Oferty dnia

Mauritius - Trou auch Biches - relacja z wakacji

Zdjecie - Mauritius - Trou auch Biches

To była najwspanialsza podróż jaką do tej pory odbyłam. Długo zastanawialiśmy się miedzy Dominikaną a Mauritiusem. Po buszowaniu w intrenecie i po przeczytaniu przewodników padło zdanie: jedziemy na Mauritius. Nikt z naszych znajomych jeszcze nie był w tamtych stronach, i to dodało nam werwy żeby jechać i jako pierwsi pochwalić się podróżą. Ciekawość też miała swoją stronę, bo znalazłam zdanie w intrenecie: Mauritius - to zaczarowana wyspa.

Podróż rozpoczęła się 3 maja wieczorem. O godzinie 20:45 wystartowaliśmy liniami Air France z Paryża na Mauritius. Siedząc już w samolocie dalej do mnie nie dochodziło, że lecę tak daleko i do mało znanego zakątka na kuli ziemskiej. Przeraziła mnie dwunastogodzinna podróż w chmurach i ta odległość.

Lot okazał się bardzo sympatyczny. Ekrany wskazywały nam trasę lotu, nasze fotelowe telewizorki pomogły oglądać film albo posłuchać muzyki, a załoga dbała o nasze żołądki i samopoczucie. Moj sąsiad z samolotu opowiedział mi wszystko o wyspie, naświetlił sytuację polityczną, poradził jak się poruszać, co zwiedzić. Czas szybko leciał. Lot był spokojny bez większych turbulencji.

Dwanaście godzin zleciało na spaniu, oglądaniu filmów i rozmowach. O godzinie 11:45 czasu mauritanskiego lądujemy w deszczu i we mgle. Z nieba leją się strugi deszczu, nic nie widać. Deszcz pada ale jest ciepło. To początek zimy i często występują wiatry monsunowe. Mina nam zrzedła, zamiast słońca deszcz. Pech, tak daleko jechać żeby zobaczyć deszcz!!! Ale przywitała nas wyspa pogodą.

Odprawa paszportowa długa, ogromna ilość turystów i kolejki. Odprawa celna tak samo długa, bo sprawdzali bardzo dokładnie druki zdrowotne, które wypełniało się w samolocie. Potem jeszcze oczekiwanie na bagaż, który trwał bez końca, przynajmniej tak nam się wydawało. W końcu z walizką kierujemy się do wyjścia. Tam na nas czeka przedstawiciel biura, który wita nas i skierowuje do busa.


Przed opuszczeniem budynku udaje się nam jeszcze wymienić pieniądze i wychodzimy z hali przylotów na powierzchnię. Pierwsze co czujemy to gorąc i cieple krople deszczu i wilgoć unoszącą się w powietrzu. Chwila przyzwyczajenia do bycia na ziemi i zaczynamy się rozglądać. Wita nas tropikalna roślinność: palmy, kwiaty przepięknych kolorów, a wszystko żywe, świeże i niesamowicie inne od roślinności europejskiej.

Po półtorej godzinie jazdy wśród pól trzciny cukrowej, plantacji ananasów i palm dojeżdżamy do naszej miejscowości Trou aux Biches.

Deszcz na nowo zaczął padać więc niewiele dało się zobaczyć na pierwszy rzut. Hotel Le Palmiste (rodzinny hotel znajdujący się w bocznej uliczce) od razu nam się spodobał. Po dokonaniu formalności na recepcji, boy hotelowy zanosi nam walizki i pokazuje nasze lokum na najbliższe dni. Jesteśmy zaskoczeni, ponieważ zamiast pokoju mamy apartament (duży pokój z łazienką, osobne pomieszczenie na ubrania, kuchnia z całym wyposażeniem i balkon). Lekki szok z tak dużej przestrzeni, który szybko mija. Po zwiedzeniu apartamenciku wychodzimy na balkon z którego rozpościera się widok na teren hotelu: basen z leżakami, palmy z kokosami jeszcze nie dojrzałymi i kwiaty. W tym momencie zdajemy sobie sprawę: WAKACJE SIE ROZPOCZELY. Jesteśmy 9600 km od domu, gdzieś na malej wysepce na Oceanie Indyjskim.

Następny dzień rano to krótkie zwiedzanie hotelu i pobyt na plaży. Pierwszy raz widzimy na oczy ocean, który urzeka nas kolorem. Przy brzegu woda jest przezroczysta i błękitna, a im dalej kolor wody przechodzi w turkus i szafir. Woda ciepła, czysta i tak piękna kolorystycznie, że po wejściu na plażę dobrą chwilę siedzieliśmy na piasku patrząc na ocean. Miejscowi naganiacze od razu chcieli nam wcisnąć leżak, ale my woleliśmy poszukać cichego i spokojnego zakątka żeby móc rozłożyć ręcznik na piasku. Znajdujemy takie miejsce, które nam od razu przypada do gustu. Mała plaża z palmami otoczona laguną, na której jest mało ludzi. Miejsce idealne do odpoczynku. Piasek biały i sypki, palmy rozłożyste i dające schronienie przed słońcem.

Pierwszy dzień mija na leniuchowaniu i pluskaniu w wodzie. Woda jest tak słona, że można się położyć i leżeć spokojnie. Nie tonie się. Co za przyjemność patrzeć na te kolory i napawać się tym widokiem. Dla nas to mały raj, w którym będziemy odpoczywać. Te kolory będą nam towarzyszyć podczas całego pobytu. Oprócz plaży zobaczymy cuda stworzone przez naturę, ale to opisze w następnych podróżach.

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Porady i ważne informacje

Hotel LE PALMISTE - Trou aux Biches, tel.265-6815.

Polecam ten hotel, ma trzy gwiazdki, ale zasługuje na więcej. Jedzenie europejskie bardzo dobre (zawsze kilka dań), obsługa sympatyczna, czysto, codziennie świeże ręczniki na plażę, wszędzie blisko jeśli chodzi o wycieczki fakultatywne. Blisko plaża piaszczysta, ok. 6 minut od hotelu. Przystanek autobusowy 4 min.

Autor: krakowianka / 2011.05
Komentarze:
Brak komentarzy.