Oferty dnia

Bułgaria - nie tylko Morze Czarne - relacja z wakacji

Zdjecie - Bułgaria - nie tylko Morze Czarne

Wyprawa własnym samochodem bez żadnej rezerwacji - to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Pełna wolność! I kłopoty - głównie ze znalezieniem przyzwoitego, a niedrogiego locum na noc.

Trasa wiodła od Biełogradczika (Stara Płanina) prosto nad M. Czarne i z powrotem. Przemierzyliśmy całe wybrzeże, od południa do północy, by stwierdzić, że jeśli nad morze, to niekoniecznie do Bułgarii. Tłok, lasy parasoli, hotele na plaży - a jeśli nie tłok i hotele, to syf i śmietnik. Najprzyjemniej było w okolicy Agatopolis, na samej północy. Wybrzeże skaliste, miejscami całkiem wysokie klify, na klifach dąbrowy, a w maleńkich zatoczkach spoczywa na plażach nad samą wodą bydło rogate.

Ale najbardziej podobało się nam w górach. Riła, Pirin, Stara Płanina, Rodopy - wszędy natura wyrzeźbiła cudowne krajobrazy. Zieleń, spokój i od czasu do czasu jakiś śliczny monastyr. Ceny dużo niższe niż na wybrzeżu, można jeść, pić i kempingować - tylko nie ma za bardzo gdzie... Jeśli ktoś omija popularne kurorty górskie, może być narażony na substandard i odrobinkę głodu. No i brak przyzwoitych map, i oznakowania szlaków. Ale w końcu podróżuje się nie po to, by zaznać luksusu, tylko po to, by mieć przygody.

Bułgaria nas nieco zaskoczyła dużą ilością wszędobylskiego syfu (z czałgą na czele) - ale dostarczyła też niezapomnianych wrażeń, i wcale nie tylko tych nieprzyjemnych. Odkryliśmy wiele pięknych zakątków, poznaliśmy nowe smaki (o zapachach wolę dyplomatycznie nie wspominać), zaznaliśmy nieznanej nam wcześniej cerkiewnej atmosfery i ostatecznie przekonaliśmy się, że zostało nam jeszcze wiele do obejrzenia w tym zabawnym kraju. Dlatego też rozważamy powtórkę - może właśnie w tym roku?

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Bułgarii:
Co warto zwiedzić?

Mełnik. To na pierwszym miejscu. Samo miasteczko jest urokliwe, ale najpiękniej jest na szlaku Mełnickich Piramid. Można dojść szlakiem aż do Rożenskiego Monastyru, wrócić np. szosą przez biedne wioski, a dzień zakończyć w jednej z licznych knajpek mełnickich, gdzie wino leje się strumieniami. Ze względu na to wino najlepiej mieć tam nocleg.

Biełogradczik (Bałkany vel Stara Płanina) to wielce malownicze miasteczko. Jest tam interesująca twierdza, wkomponowana pomiędzy czerwone ostańce skalne. Spacer szlakiem wśród skał i lasów nie rozczaruje. Wszędzie rosną jeżyny o lekko gorzkawym smaku i mocno przeczyszczającym działaniu.

Nesebyr i Sozopol. Oba miasteczka mają klimat kurortu (uliczki, stragany, knajpy, pamiątki) i minionych epok (architektura - domy w stylu bułgarskiego odrodzenia narodowego). W Nesebyrze ciekawe są dawne cerkwie, obecnie zaadaptowane na galerie. Niestety, snują się tam tłumy, a w kafejkach taki tłok, że trzeba czekać na stolik w kolejce. Poza tym nie bardzo można skorzystać z WC - nawet w knajpkach nie zawsze jest.

Riłę i Pirin. Piękne góry. I puste, a w każdym razie pustawe. Są szlaki, są schroniska - nic, tylko wędrować. Przyroda jak z bajki, z pogodą już gorzej.

Monastyry: Rilski (Riła), Baczkowski (Rodopy), Rożenski (Pirin). Każdy jest inny, w każdym można odnaleźć inne skarby. Warto zapalić świeczkę, skupić się i poczekać na śpiewy cerkiewne. Taka nastrojowa chwila wzmacnia ducha. Poza tym nasuwają się refleksje, które mogą mieć cenę... nawet życia. Jak się komuś trafi, może dyskretnie podejrzeć ceremonię chrztu (nam się trafiło).

Tzw. Monastyr Szipczenski w Bałkanach vel Starej Płaninie - jedyny w swoim rodzaju. W rzeczywistości jest memoriałem rosyjskich żołnierzy, który wyzwalali Bułgarię spod tureckiego buta. Naprawdę ciekawostka. A złote kopuły świecą wpośród lasu tak, że z odległości kilkudziesięciu kilometrów widać. Rezerwat Pobity Kameni (rewelacja geologiczna). Geolodzy do dziś nie wiedzą, w jaki sposób powstały te kamienne kolumny. Wyglądają jak ruiny antycznej budowli, ale są dziełem natury. Rezerwat Ujście Weleki (piękny widok z klifu na miejsce ujścia rzeki do morza i dość pusta plaża ciesząca się złą sławą z powodu podstępnych prądów morskich, które jakoby co roku porywają kilka ofiar).

A czego nie warto? Nieco nas rozczarował Rezerwat Jajłata (szumiący step na klifie i skalne dziury w owym klifie, w których mieszkali niegdyś ludzie). Podobnie Nos Kaljakra. Owszem, kontrast czerwonych i białych klifów z turkusową tonią morza jest przyjemny. Ale zwiedzać tam nie ma co, jakieś zarośnięte chwastem ruiny i twierdza z restauracją, tym razem mega-drogą. Skalny Monastyr Aładża jest na pewno ciekawy, ale niefotogeniczny jakiś, żadnej uczty dla oka. Rezerwat Łongoza (miał być przyrodniczo niesamowity, jak dżungla, ale raczej nie był, przepłynęliśmy się tylko mydelniczką na pedały po brudnej rzece, w której pływały zdechłe żółwie).

Dla nas też kurorciska takie jak Złote Piaski czy Słoneczny Brzeg mogłyby nie istnieć. Hotelik na hoteliku, burdelik na burdeliku, parasolik przy parasoliku, tyłek przy tyłku. Nieco lepiej, jakoś bardziej kameralnie jest w Albenie, chociaż to też taka hotelo-wioska dla letników, a w dodatku wjazd zamknięty szlabanem i trzeba się najpierw opowiedzieć wartownikowi: dokąd, po co i na jak długo. (W wielu innych kurortach na wybrzeżu jest, tzn. było 6 lat temu, podobnie).

Porady i ważne informacje

Tanie mieszkanie - oto problem... Standard bułgarskich kempingów (przynajmniej tak było w 2004) odrzuca! Syf, ohyda, ugór bez drzew i jeden wielki śmietnik. A sanitariaty to już kuriozum. Lepiej myć się w Gangesie niźli tam pod prysznicem, nie mówiąc już o umywalce. I chyba lepiej popuścić w gatki niż korzystać tam z toalety... W muszli „klo” wiją się robale - jakieś nicienie, kto wie, czy nie glisty ludzkie? Byliśmy PRZERAŻENI. Jeśli tak wygląda Bułgaria, nazywana Bramą Wschodu, to co musi być na samym Wschodzie? Co gorsza, kwatery prywatne (oczywiście nie lux-pensjonaty, tylko takie zwykłe, tanie) prezentują się podobnie. Pokoiki są OK, często z tarasem oplecionym winoroślą, ale łazienki... zgroza. W pokojach bywają rzadko, a jeśli bywają, to zatruwają życie specyficznym zapaszkiem. Bułgarzy nie umieją zrobić solidnej, szczelnej kanalizacji. Poza tym zużyte papiery toaletowe wyrzucają do kosza bez pokrywy. Masakra!

Tanie jedzenie - proszę bardzo... Wszędzie. Do wyboru, do koloru. Pyszny tarator, szopska sałata, ryby (koniecznie trzeba spróbować smażonej CACY - rybki-mianiaturki, je się całe ławice wraz z głowami), zupy, gjuwecze, bakłażany i papryki faszerowane, mięso z grilla z sosem czosnkowym... nie wiadomo, za co się łapać.

Kebapcziki i Kjufte - rodzaj kiełbasek lub kotlecików z mielonego mięsa doprawionego kminem rzymskim i czubricą - mogą nie od razu posmakować, ale jak człowiek się przyzwyczai do przypraw, to potem ma chętkę.

Baniczki - buły śniadaniowe z ciasta listkowego nadziewane różnościami, na słono i na słodko - po prostu rewelacja. Smakowity jogurt. No i te wina, białe i czerwone, młode i stare... Tylko do owoców nie mieliśmy jakoś szczęścia. Arbuzy i melony były niedojrzałe, brzoskwinie twarde, winogrona kwaśne. Nie polecam też BOZY - bułgarskiego napoju fermentowanego, który jedzie rzygowinką.

Drogi - oj-oj-oj-oj-oj-oj-oj-oj-oj-oj...!!! Dziury wcale nie mniejsze niż w Rumunii. Jakby w ogóle nie były wylane asfaltem, tylko błotem. Fatalne oznakowanie. Jeśli ktoś lubi niestandardowe trasy i odkrywanie nieznanych miejsc - błądzenie murowane. A dzielni, bułgarscy policjanci czyhają za drzewami na autka z obcymi numerami i wlepiają mandaty za cokolwiek.

Porozumiewanie się - najlepiej po niemiecku. Angielski Bułgarzy znają słabo, chociaż młodzi owszem, a w Sofii to w ogóle nie ma problemu. Można po polsku, zawsze coś tam skumają. Ale broń Boże odezwać się do nich po rusku. Żołnierz rosyjski niby pomógł odzyskać im wolność, ale „oni nie Ruskie”. Język bułgarski różni się zasadniczo od rosyjskiego. Dlatego najlepiej mieć ze sobą rozmówki i przynajmniej wkuć bułgarskie „dziękuję”, „dobranoc”, „przepraszam” i „ile to kosztuje”.

Autor: texarkana / 2004.08
Komentarze:
Brak komentarzy.