Oferty dnia

Włochy - Rimini, San Maure Mare, Ravenna, Porto Recanati - relacja z wakacji

Zdjecie - Włochy - Rimini, San Maure Mare, Ravenna, Porto Recanati

Cóż ... myślę od czego mam zacząć opis tej podróży....! Zadanie jest o tyle trudne ze od jej odbycia upłynęło juz 11 lat (O Matko, a jakby to było wczoraj!). Ta podróż to był typowy, szaleńczy spontan. Zabraliśmy się ze znajomymi na dwa samochody, z małymi wtedy jeszcze dzieciakami, pełnymi bagażnikami dobra wszelakiego i zaopatrzywszy się w kantorach w liry włoskie (tak! tak!) ruszyliśmy przed siebie w kierunku Solo Italiano!

Oczywiście zanim dotarliśmy do celu, to upłynął tydzień, ale kto by tam liczył dni jak miał cały miesiąc wolnego! No więc, po drodze zatrzymaliśmy się na nocleg na Słowacji w Piesztanach na bardzo fajnym campingu z basenami termalnymi - a spodobało się nam tam na tyle, że jednogłośnie wyraziliśmy zgodę aby popluskać się w tych basenach...

Kolejnego dnia wpadliśmy na krótką wizytę do Bratysławy, ale jak się kończą wycieczki z małymi dziećmi - wiedzą ci, co mają małe dzieci, więc po zakupie wszelkich możliwych lodów, gofrów i innego ulicznego badziewia - wróciliśmy do samochodów w celu dalszej jazdy w kierunku Włoch!

Przez Austrię jakoś udało nam się przejechać bezboleśnie - chociaż ktoś rzucił hasło, żeby skręcić na podwiedeński Prater! Owszem, pomysł świetny ale znając możliwości naszych milusińskich (łącznie z dziećmi znajomych : 4 sztuki) mieliśmy obawy, że po tej wizycie, nie starczyło by nam finansów na pobyt w słonecznej Italii, więc lekko zawiedzeni ominęliśmy zjazd na Wiedeń i pognaliśmy do przodu wcześniej ustalona trasą w stronę Grazu, Klagenfurtu, Villach.

Jak skończył się nasz zjazd z Autostrady opisałam w mojej podróży do Słowenii! Dla tych którzy jej nie czytali, wspomnę tylko, że zbłądziliśmy i wreszcie po kilkugodzinnej jeździe z „atrakcjami” dotarliśmy do Słowenii - a ściślej na cudowny camping Spik w Gozd Martulijek, gdzie zostaliśmy na kilka cudownych dni jako, że los umiejscowił nas DOSŁOWNIE- jak w Krainie Baśni - tak było tu pięknie!

I tak wreszcie po 8 dniach od wyjazdu z Warszawy dotarliśmy do włoskiego kurortu nad Adriatykiem - Rimini, głośnego i brudnego jak diabli, za to nam wydawało się wtedy że to absolutny szyk elegancji! No cóż, wykazaliśmy się po prostu kompletnym brakiem doświadczenia podróżniczego!

W każdym bądź razie pobyliśmy w tym Rimini z tydzień na fantastycznym 4-gwiazdkowym campingu,( wtedy to wszystko wprawiało nas w osłupienie i wiekszość tego co widzieliśmy po prostu podobało nam się szalenie!)- który był miasteczkiem samym w sobie i w zasadzie mogliśmy się stamtąd nigdzie nie ruszać, ale ruszyliśmy się w końcu do Rawenny i kolejnego dnia do pobliskiego, prześlicznego San Marino.

Jednakże nasze zwiedzanie zabytków, z grupką znudzonych i marudzących non-stop dzieciaków zakończyło się po ok. 2 godzinach pobytu w Rawennie, dobrze że chociaż udało mi się obejrzeć Bazylikę San Vitale z przecudownymi wręcz mozaikami. No, ale dzieci chciały jeść, pić, lodów... więc Bazylika musi poczekać na mnie kilka ładnych lat, aż wrócę tu kiedyś (uprzednio wychowawszy dzieci) i swobodnie sobie wszystko pozwiedzam sama juz bez nich!

San Marino zachwyciło położeniem, ślicznymi widokami, zameczkami (Torres), neoklasyczną katedrą i Statuą Wolności przy Piazza Liberty (chyba dobrze pamiętam?).

Po tygodniu pobytu postanowiliśmy jechać trochę dalej w kierunku południowym do regionu Marche. I tak pomknęliśmy za Pesarę, Sanigalię i Anconę do malutkiej, ale jakże urokliwej miejscowości o pieknie brzmiacej nazwie- Porto Recanati (whatever it means!). Mieszkaliśmy na wielkim, świetnie utrzymanym campingu ”La Meduza”, gdzie ku uciesze dzieciaków było kilka basenów do wodnego szaleństwa.

Adriatyk w Porto Recanati był zupełnie inny niż w Rimini, tu był w kolorze szmaragdowym, plaże- ze złotego piasku w Rimini , tu przemieniły się w dość grube kamyczki. O budowaniu więc zamków z piasku nie było mowy! a głębia zaczynała się juz od mniej więcej 3 kroków od linii brzegowej, a więc jak na pobyt z dziećmi niezbyt to było bezpieczne miejsce.
No, ale za to baseny wynagrodziły nam to niedopatrzenie z naszej strony- wszak mogliśmy znaleźć bezpieczniejsze miejsce na plażowanie dla naszych dzieci! W końcu to były wczasy indywidualne i miejsce pobytu zależało- wyłącznie od naszego widzimisię! , ale ruszać nam się stąd nie chciało za Boga Jedynego!, więc pozostawało nam zostać i pilniej strzec dzieci na plaży! .

Z naszego leżaczka pod namiotem mięliśmy widok na pobliskie Loreto - znany na świecie ośrodek pielgrzymkowy, miejsce znanego kultu maryjnego. Najważniejszym miejscem w Loreto jest Święty Domek, który przechowuje dom Maryi przeniesiony z Nazaretu.

Kolejną pobliską atrakcją były zjawiskowe Groty Frassasi - bardzo, ale to bardzo namawiam wszystkich do odwiedzenia tego fenomenalnego miejsca! Jaskinia jest gigantyczna, a dla wyobrażenia dodam tylko, że jej główna sala jaskiniowa zmieściłaby mediolańską Katedrę!
Z drugiej strony Porto Recanati chodziliśmy sobie do pobliskiej Numany!- sliczne miasteńko z charakterystyczną górą! i w ogóle otoczone dość malowniczymi wzgórzami i skałami.

Po kolejnym tygodniu pobytu w słonecznej Italii udaliśmy się w drogę powrotną w kierunku Polski, ale mylił by się ten, kto by pomyślał, że do domu. I tak, znów zawitaliśmy na nocleg do Słowenii - tym razem już rozmyślnie- na campingu Postojna Jama i będąc tak blisko, postanowiliśmy zobaczyć kolejną grotę - znaną, słoweńską, krasową jaskinię Postojną. Powiem tak: jest naprawdę piękna, ale jak się nie widziało tej włoskiej Frassasi. Zresztą ja kocham jaskinie, więc dla mnie one wszystkie są piękne: te duże, małe, znane, mniej znane i naszą krajową Raj.

Ze Słowenii jak przystało na szalone wakacje skręciliśmy w stronę granicy z Chorwacją i pomknęliśmy jeszcze na Węgry poszaleć w basenach - wspaniałych węgierskich basenach termalnych!!! . Najpierw więc zakotwiczyliśmy się w małej miejscowości CSERKOSOLO - gdzie znajdują się źródła siarkowe i wszelkie baseny termalne o róznym składzie mineralnym wody i różnej temperaturze. Tam po tygodniowym „moczeniu się” zajrzeliśmy jeszcze do znanego kutrortu-uzdrowiska Hajduszoboszlo - ale tutejsze ceny odstraszyły nas na tyle skutecznie, że po krótkim pobycie pojechaliśmy już w stronę Polski, aby jeszcze przez jeden dzień przyjrzeć się słowackim zamkom (Oravsky Hrad) i rozbiwszy namiot u słowackiego górala na podwórku - pokręciliśmy się trochę po okolicy.

A nazajutrz... ruszyliśmy już prosto do domu i tak po 4 tygodniach, a dokładnie po 29 dniach włóczęgi - opaleni, i pełni niesłychanych wrażeń stanęliśmy pod drzwiami naszego mieszkania i chyba właśnie wtedy dokładnie zdaliśmy sobie sprawę z faktu jak cudowną sprawą jest podróżowanie!

A dla kompletnego udokumentowania tejże podróży - odsyłam do opisu mojego pobytu w Słowenii ( a raczej przypadkowej tam, ale jakże uroczej- wizycie) , które to podróże stanowią integralna całość!

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Włoszech:
Co warto zwiedzić?

My podczas tej trasy byliśmy w:

  • Piesztany (Słowacja),

  • Gozd Martulijek, Krainskaja Gora - Alpy Julijskie (Słowenia);

  • San Mauro a Mare, Rimini, Rawenna, Cesenatico, San Marino, Porto Recanati, Loreto, Grotta di Frassasi (Włochy);

  • Postojna Jama (Słowenia) ;

  • Cserkosolo, Keckemet, Hajduszoboszlo (Węgry);

  • Oravsky Hrad (Słowacja)

Autor: piea / 1999.07
Komentarze:
Brak komentarzy.