Od pierwszych zamieszek w Egipcie i Tunezji minęły ponad dwa lata. W tym czasie oba kraje przeszły wiele zmian ustrojowych, jednak jak czas pokazał, nie poszły one w takim kierunku, jak oczekiwali tego mieszkańcy. Kolejne protesty oraz medialne doniesienia o ofiarach starć, nie zachęcają do spędzenia tam wakacji.
Statystyki nie kłamią.W ubiegłym roku Egipt odwiedziło ok. 11,5 mln turystów, to o 3,2 mln mniej niż przed rewolucją - w 2010 roku. Sytuacja w Tunezji wydaje się jeszcze gorsza, liczba zagranicznych turystów od czasu rewolucji (Tunezyjczycy nazywają ją bardzo łagodnie - „jaśminowa rewolucja”) zbytnio nie rośnie. Przez pierwsze cztery miesiące tego roku spadła o 4 procent w porównaniu z rokiem poprzednim. Porównując dane do roku 2010 (czyli z przed rewolucji), wynik jest gorszy aż o 16 procent.
Kto na tym zyskuje?Turyści, którzy odwrócili się od Egiptu i Tunezji muszą gdzieś spędzić wakacje. Jak wynika ze statystyk, najwięcej zyskały na tym - Hiszpania (głównie Wyspy Kanaryjskie), Grecja (pomimo kryzysu i zamieszek) oraz niespokojna ostatnio Turcja, którą w ubiegłym roku odwiedziło ponad 37 mln osób.
Bez turystyki nie przetrwają.Branża turystyczna jest bardzo ważnym elementem PKB zarówno Egiptu i Tunezji. Jeśli sytuacja w obu krajach nie zmieni się to będą miały ogromne kłopoty finansowe, co z pewnością nie wpłynie na poprawę nastrojów lokalnej ludności.
Przysłowiowego „światełka w tunelu” jednak nie widać. W ostatnich dniach polski MSZ wydał
ostrzeżenie dla osób jadących do Egiptu, zbiegło się ono ze śmiercią amerykańskiego turysty w trakcie zamieszek w Aleksandrii.
Przed wyjazdami do Egiptu ostrzegają także inne państwa, po wspomnianym zajściu, także Stany Zjednoczone. Administracja Barracka Obamy zdecydowała się na redukcję personelu dyplomatycznego w Kairze, zaapelowała także do rodaków, aby Ci nie lecieli do Egiptu, jeśli nie jest to niezbędne.