Oferty dnia

Kuba - Santiago de Cuba - relacja z wakacji

Zdjecie - Kuba - Santiago de Cuba
HOTEL CARISOL LOS CORALES AND SANTIAGO DE CUBA, 8-22 STYCZNIA 2020 ROKU

To już nasza 15 podróż na Kubę od 2009 roku i trzecia do hotelu Carisol los Corales, a więc wiedzieliśmy, czego oczekiwać. Całkowity koszt na 2 tygodnie (z przelotem z Toronto, zakwaterowaniem w ‘junior suite’ w sekcji Carisol, 3 posiłkami dziennie i bezpłatnymi drinkami) wyniósł 1,295 dolarów kanadyjskich na osobę (ok. 950 dolarów USA).

Przed wylotem 8 stycznia 2020 r. (Toronto—Santiago de Cuba) zarezerwowaliśmy miejsca w samolocie (lecieliśmy liniami ‘Sunwing’) online z 24-godzinnym wyprzedzeniem i otrzymaliśmy kartę pokładową, którą wydrukowałem jeszcze w domu. Sądziliśmy, że na lotnisku będziemy mieli ułatwiony proces oddawania bagaży i załatwiania spraw związanych z lotem. Niestety, tak się nie stało. Po przyjeździe na lotnisko (Pearson w Toronto) musieliśmy jakiś czas zmagać się z automatycznymi kioskami, aby wydrukować przywieszki bagażowe i potem głowić się, jak umieścić je na naszym bagażu, co nie było tak łatwe, jak się wydawało, zresztą wielu zdezorientowanych turystów borykało się z takimi samymi problemami, a dwóch pracowników non-stop musiało wszystkim udzielać pomocy. Następnie natrafiliśmy na problemy z umieszczeniem naszych walizek na taśmie, jakoś nie zostały one „rozpoznane” przez skaner. Musieliśmy przenieść nasz bagaż i ustawić się w kolejce do innego przenośnika taśmowego, często prosząc o pomoc pracowników lotniska. Ogólnie spędziliśmy więcej czasu niż normalnie na odprawę bagażu.

Powiedziano, abyśmy poszli do wyjścia numer B26, a tam wsiedli do autobusu. DO AUTOBUSU? Myślałem, że się przesłyszałem i że chodziło o wejście do SAMOLOTU? Jednak nie—rzeczywiście, wsiedliśmy do autobusu (!) i po 10 minutach jazdy dojechaliśmy do ‘Infield Terminal’, o którego istnieniu nie miałem pojęcia! Później dowiedziałem się, że ten rezerwowy terminal był rzadko używany, ale w grudniu 2019 r. linie lotnicze Sunwing Airlines zaczęły go używać. Jest również często wykorzystywany jako lokalizacja filmów i produkcji telewizyjnych.

Samolot był tymczasowo pożyczony z Czech (trudno w to teraz uwierzyć, w okresie COVID-19, ale wtedy brakowało maszyn z powodu uziemienia samolotów Boeing 737 Max) i miał dwujęzyczne oznakowania, po czesku i po angielsku. Start był opóźniony z powodu procedury odladzania. Na pokładzie nie podawano posiłków, tylko kawę i inne napoje, ale można było kupić lub zamówić w przedsprzedaży dodatkowe jedzenie. Lot trwał 3 godziny 41 minut i bezproblemowo wylądowaliśmy w Santiago de Cuba.

Dzięki kubańskim forom TripAdvisor wiedziałem, że nieoczekiwanie dolar amerykański stał się popularną i pożądaną walutą na Kubie, dlatego zabraliśmy ze sobą kilka nowiutkich banknotów sto-dolarowych. W ciągu kilku minut od wejścia do autobusu wymieniliśmy 200 dolarów i dostaliśmy 200 CUC - wystarczająco na nasz cały pobyt. Pobiegłem też do pobliskiego kiosku i kupiłem 2 puszki kubańskiego piwa (Cristal). Okazało się, że dostałem ostatnie 2 puszki - i to było jedyne kubańskie piwo (w puszkach lub butelkach), jakie piłem podczas całej podróży. Niektórzy turyści odkryli również, że ich bagaże nie przyleciały wraz z nimi i miały zostać dostarczone do hotelu w ciągu następnych dni. Dojazd do hotelu zajął nam ponad godzinę. Nasz bardzo miły i przystojny przedstawiciel turystyczny, Sahidy, opowiedziała nam wiele interesujących historii na temat Kuby. Nota bene, była ona pochodzenia libańskiego, jej mąż studiował w Hiszpanii i miała zamiar do niego pojechać z wizytą.

Otrzymaliśmy ‘Junior Suite C-3’ (na górnym piętrze). Nie byliśmy specjalnie zachwyceni lokalizacją budynku, ale zdecydowaliśmy się w nim pozostać - bardziej podobała nam się ‘Junior Suite H-4’, w której mieszkaliśmy 2 lata wcześniej. Mieliśmy tę samą pokojówkę sprzed dwóch lat, Martę.

Personel hotelu był ogólnie miły i pomocny, chociaż widziałem wielu nowych, młodych ludzi pracujących w recepcji, a większość z nich słabo mówiła po angielsku - i odniosłem wrażenie, że nie kwapili się zbytnio, aby praktykować swoje skromne umiejętności językowych z turystami.

Dwupoziomowy pokój był przyjemny, mieliśmy zimną i ciepłą wodę, chociaż w godzinach szczytu ciśnienie było kiepskie. Poza tym wszystko inne działało (klimatyzacja, telewizor, lodówka, suszarka do włosów). W pokoju nie było telefonu. Kilka razy musieliśmy prosić o sejf - w końcu został on przyniesiony (!) do naszego pokoju i przykręcony do ściany (za opłatą 2 CUC dziennie).

Niektóre gniazdka w pokoju były o napięciu 110 V, inne 220 V i NIE były wyraźnie oznaczone, na szczęście przed ich użyciem zapytałem pokojówkę—inaczej mógłbym uszkodzić urządzenia elektryczne! Przywieźliśmy mały ekspres do kawy (i kawę) wraz z listwą przeciwprzepięciową - 2 lata temu, z powodu gwałtownego wzrostu napięcia po przerwie w dostawie prądu, ekspres do kawy się przepalił.

W telewizji nie było kanadyjskiego kanału, tylko CNN, którego nigdy nie lubiłem oglądać. Próbowaliśmy oglądać wiadomości o godzinie 18:00, ale czasami tak „istotne'' wiadomości, jak historia o parze królewskiej ogłaszającej zamiar wycofania się ze swoich tradycyjnych ról zajmowały pierwsze 20 minut, przenosząc inne „nieistotne” wydarzenia (jak katastrofa samolotu na Ukrainie, kryzys irański czy wybuch korona wirusa) na dalszy plan! Dlatego spędzaliśmy zaledwie kilka minut przed telewizorem.

Z naszego balkonu rozciągał się widok na ocean oraz na porośnięte roślinnością ruiny starych budynków hotelowych (dyskoteki), zniszczone przed laty przez huragan. Wokoło na trawie pasły się zawsze różne zwierzęta, głównie konie i osły (a przy nich zwykle stały białe czaple), co nadawało temu miejscu bardzo rustykalny wygląd. Koty i psy nie były tak liczne, jak dawniej.

Plaża była ładna, a pracownicy plażowi szybko przynieśli nam leżaki. Bar „Coco” serwował zimne piwo i inne napoje - barman Frank świetnie znał swoją pracę, a ja szczególnie uwielbiałem piña colada i oczywiście zimne piwo. Na plaży świadczyła usługi masażystka i Catherine codziennie się z nią spotykała. Miałem nadzieję, że uda mi się ponurkować z rurką, ale każdego dnia było dość wietrznie i fale w pobliżu rafy były stosunkowo wysokie, przez co nurkowanie okazało się zbyt ryzykowne. Bliżej brzegu widziałem wiele kolorowych ryb, a nawet murenę, wychylającą się z otworu w skale.

Mieliśmy najlepszą styczniową pogodę w historii naszych wyjazdów na Kubę: każdego dnia było słonecznie, około +30 C i zaledwie kilka razy padało, ale zanim dotarliśmy do naszego pokoju, uciekając przed deszczem, niebo znów było niebieskie. Z powodu wiatru nie było komarów ani innych owadów.

Przywiozłem ze sobą niedawno wydaną książkę autorstwa John’a Grisham’a, „The Reckoning” („Dzień Rozrachunku”). Nie był to jednak typowy thriller prawniczy, którego można było się spodziewać po autorze. Opowieść ma miejsce się w stanie Missisipi, w latach czterdziestych XX wieku. Poza wątkiem prawniczym pojawiają się takie elementy jak bolesne sekrety rodzinne, życie na plantacji bawełny i stosunki rasowe. A z retrospekcji dowiedziałem się sporo nieznanych mi faktów dotyczących inwazji japońskiej na Filipiny, kapitulacji armii amerykańskiej oraz Bataańskiego Marszu Śmierci.

Sekcja ośrodka ‘Carisol’ (w której mieszkaliśmy) była znacznie spokojniejsza niż sekcja los Corales, gdzie miały miejsce wszystkie programy rozrywkowe - i był to jeden z głównych powodów, dla którego zdecydowaliśmy się mieszkać w Carisol.

Jadąc autobusem z lotniska do hotelu, spotkaliśmy małżeństwo ze Streetsville, które poznaliśmy w tym samym ośrodku dwa lata temu. Dużo z nimi rozmawialiśmy i bardzo często wspólnie spożywaliśmy obiady. Spotkaliśmy też dwóch znanych członków TripAdvisor, CubaCarol i Coral Queen, których posty na kubańskich forach czytałem od wielu lat i często stosowałem się do ich cennych rad. Właściwie to Coral Queen poleciła nam naszą casa particular w Santiago de Cuba w 2010 roku! Spotkaliśmy też Karen z Quebec, z którą dwa lata temu jeździliśmy na rowerze do Jardin de Cactus i której doskonały hiszpański znacznie wzbogacił naszą wycieczkę! Poza tym często spotykaliśmy się z turystami z Kanady i opowiadaliśmy sobie wiele ciekawych historii z podróży po Kubie i innych krajach.

JEDZENIE / RESTAURACJE

Jedzenie było średnie, ale smaczne i nie miałem powodu do narzekań. Na śniadanie zawsze wybierałem jajka sadzone, kawę i jogurty. Generalnie nie chodziliśmy na lunch, ale kilka razy wpadliśmy do restauracji Ranchon na doskonałe żeberka i ryby. Na obiad/kolację można było wybrać wiele różnych dań. Uwielbiałem grillowaną wieprzowinę, była pyszna - niestety dwukrotnie próbowałem wołowiny, była twarda i żylasta - cóż, przynajmniej smakowało to miejscowym pieskom, które poczęstowałem… Przywieźliśmy ze sobą kilka sosów sałatkowych, które znacznie poprawiły smak sałatek. Jednak po tygodniu doświadczyłem lekkich problemów żołądkowych - nie było nic złego w samym jedzeniu, ale wydaje mi się, że te sałaty kolidowały z moją florą bakteryjną. Chociaż nigdy nie zauważyliśmy w kurorcie braków piwa ani wina, wino było „reglamentowane” - kelnerzy nalewali tylko pół kieliszka wina i nigdy nie zostawiali butelki wina na stole, jak to miało miejsce podczas poprzednich pobytów.

Każdego wieczoru kubański zespół zapewniał nam muzyczną rozrywkę podczas obiado/kolacji. Miałem naprawdę mieszane uczucia: z jednej strony miło było posłuchać jednej lub dwóch piosenek i podziwiać ich artystyczne talenty, ale po jakimś czasie trochę zaczęli nadużywać swojej gościnności, dosłownie niemożliwe stawało się prowadzenie jakiejkolwiek sensownej rozmowy przy stole. Wykonawcy stali bardzo blisko stolików i ich muzyka była niezmiernie głośna! Nawet gdyby to był sam Frank Sinatra, to po jakimś czasie pewnie miałbym go dosyć. Często odczuwaliśmy ulgę, gdy w końcu muzykanci odeszli w poszukiwaniu innych ofiar ... (tzn. turystów)!

SKLEPY HOTELOWE (TIENDAS)

Po raz pierwszy od 11 lat w hotelowych sklepach nie można było kupić żadnego kubańskiego piwa! Co więcej, na drugi dzień po przyjeździe kupiłem jedną butelkę wody mineralnej i 2 butelki trunków kubańskich - okazało się, że od tej pory w sklepie nie ma żadnych kubańskich trunków ani wody mineralnej (jedynie był dostępny rum)! Przywiozłem ze sobą sos tabasco, mając nadzieję, że będziemy robić ‘Krwawą Mary’ - ale w sklepie nie było też wódki ani soku pomidorowego. Na szczęście w barach było piwo z beczki.

WYPOŻYCZALNIA ROWERÓW I SPACERY PO HOTELU

Jadąc do tego hotelu, bardzo byliśmy zainteresowani wypożyczeniem rowerów i zwiedzaniem na nich okolicznych atrakcji. W tym roku do wynajęcia były tylko 4 rowery—reszta pewnie popsuta. Udało się nam wypożyczyć 2 rowery i pojechaliśmy do ‘blow holes,’ (pseudo-gejzery), porobiliśmy trochę zdjęć i wideo, a gdy chcieliśmy wracać, okazało się, że rower Catherine złapał gumę - dosłownie odrywała się od koła, więc nie można było nawet roweru prowadzić. Ja zostałem z tym wrakiem, a Catherine udała się na moim rowerze do hotelu i wysłała po mnie bryczkę konną. Po ponad godzinie dotarłem do hotelu.

Otrzymaliśmy nowy rower i następnego dnia rano pojechaliśmy rowerami do wioski Baconao - akurat w samą porę, aby o godzinie 8:00 rano być na rozpoczęciu nauki w szkole podstawowej, gdzie uczniowie śpiewali i recytowali rewolucyjne strofy. Zwiedziliśmy małą szkołę i rozmawialiśmy z nauczycielami, dając im kilka dwujęzycznych czasopism. Mieliśmy zwrócić rowery o godzinie 10.00 rano, więc byłem już w wypożyczalni o godzinie 9:45, ale nadal była zamknięta. Czekałem ponad godzinę (w międzyczasie dwie osoby chciały wypożyczyć skuter, a inny turysta niecierpliwie czekał, aby zwrócić skuter), ale wypożyczalnia pozostała zamknięta, jedynego jej pracownika nigdzie nie było. Tuż przed godziną 11:00 z trudem zaciągnąłem rowery do recepcji i mimo protestów recepcjonisty umieściłem je w przechowalni bagażu. Podejrzewam, że hotel będzie bardzo zadowolony, gdy pozostałe rowery w końcu się zepsują - o jeden problem mniej!

Rano spacerowaliśmy po hotelu i dwukrotnie zwiedzaliśmy pobliskie jaskinie wzdłuż nadmorskich klifów, znajdowała się w nich sztuka jaskiniowa Ameryki Środkowej i Południowej (Exposición Mesoamericana). Kilkakrotnie rozmawialiśmy z pracującym tam ogrodnikiem - pokazał nam nietoperze („murciélagos”) wiszące na ścianach jaskini. Zauważyliśmy również, że restauracje, które widzieliśmy dwa lata temu, zniknęły - turysta powiedział nam, że były prywatne i zbyt skutecznie konkurowały z pobliskimi instytucjami rządowymi…

Hotel oferował raz w tygodniu darmowy wyjazd autobusem do Santiago de Cuba. Wyjazd następowało o 10:00 rano w sobotę i skorzystaliśmy dwukrotnie z tej okazji. Za pierwszym razem autobus był pełny, za drugim jechały dwa autobusy, w drugim było jeszcze kilka wolnych miejsc. Za każdym razem Julio, bardzo zabawny człowiek, był przewodnikiem w autobusie i raczył nas wieloma ciekawymi historiami. Autobus podrzucił nas - a później zabrał - z Plaza Dolores.

Było tam wiele restauracji i stary kościół Dolores przekształcony w salę koncertową, a także imponujący pomnik Francisco Vicente Aguilera (1821-1877), kubańskiego patrioty, burmistrza Bayamo, wiceprezydenta Republiki i powstańca.

Zaledwie kilka kroków od placu znajdowała się ulica Calle Jose Antonio Saco, a.k.a. Enramada, zamknięta dla ruchu samochodowego, zawsze pełna spacerujących, sklepów, restauracji i hotelików. Przechadzaliśmy się tą ulicą kilka razy, kupiliśmy kilka pysznych „churros” (płacąc CUP lub „Moneda National”, niezmiernie dla nas tanio), a także odwiedziliśmy kilka casas particulares, niektóre były całkiem ładne i z ich tarasów rozciągał się wspaniały widok na miasto. Był nawet sklep oferujący „Las Mascotas” - tak, to był sklep z małymi zwierzątkami!

Na Plaza Dolores spacerowało, rozmawiało lub siedziało w restauracjach wiele Kubańczyków - niektórzy próbowali żebrać i prosić o pieniądze, ale większość z nich nie kontaktowała się z turystami. Dwa lata temu zrobiłem wideo starszemu kubańskiemu gitarzyście, który grał i śpiewał słynna piosenkę o Komendancie Che Guevara, które później zamieściłem na YouTube.

Gdy fotografowałem okoliczne budynki, zauważyłem piękny antyczny samochód, który zacząłem fotografować. Nagle pojawił się rozgorączkowany mężczyzna i szybko machając rękami, krzyczał, że nie mam robić zdjęć samochodu bez zapłacenia (jemu?). Oczywiście całkowicie go zignorowałem i kontynuowałam swoją działalność fotograficzną. Tak szybko, jak się pojawił, zniknął - a żeby było jeszcze zabawniej, samochód nawet nie należał do niego!

Czekając na Plaza Dolores na autobus, usiedliśmy na patio Restaurante Don Antonio i zamówiliśmy kilka drinków oraz zimne piwo - był to jedyny lokal w okolicy, w którym był ten napój. W pobliżu siedziała kubańska rodzina i zrobiłem serię niezwykłych zdjęć ich uroczej córeczki! Kelnerzy byli uprzejmi i byłem im wdzięczny, że udało im się znaleźć piwo - kto by pomyślał, że piwo okaże się tak rzadkim towarem na Kubie?

Dwukrotnie wstąpiliśmy na Plaza de Marte, gdzie odbywały się jakieś festyny, okoliczne ulice były zamknięte dla ruchu i było mnóstwo różnych budek / kiosków z jedzeniem, a dookoła roiło się od spacerujących Kubańczyków. Niestety, w pobliżu nie można było kupić żadnego kubańskiego piwa i dopiero po przeszukaniu kilku sklepów udało mi się kupić niemieckie piwo „Heineken”, wyprodukowane specjalnie z okazji 400-lecia Hawany. Bardzo blisko Placu znajdował się prowincjonalny komitet Komunistycznej Partii Kuby - ponieważ w holu wisiało dużo fotografii (najprawdopodobniej związanych z rewolucją kubańską), zapytałem, czy można je obejrzeć, ale strażnicy mnie nie wpuścili. Zastanawiam się, dlaczego?

W drodze do koszar Moncada (po angielsku Moncada Barracks, po hiszpańsku Cuartel Moncada) przeszliśmy na skrót przez teren szpitala Los Angeles. Zbudowany kilkadziesiąt lat przed rewolucją, był imponujący. W drodze powrotnej chcieliśmy też przejść przez teren szpitala, ale ochroniarz powiedział „nie” i był bardzo nieugięty, nie chcąc nas przepuścić. Jedynym wyjaśnieniem jest to, że w określonych godzinach turyści nie mają wstępu na teren szpitala, a w innym mają…

Punktem kulminacyjnym wycieczki była wizyta w koszarach Moncada. W rzeczywistości pojechaliśmy tam, choć na krótko, podczas naszej pierwszej wycieczki autobusem do Santiago, ale dopiero podczas drugiej spędziliśmy wewnątrz budynku ponad godzinę, spacerując i oglądając eksponaty.

Ten słynny budynek widziałem wielokrotnie w telewizji, w książkach, magazynach i materiałach propagandowych. Rzeczywiście, jest on zwany kolebką kubańskiej rewolucji. To właśnie tutaj 26 lipca 1953 roku 26-letni Fidel Castro wraz z grupą 111 źle uzbrojonych mężczyzn zaatakował koszary Moncada. Atak zakończył się całkowitą porażką - około 60 bojowników zostało zastrzelonych lub torturowanych na śmierć, a pozostali, w tym Fidel Castro i jego brat Raul, zbiegli. Niebawem Fidel Castro został schwytany. Miał szczęście (ten człowiek miało w ogóle OGROMNE SZCZĘŚCIE)—kapitan kubańskiej armii, Pedro Manuel Sarria Tartabull, który zgodnie z rozkazem zamiast go rozstrzelać na miejscu, postanowił go doprowadzić do więzienia. Castro został uwięziony i sądzony. To podczas tego procesu wypowiedział słynne słowa: „Historia mnie rozgrzeszy”. Został skazany na 15 lat, ale zwolniono go po 2 latach. Wkrótce Fidel i Raul Castro wyjechali do Meksyku, gdzie zaprzyjaźnili się z argentyńskim lekarzem Ernesto „Che” Guevarą. Dwudziestego piątego listopada 1956 roku Castro (nawiasem mówiąc, dokładnie tego samego dnia 60 lat później Castro zmarł) wraz z 81 rewolucjonistami wyruszył z Meksyku na rozpadającej się łodzi „Granma” i wylądował na Kubie 2 grudnia 1956 roku. Podobnie jak atak na koszary Moncada, i ta wyprawa stała się kolejną katastrofą - 62 rebeliantów zostało zabitych lub schwytanych. Po dwuletniej wojnie partyzanckiej Batista opuścił Kubę 31 grudnia 1958 r., a następnego dnia Fidel Castro ogłosił zwycięstwo rewolucji kubańskiej. Dlatego liczba „26,” (dzień ataku na koszary Moncada, 26 lipca) stała się symbolem rewolucji i ciągle się ona pojawia na Kubie—w propagandzie, na sztandarach, szkołach, gazetach, książkach.

Budynek koszar Moncada ma bardzo charakterystyczny musztardowo-biały kolor. Część budynku to muzeum, pozostała część to obecnie szkoła. W muzeum znajduje się mnóstwo zdjęć, mundurów, map, narzędzi tortur i zdjęć bojowników, którzy wzięli udział w ataku. Przy wejściu do koszar znajdowało się szereg fotografii przedstawiających różnych dostojników odwiedzających koszary Moncada, często oprowadzanych przez samego Fidela Castro.

Od razu rozpoznałem na jeden z fotografii Henryka Jabłońskiego, Przewodniczącego Rady Państwa PRL w latach 1972-1985, który złożył tam wizytę w 1979 roku. Niestety, wszystkie opisy w muzeum były po hiszpańsku, a nie po angielsku, więc nie byłem w stanie wiele zrozumieć. Jest to dość zagadkowe, bo przecież w interesie kubańskiego rządu byłoby poinformowanie turystów o rewolucyjnej historii.

Jedną z pierwszych rzeczy, która się rzuca w oczy, to otwory po kulach, jakoby dokonane przez ostrzał z kiepskiej broni rebeliantów Jednakże według artykułu Stephen’a Hunter w „The Washington Post” (z 2003 roku), jak również według prezentacji Dr Antonio de la Cova z okazji wydania jego nowej książki, “The Moncada Attack: Birth of the Cuban Revolution” (“Atak na Koszary Moncada: Narodziny Kubańskiej Rewolucji”), te otwory nie są prawdziwe—oryginalne otwory były po ataku usunięte przez reżim Batisty. Dopiero po rewolucji zostały one odtworzone przez nowy rząd. Również Dr de la Cova stwierdził, że ów dziury NIE były wynikiem ostrzelania budynku przez rebeliantów, ale przez żołnierzy.

Odkryłem też inną interesującą historię dotyczącą ataku na koszary Moncada. Według Dr de la Cova (oryginalnie pochodzącego z Hawany, adiunkta studiów latynoskich na Uniwersytecie Indiana), w lipcu 1953 r. ponad tuzin żołnierzy zabitych podczas ataku Fidela Castro na koszary Moncada zostało pochowanych w Panteonie Kubańskiej Armii Konstytucyjnej na Cmentarzu Santa Ifigenia w Santiago. Gdy rebelianci przejęli władzę, oczyścili Panteon ze szczątków swoich dawnych wrogów i spalili je, przy wejściu dodali słowo „Rewolucyjny” po „Siłach Zbrojnych” i umieścili w nim żołnierzy komunistycznych.

Chciałbym jeszcze wspomnieć o Siboney Farm (Farma Siboney), służącej rebeliantom do przygotowywania ataku na baraki Moncada. To właśnie z tej farmy rebelianci wyruszyli, aby zaatakować koszary, a po ataku niektórzy z nich do niej powrócili. Tego samego dnia żołnierze odkryli farmę i ostrzelali jej fasadę z karabinu maszynowego—do dzisiaj widoczne są otwory. Ponieważ farma jest usytuowana kilka metrów od drogi pomiędzy Santiago i naszym hotelem, wielokrotnie ją widzieliśmy z okien autobusu.

Ostatniego dnia naszego pobytu pogoda się pogorszyła. Na lotnisku w Santiago nie można było zapłacić w walucie CUC, tylko CUP i dolarami amerykańskimi (i pewnie też innymi walutami, ale wtedy była jakaś dopłata). Szybko kupiłem dwie butelki rumu. Niektórzy turyści nie byli na nowe przepisy gotowi i mieli trudności z zakupami.

Lot do Kanady przebiegał spokojnie, ponownie wylądowaliśmy na Infield Terminal w Toronto i autobusem dojechaliśmy do Terminalu 3 lotniska Pearson. Nawiasem mówiąc, tego samego dnia (22 stycznia 2020 r.) z Wuhan w Chinach przyleciał na to lotnisko Chińczyk i stał się pierwszym przypadkiem nowego korona wirusa (COVID-19) w Kanadzie.

Ogólnie rzecz biorąc, mieliśmy mniej problemów niż 2 lata temu, pogodę znacznie lepszą i bawiliśmy się świetnie. Oczywiście zawsze podróżujemy na Kubę bez żadnych uprzedzeń i staramy się nie patrzeć na to, czego nie lubimy i co nam nie pasuje - w końcu przyjeżdżamy, aby cieszyć się wakacjami, a NIE narzekać! Jednak jest oczywiste, że ten ośrodek wymaga wielu remontów i ulepszeń - dlatego nie dziwię się, że niektórzy turyści są nim rozczarowani. Niestety, biorąc pod uwagę obecne problemy gospodarcze na Kubie (dodatkowo spotęgowane przez nieoczekiwaną pandemię COVID-19), nie jestem optymistą, że jakakolwiek znacząca poprawa nastąpi w najbliższym czasie. Jeżeli więc jedziesz na Kubę, skup się na pozytywach, przymknij oczy na negatywy i baw się dobrze!
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji na Kubie:
Co warto zwiedzić?
Wszystko!
Autor: Jack / 2020.01
Komentarze:
Brak komentarzy.