Oferty dnia

Mauritius - Ile aux Bénitiers - relacja z wakacji

Zdjecie - Mauritius - Ile aux Bénitiers

Dwa dni przed naszym wyjazdem, nasi znajomi francuzi (których zapoznaliśmy na wyspie) zaprosili nas na kolejną morską wycieczkę.

Osobiście nie miałam ochoty ruszać się z naszego kurortu. Zostało jeszcze dwa dni uroczych wakacji, chciałam w spokoju popluskać się w wodzie i poleniuchować na „naszej bezludnej plaży”. Ale mój przyjaciel uwielbia morskie przejażdżki. Było to zaproszenie, wiec nie wypadało odmówić. I tak musiałam opuścić moje plażowe gniazdko i jechać.

Wycieczka była całodniowa na Ile aux Bénitiers. Nic mi nie mówiła ta nazwa. Nasi przyjaciele Dziadkowie (tak ich nazwaliśmy) powiedzieli nam tylko, że jest to maleńka wyspa w południowo-zachodniej części Mauritius. I płyniemy tam zobaczyć coś bardzo ciekawego. ALE CO TO BYŁO? Nie powiedzieli nam, mieliśmy zobaczyć na miejscu.

Pobudkę nam zrobiono o 6 rano, i po szybkim śniadaniu trzeba było zaraz iść na plażę. Tam miała przypłynąć po nas motorówka. Czekaliśmy siedząc spokojnie i podziwiając ranny kolor morza, ciemny granat poprzeplatany z szarym. A w oddali białe bałwany fal, które zatrzymywały się na rafie. I ten spokój poranny na plaży.

W końcu przyjechał po nas samochód z przewodnikiem, który miał nas zawieźć do pobliskiego miasteczka Mont Choisy. Tam mieliśmy zakwaterować się na motorówkę. Mieliśmy bardzo fajnych kapitanów, którzy po przedstawieniu się zaraz zaczęli żartować z nami. Powoli wszyscy się usadowili. A my jako najmłodsi uczestnicy zostaliśmy wytransportowani na dziób motorówki. Dostaliśmy najlepsze miejsce. Siedzieliśmy na materacach w pozycji poł leżącej, a przed nami rozciągało się morze... Wprawdzie czasami dostaliśmy mały prysznic zimnej wody ,ale to nam nie przeszkadzało. Widoki były piękne i czarujące. Płynęliśmy z północy na południe.

Po drodze minęliśmy stolicę Port Louis ze swoim olbrzymim portem. Dopiero od strony morza zobaczyliśmy jak jest duży i jak daleko wysunięty w morze. Wybrzeże mijane po drodze było różne: tu skały chroniły dostępu do morza, tam była mała piaszczysta plaża z hotelem schowanym w lagunie. A jeszcze gdzieniegdzie dzikie wybrzeże z palmami albo obrośnięte lasami. Bardzo zróżnicowany i piękny krajobraz.

My płynęliśmy dalej i dalej kierując się na południe. Nasi kapitanowie w trakcie podróży zaserwowali nam drugie śniadanko, na które składała się kawa i rogalik słodki. Fajnie się jadło przy bujaniu i podskakiwaniu motorówki. Ja w tym momencie skorzystałam i zapytałam Dziadków „czy nam zdradzą gdzie płyniemy”? Odpowiedzieli „dowiecie się na miejscu”. Trudno, nasza ciekawość została wystawiona na dłużej.

I wreszcie po półtorej godzinie płynięcia, nasza motorówka stanęła. Okazało się, że jesteśmy w miejscu zwanym Tamarin, do którego codziennie rano przypływają delfiny. To była ta niespodzianka dla nas od Dziadków. Nie wierzyliśmy jak nam powiedzieli. A delfiny jak na zawołanie wypłynęły przed nami z morza skacząc i rozpryskując wodę na wszystkie strony. Ślicznie to wyglądało, zwłaszcza jak płynęły w grupie. Morze było tak przeźroczyste, że obserwowaliśmy delfiny pływające pod wodą. Przepiękne widowisko zobaczyć te zwierzęta na wolności. Pływają sobie spokojnie i z taką gracją.

Patrzyliśmy dobrą chwilę na morze i jego mieszkańców. Ludzie, którzy wzięli ze sobą sprzęt do nurkowania mogli popływać z delfinami. My tylko je oglądaliśmy ze statku, ale i to była wielka radość dla naszych oczu.

Po spotkaniu z delfinami popłynęliśmy w kierunku wyspy Ile aux Bénitiers. Jest to mała wysepka wokół której są małe, wąskie plażę piaszczyste. Jest to jedyne miejsce na całym Mauritiusie gdzie były muszelki. W oczekiwaniu na obiad pluskaliśmy się w morzu. Woda była tak niska, że z plaży na nogach można było dojść do Kryształowej Skały. Przyjemny spacerek w oceanie, wśród przepływających miedzy nogami rybek o przeróżnych kolorach. Najwięcej było żółtych z czarnymi paskami, i pełno małych rybek purpurowych.

Dzień minął na odpoczynku i podziwianiu krajobrazów. Na lewo od wyspy mogliśmy zobaczyć z bliska słynną górę Mont Brabant i hotel położony pod nim. Ale naszą uwagę przykuwał ocean, który zmieniał swoją barwę w zależności od padania promieni słonecznych. Błękit łączył się z lazurem, a za chwilę przebijał niebieski, szary i granatowy.

To była najpiękniejsza wycieczka jaką odbyliśmy na wyspie. Delfiny długo zostaną w naszej pamięci. Ocean i same krajobrazy są tak bajecznie piękne, że człowiek chciałby zostać tam na dłużej i napawać się tymi zaczarowanymi widokami.

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?

Le Morne Brabant - skalisty szczyt (556 m.), który leży na półwyspie Le Morne w południowo-zachodniej części Mauritiusa. Z tym szczytem wiąże się pewna historia. Góra ta była wykorzystywana jako schronienie przez zbiegłych niewolników - Maroons w XVII i XIX w. Porośnięta jest gęstą, niedostępną roślinnością. To w nich uciekinierzy zasiedlili się. Z czasem powstały małe osady w jaskiniach i na szczytach; Żyli aż do wyzwolenia, które nastąpiło pod koniec XIX w. Dzisiaj ta skała jest symbolem wolności dla niewolników. W 2008 r. UNESCO wpisało go na swoją listę światowego dziedzictwa.

Ile aux Bénitiers. Nazwa pochodzi od wielkich muszli, które można spotkać na wyspie. Muszle osiągają nawet wielkość do 1 metra i podobno są niebezpieczne; My nie znaleźliśmy żadnej spacerując po plaży. Napotykaliśmy tylko małe muszelki. Wyspa jest prywatną własnością. Znajduje się w pięknej turkusowej lagunie.

Porady i ważne informacje
  • Le Morne Brabant można zwiedzać; Są organizowane wycieczki na sam szczyt. Podaje adres:
  • www.yanature.com (dobrze jest rezerwować przed wyjazdem);
  • Wziąć ze sobą sprzęt do nurkowania;
  • Płyn przeciw komarom;
  • Wycieczka z obiadem kosztuje od 1200 Rs.
Autor: krakowianka / 2011.05
Komentarze:
Brak komentarzy.