Oferty dnia

Indie - Hospet - relacja z wakacji

Zdjecie - Indie - Hospet

Podróż do Hampi a właściwie do pobliskiego miasta Hospet, mieliśmy odbyć indyjską koleją, z całym, że się tak wyrażę, dobrodziejstwem inwentarza... Na dobry początek dnia informacja przewodnika: musicie państwo wsiąść, pociąg zatrzymuje się tylko na chwilę i odjeżdża. Jeśli ruszy, a Państwa nie będzie w pociągu to nic nie będę mógł zrobić.

Nasza grupka liczyła jakieś 12 osób, przy czym te 12 osób było podzielone na dwie podgrupy i każda miała rezerwację w innej części pociągu. Indyjskich pociągów nie da się porównać do niczego. Każdy chyba widział migawki w TV, ale widzieć to, a jechać tym we własnej nieprzygotowanej osobie to już zupełnie inna historia.

8h w pociągu bez klimatyzacji z czterema wiatrakami mielącymi smród (szczególnie gdy pociąg się zatrzymywał - co niestety miało miejsce dosyć często), na twardych siedzeniach, z Hindusem sapiącym nad naszymi głowami -tam gdzie w europejskich pociągach znajduje się półka na bagaże. Po prostu Przygoda Życia!! Tego nie da się ani opowiedzieć ani zapomnieć. Choć podróż nie była z gruntu ani bardzo ciężka.

Dopóki jechaliśmy przez stan Goa, mieliśmy piękne widoki na porośnięte tropikalną dżunglą góry, piękne wodospady i spektakularne widoki ze szczytów gór. Natomiast w Karnataka widzieliśmy prawdziwe pola bawełny, chili, gaje bananowe, pola ryżowe. To również miało swój urok. Co jakiś czas przejeżdżaliśmy przez małe miasteczka i wsie. Gdy jedzie się pociągiem przez europejskie miasta widzi się, centralnie położony kościół czy katedrę i rozciągające się wokół niej miasto.

W Indiach jest inaczej. Częstokroć pierwszym zaczątkiem i znakiem, że wjeżdżamy do jakiejś miejscowości była czy to buddyjska stupa czy też hinduska swiątyńka. Dopiero później zaczynały się domostwa czy zabudowania miejskie. I jeszcze jedna różnica bije po oczach - brak cmentarzy. Wynika to z hinduskiego zwyczaju palenia zmarłych.

Wracając jednak do Hampi. Wycieńczeni, głodni, spoceni ale w doskonałych humorach zainstalowani zostaliśmy w hotelu w Hospet. Hotel pomimo, że przy głównej ulicy miasta był hmmm nieco poniżej naszych oczekiwań. Wiedzieliśmy, że poza turystycznym Goa o dobre hotele, może być ciężko. Ale to co tam zastaliśmy to już lekki szok był.

Ale dobre jedzenie mieli. Po kolacji, pierwszej toalecie, wybraliśmy się na spacer po mieście. Nie odbijaliśmy specjalnie od naszej ulicy. Nasze wrażenia. Hmm człowiek cokolwiek nieswojo się czuje gdy grupa kilkudziesięciu dzieci zaczyna cię dotykać sprawdzając czy nie jesteś pofarbowany. W trakcie krótkiego spaceru widzieliśmy hmm świątynię. Tzn., był to budynek, sklep, na którego dachu wybudowano hinduską świątynie z charakterystyczną stupą. Wszystko oczywiście jadowicie kolorowe, pełne zdobień.

Zmęczeni dość szybko wróciliśmy do hotelu i poszliśmy spać, zamykając drzwi na balkon ze strachu przed zgrają małp grasujących w okolicy. W nocy a raczej wcześnie nad ranem zostaliśmy wszyscy (widać to było po oczach wszystkich uczestników) zbudzeni przez niewyobrażalne wrzaski, hałasy. Jak się okazało małpy urządziły sobie imprezę na korytarzach hotelu. Można się było wystraszyć, że to jacyś terroryści mordują zachodnich turystów. Po śniadaniu, jedziemy do Hampi.

Hampi a raczej Vijayanagara, to ruiny XIV-wiecznej stolicy Imperium Vijayanagara. Ruiny obecnie zajmują ok. 26 km kwadratowych. Jako, że teren olbrzymi, i nadal zamieszkany, zwiedza się dwa obszary, dwie dzielnice. Dzielnicę świątynną, z pozostałościami setek swiątynek oraz wielką, nadal funkcjonującą świątynią Wirupakszy. Drugą zwiedzaną częścią miasta jest dzielnica rządowa, z pałacami, haremem, ruinami budynków rządowych.

Plan zwiedzania był taki - rano zwiedzamy świątynie, potem lunch a po lunchu dzielnica rządowa oraz zachód słońca nad doliną. Miasto przeżywało swój złoty wiek aż w połowie XVI wieku zostało najechane i doszczętnie zniszczone przez wojska z muzułmańskiej północy. Ponoć ruiny płonęły pół roku po zdobyciu miasta. Dlatego poza spektakularnymi ruinami niewiele budynków pozostało z tego pięknego miasta. Kilkanaście świątyń, basen królowej, słynne stajnie dla słoni i kilka wież strażniczych. Z większości budynków rządowych pozostały jedynie platformy, na których wznosiły się pyszne pałace. Nieco lepiej oparła się najazdowi i zniszczeniom dzielnica świątynna. Szczególnie budynki wokół świątyni Wirupakszy ocalały. Przetrwał bazar, na którym do dzisiaj handlują okoliczni mieszkańcy, domostwa oraz sama świątynia. Zasadniczo budynek pokryty barwami nadal był użytkowany. Ale nawet wśród ruin widać jeszcze minioną wielkość, piękno i mistrzostwo dawnych mistrzów.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Indiach:
Autor: Valion / 2010.11
Komentarze:
Brak komentarzy.