Mieszkała w Dubaju, studiowała w Turcji, a za chwilę wyjeżdża do Stanów, później do Czech i na Islandię. A jej blog przewrotnie nazywa się „Nie za daleko”. O podróżach dalekich i bliskich rozmawiamy z Magdą Mamit, autorką bloga niezadaleko.wordpress.com.
Nazwa twojego bloga może być nieco myląca. Niby „nie za daleko”, ale oprócz Europy opisujesz na nim również Azję czy Amerykę. Więc jak to jest, wolisz daleko czy nie za daleko?
Magda Mamit: Uwielbiam krótkie, jednodniowe lub weekendowe wypady w najbliższe okolice (tak do 3 godzin samochodem :)), które są dla mnie i rozrywką, i oddechem po tygodniu w pracy - czyli nie za daleko. Z drugiej jednak strony, jest we mnie ogromna ciekawość świata i potrzeba tej ciekawości zaspokajania, a żadne miejsce, żaden kraj nie jest za daleko, aby się tam nie znaleźć. Nazwa jest więc grą słów i można ją przewrotnie interpretować :).
Wiemy już skąd nazwa, ale nie wiemy, dlaczego podróże. Skąd u Ciebie wzięło się zamiłowanie do podróżowania oraz odkrywania nowych miejsc i kultur?
Wydaje mi się, że dużo zależy od sposobu wychowania dzieciaków. Miałam to szczęście, że na miarę możliwości rodzice jeździli ze mną po Polsce i pokazywali to, co uważali za wartościowe - byłam z nimi zarówno na Wawelu czy na przedstawieniu w Teatrze Narodowym w Warszawie. Zabierali mnie w Tatry, a każdego lata spędzaliśmy tydzień pod namiotem na Półwyspie Helskim, tylko po to, abym mogła doświadczyć kempingowego życia i „pokąpać się” w otwartym Morzu? Zjeździłam z nimi całą Polskę. Gdy niechętnie sięgałam po książki, Tata podsunął mi pierwszą część z serii przygód Tomka Wilmowskiego „Tomek w krainie kangurów” Alfreda Szklarskiego. Co to były za emocje! Miałam wtedy 11 lat. Liceum to okres obozów żeglarskich, całkowitego wręcz obłędu na punkcie żeglarstwa oraz czas książek o tematyce marynistycznej. To dopiero były emocje! Na studiach wyjechałam do Dubaju. Miała to być jedynie wakacyjna praca. Zostałam ponad rok. Ta się stęskniłam za Polską, że po powrocie stwierdziłam, że już nigdy nie ruszę się z domu. Pół roku później aplikowałam na program wymiany studenckiej Erasmus, po czym pakowałam walizki na studia w Turcji. I już jakoś tak zostało? Jednak uważam, że to wszystko nie miałoby miejsca, gdyby nie wsparcie moich rodziców i przychylne nastawienie do moich pomysłów. Dzięki temu nauczyłam się, że do odważnych świat należy, a tak naprawdę nie ma się czego bać.
Czego nauczyłaś się, mieszkając w Dubaju? A czego w Turcji?
Dubaj to moja pierwsza egzotyczna wyprawa. Nauczyłam się, że piasek może parzyć stopy, powietrze może wywoływać duszności, a morze niekoniecznie daje ochłodę. Rok spędzony w Dubaju to była taka mieszanka wszystkiego: emocji, uczuć, kultury, przygód, tęsknoty, radości, wydarzeń i ludzi. Pozostały mi wspaniałe przyjaźnie i piękne wspomnienia. Zobaczyłam „kawał świata”. Poznałam kulturę i religię zupełnie nam obcą i przez nas niezrozumiałą. I tu pojawiła się tolerancja. Był to również pierwszy raz, kiedy zrozumiałam, że podział rasowy dalej istnieje, a rasizm jest zjawiskiem bardzo żywym. Zaznałam również goryczy emigracji, czyli tęsknoty. Była to dla mnie szkoła życia. Ten czas bardzo mnie wzmocnił i ukształtował mój charakter.
Turcja z kolei to tak naprawdę podróżowanie bez planowania. Przyjaźniłam się z Czeszką i Hiszpanem i głównie we trójkę wyruszaliśmy w trasy. Decydowaliśmy, gdzie chcemy dojechać, a cała reszta była dla nas niewiadomą i zabawą. Również w Turcji nauczyłam się, że często ciekawe miejsca bywają pomijane w przewodnikach, że warto zajrzeć w boczną uliczkę czy wleźć na niepozorne podwórko. Myślę, że to Turcja właśnie ukształtowała mój styl podróżowania.
Twój blog jest dość nietypowy. Nie piszesz o tym, co warto zobaczyć w danym miejscu, gdzie zjeść i gdzie spać. Można za to na nim znaleźć dużo klimatycznych zdjęć, ciekawych obserwacji i nietypowych tematów. Daje to pewną nutę tajemniczości i zmusza do refleksji. Co Cię inspiruje w pisaniu i fotografowaniu?
A wiesz, że się nad tym nie zastanawiałam. W sumie to dla mnie komplement, dziękuję.
Musze przyznać, że koncepcja bloga zmieniała mi się kilkukrotnie - i to chyba widać. Dużo dumałam, zastanawiałam się i kombinowałam. Od początku nastawiona byłam na zdjęcia. To ma być podstawowy filar i siła bloga. Na ich podstawie odbiorca ma zdecydować czy dane miejsce jest dla niego inspirujące czy zupełnie nietrafione. Teraz posty konstruuję w ten sposób, że zdjęcia opatrzone są krótkimi komentarzami lub historyjkami. Staram się także dodawać sensowne linki zewnętrzne, jeśli ktoś byłby zainteresowany zgłębieniem tematu. Jednak jest to jedynie dopełnienie obrazu. Chciałabym, aby było to miejsce, które się ogląda, a nie czyta. W najbliższym czasie zamierzam jednak dodać informacje praktyczne - są one faktycznie bardzo przydatne, szczególnie tuż przed wyjazdem. Oczywiście będą to rzeczy podane w jakiejś takiej mojej, mam nadzieję, ciekawej formie.
Jeśli zaś chodzi o inspiracje, to fotografia inspiruje mnie sama w sobie. Niesamowite, jak zmienia się sposób patrzenia na najprostsze rzeczy poprzez obiektyw, jak się zaczyna patrzeć na świat obrazami i kadrami. Bardzo to lubię.
A co Cię inspiruje w podróżowaniu?
Jestem teraz fanką powolnego podróżowania. Lubię usiąść sobie na ławce lub w kafejce i patrzeć co się dzieje, oglądać i podglądać ludzi? Fascynują mnie też wizje człowieka w postaci różnych budowli i gmachów czy szeroko rozumianego street art-u. Często za tym, co widzimy kryją się jakieś dziwne historie i pokręcone osobowości. To takie dodatkowe smaczki. I to jest niesamowite. A personalizując Naturę - ma najbardziej sfiksowaną osobowość i oglądanie tego, co stworzyła lub zniszczyła jest dla mnie zawsze przeżyciem.
Widzę, że mamy podobne zainteresowania w podróży. To jeszcze powiedz, w jaki sposób wybierasz kolejne miejsca, które odwiedzasz?
Takim bodźcem do odwiedzenia danego kraju czy miejsca może być wszystko: film, książka, zdjęcia, opowieści znajomych, artykuł w gazecie, przeczytanie bloga, naprawdę wszystko. A jak coś już jest na mojej liście to następuje polowanie na cenowo rozsądny bilet lotniczy. A, że moja lista jest długa, bo generalnie chcę pojechać wszędzie i zobaczyć wszystko, więc mam dużą elastyczność w decydowaniu o ostatecznym miejscu docelowym na dany wyjazd.
To faktycznie daje dużo swobody i otwiera na nowe doświadczenia. Co Cię więc najbardziej pociąga w doświadczaniu podróży?
Odkrywanie. Nie jestem odkrywcą, badaczem, naukowcem, podróżnikiem. Jednak poziom frajdy, jaką sprawia mi przejście się ulicą w mieście którego nie znam, znalezienie ciekawego budynku, zobaczenie nieoczekiwanej scenki na ulicy, czy na własne oczy ujrzenie jakiegoś cudu natury, dla mnie urasta do rangi odkryć geograficznych, lądowania człowieka na księżycu czy odkrycia nowego pierwiastka? To są moje własne wielkie przeżycia.
Podróżujesz sama czy z kimś?
Zazwyczaj podróżuję z moimi przyjaciółmi. Jest to solidna i sprawdzona w niejednej sytuacji (i życiowej i wyjazdowej) ekipa. Takie wyjazdy dają ogromny komfort - w naturalny sposób dzielimy się zadaniami, logistyką, ogarnianiem wszystkiego przed wyjazdem i już na miejscu. A dodatkowo zawsze jest wesoło!
Jesienią ubiegłego roku miałam nieplanowany dłuższy urlop. Oczywiście nie chciałam go zmarnować na siedzenie w domu. Niestety moim znajomym termin średnio pasował. Postanowiłam wyjechać sama. Zdecydowałam obrać kierunek na Azję południowo-wschodnią.
Nie obawiałaś się? We dwoje niby zawsze raźniej...
Muszę przyznać, że przed tym samotnym wyjazdem do Azji byłam przerażona. Sama nie wiem, czego się bałam, natomiast był to strach zupełnie bezsensowny. Już się nie obawiam. Wyjazd ma być przyjemnością i przygodą. Staram się więc zawczasu wyeliminować czynniki stresogenne np. nie jeżdżę nocą, jeśli przyjazd na miejsce jest w godzinach nocnych. Przygód się nie zaplanuje, trzeba ja brać na klatę. I już. Pozostają więc same przyjemności :).
Braku towarzystwa też się nie obawiam - w podróży naprawdę spotyka się mnóstwo wspaniałych ludzi. A będąc bez własnego towarzystwa jest się na nich dużo bardziej otwartym. Oczywiście zdarzają się chwile, że nie ma nikogo interesującego na horyzoncie - wtedy bardzo fajnie można skoncentrować się na fotografowaniu, co też jest dla mnie ogromną frajdą.
Miałaś jakieś negatywne doświadczenia podczas swoich podróży? Na co należy zwracać szczególną uwagę?
Ogólnie nie miałam. Wyjątek stanowi Rumunia. W ubiegła wakacje wyjechałyśmy we trzy. I miałyśmy kilka surrealistycznych sytuacji, głównie wynikających z naszej głupoty. Chyba w czasie tego wyjazdu każda z nas założyła, że wszystkim zajmą się pozostałe dwie. Po za tym jestem stosunkowo rozsądną osobą, więc nie narażam się niepotrzebnie na jakieś niebezpieczne sytuacje.
Staram się też szanować kraj, w którym przebywam i lokalne zwyczaje. Ludzie naprawdę to doceniają.
A opowiesz coś więcej o tych sytuacjach? Tak „ku przestrodze”, bo skoro wynikały z waszej głupoty, jak sama powiedziałaś, to zapewne można było ich uniknąć.
Aż wstyd się przyznać ;) W dużym skrócie: będąc na wyciecze samochodowej ZAWSZE należy mieć ze sobą mapę. GPS bywa zawodny i potrafi wyprowadzić na wąską, szutrową drogę prowadzącą przez gęsty las. Nie byłoby w tym nic dramatycznego, gdyby nie ciemna noc oraz niebezpiecznie migająca kontrolka paliwa. I tu rada nr 2: na wyciecze samochodowej ZAWSZE warto mieć zapas paliwa w baku, a nie liczyć, że się dojedzie na oparach (będąc na wąskiej, szutrowej drodze, w środku lasu, już grubo po zmroku). Rada nr 3: idąc w góry, nawet na szlak „dla emerytów” należy mieć dokładną mapę (a najlepiej jeszcze kompas, zapas prowiantu i wody). Mimo, że nie byłyśmy początkującymi piechurami, miałyśmy problemu z odnajdywaniem kolejnych znaków. Przedzierałyśmy się przez chaszcze i powalone drzewa, a na końcu i tak szlak się urwał. W Rumunii szlaki są naprawdę bardzo źle oznakowane i źle utrzymane. Z 3-godzinnego spacerku zrobił nam się 11-godzinny trekking z bardzo realną opcją nocowania w lesie, w górach. Tylko zrządzenie losu sprawiło, że dotarłyśmy do asfaltu i dalej do cywilizacji.
Za moment wyjeżdżasz do Stanów Zjednoczonych. Mam nadzieję, że takich błędów już nie popełnisz ;) Co zamierzasz tam robić?
Stany, co ciekawe, nigdy mnie jakoś specjalnie nie interesowały. Namówiła mnie na nie moja kumpela, z która jadę. Teraz jednak nie mogę się już ich doczekać! Zrezygnowałyśmy z opcji zaliczania jak największej ilości atrakcji i przeskakiwaniu z miejsca na miejsce i z miasta do miasta. Zamierzamy zwiedzić Nowy Jork i Waszyngton. I na nich jedynie się skoncentrować.
Brzmi jak dobry plan. W tym roku odwiedzisz też Czechy i Islandię. Coś jeszcze znalazło się na Twojej tegorocznej liście?
Mam w planach jeszcze Tatry razem z moją 10-letnią bratanicą :) Bardzo cieszę się na ten wyjazd. Będziemy spać w schroniskach, bawić się kompasem i delektować górami. Mam nadzieję, że Ala załapie bakcyla :).
Ponadto szykuje mi się coś wielkiego jesienią - jednak nie chcę na razie zdradzać tajemnicy, aby nie zapeszać. Na pewno wszystko będzie na blogu :).
Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak śledzić Twoje przygody na blogu! Powodzenia i dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała Karolina Anglart
Brak komentarzy. |