Oferty dnia

Włochy - Civitavecchia - relacja z wakacji

Zdjecie - Włochy - Civitavecchia
Po opuszczeniu Majorki statek obrał kierunek na wschód. Jeszcze późnym wieczorem przepływaliśmy pomiędzy Korsyką i Sardynią (niestety, to nie Skandynawia, więc w majową noc jest ciemno i nic nie było widać). Cały następny dzień spędziliśmy na morzu, relaksując się. Z otwartych pokładów można było chwilami obserwować przepływające w pobliżu nas delfiny :) Taki 1-dniowy przerywnik laby, po 3 dniach intensywnego biegania na lądzie, gdy statek stał w portach, a przed kolejnymi jeszcze 2 postojami we Włoszech był bardzo fajny.

Najbliższy port na trasie naszego rejsu to Civitavecchia. To przede wszystkim punkt wypadowy do oddalonego o ok.70 km Rzymu. I tam właśnie skierowane były wszelkie wycieczki fakultatywne (zarówno ta z polskim pilotem i polskojęzycznym przewodnikiem, jak i pozostałe, z oferty Costy). Osobiście byłam już w Rzymie kilkakrotnie (za każdym razem po kilka dni i z innym planem zwiedzania), mama była jeszcze częściej niż ja, więc nie miałyśmy potrzeby ażeby znowu tam jechać, mając do dyspozycji 8 godzin czasu. Obie miałyśmy ochotę poznać bliżej miejscowość portową, w której zatrzymaliśmy się.

Przed wyjazdem, w domu poczytałam, co ciekawego można tu zobaczyć i na tej podstawie obmyśliłam nasz program na dzisiejszy, słoneczny dzień. Najpierw zwiedzamy centrum (katedra z XVIII w., forte Michelangelo z XVIw.) i udajemy się ok. 7 km na północ miasteczka do lokalnego Sanktuarium Maryjnego: Madonna di Civitavecchia; na popołudnie przewidziałam wschodnią część miasta z oddalonymi ok.2 km od portu Termami Trajana. Nie wszystko udało nam się zrealizować, było też trochę przygód, ale … po kolei.

Jeszcze przed zejściem na ląd, z pokładu statku widać, że to nie jest jakaś nówka, lecz port z wielowiekową historią. W końcu miasto zostało założone w II w., za panowania cesarza Trajana. I od początku było znaczącym portem na Morzu Tyrreńskim.

Pierwsza – miła – niespodzianka: tutaj Shuttle bus jest bezpłatny :). Wsiadamy i za chwilę jesteśmy w mieście. W punkcie informacji turystycznej zaopatrujemy się w papierowy planik miasta i już wszystko jasne. Wiem wiem, teraz to wszystko może być w telefonie :) ja jednak wolę mieć całość przed oczami w wersji papierowej. Sprawdzam, zgadza się z tym, co pokazywały mapy google. Sanktuarium Maryjne jednak nie mieści się na planiku, tylko strzałka wskazuje kierunek, na północ; podobnie z Termami Trajana – są poza planem, kierunek tak, jak zapamiętałam.

Zaczynamy zwiedzanie. Najpierw sacrum, potem profanum.
Myślałam, że uda nam się skorzystać z taksówki, lecz wszystkie pojechały … do Rzymu, z tymi pasażerami statku, którzy nie wykupili wycieczek fakultatywnych. Jeden taksiarz się ostał, ale – pewnie zawiedziony, że zabrakło dla niego chętnych na kurs do Rzymu – zaoferował nam przejazd do sanktuarium za – bagatela! – 50 euro. Gostek, nie ze mną takie numery, dzięki. Pieszo nie zdążymy (7 km w jedną stronę), ale pewnie znajdę jakiś transport publiczny. Póki co, idziemy do ścisłego centrum. Przed katedrą przystanek autobusowo-busowy; opis linii tylko po włosku, nie napotkałam „Madonniny”(tak oznaczono na planie tutejsze sanktuarium Maryjne). Wśród oczekujących Włochów akurat klasyka, tzn. nikt nie zna angielskiego! Na hasło „Madonnina” jednak reagują i już wiem, że to autobus linii „E”, który będzie dopiero o 11-tej (jeździ z małą częstotliwością). Mamy więc jeszcze sporo czasu, idziemy najpierw bez pośpiechu do katedry. A co z biletami na autobus? Nie dogadałam się nijak, machają ręką na bilety (?).

Punktualnie o 11. podjechał nasz autobus, wsiadamy, próbuję u kierowcy kupić bilety – też macha ręką, mówi „no tickets” i pokazuje żeby wsiadać. Nie to nie, OK., możemy jechać za free, na pewno to lepiej brzmi, niż za 50 euro. Czemu nie, byle dojechać. Ten autobus był naszą pierwszą „przygodą”, swoistą ciekawostką. Nie dość, że mocno zakurzony, sprawiał wrażenie nieco zdezelowanego, wytrzęsło nas na maxa, to jeszcze „w pakiecie” była wycieczka po okolicy J.
Jechał chyba ze 20 km, a może i więcej, zanim dojechał do tego sanktuarium. Miał po drodze liczne przystanki, nawet jeden … za ogrodzeniem, na wewnętrznym parkingu więzienia (nota bene, dwóch panów wysiadało na tym przystanku). A na moje pytanie „Madonnina” – zawsze padała uspokajająca odpowiedź rozbudowana długą wypowiedzią po włosku, wraz z gestykulacją, z której wnioskowałam, że tak, tak, ale jeszcze daleko. Ubywało pasażerów, ostatecznie zostałyśmy tylko my 2 (Mama i ja), no i oczywiście kierowca, który wiedział, że chcemy do Madonniny. Wypuszczając nas na właściwym przystanku poinformował też, że o 12.00 będzie miał kurs powrotny. Ups, zostaje nam niewiele czasu, jest 11.30, ale ważne, że tu dotarłyśmy.

Sanktuarium u nas praktycznie nieznane. Kult związany jest z maleńką figurką Matki Bożej, Płaczącej, umieszczonej w bocznym ołtarzu. Dziś dzień powszedni, w środku pojedyncze osoby, cisza, spokój. Lubię w takich warunkach odwiedzać kościoły. Kościółek niewielki, na ołtarzu głównym wystawienie Najświętszego Sakramentu. Monstrancja skromna, przyciąga i skupia uwagę.

Już przed godz. 12.00 udajemy się na przystanek, żeby autobus nam nie uciekł… Mija 12., jest 5, 10 po 12. autobusu jak nie było tak nie ma. Co jest? Czyżby odjechał więcej niż 10 min. przed czasem?
Stoimy na tym pustkowiu i zastanawiamy się, co dalej z nami będzie… W końcu, 12.15 przyjechał :).
Wracamy. Taką samą, okrężną trasą, lecz teraz już trochę szybciej, było mniej pasażerów w tym kierunku. Wysiadamy przy pętli Shuttle busa i wracamy na statek, na lunch.

Mamie wystarcza już przygód na dziś, po lunchu zostaje na statku i korzysta z zupełnie pustego jacuzzi (w którym zwykle tłoczno), a ja ruszam na c.d. zwiedzania (i przygód). Czas mam dobry, jest godz. 14.00, powrót na statek możliwy do 18.30 więc spokojnie powinnam dojść te 2 km to term, pooglądać i wrócić.

Zaczynam od spaceru po porcie (już nie korzystam z Shuttle busa), podziwiam ogromny żaglowiec, dochodzę do fortu – oglądam go dookoła (wnętrze nie jest udostępnione dla zwiedzających, mieści się tam kapitanat portu). Przed fortem znowu widzę kolumnę z – nieznanymi dotąd – św. Ferminą, której figurkę już zauważyłam na starej baszcie, na nabrzeżu przed Costą; teraz dowiedziałam się, że to patronka Civitavecchii, tutaj urodzona. Wchodzę do franciszkańskiego kościoła pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP i idę dalej, głównym deptakiem w mieście – Corso Centocelle. Tu napotykam fragment zachowanej zabudowy z czasów Cesarstwa Rzymskiego – zakrytej grubym szkłem, na poziomie chodnika. Współczesna zabudowa jest powyżej tej pierwotnej. Deptak kończy się zielonym skwerem, z kolumną NMP Niepokalanej. Tu skręcam w lewo w Via Roma i na jej końcu, skręcając w prawo już zaczyna się Via Terme di Traiano, którą mam zamiar dojść do kompleksu antycznych term. Póki co, spotykam ciekawą , starą willę z ogrodem (XIX-wieczna Villa Albani, z tablicą pamiątkową informującą, że przez pewien czas mieszkał tu Giuseppe Garibaldi), idę coraz dalej (i wyżej), widzę w oddali panoramę portu, dochodzę do kolejnego kościółka – kapucynów, z figurą o.Pio na zewnątrz, na „powitanie”… Coś mi się dłuży te zapowiadane z map Google 2 km, na pewno przeszłam już więcej. Prawdopodobnie ta odległość odnosiła się do jakiegoś punktu przy ulicy ”Via Terme di Traiano”, a nie do stanowiska archeologicznego. Zabudowa się kończy, chodnik (przy mocno ruchliwej drodze!) też, ludzi jak na lekarstwo i – oczywiście – mówiący wyłącznie po włosku, a czas leci. Patrząc na zegarek zaczynam zastanawiać się, czy nie wyjdzie to tak, że jak tam wreszcie dojdę, to zdążę najwyżej rzucić okiem, bo zabraknie mi czasu na powrót… a tu ani taksówek, ani autobusu :( Gdy w końcu widzę przystanek autobusowy i Włoszkę kumającą cokolwiek po angielsku, okazuje się, że najbliższy autobus mam za godzinę (więc już bez szans na zwiedzanie), a pieszo do term i za daleko (jeszcze od tego miejsca!) i zbyt niebezpiecznie, bo droga bez pobocza, a na dodatek pani miała wątpliwości, czy jeszcze teraz jest tam otwarte. Rozsądek musiał wziąć górę i udałam się w drogę powrotną na statek. Ale, co zobaczyłam w czasie tego spaceru, to i tak moje. A termy? No cóż, może kiedy indziej, następnym razem :)


Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Włoszech:
Porady i ważne informacje
Termy Trajana – zwane też od pierwotnej nazwy terenu – Terme Taurine – za miastem, przy drodze wylotowej w kier. Tolfa – to kompleks archeologiczny ruin z okresu Etrusków zajmujący powierzchnię ponad 20 tys. m². Godziny otwarcia: 9.30-12.30.
Autor: AniaMW / 2017.05
Komentarze:
Brak komentarzy.