Oferty dnia

Francja - migawki z Oksytanii... - relacja z wakacji

Zdjecie - Francja - migawki z Oksytanii...
Oksytania - południowo-zachodnia kraina we Francji, której jeszcze do niedawna w ogóle nie było na administracyjnej mapie Francji, bo jako region powstała dopiero kilka lat temu (chyba od 2016 roku) z połączenia istniejących wcześniej regionów: Langwedocja-Roussillon i Midi-Pireneje, ale oczywiście Oksytania jako taka była tu obecna duuuużo wcześniej, bo jako region istniała tu przecież w wiekach minionych i dziś jest już formalnie ?przywrócona? jako kraina historyczna.

Mimo, że ta wycieczka była moją piątą z kolei wizytą we Francji, to jednak nigdy wcześniej nie byłam w tym regionie; poprzednie moje francuskie ”doświadczenia” ograniczały się tylko do Lazurowego Wybrzeża, Paryża, Alzacji i kawalątka Sabaudii w okolicach Annecy i Chamonix;

Oczywiście jak to na wycieczkach- mowy nie ma o dokładnym zwiedzeniu całego regionu, bo ten jest po prostu za duży nawet na miesięczną wyprawę :) ale ”polizaliśmy? tu odrobinę tego oksytańskiego tortu:)

Na początek - niewielkie, urokliwe Nîmes, (co po francusku należy wymawiać: Nim) - miasteczko w sumie mało znane, bo niezbyt popularne, za to pełne rzymskich zabytków, bo pozostałości po Rzymianach jest tu zaskakująco całkiem sporo; i choć to oksytańskie miasto ma charakter bardzo prowansalski, to jednak większość turystów przybywa tu właśnie w poszukiwaniu rzymskich pozostałości świata antycznego, którego gospodarzami byli tu Rzymianie w tutejszej kolonii zwanej po galicyjsku Nemausus, wszak było to przecież serce historycznej Galii;

W samym Nîmes dotrwało do naszych czasów kilka budowli z tamtej epoki, głównie Arena do walki byków (z czego słynęło kiedyś południe Francji, (choć to krwawe widowisko bardziej kojarzone jest z Hiszpanią);
Arena jest doprawdy duża, większa niż ta z Arles i podobno jest to najlepiej na świecie zachowana tego typu Arena!!! i choć widziałam podobne już w Rzymie, w Puli, w Weronie i pewnie jeszcze gdzieś... to jak przyjrzymy się szczegółom dokładniej - to ta zachowana jest faktycznie fenomenalnie;

Arenes (jak ją tutaj nazywają) powstała w I wieku n.e z głównym przeznaczeniem do zmagań gladiatorów z dzikimi zwierzętami; pod podłogą areny znajdowały się specjalne przejścia dla dzików, byków, tygrysów, itd.
Sam Amfiteatr choć wzniesiony bez użycia zaprawy jest wciąż w tak doskonałym stanie, że cały czas odbywają się tutaj różne imprezy kulturalne, sportowe, koncerty i przeróżne eventy firmowe.

Fasada Amfiteatru ma tylko 2 kondygnacje, każda po 60 łuków; poziom trzeci, którego zachowały się niewielkie fragmenty był zwieńczony attyką; Ci co się interesują historią, wiedzą z pewnością, że kto jak kto, ale Rzymianie mieli totalnego bzika na punkcie organizacji widowni; a tu system ten doprowadzono do perfekcji - złożony układ korytarzy i schodów sprawiał że 24 tysiące widzów z 34 rzędów mogło opuścić obiekt w ciągu dosłownie kilku minut i mimo upływu 2000 lat - rozwiązanie do dziś godne jest pozazdroszczenia i nawet naśladowania:)

Przed Areną stoi pomnik torreadora, co sugeruje, że odbywały się tu (i wciąż się odbywają) Corridy, ale to taka nieszkodliwa odmiana prowansalskiej, bezkrwawej korridy - zwana Course Camarguais - która jest tu wciąż dość popularną rozrywką krzewioną na południu Francji; chlubi się nią nie tylko Prowansja, ale i Langwedocja (obecna Oksytania), Landes i inne prowincje; oczywiście z tych poza samą Hiszpanią;

To jeszcze spore zaskoczenie: Krokodyl - będący od dawna symbolem miasta, przedstawianym na jego herbie;
a skąd w ogóle się wzięły krokodyle w Nimes i co ten gad ma wspólnego z tym francuskim miastem? (he he... pewnie tyle samo, co słoń z Trzebiatowem (opisywanym właśnie przez Danusię w jej relacji z Pomorza:))

z tym krokodylem z Nimes jest związana ciekawa historia...
otóż w 30 roku p.n.e cesarz Oktawian pokonał flotę Kleopatry i Marka Antoniusza i na cześć tegoż wydarzenia wybito monetę, na awersie której znajdował się profil cesarza, a rewers zdobił zniewolony krokodyl ozdobiony wieńcem laurowym i przykuty do palmy ; miało to symbolizować podbój Egiptu; przez długie lata potem bito tą monetę i stała się tak popularna, że wiele wieków później, w roku 1535 , krokodyl przykuty do palmy znalazł się w oficjalnym wizerunku herbu miasta Nimes i tak zostało na długo, długo potem.....

Ciekawostką z tego miasta (a dla mnie dużym zaskoczenie) jest dżins:)
tak, tak, ten sam, który wszyscy świetnie znamy, bardzo lubimy i od lat nosimy przecież dżinsy, ale powszechnie kojarzymy te najsłynniejsze portki świata z Ameryką !, a mało kto wie, że zanim spodnie te podbiły świat i zanim w ogóle trafiły do he he... amerykańskich westernów, które je rozpowszechniły - przywędrowały za ocean z Europy! a dokładniej z Genui, choć ta genueńska tkanina którą wówczas wynaleziono 500 lat wcześniej, w niczym nie przypominała jeszcze dżinsu jaki znamy dziś; była dość sztywna i zgrzebna, dopiero Francuzi - (właśnie Ci z Nîmes) udoskonalili ją do znacznie miększej formy jaką znamy i do słynnego - skośnego splotu nitek;
a sama nazwa - blue jeans- to przekręcony francuski termin ”bleu de Genes” (błękit Genui);

Od tego słowa wywodzi się równie popularne, ale już stricte francuskie słowo ?denim? (oznaczające dosłownie - z Nîmes/pochodzący z Nîmes), bo właśnie w średniowieczu do tego oksytańskiego miasta Genueńczycy w ogromnych ilościach dostarczali wymyślony przez siebie piękny błękitny barwnik.
Ciekawostką jest także fakt, że podobno genueńscy marynarze - ci sami, którzy pływali z po morzach z Kolumbem - bardzo lubili nosić wytrzymałe, niebieskie spodnie uszyte z tego bawełnianego materiału a o Kolumbie mówi się zresztą, że jego okręty miały żagle z dżinsowego płótna ”denim” :)

Kolejnym (i to szalenie ciekawym) miejscem na trasie mojej wycieczki było, tym razem znane powszechnie i odwiedzane częściej niż Nimes - słynne z potężnych murów - niezwykle malownicze - Carcassonne - to niewielkie miasto, (ok 45 tys. mieszkańców, wiec to w naszej skali takie powiedzmy Kłodzko czy Kołobrzeg), ale w skali Francji to aż 6 co do wielkości miasto w tym kraju, bo wiadomo przecież, że we Francji poza samym Paryżem nie ma żadnych wielkich miast!) ale w tym niewielkim mieście znajdziemy niecodzienne zabytki; bo Carcassonne uważane jest za jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast, które przetrwało zawieruchy bujnej historii w stanie nieomalże wiernym oryginałowi tamtych czasów.

Stojące na wzgórzu warowne miasto otoczone potężnymi murami obronnymi, na które składają się aż cztery różne okresy architektury militarnej - widać już z daleka... . Ten olbrzymi kompleks historyczny przyciąga tu rocznie ponad 3 miliony turystów !
Okolica ta jest bardzo stara; pierwszymi mieszkańcami tych ziem było celtyckie plemię Wolków Tekosagów, którzy żyli tu sobie aż do czasu, gdy ruszyły podboje Rzymian, i to po nich właśnie pozostały do dziś resztki murów obronnych, które niegdyś chroniły miasto.

Po Rzymianach nastali tu Wizygoci którzy panowali tu przez kolejne trzysta lat.; w roku 725 do tej prowincji dotarli Arabowie i rozpoczęli swoją kilkuwiekową okupację miasta. Trzysta lat po Arabach zjawili się Frankowie i po wielu krwawych bitwach podporządkowali sobie górne miasto, pozostając w nim aż do upadku imperium frankońskiego; najstarsze mury obronne w Carcassonne pochodzą z IV wieku i jak wspomniałam wznieśli je Rzymianie; kolejną ważną częścią militarną miasta jest zamek, zbudowany na początku epoki feudalnej przez rodzinę wicehrabiego Trencavel, która wzniosła w sercu miasta to potężne zamczysko; Pod koniec XIII wieku Ludwik IX zwany Świętym, nakazał budowę dodatkowych zewnętrznych murów wokół miasta, a jego syn Filip III Śmiały, rozbudował dalej o kolejne militarne budowle: wieże obronne i bastiony.

Przy wejściu na most zwodzony prowadzący w mury miasta zwiedzających wita popiersie Lady Carcas (od której imienia miasto wzięło nazwę); w zamku zachował się oryginał wizerunku Lady Carcas, pochodzący z XVI wieku.;
sama Lady Carcas wydaje się być postacią z poza świata realnego; bo zbyt dużo tu fikcji i legend... które sięgają ustnych tradycji aż z XII wieku, choć zostały spisane 4 wieki później; sama ta legenda jest niezwykle ciekawa; miej więcej w wielkim, skrócie opowiada taką historię:

Podczas arabskiej okupacji miasta, saraceńska księżniczka - zwana: Dame Carcass bohatersko odpierała ataki cesarza Karola Wielkiego. Oblężenie miasta trwało ponad 5 lat, a wojska Karola odcięły miastu dostęp do wody i dostaw żywności. Gdy zapasy się skończyły księżniczka kazała przeszukać miasto i zgromadzić na dziedzińcu całą znalezioną żywność.
Po kilku godzinach na placu zebrano kilka worków zboża i jednego prosiaka, oczywiście okazało się, że to, co zebrano, nie wystarczy nawet na jeden, skromny posiłek dla pozostałych w mieście żołnierzy, o mieszkańcach nie wspominając (zresztą muzułmańscy żołnierze i tak nie mogli jeść wieprzowiny).
Sprytna księżniczka wpadła jednak na pewien pomysł: nakazała nakarmić świnię zbożem i wyrzucić ją przez mury miasta. Truchło zwierzęcia spadło prosto pod nogi Karola Wielkiego czekającego pod murami na poddanie się miasta. Gdy ten zobaczył, że arabscy obrońcy wyrzucają z murów dobre jedzenie, uznał, że ci muszą mieć go pod dostatkiem. Rozpoczął wtedy odwrót swoich wojsk do Francji, kończąc tym samym, po długich latach, oblężenie.
Stała się wówczas rzecz niezwykła - obrończyni zamku- Dame Carcas, patrząc na oddalającą się postać wielkiego wodza, uświadomiła sobie, że przez lata oblężenia zakochała się w nim i nie będzie umiała żyć bez jego widoku. Poczuła ogromny smutek i rozpacz. Nakazała zatem bić w dzwony, których dźwięk przywołał oddalające się wojska i księżniczka poddała miasto bez walki.
Karol Wielki oddał rękę księżniczki swojemu najdzielniejszemu przyjacielowi, a związek ten zapoczątkował dynastię Trencaval. Górne miasto, otoczone murami, od tej pory nosi nazwę Carcas Sonne (Carcas to imię księżniczki a sonne to brzmienie dzwonu, co można luźno przetłumaczyć jako: Księżniczka Carcas Sonne dzwoni w dzwony)...
i tyle legenda!

Carcassonne, poza zabytkowymi murami jest też ściśle związane (jak i Tuluza, stolica Oksytanii) z Katarami (zwanymi tez albigensami) - ruchem religijnym, obecnym tu w wiekach XI-XIII, który był skierowany przeciw ustrojowi feudalnemu i szeroko rozumianej hierarchii kościelnej, za co oczywiście kościół zwalczał ich zaciekle m.in. przez krucjaty i inkwizycję, uważając Katarów za heretyków; a wszystkie te represje doprowadziły do ich wypędzenia (m.in z Carcassonne na początku lat 1200..,) i całkowitego zaniku tego ruchu.

Carcassonne jest w sumie bardzo niewielkie, a to co jest tutaj ciekawe dla odwiedzającego turysty - jest w zasadzie do ogarnięcia w 1,5 do góra 2 godzin w niespiesznym tempie; samo miasteczko, ścisłe centrum wewnątrz murów jest urzekająco śliczne, takie typowo zachowane w duchu średniowiecza, ale poza zamkiem, murami i Bazyliką - nic szczególnego tu już więcej nie ma; no jeszcze ciekawy jest ten piękny, zabytkowy cmentarz nieopodal słynnych murów; pozostałe ?atrakcje? to już tkanka typowo miejska: liczne kawiarenki, sklepiki z pamiątkami i lokalnymi produktami, małe klimatyczne restauracje, wszędzie też widać wyroby z lawendy, w tym popularne na całym południu Francji- słynne mydełka marsylskie - ”savon de Marseille” - pięknie pachnące i bardzo zdrowe dla skóry, (zwłaszcza alergicznej i atopowej) pozbawione chemii, wszelkich detergentów i perfumowanego alkoholu), warto je zakupić zarówno dla siebie jak i jako pamiątki dla przyjaciół ; to taka zdrowa, bardziej ?luksusowa? opcja naszego szarego mydła, tyle że w wersji cudnie pachnącej.

No i na trasie wycieczki nie mogło zabraknąć stolicy regionu: uroczej doprawdy wspomnianej Tuluzy, miasta założonego jeszcze przez Rzymian - jako- Tolosa, później w V wieku będąca stolica Wizygotów, a w IX hrabstwa o tej samej nazwie.

W XII wieku do Tuluzy dotarły wyprawy krzyżowe. Straszliwą klęską był tu wielki pożar w 1463 r., który zniszczył ogromną większość zabudowy miasta. Czas prosperity przyszedł dopiero dzięki handlowi winem oraz uprawie rośliny zwanej urzetem, z której wytwarzano ceniony i drogi błękitny barwnik indygo;

Tuluza położona mniej niż 100 km od granicy z Hiszpanią; to jedno z najstarszych i największych miast Francji, które leży w szerokiej kotlinie, przez którą przepływa rzeka Garonna; jest też siedzibą trzech ważnych siostrzanych Uniwersytetów; W 1229 r. w Tuluzie zainaugurował działalność najstarszy z nich; dziś miasto jest drugim po Paryżu ośrodkiem akademickim Francji, stąd jego atmosferę w dużej mierze tworzy ta olbrzymia rzesza studentów kształcących się na tych wszystkich uczelniach; dodatkowo to ?stolica? przemysłu lotniczego i kosmicznego za sprawą znajdującej się tutaj siedziby znanego szeroko w świecie koncernu Airbusa i Centrum Lotów Kosmicznych a jako ciekawostkę warto dodać, że oprócz Airbusa wywodzi się stąd znana firma elektroniczna Motorola;

Tuluza szczyci się też lokalizacjami dwóch obiektów z listy Unesco a średniowieczny charakter miasta spotkać można tu co krok; ale nade wszystko Tuluza to różowy kolor... - bo miasto nazywane jest ”La Ville Rose” (różowe miasto) a dlaczego? - bo większość budynków (no, naprawdę bardzo dużo) zbudowanych jest z charakterystycznej różowawo-ochrowej cegły co nadaje miastu niesamowity koloryt przez tą jednorodność, choć ten róż ma tu wiele różnych odcieni;

Kiedy budowano Tuluzę użyto specjalnego rodzaju cegieł, ma ona taki dość niespotykany, różowy odcień, dlatego Tuluza na zawsze stała się ”różowym miastem”- co jest efektem jedynego budulca wydobywanego na równinie Garonny, glinki z dużą zawartością żelaza;

Plątanina uliczek miasta pełna jest starych domów z kamienia i o szachulcowej konstrukcji oraz gotyckich i renesansowych rezydencji. Te ostatnie są bardzo charakterystyczne, zbudowane z cegły i kamienia, z biało-czerwonymi fasadami.

Tuluza, mimo, że to ważne miasto we Francji, to jednak rzadko staje się celem ”długoterminowych wakacji” dla turystów z poza Francji, wszak leży daleko od morza:)) , ale mimo to, miasto jest dość regularnie odwiedzane przez turystów z różnych powodów. Po pierwsze, Tuluza jest dość dogodnym węzłem komunikacyjnym, latają tu samoloty z całego świata, a stąd jest już blisko na zachód nad Zatokę Biskajską, do Bordeaux czy słynnych kurortów w pobliżu: Bayonne i Biarritz, jak również na wschód nad Morze Śródziemne, w kierunku Montpellier i Perpignan; często też do Tuluzy przylatują ludzie którzy udają się do pobliskiej Andory; a ponadto miasto ma po prostu ciekawą architekturę i zabytki, co przyciąga podróżników, którzy chcą i lubią odwiedzać mniej popularne miasta Francji.

i ciekawostka: kto z Was wiedział, że Tuluza jest drugim po Rzymie miastem w Europie pod względem liczby relikwii? większość z nich znajduje się w bazylice Saint-Sernin, bogato uposażonej od czasów Karola Wielkiego; również tu w Tuluzie św. Dominik założył w 1215 r. Zakon Braci Kaznodziejów, który szybko rozprzestrzenił się w całej ówczesnej Europie i stał się jednym z filarów Kościoła katolickiego, a którego członkowie dziś są szeroko znani jako - Dominikanie.

Dwa najważniejsze zabytki sakralne w tym mieście to: Bazylika św. Saturnina i potężnej wielkości Klasztor Jakobinów ; my zwiedzaliśmy oba te obiekty;

Bazylika św. Saturnina powstała w XI. wieku i stanowi największą romańską bazylikę w całej Francji; niegdyś należała do potężnego opactwa Benedyktynów i jest w zasadzie halą a przynajmniej taką ma konstrukcję. Znajdują się tam relikwie pierwszego biskupa Tuluzy i jest to ważny punkt na trasie znanego ”muszelkowego” szlaku pielgrzymkowego Św.Jakuba do Santiago de Compostella;

Klasztor Jakobinów- jest to ogromna budowla z XIII wieku utrzymana w nieco mrocznym, gotyckim stylu. Związana ściśle ze szkolnictwem wyższym - przez lata odbywały się tutaj zajęcia pierwszego uniwersytetu w Tuluzie. Znajduje się tutaj niezwykła kaplica św. Antonia z kamiennym wnętrzem, które oświetlają ogromne okna. Całość jest zwieńczona, typowym dla gotyku, sklepieniem krzyżowo-żebrowym.

Jeszcze innym miejscem wartym uwagi jest kościół NOTRE-DAME DU TAUR - Matki Bożej Taur, związany z ciekawą, choć dość makabryczną historią, bo należy wspomnieć, że w III wieku n.e historia Tuluzy została nieco ?wywrócona do góry nogami?- ów Saturnin (zwany też zamiennie Serninem) pierwszy biskup miasta, został zamęczony tu przez Rzymian. Był przywiązany do byka, który ciągnął go przez starożytne miasto i podążał rzymską drogą, obecną rue du Taur, na końcu której stoi Bazylika Saint-Sernin; mówi się, że kościół Notre-Dame du Taur został zbudowany dokładnie w miejscu, w którym ciało męczennika zostało oddzielone od byka.

Jest w Tuluzie miejsce które bardzo mi się podobało - to gmach Ratusza, ale za to jaki!!! nazywany tu po prostu ”Capitole” to budynek z XII wieku stojący w samym sercu miasta przy placu du Capitole, w którym obecnie funkcjonuje miejski ratusz; można (nawet trzeba) sobie do niego wejść w czasie wolnym, ale warto wspomnieć, że jest zamknięty dla zwiedzających w soboty, ponieważ wtedy odbywają się tam śluby, więc jeśli ktoś będzie w Tuluzie akurat w sobotę - no to ma pecha :) bo nie zobaczy tych doprawdy wspaniałych wnętrz pełnych dzieł sztuki;

Niegdyś zasiadały w tym Ratuszu zgromadzenia zarządzające miastem - tzw. kapituły; dziś to ogromne gmaszysko pełni podobną funkcję, mieści się tu siedziba władz miejskich Tuluzy; niesamowita jest architektura tego budynku; wielka, neoklasycystyczna, 128 metrowa fasada robi ogromne wrażenie, do jednego z boków tego gmachu ”przyklejony” jest Teatr du Capitole w dokładnie tej samej formie architektonicznej; duże wrażenie robią też dziedzińce wewnętrzne; ten wielki budynek z kamienia, cegły i marmuru budowano tu prawie przez dwieście lat! a efekt tego jest taki, że Capitole od zawsze znajduje się na ?top liście? najpiękniejszych francuskich merostw; a już te zabytkowe wnętrza tego, co można tam zobaczyć- doprawdy powalają na kolana... (ciąg dalszy atrakcji Tuluzy opiszę już pod zdjęciami).

Jeszcze gdzieś pomiędzy Tuluzą a przejazdem w kierunku Pirenejów, znalazło się miejsce na zwiedzanie naprawdę uroczego Lourdes, w którym nawet nocowaliśmy;
samego Lourdes - nikomu raczej przedstawiać nie trzeba, bo każdy, nawet średnio zorientowany turysta zapewne słyszał choć raz w życiu o tym najsłynniejszym we Francji Sanktuarium Maryjnym znanym z uzdrawiającej mocy źródła i objawień; dla wierzących Francuzów - Lourdes jest miejscem takim, jak dla wierzących Polaków jest Częstochowa i choć ja sama nie należę do wielbicielek odwiedzania takich miejsc, to z ręką na sercu przyznać muszę, że Lourdes to najpiękniejsze sanktuarium jakie w życiu widziałam! (zwłaszcza po tej paskudnej Fatimie odwiedzonej 2 lata wcześniej w Portugalii); oczywiście i Lourdes nie ustrzegło się od komerchy, bo ”papka” dla turystów i pielgrzymów dotarła i tutaj pod postacią koszmarnych, chińskich dewocjonaliów takich jak np. kieliszki, zapalniczki, kufelki do piwa, ściereczki, ręczniczki, itp... itd... - wszystko oczywiście z wizerunkiem Najświętszej Panienki; patrząc na to wszystko człowiek nie wie czy ma się śmiać czy płakać? ...:)) ; (na maryginesie: w Fatimie w tysiącach sprzedaje się te koszmarne świece w kształcie ludzkich organów, tutaj na szczęście tego nie ma :) ale jest za to inny ”hit” :) - butelki, buteleczki aż do kanisterków o pojemności 5-8-10 literków:) - oczywiście na ”świętą” wodę (notabene przebadaną p/ naukowców, którzy nie znaleźli w jej składzie niczego nadzwyczajnego! :); ale ten butelkowy biznes nie razi w oczy jak te fatimskie świece:)) , choć i na tych kanistrach nie zabrakło facjaty Najświętszej :);

(niestety tam gdzie można wyniuchać JAKIŚ opłacalny biznesik- zawsze w takich miejscach powstają takie bazarki-handelki (ba! tutaj nawet całe markety!) z dewocjonaliami; tylko rodzi się pytanie : kto to kupuje? bo przecież nie byłoby takiej wysokiej podaży bez tak wielkiego popytu:) a ludzi targających po 3, 4 i więcej sztuk tych plastikowych kanistrów mija się tutaj co krok! :) zatem.... o gustach wiernych nie będę już dalej się rozpisywać...:)))

Lourdes (pomijając już sam aspekt religijny tego miejsca) samo w sobie też jest warte odwiedzin a przynajmniej dłuższego spaceru, bo zawsze jest przyjemnie przechadzać się w tak ładnie położonym miejscu, tutaj dzięki bliskości Pirenejów na pięknie pofałdowanym, malowniczym terenie nad rzeką Gave du Pau, u stóp górującego nad miasteczkiem zamku Chateau fort de Lourdes, przy wejściu do siedmiu dolin Lavedan (to doliny dorzecza wspomnianej rzeki); a Lavedan zostało podzielone na siedem dolin, których mieszkańcy cieszyli się znaczną autonomią w dawnych czasach ustroju feudalnego);

już samo w sobie położenie Lourdes jest bardzo urokliwe a jak dodamy do tego całkiem ładną zabudowę to mamy zaskakująco fajny efekt, zwłaszcza w chłodny, majowy dzień, gdzie nie było jakichś strasznych tłumów turystów, bo należy wiedzieć że oba brzegi wspomnianej rzeki to zabudowa stricte hotelowa; hotele i pensjonaty stoją tu przyklejone do siebie jeden obok drugiego i w pełnym sezonie są tu dosłownie tysiące pielgrzymów i turystów, więc w takim zatłoczonym anturażu miejsce to może nie wydawać się już takie urodziwe i malownicze; nam się jednak udało nie zostać tu zmiażdżonym i pewnie stąd mój odbiór Lourdes jest taki pozytywny (więcej szczegółów będzie pod zdjęciami) ;

i po tych wszystkich atrakcjach opuszczamy już Oksytanię..., zahaczając jeszcze na koniec o malutkie i raczej nikomu nieznane (pod względem turystycznym) miasteńko FOIX (czyt: Fłaa) z malowniczym, górującym nad miastem - zamkiem; a Foix - niewidoczne na mapach - leży sobie malowniczo schowane gdzieś u podnóża potężnych i majestatycznych Pirenejów.

Foix - to malutkie miasteczko, ukryte w Dolinie Ariege w Pirenejach; prawdopodobnie zostałoby zupełnie zapomniane, gdyby nie pewna budowla.... górujący nad miastem gotycki zamek.

Foix (w języku oksytańskim: Foish) powstało wokół Opactwa założonego przez Karola Wielkiego w 849 roku !!! ; Najważniejszym zabytkiem miasta jest wspomniany zamek dawnych hrabiów Foix - Château de Foix, górujący malowniczo nad starówką; jego początki sięgają X wieku, ale już trzy wieże pochodzą z XII, XIV i XV wieku;
Z historią tego zamku związana jest postać niejakiego Simona IV de Montfort - pogromcy Katarów z południowej Francji, o czym pisałam Wam przy okazji opisów z Carcassonne;

W czasach rządów Richelieu (1632 ? 1638) zamek Foix został poważnie zniszczony, a brak pieniędzy aby go utrzymać doprowadził do jego dalszego upadku; na przełomie wieków XVIII/XIX wieże te i część zamkowych pomieszczeń pełniły funkcje więzienia, w którym w poł XIX w. przebywało tu blisko 200 więźniów.

Ciekawostką jest to, że różnica wysokości w samym miasteczku waha się pomiędzy 350 a 930 m n.p.m. zatem cały czas tu albo pod górę albo z góry :)) nie dziwi to jednak w tak górzystym terenie, wszak Pireneje są tu już o krok.

Château de Foix został uznany za zabytek, po tym jak został odrestaurowany, co przywróciło mu mu jego średniowieczny wygląd. Od 1930 roku zamek pełni rolę muzeum, na obejrzenie którego zabrakło nam oczywiście czasu :(

I to tyle Moi Drodzy z moich opowieści o Oksytanii...., o której nie będę już dłużej przynudzać:); i mam nadzieję, że się nie wynudziliście za bardzo :))

THE END
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Francji:
Co warto zwiedzić?
w tej części Relacji opisałam dalszą część odwiedzonych miejsc;
a były to:
- Nimes;
- Pont du Gard;
- Carcassonne;
- Tuluzę;
- Lourdes;
- i Foix;
Autor: piea / 2023.05
Komentarze:

danutar
2024-02-02

Ha, ha... krokodyl, słoń... Takie niby banalne ciekawostki, a jednak pozostają w pamięci na dłużej, niż te wszystkie wspaniałe zabytki. Ja tego krokodyla z Nimes pamiętam do dziś, nawet bardziej niż ten amfiteatr, chociaż byłam tam z 20 lat temu (amfiteatr to w sumie nie wiem, czy bardziej pamiętem ten z Nimes, czy ten z Arles - muszę sięgnąć do swoich starych fotek). A słoń do dzisiaj kojarzy mi się z Katanią, a teraz z pewnością będzie też z Trzebiatowem ????

papuas
2024-01-08

no opis zaiste dokładny, do którego teraz dopiero dotarłem
wielkie dzięki za wiele ciekawostek, których możemy dowiedzieć się będąc na konkretnej wycieczce lub z takiej właśnie relacji
foto nie przybywało, więc nie zaglądałem, a tu TAAKAA relacja - rewelacja thanks

AniaMW
2023-12-20

Dzięki, Ala.
Bezwzględnie, podróże kształcą.
Z Twojej wnikliwej relacji dowiedziałam się wiele nowych informacji o miastach, które częściowo znałam. To plus wyjazdów zorganizowanych - przewodnik zwraca uwagę na szczegóły, które to turysta indywidualny może przeoczyć.
Pozdrawiam serdecznie