dużo zwierzat,chce spac w prawdziwym namiocie ,chcę jechać do Masajów....ma być tanio i Mombasa ma być w cenie. Wszystko ustalone -pije mniej niż przywykłam na urlopie coby nasze postanowienia z głowy mi nie wyleciały -
to tak na wszelki wypadek gdyby mąż miał znowu głupie pomysły -a on niech pije ile wlezie rano mu powiem na czym negocjacje stanęły......
Rano spać nie mogę ,myśli mi się tłocza bo już jestem gdzies na safari,którego jeszcze nie wykupiliśmy.Więć,zeby długo się nie nakręcać zwalam meza z wyra i na wschód słonca ciagne -jak ja się cieszę,ze udało mi się go namówc.....niby nic a zycie już wszędzie wokoło się toczy.....
Niby pochmurny poranek był...ale widoki....
KOCHAM TAKI KICZ....
No i nieśmiało słoneczko wychodzi.....
NA PLAZT ZACZYNA SIE ZYCIE..
i już czeka od rana na nas gościu z biura podróży....
Po śniadaniu idziemy wiec na browarka i wracamy na plaze kupować safari.Naganiaczy znowu pełno.....negocjujemy gorąco ,przedstawiamy swoje warunki-wcale nie jakieś wygórowane-nawet na loges jakiejś super nam nie zależy tylko na namiocie i nie ważne gdzie byle zwierzyna nas nie zrzała...... Ceny wydaja nam się wysokie,umieramy już z pragnienia,dwoje naganiaczy już zrezygnowało ale widzimy ,ze będzie dobrze. Ostatecznie umówieni jesteśmy na dzień następny pod hotelem z Mr.Kennedym na trzydniowe safari za 600$ od pary i obiecujemy do tego napiwek i
i
i
Z ceny jesteśmy bardzo hepiiiiiii......i jest nam wszystko jedno gdzie nas zawiozą i tak już wiem,ze będę sikać w majtki z wrażenia.
podam teraz kilka cen wyjściowych jakie wołał Kennedy:Mombasa pół dnia-55$ po promocji 40$ -wszystko to ceny od osoby.... Mombasa jeden dzień-80$ 1 day tsawo east-160$ 2 days tsawo east-280$ po promocji 260$ 2 days tsawo east i west -340$ 2 days tsawo east saltick-350$ 3 days tsawo east i west i amboseli-525$ po promocji 450$ 4 days to co wyżej tylko BIG FIVE SAFARI -750$ 2 days masai mara- 630$ 2 days masai mara i amboseli -720$ Wszystkie ceny przy dwóch osobach w aucie...... MYŚLĘ WIEĆ ,ZE INTERES NAM SIĘ UDAŁ.
Kasia-fajnie na nowo czytać i odkrywać
Następny dzień wstajemny na wcześnie sniadanie-czekaja na nas ze sniadaniem już przed szósta i zaraz po sniadaniu biegniemy przed hotel na umówione spotkanie.Dzieku bogu czekaja już na nas .Najpierw regulujemy sprawy finansowe-mam przygotowne do zapłaty stare $ takie ,których niby już tam nie przyjmują-czyli te poniżej 2006 roku i jestem ciekawa reakcji.Mamy oczywiście i te chodliwe ale zaczynamy od tych starych coby potem się z nimi nie pałować.Kasiore przeliczyli i nikt nic nie pisął coby $ były nie takie.No to ja oczywiescie mam już czarne wizje-nie dość ,ze safari cenowo jak najbardziej ok a nawet lepiej to jeszcze pozbyłam się starych$-coś tu nie tak.Jednak emocje wyjazdu były tak wielkie,ze dałam sobie spokój z rozmyślaniem i ładuje się na koniec jeepa
Dwie pary w samochodzie-nie wiem czy to jeep ale wkleje zdjecie-miał oczywiscie podnoszony dach coby focic zwierzyne jak najdokładniej.Kierowca i przewodnik ,całą skrzyneczka picia u kierowcy no i dwa posiłki w cenie z woda,kawa i herbatą-jedzenie jak najbardziej ok ale było tyle wrażeń ,ze mi sie wogóle jeśc nie chciało-jednego cego pragnełam to piwko ale to mielismy ze sobą.......powiem w tajemnicy,ze barman z kole kole dał nam wieczorkiem pod stolikiem po dwie butelki na łeb )))
Taka dygresja.....
Na safari przydał ny sie pampers jakis bo jak parcie człowiek ma to i tak nie zawsze jest gdzie tyłek wystawić.Ja raz jak nie mogłam juz po pifku wytrzymać i na mus musiałam siusiu to ubaw mieli jak cholera......
a ja sikac z wrażenia nie mogłam.Wystawili mnie na srodku drogi za drzwi,tropiciel z kałachem koło mnie stoi i wierzcie ,ze wszystkiego mi sie odechciało.Teraz to sobie myślę,ze to tak dla podkręcenia atmosfery ale wtedy to juz widziałam jak jakies zwierze mnie napada i
generalnie to zatrzymywali sie w jakis obozach ale tu nie było innego wyjscia....
No to wyjechalismy i przed nami wrażen co niemiara.Ale,zeby nie było tak szybko tego czym chcielismy nacieszyc oko to teraz przed nami troche rzeczywistości.Niestety nie idzie tego ominac.Jedziemy wiec na prom do Mombasy a przed nami i wokoło takie widoki......chociaz powiem wam,ze mnie te widoki nie przerażały.......
Do Mombasy docieramy około 7-ej i słyszymy od kierowcy ,ze mamy czas bardzo dobry i nie będziemy musieli czekac na prom tylko wjezdzamy szybko na ten co już za momencik odjezdza.Masa ludzi jaki ładuje się na prom jest niewyobrazalna a druga taka własnie ten prom opuszcza.
Kilka widoków ,które nas prowadzą do promu
tu zdjęcia już przy porcie...
tłumy ludzi idace z promu i na prom...
ostatni handlarze przed promem...
a temu dobrze patrzyło z oczu i kupiłam sobie od niego naszyjnik-1$-wisi teraz w sypialni i ilekroć na ten naszyjnik spojrze mam gościa z maślanymi oczyma przed sobą......
no i teraz wjezdzamy na prom-oczywiście jest już dawno zakaz fotografowania!!!!
Zdjecie zrobione na promie.....a po lewej prom płynący z wyspy na ląd... i
Dalej już odwage do fotografowania straciłam bo kręcili się tacy co krzywo się na mnie patrzyli a ja bardzo chciałam jechać w dalszą droge
Poł godziny i wyjedzamy z promu i gnamy prawie prosto do ""ziemi obiecane"' chociaż nie bardzo wiemy co nas czeka-kogo by to pbchodziło-mielismy zyczenie ,ze ma być cool)))
Niecałe dwie godziny jazdy poprzez kenijskie wioski i miasteczka z mała przerwą w sklepiku z byle czym ale to nie tak z przymusu tylko na nasza prośbe bo się zorientowaliśmy,ze nie zabraliśmy z hotelu słodyczy i innych pirdołek,które tak na wszelki wypadek targaliśmy dla dzieciaków z Polski.Za kilka $ kupujemy kilka paczek cukierków-takich PEWEXOSKICH-ciacha,soczki i możemy jechać dalej. Widoki coraz ładniejsze,ziemia coraz czerwieńsza....nie wiem ile do Tsavo i nie wiem czy w ogóle tam jedziemy chociaż kolor ziemi na to wskazuje...ale ja już niecierpliwie wypatruje słoni i
Nie wiem głupia,ze najpierw musimy wjechać do parku przez brame gdzie sa druty pod napięciem a potem to może coś nam się ukarze.......
az w koncu docieramy do miejsca gdzie zaczynamy naszą przygodę z Afryka....jest mi wszysko jedno ile tej zwierzyny zobaczę choć mam takie marzenie rzeby zobaczyć całą wielką piatkę-wiem ,ze raczej jest to niemożliwe w ciągu tych trzech dni ale tropiciel mówi mi,że będzie dobrze i ze będziemy zmęczeni i zadowoleni a jeżeli będzie tak jak on mówi to mamy go potem wszystkim polecać-a już ci kolego....zobaczymy co z Twoich obietnic wyjdzie......Ostarnie wyjście na siusiu bo nie wiadomo kiedy się następnym razem zatrzymamy.Ja niestety do kibelka nie wchodzę-nie ma takiej obcji wiec ide za kibelek-ale tam tez nie ma obcji załatwienia się wiec zakręcam zawór i rezygnuje tym razem z toalety.....
Robimy pierwsze i ostatnie zdjęcia przed wjazdem do Tsavo.....ostatnie na tym safari oczywiście...
i zegnamy się z wolnością.....albo dopiero stajemy się wolni jak kto woli...
Nie wiem gdzie w tych moich zdjęciach początek a gdzie koniec ,nie wiem też czy czegos nie napierdziele opisując to to w szoku byłam całą drogę ale mniej więcej było to tak.Pierwszy dzień spędzamy w tsawo-czerwona ziemia i czerone słonieJuz sama ta czerwona ziemia to Wielki Boże co za widok-nic piękniejszego do tej poty nie widziałam. Zaraz za brama to już nie było dla mnie obcji zeby jakiegoś zwierza nie zobaczyć....a tu niestety nic nie widać...a wiecie jak dziecku czas się dłuzy jak na cos czeka a tego nie może dostać-dla mnie to były wieki.Siedze z lornetka jak ta głupia i wypatruje sama nie wiem czego....lornetka wydaje mi się,ze nie działa i nic przez nia nie widzei ,zabieram chłopu aparat z obiektywem 300 i nagle wrzasku narobiłam bo w trawie jakies ptaszyska zobaczyłam i
Maz drze się na mnie jak na głupia,ze panike sieje.ze mam już urojenia bo nikt nic nie widzi-mówiłam,ze lornetki nie działają.......
Ostatnio edytowany przez Kasia6555 (2015-03-29 19:53:03)
myślałam,ze jak safari to lornetki musza być.....a nie powiem,ze jakąś tandetę mielismy...
mi lornetka nie była potrzebna....najpierw zoomem wypatrzyłam zwierza a potem przybliżaliśmy się do niego.....ale była zabawa....
To ja już nie chve tej lornetki bo więcej zwierzyny to ja wypatrze przez ten swój obiektyw w aparacie.Nie będę już pisać o swoich przeżyciach i napisze tylko tak .......cały dzień jazdy ,wrażeń mnogo,widoki boskie i tak cały czas dp godziny około 16-tej.....a teraz przedstawie tych gości ,których w Tsavo poznaliśmy i powiem tylko,ze mielismy ogromne szczęście tego dnia bo mało kiedy jest tak ,ze słoni ma się dosyć,że zyraf ma się dosyć,że zebry przestają robic wrażenie,że jak spatyka się impale to nawet się już nie zatrzymuje,że bawoły sa czyms zwyczajnym ,przestaje sie już podziwiać kopce termitów,drzewa no może jedynie krajobraz jest dalej ciekawy bo się zmienia i czeka się już tylko,zeby zobaczyć coś nowego
Czerwona ziemia nas wiezie,kurzy się niemiłosiernie,kapelusze z głow już pozrywał...
....powiem tak....nic takiego nie widziałam a całą drogę głowę miałam jak na kołowrotku-oczy z przodu,oczy z tyłu i z boku i wydaje mi się ,ze tam podczas jazdy czułam się najbezpieczniej mimo dziur w dogach ,wyboi a nawet "braku dróg....
......jak się okazało mielismy szczęście ...i to co prawie niemożliwe stało się możliwym....i wcale nie mówie,ze jestem w czepku urodzona bo zawsze jakies gówno na urlopie mi się tez przytrafi......
no to teraz mała parada zyraf...
Ostatnio edytowany przez Kasia6555 (2015-03-29 21:44:22)
Teraz bardziej nam krewna zwierzyna ale tego tez tam trochę było i małpiszony nie chciłay nas przepuscic.....
nie pamiętam ,które z którego parku...ale .....dlamnie małpa to małpa.....
Zyraf i małp było duzo nim zaczeły sie pojawiac nowe zwierzeta.......nam już nawet potem nie chciało się na nie patrzeć....wypatrywaliśmy czegos innego.......ja marzyłam zobaczyć lwa,geparta-marzenia sciętej głowy....meczyłam przewodnika cały czas coby znalazł nam te zwierzęta.....ale on mnie uspokajał,że jest czas,że na pewno je znajdziemy bo kilka dni temu tu chodziły i gdzieś musza być,zeby tylko dokładnie patrzeć.Jak już nie mógł mnie chyba słuchać to podjechaliśmy pod to miejsce i kazał nam się dobrze przyglądać......i wiecie co i przez lornetke znowu nikt nic nie widział a mój zoom -matko boska mało aparatu z radości nie upuściłam-kota na konarze zobaczyłam...i to jaki sliczny......
ale był na prawde bardzo daleko.....boluś...jak ja bym chciała tam podejść...mogę nawet ze stzrlba byle tylko z małej odległości go zabaczyć...
Wszyscy byli tak podekscytowani i tak zajeci rozmowa o tych kotach ,ze nikt nie zauważył tego co ja nagle zobaczyłam.....wrzasku narobiłam coby szybko się zatrzymywać-albo nawet do tyłu cofnąc bo tam znowu jakies koty wtym razem w krzaczorach siedzą
zdjęcia nie sa za wyraźne bo kociaki daleko,daleko były...
Ta czerwona ziemia jest niesamowita! Mam nadzieje, że kiedyś tam wrócę i chociaż na chwilkę uda mi się zaitać do Tsavo.
Hehe - przez moment miałam dejavu
No to teraz czas na te wielkie potwory co ich pełno na każdym kroku....oj nie raz musieliśmy zbaczać z drogi żeby dalej przed siebie jechać.No ale jakby wyglądało safari gdyby słoni tam nie było......
Nim słoniami Was zarzuce mamy przerwę na pierwsze sikanie....elegancko idziemy do kibelka do lodge-az płakać mi się chce,że nie będziemy spędzać tu nocy......Wszystko w namiotach-pokoje,restauracja,kibelek oddzielnie na końcu obozu,łazienka też-wszystko pod drutami z napięciem.W namiocie dwoneczek na dźwięk ,którego przychodzi strażnik ze strzelba i prowadzi np. w nocy do kibelka-tak dla zaostrzenia klimatu-CHYBA.Oj jak mi żal tego obozu-nazwy nawet nie pamiętam a z chęcią bym tam kiedyś wróciła i" w nocy pod siebie ze strchu robiła"
wejście do restauracji.....
przed wejściem do obozu....
za nami pokoik namiotowy..
Spałam tak jak chciałam w namiocie....oka chyba nie zmrózyłam ale co przezyłam to moje....o tym potem... no iasz racje-jest tam nazwa-no włąśnie taka rozgarnięta jestem..hihihi
Wysikani i opici możemy teraz uganiać się za słoniami.....oj okazy to były przepiękne.Pamiętałam do tej pory te z Wrocławskiego zoo.......ale teraz wreszcie widziałam jak wygląda prawdziwy słoń.......
Te słonie w Amboseli to już nie takie w zywych kolorach...ale inna zwierzyna niestety tez już normalne barwy miała.....Ta czerwona ziemia czyni jednak cuda....