Rezydenci biur podróży to osoby do zadań specjalnych. Wykonują swoją pracę z poświęceniem ze względu na empatię oraz poczucie obowiązku. Niestety zdarza się, że przesadzają ze swoją wspaniałomyślnością i dobrą wolą. Wynikają z tego dziwne sytuacje.
Akurat kończyłam ostatni dyżur hotelowy tego dnia, gdy zadzwoniła moja koleżanka (rezydentka pracująca w zupełnie innej części świata). Nie miałam specjalnie czasu, aby z nią rozmawiać, dlatego szybko zgodziłam się na jej prośbę i wróciłam do turystów. Koleżanka zapytała, czy może dać mój numer telefonu swojej przyjaciółce. Nie wyjaśniła mi dokładnie powodu, ale zrozumiałam, że chodzi o pytanie związane z hotelem. Ludzie często pytają rezydentów o hotele, infrastrukturę itd. Chcą podjąć trafną decyzję przy wyborze oferty wakacyjnej, a pracownicy branży turystycznej są dla nich w tej kwestii znawcami tematu.
Ledwo opuściłam hotel, a na moim telefonie wyświetlił się polski numer. Odebrałam i zaczęło się... Przyjaciółka mojej koleżanki wcale nie planowała wczasów w najbliższym czasie. Była zrozpaczona i zapłakanym głosem opowiedziała o swoim problemie. Chodziło o to, że dostała donos na swojego męża, który przyjechał „w moje okolice” z paczką znajomych na nurkowanie. Pani spakowała swojego mężczyznę na tygodniowy wypoczynek, pocałowała na drogę, a chwilę później znalazła w skrzynce pocztowej list. W liście zaś była informacja, iż towarzyszką męża będzie ... kochanka.
Kobieta poprosiła mnie o sprawdzenie z kim zakwaterowany jest mąż. Podała mi nazwę firmy z którą wyjechał na wczasy i nazwę hotelu. Nigdy nie angażuję się w takie sprawy, gdyż nie jest to profesjonalne. Nie wiem jednak dlaczego poczułam potrzebę okazania pomocy tej zapłakanej kobiecie. W taki sposób przedstawiła mi sprawę, że nawet nie przyszło mi do głowy, aby uruchomić swoje pokłady asertywności. Obiecałam zbadać sprawę i dać znać.
Najpierw musiałam dojść do tego, jak nazywa się hotel w którym został zakwaterowany pan X. Niestety kobieta podała mi błędną nazwę obiektu. Powiązałam jej opis z hotelami z oferty biura z którego wykupił wczasy i szybko znalazłam odpowiedź. Zadzwoniłam do rezydentki pana X i grzecznie porosiłam o informację na temat, który mnie interesował. Dziewczyna odmówiła pomocy. Oczywiście miałam żal do siebie za to, że zepsułam tę sprawę w taki sposób. Mogłam inaczej ją zagadać i wyciągnąć informację, ale okazała się być profesjonalistką dbającą o dyskrecję swoich turystów.
Ledwo weszłam do biura, a pani znów zadzwoniła. Starałam się ją uspokoić, opisałam swoje dotychczasowe działania, a potem zapewniłam o kontynuowaniu „śledztwa”. Rozmowę usłyszeli wszyscy, których akurat zastałam w biurze. Zaczęli z zaciekawieniem dopytywać o co chodzi. Nie chciałam się tym dzielić, ale nie bardzo wiedziałam jak rozgryźć zagadkę. Opowiedziałam wszystko całej trójce: dwóm rezydentkom (Ance i Soni), operation managerowi (Ahmedowi). Ahmeda historia w ogóle nie poruszyła, Sonia wpadła w chichot, a Anka zaczęła myśleć i szybko podsunęła rozwiązanie.
W związku z tym, że rezydenci często proszą recepcje hotelowe o dokładne dane paszportowe swoich turystów (niezbędne do różnych celów) to najłatwiej byłoby się podszyć pod rezydentkę tego biura. Mając dane paszportowe pana X i jego współlokatorów wiedzielibyśmy z kim mieszka. Co to jednak za rezydent, który nie zna numeru pokoju swoich turystów? Co więcej, pracownicy recepcji zazwyczaj dokładnie znają rezydentów. Potrafią rozpoznać ich głosy i sposoby wyrażania się. Nie chciałam psuć sobie reputacji, więc oczywistym było, że nie zadzwonię do hotelu.
Przekonałam natomiast Ahmeda, aby podał się za przedstawiciela lokalnego biura podróży, w którym pan X wraz ze współlokatorem wykupił wycieczkę fakultatywną. W przypadku wielu wycieczek dane paszportowe są niezbędne o czym wie każdy pracownik hotelu. Ahmed zgodził się po namowie i swoje zadanie spełnił rewelacyjnie. Nikt z nas nie podejrzewał go wcześniej o takie umiejętności aktorskie. Najpierw zapytał o numer pokoju pana X, a potem o dokładne dane z paszportów. Każdą literkę imienia i nazwiska oraz numery paszportów obu osób spisał. No i niestety okazało się, że współlokatorką jest pani Katarzyna. Wszystko było jasne. Dziewczyny pękały ze śmiechy i gratulowały Ahmedowi sprytu, a ja zaczęłam się martwić, bo telefon znów zaczął dzwonić. Potem nasz egipski kolega dla żartu sprawdził całą trójkę na najbardziej popularnym w świecie portalu społecznościowym i okazało się, że prześliczna kochanka jest znajomą niezbyt urodziwej żony.
Przez tę moją niewinną zabawę w detektywa powstał prawdziwy dylemat etyczny. Powiedzieć przerażonej żonie prawdę i pogrążyć ją w rozpaczy? Zniszczyć tak bez skrupułów małżeństwo? Może ta pani Katarzyna to tylko koleżanka męża. Ludzie przecież jeżdżą na nurkowanie w grupach, a zakwaterowani mogą być na różne sposoby zależnie od sytuacji. Po co robić mnóstwo hałasu o nic? Po co przyczyniać się do poważnej komplikacji życia przynajmniej dwóch osób. No, ale z drugiej strony dlaczego miałabym oszukiwać? W tej sytuacji kłamstwo z mojej strony może narobić jeszcze więcej bałaganu. Czy mam prawo zataić tę prawdę przed żoną? Czy będę mogła spojrzeć na siebie w lustrze po takim kłamstwie? A jeśli już powiedzieć, to w jaki sposób? Jaka będzie jej reakcja? Powiedzieć, czy nie? Sprawa może, w jeszcze gorszy sposób, wrócić po jakimś czasie. Poprosiłam swoich współtowarzyszy o radę. „Co mam zrobić? Pomóżcie!” - powiedziałam, mając nadzieję, że usłyszę jakieś mądre rozwiązania.
Ahmed bez namysłu, ale bardzo konkretnie wykrzyknął: „Oczywiście, że nie możesz jej powiedzieć prawdy!!! On wróci do domu za parę dni i wszystko będzie tak jak ma być. Ich życie, więc nie wtrącaj się w nie.”. Anka była zupełnie innego zdania. Przekonywała mnie swoim jak zawsze opanowanym tonem, że trzeba zmierzyć się z prawdą i nie można akceptować męskiej, bezczelnej zdrady. Najlepsza była Sonia, która wyraźnie rozbawiana sytuacją powiedziała: „Hej ludziska! Zaszantażujmy mężulka!”. Żadna z rad nie przekonała mnie na tyle, aby z niej skorzystać. Tymczasem kobieta w najlepsze wydzwaniała do mnie. Nie odbierałam przez kolejne godziny.
Ostatecznie przeprosiłam ją i zbyłam mówiąc, że pomimo starań nie jestem w stanie ustalić z kim szanowny współmałżonek dzieli pokój. Powołałam się na tajemnicę, którą hotelarze są zobowiązaniu utrzymać wobec osób zakwaterowanych w hotelu. Wiem, że nie zrobiłam dobrze, ale naukę z całej historii wyciągnęłam. Nigdy, ale to nigdy nie należy bawić się w detektywa. Rezydent powinien pracować zgodnie z procedurami. Wtedy jest w porządku!
Brak komentarzy. |