Kryzys, w jakim od miesięcy pogrąża się niemiecka gospodarka, nie ominął także dzielnic czerwonych latarni i przedstawicielek najstarszego zawodu świata.
Wiele domów publicznych w Niemczech, gdzie prostytucja jest legalna, nie poddaje się jednak recesji i stosuje różnorodne zachęty, walcząc o klientów. Mogą oni liczyć np. na rabat czy pakiet usług za ryczałtową opłatę.
„Odczuwamy kryzys wyraźnie, tak jak wiele innych branż” - powiedziała Anke Christiansen, która w Hamburgu prowadzi dom publiczny „GeizHaus”, co można by przetłumaczyć jako „dom skąpstwa”.
Nazwa wzięła się stąd, że przybytek pani Christiansen oferuje rabatowe stawki: 38,50 euro za pół godziny standardowej usługi.
„Mamy mniej klientów. Ci, którzy kiedyś odwiedzali nas regularnie dwa albo trzy razy w tygodniu, teraz przychodzą tylko raz na tydzień, albo dwa razy w miesiącu - przyznała. - Nawet pomimo naszej dyskontowej stawki wielu i tak targuje się o korzystniejsze ceny”.
W niektórych domach publicznych w Niemczech liczba odwiedzających spadła w minionych miesiącach nawet o połowę. Na początku roku, po 37 latach działalności zamknięto najstarszy dom publiczny we Frankfurcie - „FKK Oase Sudfass”.
Przed recesją na razie obroniła się sieć domów publicznych „Pussy Club”, działająca w Berlinie, Heidelbergu i Wuppertalu. Już ponad rok temu w klubach tych wprowadzono specjalną ofertę: ryczałtową stawkę, która obejmuje seks, jedzenie oraz napoje - bez ograniczeń.
Brak komentarzy. |