Oferty dnia

Stany Zjednoczone - Alaska - Ketchikan - relacja z wakacji

Zdjecie - Stany Zjednoczone - Alaska - Ketchikan

Nasza przygoda z Alaską w 2014 roku zaczęła się ... w Kanadzie. Zanim weszliśmy na statek w Vancouver, w terminalu portowym odbyliśmy procedurę przekraczania granicy z Kanady do USA. Po wszystkich formalnościach rozpoczął się nasz pierwszy rejs statkiem wycieczkowym. Choć mamy już za sobą wiele dni i nocy spędzonych w podróżach morskich, dotychczas były to wyłącznie rejsy promowe, których celem było przedostanie się z miejsca A do miejsca B. Nawet gdy trwało to 2-3 dni, był to zupełnie inny charakter podróży niż teraz. Dlatego przedstawię najpierw kilka szczegółów praktycznych dotyczących rejsów.

Płyniemy statkiem Island Princess linii Princess Cruises. Wchodząc na statek każdy otrzymuje plastikową kartę, taką jak wszelkiego rodzaju karty bankowe. Ta karta jest właściwie też dla nas kartą płatniczą (wszystkie płatności na statku, włącznie z obowiązkowymi napiwkami dla obsługi, jak i z wycieczkami fakultatywnymi) dokonywane są właśnie tą kartą (na koniec rejsu rozliczenie). Ale służy ona nie tylko do płatności. Jest to i klucz do kabiny, i identyfikator - upoważniający do wychodzenia na ląd i wchodzenia na statek w portach. Na karcie - poza imieniem i nazwiskiem, terminem rejsu, numerem kabiny i przydziałowego stolika w restauracji, z podaniem godziny kolacji - jest też nr Muster Station, czyli punktu zbiórki na wypadek alarmu... Zresztą, kwestie bezpieczeństwa są bardzo serio traktowane. Żeby nie było osoby, która nie miała by pewności, gdzie dokładnie znajduje się odpowiedni punkt zbiórki, zaraz po wypłynięciu z portu startowego przeprowadzany jest próbny alarm. I to nie tak, jak w samolotach, że stewardessa prezentuje pokazówkę, lecz wszyscy dokładnie przechodzą procedury: każdy zabiera z kabiny swój kapok, udajemy się do wyznaczonych miejsc, tam zakładamy na siebie kamizelki ratunkowe i przyglądamy się, kto, do której tratwy ma przydział, itp.

Uważam, że takie praktyczne ćwiczenia zdecydowanie ułatwiają proces ewakuacji na wypadek sytuacji realnego zagrożenia. Bo wiadomo, że w razie niebezpieczeństwa, w silnym stresie łatwo wpaść w panikę, a gdy fizycznie już się wcześniej przetrenowało zakładanie kapoków i trasę drogi ewakuacyjnej, wykonanie ponowne jest wiele łatwiejsze. Na szczęście, na naszym rejsie (jak i na zdecydowanej większości innych!), był tylko ten próbny alarm, a dalej już wszystko upływało płynnie, wręcz komfortowo. W końcu nasz statek to Princess, nie Titanic :)

Każdego wieczoru do kabiny dostarczana jest gazetka pokładowa, w której znajdują się istotne informacje dotyczące następnego dnia rejsu np.: planowane atrakcje na statku (przedstawienia w teatrze, karaoke, muzyka na żywo, szczegółowo: co- gdzie- kiedy- i jak-), informacje dotyczące odwiedzanego portu i oferowanych wycieczek fakultatywnych, godziny otwarcia restauracji, itp.

Nasz statek ma 16 pokładów, przy czym ... brakuje 13-go! Po 12-tym następuje od razu 14-te. Do dyspozycji pasażerów jest kilka restauracji, w tym jedna - jako bufet - czynna całą dobę, są baseny, w tym 1 kryty, siłownia, spa, korty, boisko, sala teatralna, galeria, bary, sklepy, salon fryzjerski, kosmetyczny, jest nawet kasyno (choć to widywałam już i na promach też). Nie sposób wymienić wszystkich miejsc, gdzie można atrakcyjnie i na różne sposoby spędzić czas. Jednego na pewno nie ma na statku: nie ma miejsca na nudę!

Obsługa bardzo się stara o zadowolenie pasażerów. Jest do dyspozycji gości przez 24 godziny na dobę. Może - na życzenie - przynosić do kabiny (oczywiście bezpłatnie!) drobne posiłki np. kawę, owoce, napoje, desery, kanapki. Ponadto do godziny 9 lub 10 rano można zamówić śniadanie kontynentalne do kabiny - również bezpłatnie. My, co prawda, nie mieliśmy takich specjalnych życzeń, lecz i tak doświadczaliśmy dopieszczania - a to jakaś czekoladka na stoliku w kabinie, a to inna miła niespodzianka...

Jak już wspominałam, nasz rejs rozpoczął się w Vancouver. Wypłynęliśmy w piękny, słoneczny dzień. Drugiego dnia - całkowicie na morzu, bez dopływania do jakiegokolwiek portu - pokonywaliśmy tzw. Inside Passage, czyli drogę wodną ukształtowaną przez lodowce. Dzień był raczej pochmurny, pełen atrakcyjnych wydarzeń na statku, z których każdy mógł wybrać coś dla siebie. A wieczorem - pierwsza gala, tzn. wieczór kapitański. Jeszcze przed dokonaniem zakupu biletu, w ogólnych informacjach, jakie otrzymaliśmy odnośnie rejsu była zapowiedź takiego eventu (z doprecyzowaniem, że na ten moment wymagany jest strój „formalny”). Ten szczegół na tyle poruszył mojego męża, że skłonny był zrezygnować z rejsu. Na szczęście, gdy dopytaliśmy o szczegóły, okazało się, że uczestnictwo w tej gali nie jest obowiązkowe. Ja - choć też nie przepadam za takimi uroczystościami - chciałam jednak, ze zwykłej ciekawości, zobaczyć, jak to wygląda, więc zabrałam do walizki „małą czarną” sukienkę, która nie zajęła zbyt dużo miejsca i uczestniczyłam w „imprezie”, a mąż wybrał wolność i w swoim normalnym, turystycznym stroju, spędził wieczór indywidualnie, korzystając z kolacji w restauracji z 24-godzinnym bufetem.

Trzeciego dnia, około godziny 6 rano dopłynęliśmy do Ketchikan. Obudził nas deszczowy poranek. Zgodnie z zapowiedzią, że „tu zawsze pada”. A jak nie pada, to znaczy, że za chwilę zacznie padać, albo i lać. No cóż, trochę byłam rozczarowana, że taką aurą nas wita Alaska... Najwyraźniej, chodziło jednak o stopniowanie wrażeń. Gdy jedliśmy śniadanie, deszcz z intensywnego opadu stopniowo łagodniał, a zanim zeszliśmy na ląd, zupełnie przestało padać. I wreszcie, postawiliśmy nasze pierwsze kroki na Alasce! Ach, jakie to były emocje!

Ketchikan - to małe miasteczko, sięgające historią do 1883 roku, kiedy to pierwszy śmiałek utworzył tu swój „łososiowy biznes”. Około 1900 roku, osada liczyła już 800 mieszkańców, a obecnie ich liczba wynosi nieco ponad 8000 osób, wraz z okolicą sięga 13 tysięcy. Współczesne Ketchikan nazywane jest światową stolicą łososi. Natomiast nazwa miejscowości - w języku miejscowych Indian - oznacza: Orła wzbijającego się do lotu. I rzeczywiście, można zobaczyć tu z łatwością piękne bieliki amerykańskie, które i licznie siedzą na gałęziach, na czubkach drzew, i wzbijają się do lotu, i dostojnie szybują w powietrzu.

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Porady i ważne informacje
7-dniowy rejs z Vancouver do Whittier:
  • całkowita odległość: 1481 mil morskich (czyli 2740 km)
  • statek Island Princess z kapitanem Mariano Manfuso (Włoch), na czele wielonarodowościowej załogi,
  • parametry statku: zbudowany we Francji w 2003 r.; dł. 294 m; szer. 32,2 m; zanurzenie 8,3m; max. liczba pasażerów 2368; załogi: 810 osób.
R e w e l a c j a :)
Autor: AniaMW / 2014.07
Komentarze:
Brak komentarzy.