Oferty dnia

Polska - Tatry - relacja z wakacji

Zdjecie - Polska - Tatry

W końcówce lata tak mnie coś naszło na wspomnienia - i to bardzo odległe wspomnienia: zimowe, grudniowe, sylwestrowe. W tej relacji będzie niewiele zdjęć, bo sięga ona czasów, gdy nikomu nie śniła się jeszcze fotografia cyfrowa. Ba, kolorowe odbitki należały do rzadkości, dominowały czarno-białe. Tak też będzie w dołączonej mini-galerii skanów.

Byłam wtedy jeszcze nastolatką, choć z dużym już doświadczeniem turystycznym i wysokogórskim. Gdy przyjechał do nas w odwiedziny kolega z Austrii, to cóż mogłabym mu pokazać w Polsce? Oczywiście nasze góry! Najpierw wyskoczyliśmy do Szczyrku, żebym naocznie przekonała się co do jego umiejętności narciarskich. Wykazał zadowalający mnie poziom, więc zaproponowałam wyjazd do Zakopanego. Często tam jeździliśmy z rodzicami, więc wiedziałam co-, gdzie- i jak. Naszą bazę noclegową stanowił wtedy - oczywiście - Dom Turysty PTTK, takie wielkie schronisko w sercu Zakopanego, blisko Krupówek i dworca (co wtedy też miało znaczenie). To był nie tylko budynek pokryty największym (powierzchniowo) dachem gontowym w Europie, ale obiekt turystyczny „z duszą”. Zresztą, nazywany był przez ostatnie lata swego istnienia „turystyczną legendą Zakopanego”. Wiem, standardy się zmieniają, jednak szkoda, że dziś już nie ma Domu Turysty. Żeby nie popaść w nadmiar sentymentów, wracam do relacji.

Gdy przyjechaliśmy do Zakopanego pogoda była piękna. Sprawdziłam jeszcze prognozę (wtedy nie było Internetu! ale w centrum Zakopanego, przy ul. Kościuszki był taki ogólnodostępny punkt Instytutu Meteorologicznego - gablotka z różnymi wykresami), wyglądało zachęcająco, więc na następny dzień wymyśliłam całodzienną wycieczkę narciarską. Z samego rana pojechaliśmy do Kuźnic, stamtąd - z plecakami i nartami na ramieniu - na Halę Gąsienicową, do Czarnego Stawu i dalej na Zawrat. Tu powitało nas stadko kozic - równie zdziwionych naszą obecnością, jak i my ich. Jeszcze chwila przerwy na kontemplację panoramy (z dobrze widocznymi Rysami i słowacką Wysoką), złapanie oddechu, jakąś przekąskę i łyk herbaty z termosu. I wreszcie czeka nas długi zjazd do Doliny Pięciu Stawów. To było wspaniałe przeżycie, takich chwil się nie zapomina. Na Gąsienicowej, rano, nie wchodziliśmy do schroniska, ale teraz, w godzinach popołudniowych zapach i ciepło schroniska skusiło nas do wejścia. Nie siedzieliśmy tam długo, a i tak po wyjściu bardzo się zdziwiłam, że... zaczęło się ściemniać. Jak to? Przecież mieliśmy dobre tempo, a gdy poprzednio robiłam te trasę z rodzicami - było jasno do końca, aż wróciliśmy do Zakopanego, więc czemu teraz taki numer? No cóż, młodość ma swoje prawa. Nie wzięłam pod uwagę, że poprzednio odbywałam tę trasę ... wiosną. A póki co, w Polsce, w grudniu mamy znacznie krótsze dni, niż w marcu czy kwietniu. I w taki to sposób zafundowałam sobie i koledze dodatkową „atrakcję” - zjazd z Pięciu Stawów do Roztoki (a ściśle do Wodogrzmotów Mickiewicza) po ciemku. Obeszło się bez kontuzji, czy innych komplikacji. Nawet udało nam się dotrzeć na noc do Zakopanego. Dziś już nie pamiętam, czy był jeszcze autobus, czy złapaliśmy stopa, ale wiem na pewno, że wróciliśmy do Domu Turysty.

A potem jeszcze był Sylwester na Rusinowej Polanie, w gronie znajomych z koła PTTK... z piosenkami przy gitarze w szałasie, z góralskim ogniskiem na śniegu, z Pasterką Noworoczną o północy, w kaplicy na Wiktorówkach, z dospaniem do rana w puchówce i śpiworze w szałasie, a potem kilka zjazdów na nartach po pierwszym napotkanym stoku z wyciągiem... i powrót do domu.

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Porady i ważne informacje

Planując w grudniu wycieczkę w góry warto pamiętać, że dni są wtedy krótkie!
I nawet przy dobrej pogodzie - wcześnie się ściemnia :)

Autor: AniaMW / 1980.12
Komentarze:

krakowianka
2016-02-15

Ciekawe wspomnienie na cale zycie.Jak sie jest mlodym,to sie na wiele rzeczy nie zwraca uwagi.

AniaMW
2015-09-06

To była nie tylko przygoda, ale i NAUCZKA...
Ja też teraz rzadziej bywam w naszych Tatrach (częściej jeżdżę w Alpy), ale wtedy, w latach licealnych, każdą wolną chwilę wykorzystywałam...
A gdy kupiłam nowe (porządne!) buty górskie - co wtedy nie było takie proste jak dziś - pamiętam, że następnego dnia rano, autobusem ok.7-mej z BB pojechałam do Zakopca, prosto do Kuźnic, na Gąsienicową, do Czarnego Stawu i... na Kozi Wierch :) potem szybciutko w dól, żeby zdążyć na ostatni autobus do BB (ok. 19-tej czy 20tej). Buty się sprawdziły! I długo mi jeszcze służyły :)

piea
2015-09-06

fajne wspomnienia... no i jak przygoda! jak widac niezapomniana!
w 80 roku byłam jeszcze w podstawówce:), choć Zakopane odwiedzałam w tamtych czasach (i ciut późniejszych) znacznie częsciej niż obecnie; ale nigdy nie byłam "człowiekiem gór" z racji zbyt dużego od nich oddalenia. W góry jeździło sie na kolonie, zimowiska, obozy, czasami z rodzicami, a potem ze znajomymi; z własnymi dziećmi też bywaliśmy kilkakrotnie, ale z Warszawy to niestety zawsze była duża wyprawa; nieraz jechało się całonocnym pociągiem; strasznie zazdroszczę Ci Aniu bliskosci gór i możliwości częstego z nimi obcowania...