Oferty dnia

Polska - Lublin - relacja z wakacji

Zdjecie - Polska - Lublin
Lublin jest moim ulubionym miastem – zaraz po moim ukochanym mieście rodzinnym. Lubelskie Stare Miasto przyciąga jak magnes i myślę, że wie o tym każdy, kto choć raz spacerował nie tylko Krakowskim Przedmieściem i Grodzką, ale również myszkował po staromiejskich zaułkach. Wiele polskich miast ma przepiękne historyczne centra. Zachwycają: warszawska Starówka, gdańskie Główne Miasto, Stare Miasto w Poznaniu, Krakowie, Toruniu… Jednak Lublin, to całkiem coś innego, właściwie sama nie wiem dlaczego. Kiedy zastanawiam się, czym wyróżnia się klimat starego Lublina, znajduję tylko jeden powód. We wszystkich innych miastach kamieniczki są pięknie odrestaurowane od frontu, gdzie widzi to przeciętny turysta, a od strony podwórek wszystko się sypie. Jest to jakby nieprawdziwe, na pokaz. W Lublinie jest zupełnie inaczej. No nie, żeby zaraz podwórka były odnawiane zamiast frontów, no tak, to nie! W Lublinie jednak na całym Starym Mieście naprzemiennie znajdujemy zarówno przepięknie odrestaurowane kamienice tuż obok sypiących się, z oknami i drzwiami zabitymi deskami lub płytą wiórową, z odpadającym tynkiem i tabliczkami ostrzegającymi o niebezpieczeństwie. Gdy wchodzimy głębiej na podwórka widzimy, że również one – niektóre są eleganckie, zagospodarowane, odnowione, a niektóre stanowią wręcz ruinę, gdzie sypiące się mury pobazgrane są najróżniejszymi napisami. Niektóre z tych eleganckich podwórek zamknięte są solidnymi bramami, zaopatrzonymi w domofony i trzeba mieć dużo szczęścia, by móc tam zajrzeć, zaś niektóre z zaniedbanych są w takim stanie, że przeciętny człowiek może nawet bać się tam zajrzeć. W parterach kamienic przy głównych ulicach zwykle znajdują się restauracje i kawiarnie z ukwieconymi ogródkami. Jednak budynki te na wyższych piętrach nie zawsze są odnowione. A zatem prawdziwe życie – tak od frontu, jak od zaplecza, tak w parterze, jak i na piętrach. To chyba właśnie ta mieszanka pięknego ze zrujnowanym tworzy tę pociągającą wyjątkowość, ten ulubiony przeze mnie klimat, podkreślony jeszcze wielkoformatowymi zdjęciami wypełniającymi otwory wielu okien. Są to historyczne fotografie dawnych mieszkańców miasta, zdjęcia współczesnych znanych artystów lubelskich, fragmenty malarstwa itp. Wszystko to razem powoduje, że przynajmniej raz w roku muszę odwiedzić Lublin, bo przychodzi taki moment, że zaczynam tęsknić za tą atmosferą. Nie zrozumcie mnie źle, nie pochwalam tego, że wiele kamienic stoi i niszczeje. Być może – mam taką nadzieje - po odrestaurowaniu wszystkiego ten niepowtarzalny klimat jednak pozostanie… A już na pewno nie zniknie moja miłość do Lublina.
I w tym roku przyszedł moment, kiedy wróciło pragnienie pospacerowania po Grodzkiej, Dominikańskiej, Jezuickiej, po Rynku, pozaglądania z zakamarki Rybnej i Ku Farze…. Marzyło mi się pstrykanie nieskończonej ilości zdjęć w cichych, klimatycznych zaułkach Starego Miasta, obiad w restauracji na Rynku, lody na gwarnym Krakowskim Przedmieściu. Miałam też ochotę odwiedzić Muzeum Wsi Lubelskiej, gdzie niedawno wybudowano „miasteczko”, ratując od zapomnienia budynki charakterystyczne dla małych miasteczek Lubelszczyzny. Postanowiłam więc, że spędzę w Lublinie ostatni weekend sierpnia. I tu, niestety, miałam pecha. Przy całym tak upalnym tegorocznym lecie nie spodziewałam się, że pogoda może zawieść. Ale psuć się zaczęła już w piątek z rana, kiedy wyjeżdżaliśmy. Dzień był pochmurny, zatem o fotkach ze Starym Miastem na tle błękitnego nieba można było zapomnieć. Mimo to późnym popołudniem zaparkowaliśmy w pobliżu Placu Litewskiego i wkroczyliśmy na Krakowskie Przedmieście. I tu aż przysiadłam ze zdziwienia: takie tłumy w Lublinie? Krakowskim Przedmieściem przepływała rzeka ludzi. Uświadomiłam sobie, że to przedostatni wakacyjny weekend. Można było pomyśleć i zaczekać do września, ale… przepadło. Trzeba było cieszyć się chwilą. Płynęliśmy więc tą rzeką z resztą zwiedzających, zatrzymując się na lody w pobliżu Bramy Krakowskiej. Później przez tę XIV-wieczną bramę - pozostałość dawnych murów miejskich - weszliśmy na Stare Miasto, tętniące życiem tak samo jak Krakowskie Przedmieście. Tłumy w kawiarnianych ogródkach, tłumy na Rynku, tłumy na Grodzkiej, tłumy na zamku. Ale wystarczyło tylko zejść z głównego traktu ciągnącego się od Bramy Krakowskiej do Bramy Grodzkiej, aby wejść jakby w inny świat: cisza na Jezuickiej… na Rybnej…. w zaułku Ku Farze… na Dominikańskiej… na Złotej… Zaczynało się jednak lekko ściemniać, co przy zachmurzonym, płaskim niebie dawało dziwne światło – zdjęcia wychodziły jakby niebiesko-szare, w kolorystyce trochę nienaturalnej, ale dosyć nastrojowe. Pospacerowaliśmy do wieczora, czekając do 21.00, aby obejrzeć pokaz multimedialny na fontannach na Placu Litewskim. Niestety, na 5 minut przed pokazem rozpoczęła się ulewa, która przegoniła oczekującą przy fontannach publiczność, łącznie z nami.
Wieczorem opracowaliśmy misterny plan na pozostałą część weekendu. Postanowiliśmy w sobotę odwiedzić Muzeum Wsi Lubelskiej, a na Stare Miasto wrócić w niedzielę z samego rana licząc na to, że turystyczna brać o tej porze śpi. Przy okazji zamierzaliśmy być z rana na mszy w Bazylice Ojców Dominikanów, która – jak słyszeliśmy – poddana została gruntownej renowacji w ramach projektu p.n. „klasztor w sercu miasta”.
W sobotę od rana pogoda była dosyć ładna, nawet przebłyskiwało słońce, więc spacerek po Muzeum Wsi Lubelskiej był bardzo przyjemny, a nowopowstałe „miasteczko” okazało się bardzo interesujące. Wybudowano wybrukowany „kocimi łbami” rynek ze studnią na środku, ratuszem, kramami, budynkami mieszkalnymi, sklepami, usługami… Fajnie było pozaglądać do tych wszystkich pomieszczeń urządzonych w dawnym stylu. Oczywiście przyjemnie było też pospacerować wśród wiejskich zagród – typowych dla muzeum wsi, otoczonych ukwieconymi ogródkami. Teren zajmowany przez muzeum jest duży i obejście wszystkiego można poczuć w nogach. Dlatego już nic więcej nie planowaliśmy na sobotę, tym bardziej, że chcieliśmy też nieco czasu spędzić z rodziną, która nas gościła. Wybraliśmy się więc na wspólny obiad do pobliskiej restauracji i do wieczora spędzaliśmy czas w rodzinnym gronie.
Niedzielny ranek był pochmurny, szary, zamglony. Ale ważne, że nie padało. Wstaliśmy dość wcześnie zakładając, że im wcześniej, tym na Starym Mieście bardziej pusto. Po pospiesznym śniadanku wyruszyliśmy z zamiarem zaparkowania na Placu Zamkowym. Jakież było nasze zdziwienie, gdy cały – niemały przecież plac zastawiony był autami i straganami. Okazało się, że akurat w tę niedzielę odbywa się na Starym Mieście jarmark staroci. Od Placu Zamkowego, przez Grodzką, Rynek, aż do Bramy Krakowskiej rozstawione były stragany i tłoczyły się tłumy ludzi. I znowu klops – nie będzie klimatycznych fotek. Na szczęście w bocznych uliczkach – w moich ulubionych zaułkach była cisza i spokój. Po mszy u Dominikanów obejrzeliśmy jeszcze pięknie odrestaurowaną bazylikę i pospacerowaliśmy trochę omijając najbardziej zatłoczone miejsca. Nie mieliśmy już zbyt wiele czasu, bo wczesnym popołudniem trzeba było wyjeżdżać do domu.
I dalej marzy mi się lubelskie Stare Miasto ciche, klimatyczne, nastrojowe… Może zimą?
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?
Stare Miasto przede wszystkim.
Autor: danutar / 2018.08
Komentarze:

piea
2018-09-06

Lublin mieliśmy w planie w zeszłym roku jadąc na Roztocze; niestety rozkopana trasa w budowie spowodowała wielogodzinną jazdę i nie starczyło czasu na Lublin, no cóż... trzeba będzie wrócić innym razem; W Lublinie ostatnio bylismy 8 lat temu (jak ten czas leci...); pojechaliśmy w ostatnią niedzielę września celowo właśnie na Targ Staroci , (tam od lat w każdą ostatnią niedzielę miesiąca - są Targi Staroci) - uwielbiam buszować po takich bibelotach - zawsze coś ciekawego wypatrzę:) ; z ciekawości aż zajrzałam do mojej galerii z wizyty w tym mieście - i... aż się zawstydziłam, bo lubelskich fotek wrzuciłam dosłownie kilka :(; nadrobię to w wolnej chwili i douzupełnię:) - ale w sumie to niewiele się zmieniło.... dalej jest ten sam klimat ... piękne kamienice po rewitalizacji i takie, które straszą kostropatymm tynkiem krzycząc o fundusze....