Oferty dnia

Etiopia - objazd cz.III Lalibela, AA - relacja z wakacji

Zdjecie - Etiopia - objazd cz.III Lalibela, AA
Ruszamy po przerwie w stronę Lalibeli, nie uwierzycie, drogą przez góry! No, teraz może inne, mniej surowe, bo porośnięte roślinnością, ale równie malownicze i też pewnikiem wysokie. W drodze spotykamy stado dżelad - wysokogórskich małp o krwawiącym sercu. Wszyscy chcą foto zwierzaków - jedni robią zdjęcia, inni je płoszą podchodząc zbyt blisko i tak kilka razy, aż małpy znikają. Wieczorem docieramy do hotelu w Lalibeli, a jutro cały dzień zwiedzania. Hotel w formie parterowych okrąglaków przedzielonych na pół - dla dwóch klientów. Pomimo, iż Lalibela leży na wys. 2650m npm przydają się tu środki antykomarowe - w łazience lata co najmniej jeden, a przez 2cm szparę między progiem, a drzwiami wejściowymi przy odrobinie dobrej woli nie tylko komar się przeciśnie. :) Pryskam więc próg i otwór drzwiowy sprayem i na zasłużony odpoczynek. Po śniadaniu zwiedzanie skalnych kościołów. Kościoły wykuto ok. XIw w dość specyficzny sposób - dach znajduje się na poziomie gruntu. Jak tego dokonano? Jest wiele teorii na ten temat i jedna oficjalna legenda - w dzień kuli ludzie, a nocą aniołowie. I przy tym pozostańmy. Kościoły połączone są systemem przejść i korytarzy, a pod nimi też istnieje system labiryntowych przejść podobno kilkupoziomowy; ale tam wstępu już nie ma. Do tego jakiś system odprowadzania wody, żeby w porze deszczowej nie zostały zalane - jednym słowem wyższa technika z XI wieku.
Kościoły zwiedzamy na dwie raty - do lunchu i po. To popołudniowe zaczyna się od kościoła archaniołów Gabriela i Rafaela. Chwilę po wejściu rozlegają się jakieś wrzaski. Okazuje się, że prowadzone są egzorcyzmy nad opętaną, wrzeszczącą kobietą - widok mało przyjemny, więc szybko wychodzimy na taras, a potem i z kościoła. Symbolicznie aby dostać się do Nieba trza przejść przez Piekło. Chętni przechodzą przez Piekło - ciasny i pozbawiony zupełnie światła podziemny korytarz, którym należy iść z lewą ręką na głowie, a prawą opierając się o ścianę (dla bezpieczeństwa oczywiście). Próbuję przyświecać sobie trochę minilatarką, ale zostaję obsztorcowany przez ważniejszą część rodziny. Rezygnuję z udogodnień, żeby w ”Piekle” nie wywoływać piekła. Po zwiedzaniu kolacja w hotelu i wyjazd ”na tańce” do miejscowego klubu. W klubie jak w klubie - trza wypić żeby zatańczyć. Oprócz naszej wycieczki przychodzą tu miejscowi, raczej młodzi, i jest grupa inicjująca zabawę. Dwóch instrumentalistów i trzy osoby zapraszaczy do tańca, są jeszcze jakieś wesołe przyśpiewki, których sensu jednak nie rozumieliśmy. Muzycy grają jeden na bębnach, a drugi na oryginalnym instrumencie smyczkowym o jednej strunie. Tańce polegają na poruszaniu różnymi, wybranymi częściami ciała i tylko tymi. Może z czasem zabawa się rozkręca, ale na początku osoby inicjujące podchodzą do stolika i zapraszają wybrane osoby - zwykle jeden na jeden, do rytmicznego ruszania. Ale wróćmy do początku - trunki. Bywalcy piją piwo, miejscowe wino lub koktajl złożony z wina, piwa i bodaj sprite. Część grupy zamawia wspólnie koktajl przyniesiony w sporym dzbanku, a reszta według uznania. My próbujemy to miejscowe wino serwowane w szklanych kolbach kulistych pojemności ok. 1/2 litra. Lokalnych smaków trza próbować i niektórym to smakowało, a nawet bardzo. Nie wchodząc w szczegóły receptury wino jest zrobione z poddanego fermentacji miodu; dla mnie no może nie obrzydliwość, ale trudne do polubienia. Swoją kolbkę zostawiam niedopitą.
Następnego dnia wyjazd w stronę stolicy. Po drodze widoki, wizyta w wiosce Amharów i ważny klasztor nad jeziorem Hajk. Do klasztoru Hajk Istafanos wejść mogą jedynie mężczyźni. Tu odwiedzamy małe, ale ciekawe muzeum (i znów zakaz foto), a potem trochę chodzimy po terenie. Ale klasztor wyludniony i nawet przy wypieku specyficznego chleba nikogo nie ma - pewnie wszyscy na nabożeństwie w niedalekiej misji sióstr zakonnych. Dziś szczególny dzień - taki ichni koniec karnawału i początek Wielkiego Postu. W kościele na misji sióstr trwa nabożeństwo, a siostry przygotowują posiłek dla pątników uczestniczących w nabożeństwie. Zostajemy też poczęstowani - jest indżera z pikantnym sosem i nawet uwarzone na tą okazję piwo. Każdy odrywa (prawą ręką) kawałek indżery, a piwo ze wspólnego kubka ciemne, takie trochę podobne w smaku do zbożowej kawy. Ruszamy dalej i wieczorem meldujemy się w hotelu; ale zabijcie mnie, co to za miejscowość - nie wiem. Rankiem zaczynamy ostatni dzień jazdy. Widoki, widoki, spotkania z dżeladami, spojrzenie na Wielki Rów, wizyta w wiosce plemienia Oromo (ja tam różnic w wioskach różnych plemion nie widziałem - wszędzie bieda i warunki nie do życia) i późnym popołudniem meldujemy się w hotelu w Addis Abebie. Wracając do przejazdu - oczywiście realizując program razem z wycieczką odwiedzałem wioski i robiłem mnóstwo zdjęć ich mieszkańcom, ale ... Dopiero w domu, segregując i obrabiając foto spojrzałem w oczy Etiopczykom; można tam dostrzec różne emocje i to nie zawsze pozytywne. Cóż, dziwić się nie można. W relacji przy okazji przejazdu zamieszczę również foto zrobione w czasie całej wycieczki, a obrazujące różne aspekty życia i ciekawostki - praca na roli, kluby bilardowe czy czasowe zamknięcie drogi.
W Addis jeszcze kolacja z występami i powrót na nocleg do hotelu. Po śniadaniu wykwaterowanie z pokoi, bagaże na recepcję i na zwiedzanie Addis Abeby. Odwiedzamy katedrę z grobem ostatniego cesarza, potem Muzeum Narodowe ze szczątkami Lucy, wjazd na punkt widokowy i spojrzenie z góry na Addis Abebę. Zakup pamiątek na owianym złą sławą Merkato, zakup kawy i powrót do hotelu, gdzie przepakowanie bagażu i wyjazd na lotnisko. No to jeszcze o Merkato. Kilka krzyżujących się ulic z ”największym targiem Afryki” tu kupisz wszystko. Pilotka - o targu dzieląc się wspomnieniami mówi, że straciła tu 2 telefony, ale z własnej winy - bo wyciągnęła; i ktoś jej wyrwał; przestrzega także przed kieszonkowcami. No, zapowiada się ciekawie. Bus wysadza nas przed pawilonem z pamiątkami dla turysty - taka parterowa galeria handlowa z mnóstwem stoisk; i jest w czym wybierać. W środku spoko i nawet nie trza uważać na kieszonkowców. Po pewnym czasie wychodzimy na zewnątrz i idziemy szeroką ulicą oglądając porozkładane na chodniku towary i przechodzących tragarzy. Po przejściu raptem 250, no 300m obok naszej czwórki pojawia się nagle trzech, czterech mężczyzn z tendencjami naporowymi. Zawracamy więc w stronę galerii. Jeden z nich uparcie nam towarzyszy, ale w końcu i on daje za wygraną. Sytuacja raczej ewidentna, bo próbujący nam towarzyszyć panowie nie mieli żadnych towarów, ani też nic nie próbowali oferować. Do końca wyznaczonego czasu spacerujemy już tylko po galerii z pamiątkami.
Na lotnisku wszyscy bez kłopotu wsiadamy do samolotu i przez Frankfurt do Warszawy.
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Porady i ważne informacje
Przy wejściu do kościołów Lalibeli wypełnia się druczek wpisując dane osobowe i nr paszportu. ?? Tak, bilet upoważnia do wielokrotnych odwiedzin i ważny jest cały rok. Można tu przylecieć drugi raz.
Autor: papuas / 2020.02
Komentarze:

papuas
2020-04-19

Omal nie zginąłem w dymie kadzideł :), teraz a nawet i wcześniej po komentarzu do foto.
Do Etiopii już raczej nie zawitam i tak jak pisałem, śniła mi się np. z Rainbow płn i płd. Ciekawe jak to wygląda w praktyce u konkurencji, bo jakiś krótki treking w PN Siemen jest w którymś programie Rainbow. Nie, nie, możesz śmiało jechać - dzieci biegają do busa, nie po krzaczkach (to tylko moja wyobraźnia taki obrazek podpowiedziała). Cóż, na czas wizyty w wiosce, która zazwyczaj nie trwa długo trza wyłączyć swą wrażliwość; wiem jest to bardzo trudne i dopiero w domu spojrzeć w oczy i odchorować. Warto jednak wyjeżdżając w te strony zabrać jakieś drobiazgi typu maskotki czy rzeczy do ubrania. Inna sprawa, że oceniamy ich warunki wg naszych standardów, a ich potrzeba intymności sprowadza się do mizernej zasłonki oddzielającej sypialnię od reszty. Tak, głębokie współczucie, ale i podziw, bo my w tych warunkach zginęlibyśmy natychmiast. Z tą higieną to chyba sobie radzą, bo ani oni, ani w ich chatach nie śmierdzi, jak czasem u nas w tramwaju obok menela. Dzieci też wyciągając rękę z widocznym zadowoleniem przyjmują środki czystości zabrane z hotelu. Oczywiście o braku jakiejkolwiek empatii można mówić o pani, która wyciąga z torebki jednorazową chusteczkę i wycierając nos malca mówi "i nosek sobie wytrzyj, bo usmarkany jesteś". Miałem ochotę natychmiast ją udusić.
A foto - w przypływie adrenaliny szalony fotograf robi i dopiero w domu patrzy i przeżywa.

piea
2020-04-19

Uff... i dobrnęłam do końca, więc czas na podsumowanie: przeczytałam wszystkie trzy Twoje etiopskie Relacje, obejrzałam w sumie 1200 zdjęć!!! skomentowałam pewnie ze dwie setki, a może i więcej… i uczciwie stwierdzam, że ta podróż była pod wieloma względami niesamowicie egzotyczna! i bardzo urozmaicona; obfitowała w przepiękne widoki (ach te etiopskie góry!!!), choć do pełni szczęścia pewnie zabrakło (tzn. mnie by zabrakło) jakiegoś takiego dnia na obcowanie z przyrodą bezpośrednio (może przydałby się w programie jakiś nie za długi trekking po górskim szlaku, takim nie za trudnym)? ;no ale na program nie mamy wpływu, wiadomo…., ale widoków tych oglądanych i mijanych po drodze gór bardzo, bardzo Ci zazdroszczę; wspaniałe górskie plenery! , i te wodospady…., kaniony.... że o małpach to już nawet nie wspomnę…., no zobaczyć na żywo te unikatowe dżelady w dodatku z tak bliska, jest to jednak przeżycie! zazdroszczę też Lalibeli- piękne miejsce, niezwykle ciekawe kościoły z dachami na poziomie gruntu z koniecznością włączenia wyobraźni: no bo kurcze to XI wiek!, więc jak oni tego dokonali? -no ta Lalibela to taka – jak sam napisałeś- folderowa wizytówka tego kraju! wspaniale jest móc zobaczyć coś takiego na własne oczy!; co jeszcze mi się podobało?- no Etiopki! (nie żebym miała jakieś ciągoty w stronę płci niewieściej 😊 nic z tych rzeczy… 😊), ale Etiopskie kobiety to naprawdę piękności! śliczne kobiety w całym kraju!
a teraz co mi nie przypadło do gustu? – przede wszystkim to WC w krzaczkach! 😊, nie przeżyłabym "takich" toalet w obecności dziesiątek dziecięcych oczu! 😊 , ale i to nie wpuszczanie kobiet do niektórych obiektów sakralnych! – co to za durne wymysły? ; no i największa trauma – te wszystkie wioski… ta nędza… to ubóstwo tych chat… pustka… brak mebli, łóżek (bo to na czym śpią trudno określić łóżkiem) brak czegokolwiek… że nie wspomnę o jakiejkolwiek formie higieny (i potrzebie intymności), te przesmutne oczy tych ludzi…. przerażająco przygnębiający widok tych dzieci…. i świadomość, że dla nich ten świat to szara codzienność…. i beznadziejność sytuacji i perspektyw na cokolwiek lepszego? wszechobecny brud i skomląca, wręcz wyjąca bieda!!! – to są te aspekty nad którymi ciężko jest przejść obojętnie… ja mam z tym zawsze problem; czasami wrażliwość dopada i dławi człowieka od środka na widok czegoś takiego – mnie dławi zawsze długo…, dla mnie nędza i ubóstwo ludzi nie są egzotyczne, nie potrafię nawet tak swobodnie robić im zdjęć…. (m.in. ten aspekt wciąż stopuje mnie przed podróżą do Indii, do których latami dojrzewam, i jakoś dojrzeć nie mogę…) .
Czego zabrakło? – myślę, że chyba tylko plemion Południa… tych niesamowitych ludzi z Doliny Omo… - pewnie południe Etiopii rozważysz na kolejną podróż? (jak już zaraza minie i znów będzie można zwiedzać Świat…)

Bardzo Ci Dziękuję za pięknie i prawdziwie pokazaną Etiopię we wszystkich obszernych Foto-Relacjach! wspaniale się oglądało i czytało... , bo teraz to tylko tak możemy sobie popodróżować....
Thanks, !

AniaMW
2020-04-04

Niezwykle egzotyczno-tajemniczy odcinek podróży!
Dzięi za opis i szczegółową foto-dokumentację. Robi wrażenie, wciąga.