Oferty dnia

Włochy - Alpy zach cz II - relacja z wakacji

Zdjecie - Włochy - Alpy zach  cz II
Rankiem wyjeżdżamy nad jezioro Maggiore do miejscowości Stresa i przesiadamy się do motorówki. Program przewiduje odwiedzenie dwóch wysp - Isola Bella ze zwiedzaniem pałacu Boromeuszy oraz Isola Pescatori zamieszkałej przez kilkanaście osób i funkcjunującej jako turystyczna atrakcja z restauracjami serwującymi głównie potrawy z ryb. Zaczynamy od Wyspy Rybaków, bo pałac otwarty dziś później. Następnie wnętrza pałacowe i przepiękne ogrody. Niektóre posadzki pałacu wyłożono małymi, kolorowymi kamykami tworząc mozaiki. Zaskoczeniem jest, że posadzki są idealnie równe - nic cię nie gniecie przez podeszwę buta. W ogrodach rosną i egzotyczne rośliny o ogromnych liściach, a część ogrodów ułożona tarasowo nad samym jeziorem została nazwana wiszącymi ogrodami Babilonu. Po zwiedzaniu jedziemy na treking pod Matterhorn. Nie, nie jakiś ekstremalny treking, ale wyjście pod leżący u stóp wodospad. Niestety Matti okazał się kapryśny i ani na chwilę nie pokazał się w całej okazałości. Oczywiście wkoło były super widoki i były pasące się ”milki”, ale jednak niedosyt. Musicie uwierzyć na słowo, że w tej chmurze jest Matti. Dochodzę do wyznaczonego przez siebie punktu, chwilę kontempluję, a potem samotnie wracam na parking. Do tego samego miejsca dochodzi również 85letni senior. On jednak czeka na powracających spod wodospadu. Na parkingu usiłuję robić foto ptaszkom, gdy nagle rozlega się ostry dźwięk, za chwilę znów. Okazuje się, że obok parkingu za strumieniem mieszkają świstaki. Nieomal w środku miasteczka. Jest tam kupka większych kamieni i głos ewidentnie dochodzi stamtąd. Wpatruję się próbując ustalić co mogło by być zwierzęciem, po czym namiętnie robię foto norze świstaka. :) Dopiero na komputerze orientuję się w błędzie; na szczęście świstak siedział na sąsiednim kamieniu i też się na foto załapał. Następnego dnia miał być Park Narodowy Gran Paradiso, ale zamiana ze względu na mającą się niebawem pogorszyć pogodę - jedziemy do Chamonix i wjeżdżamy na Aiguille du Midi. I to jest dzień obfitujący w najpiękniejsze wysokogórskie widoki - po prostu trudno przestać robić zdjęcia. Z włoskiego noclegu do Chamonix dojeżdżamy przez tunel Mont Blanc. Tunel oczywiście płatny, a na bramkach procedury przepuszczania pojazdów w związku z tragedią jaka się tu wydarzyła. Minimalna odległość między pojazdami to 70m, a prędkość bodaj 70 km/godz. Kolejki, windy to obecnie najbardziej ulubiony przeze mnie sposób ”zdobywania” gór. :) Ale nie myślcie, że to tylko taka bułka z masłem - na tej wysokości (3842m) kilka szybszych kroków i czujesz, że umierasz. Chwila bezruchu i wszystko wraca do normy. Więc nie umarłem, ale tak organizm reagował na braki tlenu, którego tutaj jest ok. 1/3 mniej niż na dole. Kolejka wjeżdża na zabudowany turystycznie szczyt - jakieś tarasy, oszklone tunele itp jak widać na foto. Dopiero wjazd windą na czubek Iglicy jest limitowany - ile osób zjedzie tyle obsługa wpuszcza do windy. Na samym szczycie zewnętrzna galeryjka, na której pojawiają się wieszczki - czarne ptaki wielkości kawki z żółtym dziobem i czerwonymi nóżkami; żyją wysoko w górach i świetnie szybują wzdłuż pionowych skał. Na szczycie jest jeszcze inna atrakcja - szklana kabina, do której wchodzisz, a obsługa robi ci zawieszonemu w powietrzu 6 do 8 foto. Powrót windą na poziom podstawowy i szykujemy się do zjazdu. Najpierw zblokowanymi po trzy 4-osobowymi gondolami, a później ”najnowocześniejszą kolejką świata” do włoskiego Courmayeur. Kolejka gondolowa jest cały czas w ruchu; zwalnia jedynie w czasie wysiadania - więc jak się zagapisz możesz cyrkulować. Ja też o mało co pojechałbym do góry. Nie, nie przez gapiostwo, ale ... W kabinie sami swoi więc maseczki chowamy. A na dole pracownik mówi - maseczki założyć i popłoch, a ja wysiadałem ostatni. Dobrze, że zdążyłem i że wsiadający nie wepchnęli mnie do środka. :) Ze stacji przesiadkowej wokół której kłębią się chmury zjeżdżamy tą super-kolejką Sky Way. Na czym polega jej wyjątkowość?? Okrągła kabina oprócz zjazdu, obraca się wolno wokół własnej osi. Na pewno ciekawostka techniczna, ale jakiegoś super zachwytu u mnie nie wywołała; może dlatego, że zjazd nie trwa zbyt długo. Po zjeździe czas wolny i spacer po kurorcie. o wyznaczonej porze powrót do naszego hotelu. Ostatnie trzy noce śpimy w tym samym hotelu, więc nie ma porannego pakowania się. Następnego dnia (praktycznie przedostatni dzień wycieczki) odwiedzamy park narodowy Gran Paradiso. Najpierw z miejscowości Lillaz idziemy pod trzystopniowy kaskadowy wodospad. Następnie spacer i zakupy w miasteczku Cogne. I już na parkingu szok - w miasteczku liczącym ok. 1500 mieszkańców z parkingu na wyższy poziom miasta oprócz schodów jest winda; a różnica poziomów to może 10m. Ukwiecony kurort, sklepiki z regionalnościami; kupujemy w cukierni strudel, spacerujemy, zaglądamy do kościoła ... Przy kościele stoi ciekawa, moim zdaniem, rzeźba. Artysta tworząc Chrystusa wykorzystał oryginalne elementy drzewa. O wyznaczonej porze zbiórka i jedziemy na treking wzdłuż potoku do doliny kończącej się najwyższym szczytem od którego PN przyjął nazwę - Gran Paradiso ponad 4000m npm. Dziś widoków szczytu nie będzie - wszędzie włóczą się chmury. Idziemy, a jakże, do wodospadu. Nikt do celu nie dochodzi, ale nie to jest najważniejsze, ważne są okoliczności przyrody i utrzymująca się bezdeszczowa pogoda. Nie jest źle, na koniec nawet wychodzi słoneczko. Po drodze mijamy jakieś zabudowania i niedaleko człowieka z psem stróżujących przy pasących się milkach. Pojawiają się też ciekawe znaki zakazu. Cel czyli wodospad nie został osiągnięty jedynie ze względu na brak czasu, bo dzień kończymy zwiedzaniem stolicy regionu czyli Aosty. Właściwie trudno mówić, że nie dotarliśmy do wodospadu, bo po drodze mijamy ich kilka. I to dobrze widocznych; pierwszy prawie na parkingu. Ale fakt, pod żaden nie podeszliśmy blisko. Jedziemy na zwiedzanie Aosty. Wysiadamy z autokaru w pobliżu Łuku Augusta z czasów starożytnych - miasto zostało założone w 25r pne. Wchodzimy w deptak i zaraz skręcamy w prawo pod kolegiatę S. Orso. Kolegiatę zbudowano w VI - VIIw, a później rozbudowano, a w XIIIw postawiono wysoką romańską kampanilę. Przy kolegiacie znajduje się jeden z ciekawszych zabytków - krużganek z XIIw o bogato (każdy inaczej) rzeźbionych kapitelach kolumienek. I zaczynają się dyskusje czy wchodzimy, czy ktoś chce itp. Zwiedzanie krużganka jest w programie, ale kiedyś był bezpłatny więc nie ma go w wykazie kosztów, a to całe 3 euro. Horror. Krew się we mnie zagotowała - być obok i nie wejść??! Olewam więc całą rozgadaną wycieczkę i samopas wchodzę - jakoś ich przecież w tej Aoscie znajdę. Krużganek zaiste wspaniały, oglądam bardzo szybko i robię kilka foto. Wychodzę z krużganka i wchodzę do kolegiaty - ale tu ich nie ma; trudno, trza szukać. Wracam na deptak i w prawo, bo tam znajdują się następne atrakcje. Idąc żwawym krokiem doganiam wycieczkę przy następnym obiekcie - Brama Pretorianów. Obok wejście na teren rzymskich ruin z pozostałościami teatru. Nie wchodzimy, a przewodnik prowadzi nas na plac przed ratuszem, gdzie ogłasza czas wolny i godzinę zbiórki pod łukiem tryumfalnym. Postanawiamy zobaczyć jeszcze tutejszą katedrę, a później wracamy do kolegiaty S. Orso, do której wycieczka nie weszła z powodu trwającej ceremonii. Oczywiście wejście na krużganek o tej porze już zamknięte. Bingo. Wracamy do naszego hotelu, a rankiem wyjazd w kierunku kraju. Nie, nie jedziemy bezpośrednio do Polski, ale dojeżdżamy do jeziora Garda i odwiedzamy Sirmione. Kurort, którego najstarsza, klimatyczna część leży na wcinającym się w jezioro wąskim półwyspie. Po może 200m od parkingu obok dawnego zamku rodu Scaligerich przez średniowieczną bramę wkraczamy do miasta. Stare kamienne domy, potężne bugenwille - jest klimat. Są i zabytki. Idziemy pod willę Marii Callas, w której primadonna pomieszkiwała w miesiącach letnich. Dalej droga wiedzie do tzw grot Katullusa. Groty Catullo to rzymskie ruiny, jak chcą niektórzy willi poety Katullusa właśnie lub jak sugerują inni ruiny starożytnych term, ponieważ w pobliżu wybija źródło z gorącą wodą. Kompleks ”grot” jest duży i brak czasu na zwiedzenie. No i ja mam swój plan zwiedzania. Najpierw postanawiam spróbować popularnego w regionie drinka o pomarańczowej barwie. Żona nie chce nic zimnego, więc zamawiam jej tea z cytryną, która okazuje się być ice-tea; no udało mi się zamówienie. :) Po degustacji przejście przez miejski park i rzucenie okiem na miejsca plażowania, a później odwiedzenie zabytkowych kościołów. Najpierw św Piotra z romańską kampanilą, a potem równie starego S. Maria Maggiore. Zbliża się czas zbiórki więc kierujemy się w stronę parkingu i naprzeciw wejścia do zamku wchodzimy do maleńkiego, ale pięknego i zabytkowego kościółka św Anny. A teraz już na parking i jazda ciurkiem aż do Katowic.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Włoszech:
Autor: papuas / 2021.09
Komentarze:
Brak komentarzy.