Oferty dnia

Tajlandia - Bangkok - dzień 1: Światynie, Chinatown, Calypso - relacja z wakacji

Zdjecie - Tajlandia - Bangkok - dzień 1: Światynie, Chinatown, Calypso

Bilety samolotowe kupione w maju - cena to około 2000 zł od osoby-z pełnym ubezpieczeniem. Noclegi rezerwowane przez Agodę i Bookinga - ceny noclegów bardzo dobre i bezproblemowo można było anulować rezerwacje - jak się okazało przed samym wyjazdem mieliśmy taką właśnie potrzebę - PRZEZ WIELKĄ WODĘ, która nie do końca okazała się wielka.

Na początku października, całkiem przypadkowo dowiedzieliśmy się, że Tajlandię nawiedziły największe od kilkunastu lat deszcze, przez które 1/3 kraju jest pod wodą, m.in. tereny, które mieliśmy zwiedzać i gdzie mieliśmy zarezerwowane pojedyncze noclegi i nic nie wskazywało na to, że ta woda zniknie. Wręcz przeciwnie... z dnia na dzień było jej coraz więcej. Wiedzieliśmy już, że na pewno nie zwiedzimy Ayutthayi a i zwiedzanie Bangkoku było pod znakiem zapytania...

Codzienne przeglądanie informacji podawanych przez media, forów internetowych, blogów prosto z powodzi... jakże sprzecznych... i komu tu wierzyć. Media zatopiły już Bangkok, blogerzy zostali już ewakuowani, nikt tylko nie podawał z jakiej dzielnicy Bangkoku i ze były to najdalsze przedmieścia - 30 km od centrum metropolii. Forumowicze byli pełni dobrych nadziei, a podróż coraz bliżej. Ambasada Polski w Tajlandii ostrzegała przed wylotem w zagrożone rejony, ale nikt dokładnie nie pisał, które to są te zagrożone rejony. Na stronach Newsów Tajlandii generalnie też, żadnych konkretów - raz, że poradzą sobie z wodą, inny raz, że katastrofa ... a wyjazd coraz bliżej, że brak wody pitnej, że wszystko podrożało 100 procent.

Pozmienialiśmy trochę planów, zapakowaliśmy nawet kalosze - I TO NIE SĄ JAJA - i planowo wylecieliśmy Finairem przez Helsinki w naszą podróż. Samolot pełny, obsługa przemiła, czas zleciał szybko i po 13 godzinach lotu przez okna samolotu ujrzeliśmy Bangkok, ogrom wody, tak nam się to wydawało z góry, ale jak się potem okazało, były to typowe uprawy ryżu.

Szybka odprawa na lotnisku, transport do hotelu i szybkie zakwaterowanie, śniadanie i około 8 rano byliśmy już gotowi na podbój Bangkoku. Tym bardziej rwaliśmy się do zwiedzania, bowiem okazało się, że wody jednak nie ma - jakie szczęście.

Transport Taxi według taryfikatora - ceny najśmieszniejsze jakie kiedykolwiek płaciliśmy za taksówki - dzieliliśmy je na czworo, bo tyle nas było, więc wyszło taniej niż dzienny bilet we Wrocławiu. Kanałami niestety nie mogliśmy pływać, tu można było odczuć powódź, cały ruch na rzece i na kanałach był wstrzymany. Nie mogliśmy się więc bliżej przyjrzeć codziennemu życiu Tajów. Nie widzieliśmy ludzi biorących kąpiel w rzece, piorących ubrania, korzystających z wodnych garkuchni. Nie dotarliśmy też do Świątyni Świtu - Wat Arum znajdującej się po drugiej stronie rzeki Menam. Zwiedziliśmy jednak Wielki Pałac - przeogromny budynek, który bez wątpienia jest jednym z najwspanialszych zabytków w mieście, „widzieliśmy” Świątynię Szmaragdowego Buddy - Wat Phra Kaew - dosłownie widzieliśmy, bowiem ze względu na uroczystość przybierania szat zimowych na Buddę przez rodzinę Królewską, nie mogliśmy wejść do środka świątyni. Pech to pech. Mogliśmy podziwiać przeogromny posąg Leżącego Buddy a wszystko to bez tłumów, dzięki mediom, które przestraszyły turystów powodzią.

Popołudnie spędziliśmy w Chinatown. Dzielnica urzekła nas swoim bajecznym urokiem, wielkim ale jakże sympatycznym chaosem, tysiącami barw, chyba najsmaczniejszymi i najróżnorodniejszymi potrawami jakie jedliśmy w Tajlandii. Zapach, który przeplatał się z niebotycznym smrodem, urok owocowych straganów przeplatających się z michami wypełnionymi dziwactwem wyglądającym na coś niemożliwego do zjedzenia. To taki festiwal dziwności, dziwności jedzenia, bo Chińczyk przecież zje wszystko i dziwności ogółu. Zafascynowani i zauroczeni różnorodnością Chinatown na ostatnią chwilę zdążyliśmy do Wat Traimit - Świątyni Złotego Buddy, która znajduje się właśnie w tej dzielnicy. Oczarowani 3 m posagiem o masie 5,5 tony - odlanym z czystego złota - zakończyliśmy wizytę w chińskiej dzielnicy.

Koło 18-tej wróciliśmy do hotelu na szybki prysznic, zmianę ubrań i pojechaliśmy do Hotelu Asia Bangkok na Cabaret Calypso. Bilety mieliśmy zarezerwowane już w Polsce - 700 Bahtów za osobę, w cenę wliczony drink. Nasi chłopcy nie do końca mieli ochotę na ten cabaret, ale zdanie zmienili już po 15 minutach show. Coś rewelacyjnego - ladyboys w przepięknych strojach, w kolorowej rewiowej scenerii, dali - dały pokaz na najwyższym poziomie. Ukłony dla tajskich chirurgów plastyków i nie tylko plastyków - „cud kobiety” najpiękniejsze w całej Tajlandii, aż niedowiary, że można takie cuda stworzyć. Ten Cabaret powinien się znaleźć w programie wycieczki po Bangkoku ... 1,5 godziny minęło szybko i minęło również nasze zmęczenie, biorąc pod uwagę fakt, że po podroży nie zmroziliśmy oczu ani na 5 minut. Na koniec chłopcy zauroczeni Paniami, zrobili sobie jeszcze z nimi po kilka fotek i udaliśmy się do hotelu.

Po wyjściu z Cabaretu zmieniliśmy jednak plany i jeszcze tej samej nocy dotarliśmy na nocny bazar PatPong z mnóstwem klubów go go, barów ze striptizem... i tam spędziliśmy ładny kawał czasu.

Po powrocie do hotelu zdążyliśmy jeszcze tylko wynająć na trzy dni mini busa z kierowcą i za niewielką kasę dostaliśmy jeszcze przewodnika, który całkowicie podporządkował się naszemu planowi wycieczki i był doskonałą kolebka wiedzy. Jeszcze tylko kilka godzin snu i rano dalsza realizacja naszej wycieczki.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Tajlandii:
Co warto zwiedzić?

Wszystko co się da, np.:

  • Wielki Pałac - obowiązek,
  • Wat Phra Kaew - Świątynię Szmaragdowego Buddy,
  • Wat Po - Świątynię Leżącego Buddy,
  • Wat Arum - nam się nie udało, ale następnym razem tam dotrzemy,
  • Chinatown, zrobić rejs kanałami,
  • Wat Saket - Złotą górę,
  • Zrobić zakupy na nocnym targu np. Patpong albo weekendowym Chatuchak - nam się nie udało, był zamknięty z powodu powodzi,
  • Wat Traimit - Złoty Budda.

Porady i ważne informacje
  • Walutę najlepiej wymieniać w bankach - najlepszy przelicznik,
  • Po Bangkoku można przemieszczać się Taxi - ceny śmiesznie małe.
  • Do Pałacu Królewskiego wchodzi się w odpowiednim stroju - tak samo do świątyń, do większości hoteli i środków transportu jest zakaz wnoszenia Durianów - najbardziej śmierdzących owoców świata. Generalnie na ulicy śmierdzi bardziej, ale niech już tak zostanie, że to durian bardziej śmierdzi.
Autor: Kasia6555 / 2011.11
Komentarze:

coconutpathway
2016-04-20

Zapraszamy do naszej relacji z 24 godzin w Bangkoku. Piszemy o miejscach wartych zobaczenia oraz takich które zdecydowanie należy omijać.
http://www.coconutpathway.com/2016/04/24-godziny-w-bangkoku.html