Oferty dnia

Armenia - cz. południowa - relacja z wakacji

Zdjecie - Armenia - cz. południowa

Do Armenii wkroczyliśmy - i to dosłownie(!), bo przekraczanie granicy jest tam możliwe wyłącznie pieszo - od strony południowej. Dojechaliśmy na granicę wcześnie rano, by uniknąć tłoku na przejściu granicznym z Iranu do Armenii. Samo przejście rozciągnięte jest na przestrzeni około 2 kilometrów. No cóż, trzeba odczuć, że przekracza się granicę, w dodatku taką ważną granicę :) Najpierw odprawa po stronie irańskiej, potem wędrówka (z bagażami i jeszcze wciąż w stroju wymaganym na terytorium Iranu!) do mostu przez graniczną rzekę Araks... i już w połowie mostu, gdzie formalnie zaczyna się obszar Armenii - manifestacyjne zdejmowanie chust z głów przez wszystkie białogłowy... Ja byłam na tyle starannie przygotowana, że oprócz chusty, natychmiast rozpięłam i zdjęłam długą (do kostek!) spódnicę i wierzchnią bluzę z długim rękawem, a pozostałam w krótkich spodenkach i koszulce bez rękawków! I w takim, letnim odzieniu, z uśmiechem na twarzy doszłam do punktu armeńskiej odprawy granicznej. Tu spotkało mnie jednak kolejne zaskoczenie. Nie, nie kazano mi się ubierać, ale jedynym językiem używanym przez pograniczników był... rosyjski. Trochę mnie to zdziwiło, że tu wszyscy tak oficjalnie prorosyjscy; dopiero później dowiedziałam się, że wszystkie przejścia graniczne Armenii obsługiwane są przez Rosjan. Hm, no cóż, na każdym kroku można doświadczyć tego, że podróże kształcą. Wreszcie jesteśmy w Armenii. Tak trochę bardziej europejsko.

Pierwsze, przygraniczne miasteczko - Megri - (zamieszkałe głównie przez Rosjan, chyba w większości pracujących tu, na granicy), pierwsze sklepy, w których jak ktoś chce może kupić nawet alkohol, czy po prostu parówki, kiełbasę wieprzową, itp. I zaraz nasza droga zaczęła wznosić się serpentynami w górę. Przejście graniczne leży na wysokości zaledwie 300 m n.p.m., jednak jesteśmy na terenie Małego Kaukazu. Wbrew nazwie, nie jest on wcale taki mały (ani obszarem, ani wysokościami!). W najbliższym otoczeniu wiele widzimy 3-tysięczników, a najwyższy z nich przekracza 3900 m n.p.m. Sama przełęcz Meghri, na której robimy postój, by trochę nacieszyć się tym przystępnym, wysokogórskim terenem jest wyższa od naszych Rysów (leży na wys. 2535 m n.p.m.). Po wyjściu z autokaru szybko przekonałam się, że wszystkiego jednak nie przewidziałam, bo mój radosny, poirański strój jest zupełnie nieadekwatny do terenu (i do temperatury też). Ale nie wracam po nic cieplejszego, wyglądając tym razem jak klasyczny ceper, po prostu pobiegłam w te cudne wysokie góry, rozkoszując się wysokością, przestrzenią, widokami...

Zjazd serpentynami z przełęczy również dostarczył wspaniałych widoków. W dolinie kolejne miasteczka: Kadżaran, Kafan - jako żywo przywołują postsowieckie realia; i budownictwo jakieś takie, i pomnik stojący na głównym placyku miasta, i samochody - żywa historia radzieckiej motoryzacji. Innych aut prawie tu nie ma. Zresztą, wyraźnie widać, że ta część Armenii jest po prostu bardzo uboga, jakby zapomniana.
I tak, z mieszanymi wrażeniami, dojeżdżamy do Goris, gdzie mamy zaplanowany pierwszy w Armenii nocleg. Hotel „Diana”- mile nas zaskoczył - czyściutki, nowy obiekt, o dobrym standardzie, mocno kontrastuje ze standardem domostw obserwowanych po drodze, z okien autokaru.

Okolice Goris nadal dostarczają urozmaiconych krajobrazowo widoków, a do tego dochodzą teraz jeszcze zabytki.

Zwiedzamy najpierw kompleks klasztorny Tatev, założony w X w. - w 906 roku kościół św. Piotra i Pawła. Kompleks położony jest wysoko na skalnej półce, ponad głębokim (ok. 800 m) wąwozem rzeki Worotan; harmonijnie wtapia się w otaczający krajobraz. W średniowieczu był to jeden z wiodących klasztorów w Armenii z działającym również tu (w XIII wieku) uniwersytetem. Obecnie pozostała m.in. największa średniowieczna ormiańska świątynia - kościół św. Piotra i Pawła - z częściowo zachowanymi freskami z 930 roku, dwa mniejsze kościółki, historyczne pomieszczenia klasztorne, są też i chaczkary (ormiańskie krzyże kamienne, do których jeszcze wrócę w dalszej części opisu)... Stąpając po tych mocno wydeptanych kamieniach, w różnych zakamarkach monastyru człowiek nabiera szacunku wobec przeszłości, wnika w jakąś inną rzeczywistość. Warto tu przybyć i zasmakować tej atmosfery.

Do tego miejsca najłatwiej dostać się kolejką linową Wings of Tatev. To zupełnie nowe udogodnienie, produkcji austriacko-szwajcarskiej, ma 2 wagoniki 20-osobowe, poruszające się na średniej wysokości ponad 300 m nad ziemią na długości 5,7 km. Wrażenia i widoki z kolejki to osobny, również mega-atrakcyjny rozdział. Namiastkę można zobaczyć na zdjęciach dołączonych do tej relacji, np. naturalny skalny most.

Kolejnym ciekawym miejscem w pobliżu Goris jest Zorac Karer - ormiański Stonehenge - kamienny krąg sprzed 7000 lat, na zupełnym pustkowiu. Specjalnie wydrążone w odpowiednio ustawionych kamieniach otworki służyły do prowadzenia obserwacji astronomicznych... Budzi to zupełnie inne jakościowo, lecz równie intensywne emocje, jak Tatev!

Dalej jedziemy przez surowe, niezamieszkałe, górzyste tereny, otaczają nas 3-tysięczniki; pokonujemy przełęcz na wys. ok. 2300 m n.p.m. (której trudno by było nie zauważyć, bo na tym pustkowiu przy drodze zbudowano w tym miejscu wielką bramę - pewnie jeszcze za czasów, gdy Armenia była jedną z republik Wielkiego Związku). Zjeżdżając w dół krajobraz zaczyna się zmieniać, pojawiają się tereny rolnicze, pojedyncze domostwa, wioski. A potem znowu odbijamy w bok od głównej drogi i sceneria totalnie się zmienia.

Wjeżdżamy do nieprzystępnej, gorącej krainy Vayots Dzor, w której to daleko, w głębi wąwozu, wysoko na skale znajduje się Noravank - „Nowy kościół”. Ściśle rzecz biorąc, to kompleks trzech kościołów (z których jeden aktualnie jest w stanie ruiny). Cały kompleks - to dzieło sztuki armeńskiej architektury, a jednocześnie miejsce zamieszkania najbardziej znanego artysty, architekta ówczesnych czasów Momika. Według legendy Momik zginął z powodu niespełnionej miłości do księżniczki, a jego krew nadała czerwone zabarwienie okolicznym skałom i murom monastyru.

Bez zbytniego zagłębiania się w legendy, gołym okiem widać, że koloryt skał w tym wąwozie jest wyjątkowy, a i klimat specyficznie suchy, gorący.

Noravank to nie tylko kościoły, lecz także liczne, misternie zdobione chaczkary.

Chaczkary to „kamienne krzyże”, które stały się jednym z największych symboli Armenii. Są rzeźbione w prostopadłościennych płytach z tufu wulkanicznego, który jest łatwy w obróbce i ma szeroką gamę odcieni. Choć na pierwszy rzut oka chaczkary sprawiają wrażenie nagrobków, nie są nimi. Są to krzyże wotywne lub upamiętniające jakieś ważne wydarzenia. Każdy chaczkar jest inny!

Zdobione są w najrozmaitsze sposoby tak, by nie było dwóch jednakowych. Te kamienne krzyże obecne w kulturze ormiańskiej od wieków i to nie tylko na terenie Armenii. Z tego co wiem, w Polsce również jest kilka chaczkarów, np. w Krakowie.

Wracając jeszcze do kościołów z Noravank - największe wrażenie robi centralnie położony kościół Matki Bożej, z przyklejonymi od zewnątrz do muru wąskimi schodkami prowadzącymi na drugi poziom. Wejście po nich może przysporzyć nieco trudności, a zejście - wzbudza jeszcze więcej emocji.

Warto przyjrzeć się przepięknym symbolicznym zdobieniom nad wejściami do kościołów. Przedstawiają one m.in. Matkę Bożą siedzącą po turecku na dywanie oraz Boga Ojca z głową Adama na dłoni. Pierwsza płaskorzeźba nawiązując do wschodnich tradycji miała być swoistym zabezpieczeniem przed atakiem ze strony wrogich Turków, wskazując na przyjazne nastawienie do ich kultury.

A nasze spotkania z licznie tu przybywającymi (całymi rodzinami) Ormianami świadczą o ich przyjaznym ustosunkowaniu do innych. Chętnie nawiązują kontakt, są mili, życzliwi. Poznaliśmy dopiero południową część Armenii, a już bardzo nam się tu spodobało.

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?
  • Tatev - kompleks klasztorny z X-XIV w.
  • Zorac Karer - kamienny krąg sprzed 7 tys. lat
  • Noravank - malowniczy kanion, z kompleksem kościółków (IX-XIV w.)
Autor: AniaMW / 2014.09
Komentarze:

AniaMW
2015-09-07

Miło mi. W takim razie czytaj :)

oscar
2015-08-11

Świetnie się Ciebie czyta. Jak bym tam był :)