Oferty dnia

Polska - Sandomierz i Góry Pieprzowe - relacja z wakacji

Zdjecie - Polska - Sandomierz i Góry Pieprzowe

O Sandomierzu się słyszało, się mówiło, się marzyło - i w końcu się pojechało na odrobinkę przedłużony, trzydniowy weekend. W tym pięknym, zielonym i bardzo „klimatycznym” mieście nad Wisłą znajduje się aż 120 obiektów zabytkowych. W średniowieczu Sandomierz był drugim co do wielkości (po Krakowie) miastem polskim.

Wyruszyliśmy w piątek wcześnie rano. Po drodze zrobiliśmy sobie przystanek w Bałtowie nad rzeką Kamienną, gdzie przespacerowaliśmy się malowniczym Wąwozem Żydowskim. Owa nazwa nie sugeruje nawet, iż w wąwozie znajdują się autentyczne, zachowane tropy dinozaurów odciśnięte w skałach. Takich tropów na świecie odkrywa się coraz więcej, więc niedowiarki muszą przyjąć za pewnik, iż dinozaury istniały naprawdę. Ale według statystyk największą atrakcją Bałtowa jest Park Jurajski, założony w 2004, właśnie po odkryciu skamieniałych tropów dinozaurów. W ogóle Bałtów reklamuje się jako największy kompleks turystyczny w Polsce i pewnie coś w tym jest. Powinien zajrzeć tam każdy, komu jeszcze nie znudziły się atrakcje w rodzaju: park dinozaurów naturalnej wielkości z tworzyw sztucznych, mini-ZOO, kino 5D, stadnina koni ze szkółką jeździecką, kolejka grawitacyjna, wioska Św. Mikołaja (Mikołaj urzęduje w Bałtowie przez całą zimę!). Z rzeczy mniej „oklepanych” jest tam Oceanarium Prehistoryczne, prezentujące wodną faunę mezozoicznych gigantów w trójwymiarze. W pobliżu można też pojeździć na nartach - w zimie działa centrum narciarskie z wyciągiem o nazwie Szwajcaria Bałtowska. Dzieciakom powinno się w Bałtowie podobać. Rodzina 2 + 2 musi się jednak liczyć z tym, że kasa popłynie jak woda. Bilety na wymienione punkty programu są drogie. Warto się zorientować, czy nie ma pakietów cenowych na interesujące nas atrakcje. Co do nas, zadowoliliśmy się „tańszymi” tropami dinozaurów i wędrówką po okolicznych wąwozach. Jesienne widoki na wieś i pola były przeurocze.

Na nocleg zatrzymaliśmy się w miłej, sandomierskiej kwaterze agroturystycznej w okolicy kościoła Św. Pawła. Ciekawie było, bo kabinę prysznicową zamontowano po prostu w sypialni, pod ścianą i obok jednego z łóżek, bez żadnego parawanu, ale co tam - wszystko zostało w rodzinie! W sobotę pogoda raczyła nas zmianami, chwilami była mżawka, chwilami nieśmiałe słońce, więc zwiedzaliśmy samo miasto. I rzeczywiście, cudne jest, czy za dnia, czy nocą!

Sandomierz określa się jako „królewskie miasto”. Dlaczego? Bo szczyci się tysiącletnią historią. Bo królowie bywali oraz mieszkali właśnie tutaj. Zamek, katedra, ratusz i brama miejska pamiętają czasy samego Kazimierza Wielkiego - to on je ufundował. W katedrze wystawiony jest relikwiarz - dar króla Jagiełły dla sandomierskich rycerzy, którzy położyli ogromne zasługi w bitwie pod Grunwaldem. W muzeach sandomierskich można obejrzeć rozmaite przedmioty należące do królów, a także listy i pieczęcie królewskie. Opowiada się też historię, jak to Królowa Jadwiga utknęła tu ze swymi saniami w śnieżnej zaspie i w podzięce za ratunek podarowała miastu rękawiczki... Nam jednak po wizycie w Sandomierzu wydaje się, że bardziej adekwatna byłaby dla niego inna nazwa: „miasto Ojca Mateusza”. Na każdym kroku spotyka się bowiem aluzje do znanego serialu, nie mówiąc już o tym, że kto serial oglądał, rozpoznaje bez trudu serialowe uliczki, budynki i miejsca. Ojciec Mateusz przewija się w nazwach lokali gastronomicznych i sklepów. Na ścianach wiszą opatrzone autografami portrety odtwórcy głównej roli serialu. W różnych miejscach, choćby np. we wnętrzu Bramy Opatowskiej, można obejrzeć fotoreportaże z planu. Odnieśliśmy wrażenie, że mieszkańcy Sandomierza znacznie bardziej są dumni z wirtualnego Ojca Mateusza mądrzejszego od całej wirtualnej policji, niż z polskich królów czy biskupów i związanych z nimi zabytków... Ale cóż, stosunek Polaków do władzy, czy to byłej, czy obecnej, jest przecież powszechnie znany.

W niedzielę natomiast powitało nas pełne, jesienne słońce, więc wybraliśmy się najpierw w Rezerwatu Gór Pieprzowych, a potem do Wąwozu Królowej Jadwigi. Pobyt w Sandomierzu zakończyliśmy obiadem w karczmie nad Wisłą. Żal było wracać, ale trzeba było: do biur, do szkół...

W drodze powrotnej do Warszawy zahaczyliśmy jeszcze o przepiękny barokowy kościół Św. Trójcy w Tarłowie. Najbardziej urzekająca jest biała, dwukondygnacyjna fasada zdobiona czerwonymi posągami. Żeby wejść do środka, trzeba poprosić na pobliskiej plebanii o otwarcie kościoła. Wystrój wnętrza nie zachwyca tak jak fasada, ale można obejrzeć w jednej z kaplic słynne malowidło ścienne „Taniec ze śmiercią”, dość makabryczne, z pół-żywym trupem i flakami na wierzchu.

Zapraszam do galerii!

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?

Najprzyjemniej jest mieć czas, dobry przewodnik, trochę kasy i odkrywać skarby tego królewskiego miasta na własnej trasie i we własnym rytmie. Jest tam mnóstwo kamieniczek, uliczek i kościołów, muzeów, knajpek, cukierenek... Ale jeżeli czas goni i musimy się na coś zdecydować, wybierzmy:

Bazylikę katedralną pw. Narodzenia NMP, czyli najważniejszy zabytek Sandomierza. Określa się ją jako gotycką, lecz tak naprawdę jest swego rodzaju misz-maszem stylów. Gotycka, i owszem, wieża wyrasta z dachu bynajmniej nie spadzistego i wygląda jak doklejona. Zachodnia fasada to czysty barok, tak samo jak stojąca obok dzwonnica. A w środku - gotyckie ściany i rokokowy wystrój plus bizantyjskie freski. Podobno w XIX w. katedrę „regotyzowano”, tzn. przywracano jej gotyckość. Nie wiem, co to dokładnie oznacza, ale obecnie (także dzięki wysiłkom konserwatorów i unijnym funduszom) można podziwiać jedno z piękniejszych w Polsce wnętrz katedralnych. W podziemiach znajdują się krypty ze szczątkami kościelnych dostojników. Ale największe wrażenie robią odrestaurowane freski bizantyjskie z fundacji Władysława Jagiełły, misternie udekorowane organy oraz rokokowe polichromie w bocznej kaplicy. Warto posłuchać przewodnika - opowie mnóstwo ciekawych historii i zwróci uwagę na detale. Katedrę odwiedzają liczne wycieczki, więc bez płacenia można się też załapać na wycieczkowego przewodnika. Poza tym w określonych godzinach (4-5 razy dziennie) słychać przez głośniki lektora objaśniającego znaczenie symboli i malowideł oraz opowiadającego historię katedry. Uwaga: w poniedziałki katedra jest nieczynna.

Muzeum Diecezjalne w Domu Długosza - nawet ci, którzy nie przepadają za snuciem się po muzeach powinni tam pójść. Muzeum nie jest duże, a kolekcje eksponatów szalenie ciekawe i naprawdę cieszą oko. Zobaczymy tu liczne rzeźby drewniane, stare relikwiarze, portrety trumienne, rękawiczki Królowej Jadwigi, niezwykle dekoracyjne łopaty łosia, zabytkowe kafle, kule armatnie, stare koronki i szaty, unikalny zbiór Ksiąg Drzewnych oraz... stopy słonia.

Rynek z Ratuszem - otoczony przez urokliwe, zabytkowe kamieniczki, z charakterystycznym gmaszkiem ratusza po środku. Budynek ratusza pochodzi z XIV wieku. Najpierw był tylko wieżą, resztę dobudowano około 100 lat później. W kolejnym stuleciu nadano mu rysy renesansowe, dokładając śliczną attykę. Na jednym z narożników widoczna jest masywna przypora - wewnątrz znajdowała się niegdyś... latryna. Z kolei piwnica była królestwem kata (dziś jest kawiarnią). Ratusz można zwiedzać w środku.

Widok ze szczytu Bramy Opatowskiej - w ładną pogodę - koniecznie! Podziwiać można nie tylko zielone okolice miasta, ale również sandomierską architekturę pod niezwykle korzystnym kątem. Widać stąd Wisłę i góry Pieprzowe. Sama brama też jest niczego sobie. Należała do murów obronnych i jest jedyną do dziś zachowaną z czterech sandomierskich bram. Pochodzi z XIV wieku.

Góry Pieprzowe - tak, tak, są takie góry! Wzgórza o specyficznej barwie pieprzu z małą domieszką soli ciągną się wzdłuż brzegu Wisły, i to w granicach administracyjnych Sandomierza. Zbudowane są z łupków mułowcowych i iłowcowych, które rozpadają się z czasem na małe ziarenka, przypominające świeżo zmielony pieprz. Utworzono tam Rezerwat Gór Pieprzowych, bardzo malowniczy, polecam każdemu - zwłaszcza na jesieni, gdy ciepłe kolory roślinności ożywiają krajobraz, albo latem, gdy kwitną dzikie róże. Przez rezerwat prowadzi czerwony szlak, to jest niezbyt wygodna ścieżka. Wąska, wśród drapiących krzaków, miejscami stroma i miejscami błotnista - lecz kto się zrazi, ten nie zobaczy 16 gatunków dzikich róż, kolorowych łupków, rzadkich w Polsce roślinek stepowych, ani magicznego widoku na Sandomierz, trudno zdecydować: odległy czy bliski?

Wąwóz Królowej Jadwigi - półkilometrowy spacer tym zadziwiająco głębokim, lessowym wąwozem to czysta przyjemność - o ile nie ma błota. Ponieważ byliśmy tam na jesieni, mieliśmy okazję podziwiać nie tylko strome ściany wąwozu udekorowane plątaniną korzeni drzew, ale także rozmaite grzyby - naprawdę okazałe!

Ucho igielne - jedyna zachowana furta z dawnych murów obronnych. Rzeczywiście - ma kształt i właściwie również wielkość zgodną ze swą nazwą. „Przez ucho” komunikowali się z sobą Dominikanie z dwóch klasztorów, jednego położonego poza murami miasta i drugiego wewnątrz murów. Kto chce obejrzeć Kościół Św. Jakuba, może przejść przez Ucho Igielne i pójść do wąwozu Świętojakubskiego (nie tak znanego i nie tak głębokiego jak Wąwóz Kr. Jadwigi, ale również ładnego), który prowadzi prosto na miejsce.

Klasztor Dominikanów z kościołem św. Jakuba - celowo wymieniam go na ostatnim miejscu. Z budynków klasztornych zachowało się niewiele - tylko jedno skrzydło. Sam kościół to budowla późnoromańska, jedna z cenniejszych budowli sakralnych Polski. Niestety, wielokrotnie popadał w ruinę i był odbudowywany, przez co nie czuje się jego szlachetnej starości, a wręcz przeciwnie, sprawia wrażenie „podróbki”, szczególnie we wnętrzu. Jedynym naprawdę ładnym i naprawdę starym elementem architektonicznym jest romański portal. Uwagę zwraca też biała „przybudówka” - jest to kaplica wzorowana na wawelskiej Kaplicy Zygmuntowskiej. (Ciekawe, że przy kościele Św. Pawła też jest prawie identyczna kaplica!).

Na zakończenie powiem jedno - atrakcyjnych miejsc wycieczkowych w Polsce nie brakuje, ale do Sandomierza chętnie bym wróciła i wysyłam wszystkich krewnych, znajomych oraz nieznajomych na wycieczkę do tego miasta.

Porady i ważne informacje

Z rzeczy, które można ominąć wymieniłabym podziemia (przewodnik opowiada ciekawie, ale w sumie Podziemna Trasa Turystyczna to nic nadzwyczajnego). Zamek też nie wydaje się szczególnie pociągający - została tylko resztka, większość wysadzili powietrze Szwedzi. W środku jest Muzeum Okręgowe, ale go nie widziałam, więc nie wiem, czy na pewno warto.

Z atrakcji „cielesnych” - warto natomiast zajrzeć do pierogarni przy rynku. Nie można tam wygodnie usiąść i zjeść, bo całe wnętrze ma ze 4 m2 i mieści tylko 3 maciupeńkie stoliki, ale wybór pierogów oszałamia. Zamawia się je na sztuki, więc można spróbować nawet wszystkich rodzajów. Mnie najbardziej smakowały pierogi nadziewane kaszą gryczaną wymieszaną z białym serem i boczkiem. Są też rozmaite pierogi na słodko dla łasuchów. Z tych najbardziej urzekły nas pierogi z jabłkami.

Mile wspominam też kafejkę w rynku, urządzoną w starej aptece. Nadal są tam apteczne szafy ze słoiczkami, lecz w powietrzu unosi się zapach kawy i szarlotki, nie zaś leczniczych mikstur. Dla nas było to znakomite miejsce na krótki odpoczynek.

Autor: texarkana / 2011.10
Komentarze:
Brak komentarzy.