Oferty dnia

Włochy - z Wenecji do Bari - relacja z wakacji

Zdjecie - Włochy - z Wenecji do Bari
Po raz drugi w tym roku we Włoszech... Pewnie nikt by się tego po mnie nie spodziewał, w końcu Włochy to nie Norwegia :) A jednak. I w dodatku, po raz drugi - Wenecja. W maju tylko przejazdem, teraz - docelowo. Bo właśnie w Wenecji rozpoczyna się nasz wyjątkowy, transatlantycki rejs...

Dotychczas bywaliśmy w Wenecji latem lub wiosną. Teraz, w pierwszej połowie listopada, Wenecja powitała nas trochę tajemniczo, otulona welonem mgły. Tak było wieczorem, w dniu naszego przylotu i tak samo zostało przez cały następny dzień. Jesień ma swoje prawa. Za to wieczorem, wypływając z portu, mieliśmy z górnego pokładu możliwość popatrzenia na Wenecję ”by night”, z zupełnie innej perspektywy, niż dotychczas - od strony wody, a jednak z wysoka.

Następnego dnia obudziliśmy się w Bari. To miasto zwiedzaliśmy już kiedyś, podczas naszej pierwszej podróży po tej części Włoch, więc nie musimy robić powtórki. Natomiast jeszcze w domu wybrałam sobie jedną z wycieczek fakultatywnych, organizowanych ze statku - wycieczkę do Sassi w Materze. Bardzo na to czekałam i z radością przyjęłam fakt, że wycieczka odbędzie się, w dodatku z przewodnikiem w j.angielskim, czyli tym (poza polskim!) najbardziej dla mnie zrozumiałym.

Podekscytowana udałam się na miejsce zbiórki, do teatru statkowego, a potem przejście do autokaru, godzina i 15 minut przejazdu, w czasie którego przewodnik opowiadał o całej Apulii: że region słoneczny, rolniczy, miliony drzew oliwnych, produkcja oliwy, wina, owoców, głównie migdały, warzywa, ryż, ziemniaki; ponadto produkcja ceramiki, itd., itd.
No i wjeżdżamy do Matery. Wgapiam się w okno, żeby czegoś nie przeoczyć, jednak z autobusu nie było jeszcze żadnych spektakularnych miejsc widać. Wysiadamy na wzgórzu zamkowym (z tego samego miejsca też odjazd o określonej godzinie, więc w razie gdyby ktoś się zgubił, lub odłączył, wiadomo gdzie wrócić). I wyruszamy za przewodnikiem, wchodząc w klimatyczne uliczki. Na razie to jeszcze odbieram jako ”normalne” stare, klimatyczne, włoskie miasteczko. I tak idąc czekam na wrażenia... z tyłu głowy jest jakaś obawa, czy nie za dużo się naczytałam i naoglądałam zdjęć przed wyjazdem? czy nie będzie rozczarowania, czy moje oczekiwania się zbyt nie rozdęły?

W pewnym momencie, gdy doszliśmy do końca jednej z ulic, odsłoniła się przed nami panorama całej dzielnicy Sassi – taka, jaką widziałam na zdjęciach. Wow, w trzech wymiarach, na żywo wrażenie jest niesamowite, wręcz niewyobrażalne… Pierwsze moje skojarzenie, to takie trochę połączenie Kapadocji z jordańską Petrą i do tego jeszcze z włoskimi miasteczkami naskalnymi Cinque Terre, ale to wszystko jednak zupełnie inne, takie jakby odrealnione… Nie bardzo wiadomo, na czym oprzeć oko, w którym kierunku patrzeć, taki natłok obrazu, jak na średniowiecznych obrazach, albo i jeszcze więcej, gęściej. Można tak stać długo i patrzeć, po prostu patrzeć.

Gdy wyjeżdżaliśmy z Bari świeciło słońce (jak się potem okazało, przez cały dzień było tam słonecznie), tutaj aura się zmieniła, niebo zachmurzone, chwilami nawet padał deszcz – to tylko współgrało z klimatem miejsca, z tymi gęsto zabudowanymi, wydrążonymi w skale, mrocznymi domeczkami, zaułkami… Nic dziwnego, że Matera stanowiła tło dla wielu filmów, m.in. Mel Gibson to właśnie miejsce wybrał na „Jerozolimę” do swojej „Pasji”.
Źródła podają, że Sassi jest jednym z najstarszych miast świata – ponoć trzecie. Historia Matery sięga bowiem epoki kamienia łupanego. Wtedy powstały pierwsze, unikatowe domostwa wydrążone w skale, jedynie z fasadami murowanymi. W 1993 roku Materę wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a w 2019 roku będzie Europejską Stolicą Kultury.Obecnie Sassi liczy sobie 2 tysiące stałych mieszkańców.

W końcu – po dłuższej chwili – ruszamy dalej. Przewodniczka prowadzi nas w głąb tego labiryntu tajemniczej zabudowy. Program wspólnego zwiedzania obejmował jeszcze wejście do jednego ze skalnych kościołów i do jednego domu mieszkalnego, który aktualnie jest obiektem muzealnym.

Kościół św. Łucji – wydrążony w skale w XI wieku. Wnętrze: jaskinia, której ściany miejscami pokrywają jeszcze dobrze zachowane freski, stylistyką wzorowane na bizantyjskich, z XI-XIII w. i późniejsze z XIV-XVI. Z chwilą, kiedy nieco wyżej zbudowano nowy kościół, ten opustoszał i został zaadaptowany na dom mieszkalny. Widać tego ślady – w postaci okopconej ściany w tylnej części kościoła, blisko wejścia, gdzie znajdowała się kuchnia. We wnęce ołtarzowej nadal stoi skromny ołtarz, gdyż raz w roku, w dniu patronki kościoła – św. Łucji – w dalszym ciągu odprawiana jest tu msza św.

Wewnątrz jaskiniowego domu można było robić zdjęcia – więc widać, jak był urządzony. Dodam tylko, ze w tej samej grocie, pod jednym „dachem” była też wnęka dla zwierząt domowych.

Po kilku godzinach wspólnego zwiedzania nastąpił punkt: „czas wolny”- 45 minut. I wtedy też zupełnie już przestało padać. Większość osób udała się do kafejek lub innych lokali, a mi jakby ktoś skrzydła dopiął, pognałam w tamtą część miasta, której nie zwiedzaliśmy z przewodnikiem. Nie mogłam odpuścić sobie łazikowania po innych jeszcze zakątkach Sassi. Spotkałam po drodze szkołę muzyczną (z której dźwięki wypełniały cały odcinek ulicy!), kilka kościołów, m.in. św. Franciszka z Asyżu, aż doszłam do katedry (z XIIIw., z barokowym wystrojem wnętrza). I tu miałam jeszcze przelotny spektakl światła, za sprawą słońca, wyłaniającego się – krótkimi chwilami – zza chmur, które pozwalało zobaczyć zabudowę w całkiem innej kolorystyce, złotawo rozświetloną, na tle ciemnych, szaro-granatowych chmur…

I to był piękny finał tego wspaniałego dnia.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Włoszech:
Porady i ważne informacje
Do Wenecji - z ręką na sercu mogę polecić hotel Nuova Mestre!
Dobry standard, znakomite śniadania (wcale nie włoskie! - szeroki wybór pieczywa, wędlin, serów, owoców, ciasta, itd.),
b.miła, uprzejma obsługa, wi-fi w pokojach,
świetna lokalizacja: przed samym hotelem przystanek autobusowy, z którego można bezpośrednio dojechać do Wenecji - za 1,5 euro bilet jednorazowy, lub bilet całodzienny, czy 2-dniowy; komunikacja miejska; tuż obok hotelu supermarket, pizzeria, w odległości 5 min. kościół,... itd., itd.
Autor: AniaMW / 2017.11
Komentarze:

Kolka
2017-12-21

..."I tu miałam jeszcze przelotny spektakl światła, za sprawą słońca, wyłaniającego się – krótkimi chwilami – zza chmur, które pozwalało zobaczyć zabudowę w całkiem innej kolorystyce, złotawo rozświetloną, na tle ciemnych, szaro-granatowych chmur… " ach...:))) Już to widzę Aniu :)