Oferty dnia

Sri Lanka - Moje miejsce na ziemi - relacja z wakacji

Zdjecie - Sri Lanka - Moje miejsce na ziemi

Sri Lanka gdzieś tam od pewnego czasu kłębiła mi się w głowie, aż tu nagle na początku roku pojawiły się bilety za 1400 zł, no i koleżanka a organizatorka poprzedniej wyprawy do Tajlandii napisała do mnie i mojego kompana podróży a raczej kompanki czy chcemy jechać. Oczywiście nasze pierwsze pytanie brzmiało jaki plan i cena? Wiec na szybko zrobiła plan i kosztorys, wysłała nam no i odpowiedź mogła być tylko jedna, oczywiście że lecimy taka okazja może już się nie powtórzyć :). Jeszcze nim się zdecydowałam sprawdzałam opinie, pisałam do kilku osób i jaka zawsze była odpowiedz - Sri Lanka fajna ale do Tajlandii jej daleko. Ale to mnie nie odstraszyło bo na mnie Tajlandia aż takiego wrażenia nie wywarła i stwierdziłam ze nie ma co się sugerować opiniami innych, a od samego początku czułam, po prostu uczulam, ze to będzie moja najpiękniejsza podróż i tak tez się stało :).

Zapraszam do relacji :)

Nigdy nie zapomnę tego co uczulam gdy pierwszy raz postawiłam stopę na gorących piaskach Sri Lanki, ogarnęła mnie totalna błogość a czas się zatrzymał. Pomimo że upal był niesamowity a pot lał się strumieniami dreszcz przeszedł mnie od stop do głów, tego czego doświadczyłam w tym momencie nie da się opisać słowami, żeby zrozumieć trzeba samemu to przeżyć. Myślę że takie emocje dowodzą tylko jednego - odnalazłam raj, mój raj, moją idyllę, moje miejsce na ziemi.

04:00 Colombo, jest straszliwy upal w ciągu kilku minut od wyjścia z hali przylotów zalewa mnie pot, ciuchy się kleją a moje pięknie wyprostowane , błyszczące włosy zamieniają się w snop siana :). Jeszcze w żadnym miejscu w którym byłam nie czułam takiego gorąca nawet Tajlandia przy Sri Lance to „pikuś”.

Po chwili podjeżdża nasz kierowca Amil i jego pracodawca prywatnie bratanek Nishanta , bardzo miły człowiek mówiący troszkę po polsku, nie możemy się doczekać żeby już wejść do auta. Klima, ukochana klima tego nam trzeba, dostajemy od Nishanty po butelce wody w takich warunkach nawet dla mnie niepijącej wody niegazowanej było to jak zbawienie :).

Dojechaliśmy do naszego hostelu jest godzina 5:00 wrzucamy walizy do pokoju, szybki prysznic, wskakujemy w strój kąpielowy, tak w strój :) i idziemy o 6:00 na plażę. Jestem tak podekscytowana ze nie chce mi się spać, tylko już nie mogę się doczekać gorącego piasku i szumu fal. Preludium moich uczuć dostarczyłam już na samym początku więc nie będę się powtarzać, ale emocje są duże pomimo ze w Negombo plaża nie należała do najpiękniejszych, bo jak przeszłam dosyć długi odcinek to widziałam zdechle ryby, masę szczoteczek do zębów i innych śmieci to i tak było coś w tym miejscu magicznego; niezapomniany widok rybaków naprawiających swe sieci rybackie, miejscowe dzieci grające w piłkę nożną, spacerująca garstka turystów, masa psów i tylko my dwie w oddali jeszcze lekka mgła i ten cudowny gesty gaj palmowy ciągnący się wzdłuż plaży.

Po godzinnym spacerku wracamy do naszego hostelu żeby się położyć i to nie na długo, bo dojeżdża do nas jeszcze jeden uczestnik wyprawy i robi dużo szumu :). Więc po 2 godzinach wstajemy idziemy na śniadanko a później łapać opaleniznę.

Późnym popołudniem wybieramy się do Colombo miejskim autobusem, zajmujemy miejsca każdy przy oknie żeby napawać się widokami. Wśród nas miejscowi a raczej my wśród miejscowych :) i pojawia się pierwsza łza czyżby lekkie niedowierzanie że tu jestem w tym rozklekotanym busie, wśród kobiet w sari, z hinduską muzyką grającą na cały regulator i kolorowych świateł, ten moment na długi czas zapadnie w mej pamięci i na każde jego wspomnienie pojawiają się łzy.

Do Colombo jedziemy bardzo długo ok 3h, wysiadamy na bardzo gwarnym skrzyżowaniu? Nie wiem czy tak to można nazwać, jest straszny harmider i trzeba uważać żeby ktoś nam nie wjechał przypadkiem do zadku ;).

Jak najszybciej przechodzimy przez targ, oczywiście bardzo gwarny gdzie miejscowi sprzedają owoce, warzywa, przyprawy, ryby i inne dobrocie ale oczywiście w nieprzyjemnych dla oka warunkach. Pamiętam słowa mojej przyjaciółki i kompana od wypraw; chcesz do Indii tu masz właśnie jej namiastkę. Spacerując uliczkami Colombo na ułamki sekundy zgubiłam z pola widzenia resztę grupy, byłam przerażona - dobrze ze trwało to tylko chwilę, ale wystarczyło by kolega jak mi później powiedział dostrzegł w moich oczach strach jaki mnie ogarnął.

Idziemy jeszcze cos zjeść i wracamy do Negombo tym razem jednak wybierając taksówkę która jechała niewiele krócej.

7:00 śniadanie w pobliskiej knajpie w trakcie czekania wyskoczyłam jeszcze na plażę żeby ostatni raz rzucić okiem i zrobić parę zdjęć :).

O 8:00 czeka na nas kierowca i jedziemy do Pinnawali - sierocińca dla słoni, gdzie trafiają słonie ranne i osierocone. Miejsce zrobiło na nas ogromne wrażenie, na żywo wyglądało lepiej niż na zdjęciach które gdzieś tam widziałam w internecie. Przepiękny krajobraz i ta soczysta zieleń która powala, do tego z ziemia spalona słońcem pięknie się komponuje, no i wszechobecne słonie są dopełnieniem tych pięknych widoków, ale czy one są tam dobrze traktowane miałam co do tego mieszane uczucia.

Fajna sprawa to produkcja papieru ze słoniowych odchodów w miejscowej fabryce, a jest to możliwe dzięki słoniowej diecie która składa się głownie z celulozy. Wyroby można kupić w miejscowym sklepie. Mieliśmy poczekać jeszcze na karmienie słoni ale gonił nas czas, czekała nas następna atrakcja i to wspaniała jaką jest Sigiriya.

Sigiriya czyli lwia skala, na której znajdują się ruiny starożytnego pałacu i twierdzy zbudowanej za panowania króla Kassapy na szczycie 180 m skały na której szczyt się wspinaliśmy. Szczerze nie było to łatwe wyzwanie nawet dla mnie a kondycyjnie jestem wytrzymała. Najgorszy był ten potworny upal z każdym pokonanym schodkiem coraz bardziej byłam mokra, a serce waliło jak oszalałe, do tego zapomniałam sobie zabrać cos do picia ;). Po drodze zatrzymujemy się żeby na skalnych ścianach zobaczyć bardzo dobrze zachowane malowidła, prawdopodobnie przedstawiające damy dworu lub nałożnice królewskie, robię parę fotek tym pięknym malowidłom i ruszam dalej. I w końcu jest to na co czekałam - wyłaniają się potężne lwie lapy, aparaty idą w ruch tylko jak tu zrobić zdjęcie jak ciągle ktoś się wbija w kadr, w końcu się udaje i już tylko ”kilka” schodów i ”Victoria” szczyt zdobyty . Przez moment chłoniemy piękne widoki i wracamy. Po zejściu z góry nogi mi się trzęsły jak galareta nie mogłam nad nimi kompletnie zapanować, ale zdecydowanie było warto :).

Na dole czekał już kierowca i zabiera nas do miejsca w którym spędzimy noc, nie mamy pojęcia gdzie i w jakich warunkach bo wszystko załatwiał Amil. Ale miejsce przeszło nasze oczekiwania. Wjeżdżamy do dżungli po chwili wysiadamy z auta i widzimy piękne zielone bungalowy, ale to nic przy tym co dostrzegam za chwile, moim oczom ukazuje się Sigiriya nie mogłam uwierzyć że mamy tak cudny widok z pokoju :). No ale trzeba się troszkę ogarnąć więc bierzemy walizy i idziemy się wykapać, przebrać i na kolację. Domki są bardzo ładne i co najważniejsze czyste.

Spędziliśmy tam jedna noc, a nie zabrakło atrakcji o godz. 20 nagle ogarnia nas ciemność, co się dzieje? Okazało się że nie ma prądu, hmm bez prądu i w dziczy może być ciekawie, jeszcze do tego zapał miejscowych żeby coś z tym zrobić ehhh agregat uruchamiali ponad godzinę, a my czekamy na kolacje której już myślałam że się nie doczekam, ale warto było czekać nawet 2 godziny na te pyszności jakimi są panierowane krewetki.

I znów wczesna pobudka żeby ruszać dalej, w planie Dambulla i Kandy. Po drodze zatrzymujemy się aby zobaczyć świątynie nie tak kolorowe i bijące po oczach zdobieniami i zlotem lecz stare z kamienia w barwach szarości, brązu i czerni, pokryte gdzieniegdzie mchem. Niestety nie znam nazwy lecz miejsce ciekawe z pięknym kompleksem starych świątyń. Wracając udajemy się na plantacje przeróżnych przypraw które naprawdę niesamowicie pachną, nie to co te paczkowane u nas w marketach ;).

Pierwszy ważny punkt na dziś to złota świątynia w Dambulli. Miejsce absolutnie niesamowite robiące piorunujące wrażenie, składające się z 5 jaskiń, w każdej z nich znajdują się freski i 150 kamiennych wizerunków Buddy różnych wielkości bardzo dobrze zachowanych. Ale i tak największe wrażenie robią od zewnątrz wykute w skale świątynie pomalowane na biało, ahhh takich widoków się nie zapomina. Lecz żeby je zobaczyć znów trzeba pokonać sporo schodów, tak to już jest na tej Sri Lance - to co piękne jest trudne do zdobycia ;).

Zachwyceni cudownymi świątyniami pakujemy się do auta i czeka nas miła niespodzianka. Miejsce które pierwotnie nie było w planach a które ja strasznie chciałam zobaczyć. Po drodze do Kandy kierowca zabrał nas do Matale - hinduistycznej świątyni, bardzo ale to bardzo kolorowej. Kolory tak żywe że aż krzyczą. Miejsce w którym czuć 100 % Indii i które jeż całkiem przekonało mnie, tak.. Indie są następne w kolejce :).

Kandy to stolica prowincji centralnej w Sri Lance, w której znajduje się ważna dla wyznawców buddyzmu Świątynia Zęba, i w niej przechowuje się najważniejszą relikwię - złoty ząb buddy. Ściągamy obuwie i wchodzimy do budynku , idziemy w kierunku świątyni. Wszyscy czekają aż zostanie odsłonięte specjalne pomieszczenie w którym znajduje się kolejnych kilka ”opakowań” a w ostatnim z nich zloty ząb. Relikwie można zobaczyć tylko kilka razy w roku przy ważnych uroczystościach.

Ruszamy dalej, pogoda przestała nas rozpieszczać, co chwilę pada, ale za to widoki za szyby autokaru ahhhh.. zieleń jest dosłownie wszędzie. Mijamy gaje palmowe, wzgórza pokryte bujną roślinnością i kilometry pól herbacianych. Na jednym z nich się zatrzymujemy żeby dotknąć, powąchać ”połazić wśród herbaty”, porobić zdjęcia i uciekać bo zaczyna padać, a do tego miejscowa niby zbieraczka wraz z swoją rodziną nie dają nam spokoju są tak nachalni, czego mogą chcieć? Oczywiście kasę. Wiec zmywamy się jak najszybciej i jedziemy chłonąć wszechobecną zieleń docierając do fabryki herbaty. Niestety dojechaliśmy późno i w fabryce już nikt nie pracował, a sama fabryka była posprzątana ale pracownik oprowadza nas po niej tłumacząc procesy jej produkcji.

Po zobaczeniu fabryki udajemy się na degustacje :). Co tu dużo mówić pyszna, tak jak ja nigdy nie pijam herbaty bez cytryny to do cejlońskiej herbatki w ogóle jej nie potrzebowałam. Oczywiście udajemy się do sklepiku obok w którym jest taki wybór że nie wiadomo co brać, a jak zapytaliśmy sprzedawcę którą z herbat nam podano bo te chcemy kupić, to oczywiście nie szło się dogadać, nie wiedzieli o co nam chodzi ;) ale przynajmniej dowiedzieliśmy się która jest słaba, która mocna a która bardzooo mocna. Wiec tak całą grupą zakupiliśmy razem kilkanaście kilogramów :).

Po dość intensywnym dniu kierujemy się w okolice Horton Plains im bliżej celu tym jest bardziej mglisto, coraz mocniej pada i robi się coraz zimniej.

Znów czeka na nas przyjemny hotelik w którym jesteśmy tylko my, szybko się ogarniamy i idziemy na miasto coś zjeść. Miasteczko całkiem inne niż widzieliśmy dotychczas - bardzo europejskie; sklepy z komórkami, sprzętem AGD, markety i to na takim prawdę mówiąc „zadupiu” tylko przez myśl mi przeszło jak to tam wszystko prosperuje ;). Po nocnych obchodach czas iść spać. O 5:00 rano pobudka i miejsce na które najbardziej czekałam Horton Plains jeszcze w nocy bałam się czy wyprawa dojdzie do skutku bo tak lalo. Na szczęście pogoda nam dopisała i do tego była idealna temperatura na trekking.

Przeglądając fora czytałam aby zabrać kurtkę, pełne obuwie, płaszcz przeciw deszczowy itd. Nic z tego się nie przydało z resztą jak zobaczyłam rano jaka jest pogoda wszystkie te rzeczy zostały w walizce. Zabrałam tylko bluzę która też zaraz ściągnęłam bo było ciepło i bardzo się cieszyłam że nie ubrałam pełnych butów a założyłam bardziej zabudowane japonki.

Wiec o 5 rano przyjeżdża po nas kierowca i zawozi nas do celu. Kierowca zostaje i czeka aż wrócimy a my ruszamy w drogę. Horton Plains czyli równiny Hortona to płaskowyż na wysokości 2000 m. spowity mgłą, smagany deszczem i zimnem. My mieliśmy szczęście - pogoda była jak na zamówienie jak zresztą podczas całego pobytu. Wiele osób mówi że jestem farciara bo mieć pogodę przez cały pobyt to jest cud :). Największą atrakcją parku jest 9 km trasa prowadząca na koniec świata.

Ale wracając do naszej wędrówki. Najpierw docieramy do małego końca świata który ma tylko 270 m. widok super, jesteśmy zachwyceni bo nie mamy pojęcia co zobaczymy niebawem. Widoki które zapierają dech w piersiach widzimy ogromną przepaść, widoczność doskonalą, aparaty w ruch, biegamy z jednego punktu widokowego do drugiego spinany się wyżej żeby mieć jeszcze lepszą widoczność. Te miejsce spowodowało że ogarnęła mnie euforia i spokój, a gdy stanęłam na kilka centymetrów od 870 m przepaści zawładnęło mną uczucie totalnej wolności. I w tym momencie pomyślałam jakie życie jest piękne, jaki świat jest piękny, w takich momentach wiem ze żyję... Ale na tym nie kończą się piękne widoki w parku Hortona , czeka na nas następny cud, czyli wodospad Bakera. Żeby się tam dostać trzeba przejść dosyć sporo schodów, zejść jak zejść ale później wejść ;) ale widok jest tego wart. Ja tylko jak usłyszałam szum spadającej wody to już nie schodziłam po schodach tylko biegłam i co ukazuje się moim oczom... potęga natury, kaskada wody jej „ryk” i bryza która delikatnie smaga moja twarz, cudowne uczucie i cudowny widok na koniec naszej wędrówki :). Dla mnie Horton to najpiękniejsze miejsce na wyspie. Jeżeli to czytasz i wybierasz się na Sri Lankę koniecznie musisz zobaczyć bo słowa i zdjęcia nie oddają wspaniałości tego miejsca.

Niestety nie wszyscy z naszej grupy zdecydowali się na Horton czego później bardzo żałowali po obejrzeniu zdjęć i filmów ;).

Po powrocie do hotelu szybki prysznic, pakujemy walizki i ruszamy mijając cudowna przyrodę, znów zatrzymując się żeby pobłądzić wśród pól herbacianych, i by znów podziwiać dzieło natury jakim jest kolejny wodospad na naszej drodze. Wodospad Rawana, niektórzy zażywają w nim kąpieli ja jednak zostaje i robię zdjęcia ;).

Późnym popołudniem dojeżdżamy do hotelu i już nie mogę doczekać się poranka bo właśnie mam spełnić jedno z moich marzeń - SAFARI, które niestety okazało się totalna klapa, 150 dolarów wyrzucone w błoto, bo prócz słoni nie zobaczyliśmy nic więcej. Wiec safari na Sri Lance nie polecam jednak to nie Afryka ;).

Po safari w końcu wybieramy się na zasłużony wypoczynek do hoteliku Pension Surfing Villa, prowadzonego przez polskie małżeństwo Artura i Basie, którzy okazali się wspaniałymi gospodarzami, a Basia doskonałą kucharką, gotującą obłędne potrawy. Hotel znajduje się w miejscowości Ahangama pobyt tam był strzałem w 10, kameralnie, spokojnie a przede wszystkim rodzinna atmosfera, czułam się tam jak w domu. A do tego okazało się że przez cały pobyt będzie tylko nasza grupa wiec basen cały dla nas. Woda była tak gorąca że zdarzało nam się kąpać do 5 rana ;).

Będąc na południu wybieramy się do Galle największego miasta fortowego, wybudowanego w południowej i południowo-wschodniej Azji przez Portugalczyków. Większą cześć cyplu zajmuje fort którego obecny kształt nadany został przez Holendrów. Fort został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Dziś Galle to przede wszystkim miasto handlowe; pełne małych butików, hoteli i kawiarni jednej z nich robimy sobie chwilę odpoczynku, zamawiamy zimne napoje i chłoniemy piękno miasta :). W drodze powrotnej zatrzymujemy się na plaży w Hikkaduwie , na której czeka na nas niespodzianka w postaci ogromnych żółwi :). Niesamowite uczucie dotknąć takiego giganta :).

Następne dni upłynęły nam na leniuchowaniu na plaży. Plaże na Sri Lance są przepiękne, miękki piasek, lazurowe wody Oceanu Indyjskiego, spokój i mało turystów. Plaże które trzeba zobaczyć to Koggala szeroka i dlllluuuga plaża, oczywiście gesty gaj palmowy i piękny lazur oceanu a do tego zero ludzi jednym słowem miejsce raj. Drugą plażę którą trzeba zobaczyć to Mirissa tam już jest troszkę więcej turystów ale nadal nie można nazwać tego tłumem, na plaży znajdują się restauracje i w tle leci muzyka, a z portu w Mirissie można wypłynąć na obserwacje płetwali błękitnych, na którą się wybrałam - niestety nie było spektakularnych widoków, widzieliśmy tylko grzbiet. I moją trójkę zamyka plaża w miejscowości w której mieszkaliśmy czyli Ahangama - zero turystów za to już więcej miejscowych, wiec raczej trzeba uważać na swoje rzeczy ;) no i można zobaczyć wizytówkę Sri Lanki czyli rybaków na palach :).

Dowiedzieliśmy się również że Sri Lanka ma podobno swoje drugie oblicze. Mówi się że Tajlandia to Sodoma naszych czasów a czy Sri Lanka to Gomora? O jednym sami żeśmy się przekonali że na Sri Lance jest wielu homoseksualistów, jeżeli czegoś chcą to wystawiają język i nim poruszają.

I tak sie konczy moja najcudowniejsza podroz , ehh gdybyscie widzieli z jakim placzem , co sie ze mna dzialo jak wchodzilam do samochodu ktory nas odwozil na lotnisko . Po powrocie do Polski przez 2 miesiace nie moglam dojsc do siebie . Wszyscy z mojego otoczenia widzieli jak te podroz przezywam i jakiego mam dola ze to juz koniec .Chyba sama do dzis nie moge uwierzyc ze tam bylam , czulam i smakowalam ten raj . I jak to mozliwe ze juz tyle czasu minelo , a ja nadal jak opowiadam o Sri Lance to od razu oczy mam jak dwie szklanki , a mozliwe i mysle ze tak juz bedzie zawsze za 5 ,10 ,20 czy 30 lat .

Minęły prawie 2 lata od momentu kiedy postawilam stope na Cejlonskiej ziemi , ja dokańczam relacje a łza nadal się w oku kreci. Emocje wciąż takie same jak wtedy gdy byłam w tej cudownej krainie, krainie pełnej zapachów, niesamowitych smaków, cudownych krajobrazów i wszechobecnej obłędnej zieleni. . Cejlon to kwintesencja egzotyki , absolutna perelka . To jedno z tych miejsc , ktore juz na zawsze zostanie w moim sercu , miejsce totalnie magiczne , miejsce do ktorego z pewnoscia powroce :) .

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji na Sri Lance:
Co warto zwiedzić?
Napisze gdzie ja byłam :)
  • Negombo
  • Colombo
  • Pinnawala - sierociniec dla słoni
  • Sigiriya
  • Dambulla
  • Matale
  • Kandy
  • Pola herbaciane
  • Rowniny Hortona - Horton Plains
  • Galle
  • Tangalle
  • Plaze Hikkaduwa, Ahangama, Koggala, Mirissa
Porady i ważne informacje
Ceny na Sri Lance:
ZWIEDZANIE
  • Sigiriya: 30$
  • Kandy: 25$
  • Dambulla: 20-25$
  • Pinnawala: 20$
  • Horton Plains ok.: 25$
  • Matale w przeliczeniu jakieś 2,50 zł
  • żółwie w Koggali: 5$
JEDZENIE
  • coca-cola, sprite, fanta: 2,50 zł
  • piwo duże: 4 zł
  • arak najbardziej popularny napój alkoholowy na bazie kokosu: 25 zł
  • owoce morza od 20-25 zł przepyszne i duże porcje :)
  • koszt obiadu na mieście nawet od 3 zł - ja tyle zapłaciłam za ogromny talerz ryżu z krewetkami tylko że w tym wypadku krewetki były strasznie małe i ogólnie te danie niezbyt mi smakowało.
  • owoce są bardzo tanie.
PAMIĄTKI
  • uważam że dosyć drogie
  • drewniana maska: 60 zł
  • figurka rybaka na palu z drewna: 30 zł
  • pufa ze skory: 150 zł
  • kubek: 21 zł
  • przyprawa curry bardzo pyszna nadaje potrawom niesamowity smak: 2,50 zł duża paczka
Autor: Soniza89 / 2014.04
Komentarze:

Soniza89
2016-08-22

Dziekuje Eleni za mile slowa :). Najbardziej cieszy mnie to jak dostaje wiadomosci , ze po przeczytaniu mojej relacji wiele osob chce wrocic na SL . A jesli ktos jeszcze nie byl to chce sie wybrac :)Wtedy wiem ze bylo warto :)

eleni
2016-08-22

Jak wszyscy dołączam się do tych pozytywnych opinii. Piękna relacja ze szczegółami. Ja byłam na Sri Lance w styczniu 2011 roku, ale była to moja druga egzotyczna wycieczka i nie robiłam wówczas żadnych notatek by po przyjeździe ładnie zrelacjonować. Ty zrobiłaś to perfekcyjnie. Czytałam dokładnie Twoją relację analizując moje wycieczki po tym cudownym kraju. I stwierdzam, że powinnam po raz drugi polecieć tam bo wielu miejsc nie widziałam. A kraj mnie bardzo oczarował. I tak jak Ty już następnego dnia wcześnie rano pobiegłam nad ocean i piszczałam z radości jak dziecko. Plaże tak jak pisałaś są puste, można godzinami iść spotykając pojedyncze osoby i zawsze szwędające się psy. A mieszkałam w Wadduwie niedaleko Kalutary. Odświeżyłaś moje wspomnienia i zachęciłaś do powrotu na Sri Lankę za co bardzo Tobie dziękuję i gorąco Pozdrawiam. Eleni

kizi72
2016-03-26

zapomniałam dodać e-mail.: cienkasprawa@o2.pl

kizi72
2016-03-26

wróciłam właśnie w lutym ze Sri Lanki, oczarowała mnie totalnie,- a i na tyle że w lipcu wracam ponownie. Wynajmujemy kierowcę i .... w drogę. Jeśli ktoś chętny, pisać. Mamy 3-4 miejsca wolne.

Soniza89
2016-02-18

Alu bardzo mnie to cieszy ze moze chociaz troszke pomoglam :)

piea
2016-02-15

Sonia, no nie mogłaś lepiej wstrzelić się w mobilizacje napisania tej Relacji:)
akurat dla mnie jest bardzo na czasie:) raz jeszcze dzięki Ci serrrrdeczne :)

kawusia6
2016-02-15

Fantastyczna relacja- napisana w świetnym stylu. Dużo emocji, ale też wiele praktycznych podpowiedzi..Aż chce się tam jak najszybciej dotrzeć. Dziękuję za przeniesienie choć w ten sposób do Sri Lanki i za fajne zdjęcia. Pozdrawiam :)

Kasia6555
2016-02-13

Soniu....doczytałam-super to opisałaś z takimi emocjami)))musze koniecznie tam wrócić

piea
2016-02-12

Soniś, no nareszcie sie zmobilizowałaś i opisałaś tę podróż! nie ważne że po 2 latach:), ważne że w ogóle:)
Fantastyczne miejsca tam widziałaś, mega emocje i wrazenia i widać, że Ci sie tam strasznie podobało, bo piszesz "z pazurkiem":); co ciekawwe znam opinie bywalców Tajlandii i Sri Lanki (takich co byli i tu i tu), i moi znajomi twierdzą odwrotnie jak większość: że to właśnie Sri L wygrywa z Tajlandią pod wieloma wzgledami, no ale ile ludzi tyle opinii, każdy ma zupełnie inną hierarchię porównawczą i czym innym się kieruje opisując walory danego miejsca.
W kazdym razie bardzo dziekuję za Relację; zazdroszczę Ci tych pozytywnych opinii i tego, że tak cała sobą pochłonęłaś tę wyspę. To jest właśnie najbardziej wartościowe w podróżach: umieć dostrzegać coś więcej niż drinki i lazury.... . Brawo!

kangur
2014-04-26

Sonia, fotki przepiekne, Sri Lanka wpisana na nasza liste, ale prosimy o relacje, i info o miejscach, noclegach, itp. Pozdrawiam :)

Soniza89
2014-04-17

Kasiu ja ciagle zyje tym wyjazdem , nie wiem od czego zaczac ,ale my rowniez chcemy wrocic zobaczyc to czego jeszcze nie widzielismy i zahaczyc o Malediwy :)

Kasia6555
2014-04-17

Sonia...pisz relacje bo ciagle sa jakies promocje bilecików na Sri Lanke i mam ochote tam wrócic-moze Waszymi sladami:)

piea
2014-04-15

Narobiłaś mi Sońka apetytu na tę Sri Lankę; muszę przemyśleć kolejność, bo nastepną wyprawę planujemy w kierunku Taj...., ale nie wykluczone, że może się to zmienić:))
Cierpliwie czekam więc na pełną Relację z tej super ciekawej wyspy, no i przede wszystkim na emocje i wrażenia, których preludium dałaś już na wstępie....