Gotowanie, sprzątanie, długie godziny spędzone w kolejkach - a to wszystko po to, żeby na końcu wysłuchać komentarze teściowej odnośnie przypalonego karpia. Kto by miał na to wszystko siłę i nerwy? W dzisiejszych czasach Polacy coraz częściej decydują się odciąć nieco od tradycji i wyjeżdżają na Gwiazdkę połączoną z Sylwestrem w ciepłe kraje.
Pomysł wydaje się być po prostu genialny! Zamiast wysiłku i stresu można przyjechać na gotowe, a do tego opalenizna gwarantowana! Biura podróży oferują specjalne programy, które zawierają kolację Wigilijną oraz imprezę Sylwestrową. Jako rezydent znam dobrze tę procedurę, ponieważ każdego roku obserwuję klientów biur w tym szczególnym okresie. Osoby te można podzielić na dwie grupy - uciekających przed samotnością i oczekujących najcudowniejszych przeżyć świątecznych.
Z samotnikami nigdy nie ma problemów, bo cieszą ich nawet drobiazgi. Wysiadają z samolotu mając nadzieję, że w tym roku nie będzie gorzej, niż w poprzednim. Wypoczywają, pływają w morzu, nawiązują krótkotrwałe znajomości. Kolacja wigilijna i szampan na przywitanie nowego roku nie leżą w kręgu ich zainteresowań. Często decydują się na dodatkowe wycieczki tylko po to, aby nie zauważyć, że mija dwudziesty czwarty grudnia. Z wczasów wracają zadowoleni, a znajomi w pracy zazdroszczą im wypoczynku i nowoczesnego stylu.
Dużo większym wyzwaniem dla rezydenta są turyści czekający na kolędy, karpia w galarecie i sianko pod obrusem. W grudniu roku 2010 miałam przyjemność pracować w Egipcie. Na turnus świąteczno sylwestrowy przybyło wyjątkowo mało osób. Szczególnie utkwiła mi w pamięci ekipa z Sea Resort. Liczyła ona sześć osób: dwie koleżanki z pracy, bardzo dziwną parę i całkiem sympatycznie wyglądające małżeństwo. Poznali się podczas transferu, a w hotelu okazało się, że zajmują sąsiednie pokoje. Szybko zaprzyjaźnili się i wspólnie spędzali całe dnie w lobby barze racząc się kolorowymi napojami. Podczas spotkania informacyjnego zadawali mnóstwo pytań na temat atrakcji świątecznych. Rozdałam wszystkim materiały informacyjne dotyczące programu przygotowanego przez hotel, a także omówiłam wydarzenia odbywające się poza obiektem. Osobiście asystowałam turystom podczas wybierania miejsc przy stole podczas kolacji wigilijnej. Cały plan stołów i dekoracji został pięknie wyrysowany i zawisł tuż przy ladzie recepcyjnej. Pracownice hotelu przypisywały dzień wcześniej gości do konkretnych stolików i miejsc. Moja „szóstka” koniecznie chciała siedzieć przy jednym stole. No i pojawił się pierwszy poważniejszy zgrzyt, bo choć stołów sześcioosobowych było pod dostatkiem, to lokalizacja tych jeszcze niezajętych w żadnym razie nie satysfakcjonowała „przyjaciół”. Państwo koniecznie chcieli siedzieć blisko sceny. Była opcja, aby „usadowić” ich w pierwszym rzędzie, ale wtedy nie mogliby być całą szóstką w zwartej grupie. Ostatecznie udało się zająć stół w czwartym rzędzie przy oknie, ale zanim doszło do akceptacji takiego położenia musiałam wysłuchać monologu o niesprawiedliwości w traktowaniu polskiej narodowości w stosunku do rosyjskiej.
Dwudziestego piątego grudnia cała ekipa czekała na mnie w miejscu przeznaczonym do dyżurów, chcąc podzielić się swoim rozczarowaniem związanym z dniem wcześniejszym. Zaczęło się od kiepskiego klimatu/braku nastroju świątecznego. Ale co tworzy nastrój świąteczny? Choinka była, muzyka świąteczna też, animatorzy przygotowali specjalny program i piękne dekoracje, każdy turysta otrzymał prezent. Naprawdę nie dało się zrobić niczego więcej. W Egipcie śnieg nie spadnie jakkolwiek byśmy się nie starali. Spiekoty też nikt nie zlikwiduje. Środowisko jest międzynarodowe, więc naturalnym jest, że piosenki świąteczne muszą być w języku obcym. Kameralnej, rodzinnej atmosfery w tak ogromnym obiekcie też nie da się wytworzyć. Przybywając do państwa muzułmańskiego nie możemy liczyć na pasterkę, ani na kutię, czy inne regionalne wigilijne dania. Nie były to święta marzeń dla moich turystów.
Niestety parę dniu później okazało się, że Sylwester to jeszcze większa klapa. Dwa dni przed witaniem nowego roku spadł deszcz. Deszcz w Egipcie to rzadkość, tymczasem tym razem mieliśmy ulewę wszechczasów. Opady były tak ogromne, że zamknięto jeden z terminali lotniska w obawie przed zawaleniem się dachu. Do kilku hoteli nie mogłam dojechać samochodem służbowym ze względu na zalegającą wodę. Kontrahent woził mnie do tych obiektów jeepem. Pokoje na parterze całej szóstki też ucierpiały, a obsługa hotelowa zaskoczona nietypową sytuacją potrzebowała bardzo dużo czasu na ogarnięcie sytuacji.
W tym momencie to mile wyglądające małżeństwo poinformowało mnie, że jestem skończona, a oni tego dopilnują. Ta groźba była początkiem deszczowej afery.
Imprezy sylwestrowe w egipskich hotelach organizowane są w odpowiednio wcześniej rozłożonych i przygotowanych, ogromnych namiotach. Ze względu na ulewę namiot oraz wszystko w środku zamokło do tego stopnia, że osuszenie było niemożliwe (za mało czasu). Krzesła mokre! Obrusy mokre! Dywany mokre! Nawet świętego taka sytuacja by zirytowała. Dodatkowo obsługa była zupełnie bezradna, bo prawdopodobnie pierwszy raz widziała tyle deszczu na raz. To była sytuacja wyjątkowa i jednorazowa, ale turyści mieli jeszcze inne zastrzeżenia. Narzekali na rodzaje trunków (bezpłatnie dostępne były tylko te z opcji all inclusive - czyli kiepska jakość), a także na długość imprezy. W Egipcie imprezy sylwestrowe kończą się wraz z wybiciem północy. Momentalnie kelnerzy zbierają cały bufet i wszystko ze stołów. Nie można też liczyć na tańce, hulanki do białego rana. Egipcjanie nie znają i nie chcą poznać takiego rodzaju zabawy sylwestrowej, która w Polsce jest normą. Zasady te określone są zawsze w programach hotelowych, ale każdy interpretuje je po swojemu, a potem nastawia się na opcję najbardziej mu odpowiadającą. Z tego właśnie powodu wynikają rozczarowania.
Spora grupa ludzi decyduje się też na wyjazd niezorganizowany. Sami wybierają kierunek oraz plan podróży. Te osoby statystycznie najlepiej wspominają swoje wyprawy. Nastawiają się na przygody, realizują to co potrafią sami wymyśleć i osiągnąć. Nie mają do nikogo pretensji, ani żalu, bo nikt nie może ich w tej sytuacji rozczarować. Wiedzą po co jadą i to na pewno nie jest tradycyjny stół wigilijny w gronie rodziny. Znam osoby, które od trzech lat przyjeżdżają na święta do Sharm el Sheikh tylko po to, aby nurkować w towarzystwie przyjaciół.
Tradycja to piękna sprawa, ale trzeba jej szukać we właściwych miejscach. Nie da się w stu procentach zaplanować kolacji wigilijnej w ogromnym hotelu. Hotelarze sami decydują o szczegółach zgodnie ze swoim przekonaniem. Co więcej, kochają niezapowiedziane zmiany. Jeśli chcemy mieć wszystko: palmy + tradycję możemy zwrócić się do organizatorów turystyki luksusowej i indywidualnej. Oni są w stanie przygotować ofertę szytą na miarę, ale trzeba się tu liczyć na koszt wyższy o przynajmniej piętnaście tysięcy złotych (w porównaniu z turystyką masową).
Valion | parę kwaśnych uwag ciśnie mi się również o Anglikah hahhahahah |
kangur | Podobnie zachowiją się niektórzy Australijczycy. Jadą do kraju o innej kulturze i innym języku, a spodziewają się, że wszystko będzie jak w domu i, że wszyscy powinni mówić po angielsku i doskonale rozumieć charakterystyczny australijski slang. To samo dotyczy Rosjan w Tajlandii :) |