Oferty dnia

Malta - Czy Panna MALTA jest grzechu warta? - relacja z wakacji

Zdjecie - Malta - Czy Panna  MALTA jest grzechu warta?
Malta.... prawdziwe maleństwo... taki okruszek....ziarenko piasku na ogromnych wodach morza śródziemnego - Wyspa, której nie widać na mapie Europy, bo trzeba się dobrze przyjrzeć, żeby ją wypatrzeć....

Nie przesadzę jak powiem, że cała Malta jest prawie o połowę mniejsza od Warszawy:) ale ma to swoje plusy: wszędzie jest tak blisko, że dojedziemy w najdalszy zakątek w pół godziny w maltańskich korkach:)

Malta nie była zupełnie w moich planach, ale koleżanka, z którą zaplanowałyśmy babski wypad (jak zaczęły się Mistrzostwa w Piłce Nożnej)- namówiła mnie na tą wyspę.

Z poczatku kręciłam nosem - Malta? - przecież można ją obejść w ramach dłuższego spaceru?:) - cóż my tam będziemy robiły cały tydzień na takim maleńkim skrawku ?

okazało się jednak, że moje myślenie było bardzo błędne! - dziś chętnie bym tam wróciła i ”dozwiedzała” sobie całą resztę....

Wspaniała wyspa, jeden wielki zabytek, mega ciekawe miejsca; ilość zabytków na tak małej powierzchni powoduje zdumienie...360 kościołów!!! i wszystkie cudne! a konkatedra w La Valettcie rzuciła mnie na kolana.....

Jak już ustaliłyśmy, że OK - lecimy na tą Maltę, to w pierwszej wersji zaczęłyśmy poszukiwać jakiegoś fajnego hotelu na pobyt stacjonarny, ale takich ofert spełniających nasze oczekiwania było niewiele w dobrych cenach; aż tu nagle pojawił się fajny last: ale nie na pobyt, jak planowałyśmy, tylko wycieczka objazdowa .

Ło Matko!- myśle sobie- i znów wycieczka! – miałam już trochę dosyć tych wycieczek (po ostatnich Emiratach z Omanem i Włoskim Południu); tym razem chciałam tak bardziej we własnym tempie, bez reżimu narzuconego programu, ale cena kusiła…. i w końcu nas skusiła i się zdecydowałyśmy; i dopiero na miejscu okazało się ( bo tego w programach nie piszą wprost), że to w zasadzie taka pół-objazdówka:) - polegająca na tym, że codziennie po śniadaniu wyjeżdża się jak zwykle na zwiedzanie, ale o godzinie 13.00, czasami o 14.00 – jesteśmy już z powrotem w hotelu i do nocy jest już czas wolny :) i tak codziennie… (poza jednym wyjątkiem: dzień gdzie był rejs na Gozo był zorganizowany jako całodzienny do godz. ok 20.00)

Mnie ta opcja bardzo pasowała; pozwoliła zobaczyć najważniejsze miejsca na wyspie; był czas żeby samemu sobie gdzieś jechać ale też i odpocząć, zrelaksować się, skorzystać z basenu, pójść sobie na plażę, był czas na spokojne spacerki bez pośpiechu i na posiedzenie w knajpkach bez wyznaczonej godziny powrotu, podrzemać w czasie sjesty jak ktoś chciał i zmęczył go upał…. – no bardzo fajna, spokojna opcja…. Pół dnia zwiedzamy, drugie pół robimy sobie, co chcemy…:) , ale słyszałam też głosy współuczestników, że byli bardzo niezadowoleni, wręcz zniesmaczeni i mieli pretensje do Biura, że to nie jest wprost opisane na stronie ofertowej wycieczki , że to tak wygląda to zwiedzanie Malty; no cóż…. faktycznie, jak ktoś przyjechał na wyczekany urlop (być może jedyny w roku) z nastawieniem na zwiedzanie – i jeszcze rezerwował to wcześniej za wcale nie małe pieniądze, to na miejscu mógł być rozczarowany, że tego zwiedzania jest tak niewiele.

Plusem jest wielkość wyspy: Malta jest tak mała, że nie ma tu żadnych wielogodzinnych przejazdów; przemieszczanie się w miejsca docelowe trwa tu chwilę; dodatkowo dużym atutem jest jeden hotel: nie pakujemy więc walizek codziennie- tylko mieszkamy w jednym miejscu – jak na pobycie stacjonarnym.


No więc z jednej strony maciupka Malta…. ale z drugiej... potwierdzenie powiedzenia, że małe jest piękne! Ta wysepka przesiąknięta jest bowiem historią, bogatą kulturą, wspaniałą pogodą, wyśmienitą kuchnią i niezliczoną ilością wspaniałych architektonicznych perełek; no może tylko pod względem urody (walory przyrodnicze i widokowe) nie powala, bo widoki są tu płaskie (poza klifami morskimi) i raczej monotonne w kolorystyce, a widokową monotonię powodują głównie zupełny brak gór i lasów, a wiadomo, że jak nie ma terenów górzystych i zalesionych to widokowo takie miejsca doopy nie urywają:) , w końcu to nie Madera, gdzie zachwycają wszędzie głównie właśnie widoki, ale jednak wspaniałych i ciekawych miejsc tu nie brakuje…. ale trzeba wiedzieć, że na Maltę na pewno nie przyjeżdża się dla widoków!

No cóż… mimo braku urody „przyrodniczej” – Malta okazała się naprawdę strzałem w dziesiątkę, będąc jednocześnie fajną i ciekawą alternatywą dla popularnych i bardziej banalnych kierunków ; to z całą pewnością jest tzw. COŚ INNEGO! :).

Hotel w którym mieszkałyśmy podczas tej wycieczki usytuowany był w znanym na wyspie niewielkim kurorcie Bugibba (Budżiba), która leży malowniczo nad zatoką St. Paul’s Bay – i połączona jest niewidzialną granicą z kolejnym kurorcikiem – Qawra i niewiadomo gdzie kończy się Bugibba a zaczyna Qawra – zdarzyło nam się spacerować po Bugibbie i nagle z tabliczek informacyjnych dowiedziałyśmy się, że właśnie jesteśmy w Qawrze:); Obia kurorty to takie typowe wakacyjne miejscowości z mnóstwem hoteli, restauracji, plaż, gwarnych pubów itd…, przy czym tutaj plaże są raczej kamienne; nie kamieniste, tylko „kamienne” - chodzi się po płaskich jak wielkie chodniki kamiennych płytach tworzących jakby monolit; jest wprawdzie jedna plaża „piaszczysta” z drobnym żwirko-piaskiem przywiezionym z Jordanii, ale jest tłoczna i bardzo gwarna.

Każdy, kto odwiedza Maltę z pewnością trafi do najczęściej, poza la Valettą – odwiedzanego miejsca na wyspie - do słynnej Błękitnej Groty - Blue Grotto, która jest główną przyrodniczą atrakcją Malty. Jedziemy więc na południową część wyspy, żeby przekonać się czy faktycznie przypomina urodą słynną Grotta Azzurra na Capri (grota ta - nazwę swą zawdzięcza bowiem pewnemu brytyjskiemu żołnierzowi, któremu to miejsce przypominało właśnie Grotę morską u wybrzeży Capri otoczoną lazurowo-szmaragdową wodą); którą czystym przypadkiem mieliśmy przyjemność podziwiać dosłownie miesiąc wcześniej podczas rejsu na Capri :)
No owszem, jest pewne podobieństwo… jak to w takich miejscach… ale czy akurat Capri? …. poza tym nie jest to jedna grota tylko cała sieć mniejszych i większych jaskiń morskich, które zobaczyć można jednak wyłącznie dopływając tu łódką; z góry zobaczyć możemy tylko największy skalny łuk rozpostarty widowiskowo nad Blue Grotto. ; w każdym razie szacunki odnośnie odwiedzających to miejsce nie kłamią- przyjeżdża tu ok. 100 tysięcy ludzi w sezonie!!! co jest odczuwalne ściskiem w miejscach widokowych, gdzie ludzie pchają się z aparatami nie zważając zupełnie na innych:(; znacznie przyjemniejszą częścią tej wycieczki- był półgodzinny rejs po morzu, gdzie podpływaliśmy niewielkimi łódkami pod groty i skalne ściany i mogliśmy podziwiać widoki z perspektywy dolnej.

Dodam jeszcze, że na Malcie kręci się sporo filmów, bo wyspa jest wyjątkowo lubiana przez reżyserów jako gotowy plener filmowy; a tu właśnie w okolicach Blue Grotto – kręcono sceny do filmu „Troja” z Bradem Pittem.

Historia Malty wielu może zaskoczyć, sięga bowiem w bardzo zamierzchłe dzieje tysiące lat temu… wyspa ta była bowiem zamieszkana przez ludzi już 7 tysięcy lat temu! Na Malcie i sąsiedniej wysepce Gozo znajdują się liczne świątynie megalityczne uznane za najstarsze stojące budowle na świecie, które są znacznie starsze niż piramidy egipskie; oczywiście do dzisiejszego dnia zachowały się tylko ruiny, ale są na tyle ważne w hierarchii dziedzictwa ludzkości, że siedem z nich wpisano na listę Unesco.

Trudno długą historię tej wyspy zawrzeć w kilku akapitach, ale trzeba choćby wspomnieć, że przez wieki zmieniało się panowanie na całym archipelagu wysp maltańskich od Fenicjan, Kartagińczyków, Rzymian, Arabów, Normanów, Królestwa Sycylii, Zakonu Kawalerów Maltańskich i nagłego ataku francuzów w 1798r, gdzie 15 lat później Brytyjczycy wygonili Napoleona z Malty i tak zaczął się okres ich panowania na wyspie; w latach 60-tych XX wieku zaczęła się maltańska autonomia; w tych czasach wyspa była nawet przez chwilę finansowana przez Libię, aż w końcu 3 grudnia 1974 proklamowana została niepodległa Republika Malty, która 30 lat później – w 2004 roku weszła do Unii Europejskiej.

La Valetta – to absolutnie obowiązkowe miejsce do odwiedzenia na wyspie; miasto-państwo, najmniejsza stolica w Europie, w której ilość zabytków przyprawia dosłownie o zawrót głowy, bo musicie wiedzieć, że te wszystkie millenia i wieki przez które przewinęło się tylu panujących mają dziś odzwierciedlenie w tutejszej kulturze, architekturze, w wielu tradycjach a nawet w przedziwnym języku niepodobnym do żadnego innego ; doskonałym przykładem bogactwa zabytków jest Valletta, w której znaleźć można aż 320 zarejestrowanych zabytków, czyniąc ją jednym z najbardziej zagęszczonych obszarów zabytkowych na świecie; a poza megalitycznymi świątyniami, również Valetta- jako całe miasto została wpisana na listę światowego dziedzictwa Unesco.

To o czymś świadczy…. a dla nas turystów- głównie o tym, że Malta - dla miłośników zwiedzania, architektury, sztuki i piękna wszelakiego stworzonego przez człowieka – jest po prostu istnym, zabytkowym rajem.

Przyjedźcie tutaj i jak przez kilka dni pojeździcie po wyspie i pozwiedzacie, oprócz Valetty – jeszcze inne cudne miasteczka pełne wspaniałości architektonicznych z przeróżnych czasów i epok – sami się przekonacie, że nie przesadzam.

Dzisiejsza Malta oczami turystów jest rozpatrywana w dwóch kategoriach:

 właśnie jako opisany powyżej fenomen, prawdziwy tygiel zabytków, których miłośnicy zwiedzania i podziwiania znajdą tu ilości baz miara i którymi z pewnością będą zachwyceni;
 oraz drugie oblicze – skierowane bardziej dla ludzi młodych, którzy szukają szeroko rozumianej rozrywki, którą znajdą głównie w głośnych i gwarnych kurortach-imprezowniach, takich jak: St. Julian’s, Sliema, a nade wszystko w bardzo imprezowej dzielnicy Paceville, która jest wręcz „świątynią” dla tysięcy młodych, spragnionych zabawy ludzi, którzy znajdą tam mnóstwo kasyn, barów, restauracji, kin, wszelkich pubów, klubów nocnych ze striptizem i dyskotek, otwartych do późnych godzin nocnych lub nawet do białego rana gdzie grane są różne gatunki muzyczne a sporo z tych dyskotek odbywa się na świeżym powietrzu; Malta staje się również coraz bardziej popularna w organizowaniu wieczorów kawalerskich i to raczej nie tych maltańskich:)

Nie będę tworzyła kolejnego długaśnego elaboratu, do których pewnie już zdążyliście się przyzwyczaić, bo opisanie choćby pokrótce wszystkiego, co tu na tej Malcie widziałyśmy zajęło by naszemu Freshowi pokaźną pojemność miejsca na Relacje :) , ale postaram się opisać dokładniej większość atrakcji pod zdjęciami, których i tak większość z Was nie czyta i nie ogląda, ale wiem, że są tu i tacy (moje stałe grono), którzy jednak zaglądają i podczytują i właśnie głównie z myślą o Was Kochani – powstają te opisy, które przyznaję też, że piszę również dla siebie, bo pamięć ludzka jest ulotna i z biegiem lat sama wiem, że coraz częściej zaglądam czasem do tych Relacji, żeby sobie coś przypomnieć…, jakąś nazwę… czy miejsce…, więc warto to wszystko opisywać - póki się jeszcze coś tam pamięta:))

Jeszcze na koniec mnie korci tylko jedno miejsce, o którym chciałabym napisać kilka zdań więcej niż to, co zmieści się jako opis pod zdjęciami, a mianowicie miasto, które mnie zachwyciło chyba jeszcze bardziej jak La Valetta, chyba najbardziej na Malcie: dla mnie wspaniałe, przepiękne, mega klimatyczne Miasto Ciszy – cudowna, niezapomniana Mdina, dla której mam ogromny sentyment… te zaułki... , zakamarki... i ta fenomanalna cisza... - istniejąca nie tylko z nazwy.

Miałyśmy przyjemność zwiedzać Mdinę dwukrotnie: w ciągu dnia podziwiając Miasto Ciszy w blasku słońca i w cieniu wąskich murów; oraz nocą, gdzie atmosfera, prawie opustoszałego miasta, gdzie przenikają tylko cienie – jest tak niesłychanie inna i niesamowita, że mam wrażenie, że byłam na planie jakiegoś filmu, bowiem wchodząc w mury niezwykłej Mdiny, przenosimy się o kilka wieków wstecz… jak w „Grze o Tron”, gdzie kręcone były niektóre sceny do filmu właśnie tu - w murach tego miasta (a musicie wiedzieć, że jestem wielką miłośniczką i prawdziwą zagorzałą fanką tego serialu i z niecierpliwością czekam na zapowiedziany ostatni już sezon) :)
- normalnie jak jakaś małolata! :) - tym bardziej to dziwne w moim przypadku, że tego typu filmów generalnie nie lubię i nie oglądam i od wielu lat, jak na bieżąco leciały kolejne sezony „Gry o Tron” słuchałam tylko wokół jak wszyscy o tym gadają i się emocjonująco zachwycają…. mnie to jednak jakoś zupełnie nie brało… byłam odporna przez długie lata, aż do momentu kiedy namówił mnie w końcu młodszy syn:)
- mamo! no nie bądź taka zatwardziała! – daj się skusić i obejrzyj chociaż jeden odcinek! – i choć początkowo dzielnie się nie dawałam, argumentując, że za stara już jestem na takie bajki, to tak mnie namawiał i kusił, i w kółko o tym gadał, że w końcu uległam i obejrzałam ten jeden odcinek i….. wpadłam jak śliwka w kompot!:); potem był drugi i trzeci i kolejny…. i zarwane noce i sezon za sezonem….. gdzie na ostatnio emitowany musiałam czekać aż rok i teraz znów czekam na kolejny, ósmy już sezon i zapowiedziany przez HBO że ostatni. No tak to ze mną było i z tym serialem…:)

(a tak apropos „Gry o Tron”: na Maltę są nawet organizowane specjalne wycieczki dla miłośników turystyki filmowej, którzy podążają tu śladami bohaterów tego serialu :) nawet „Itaka” ma w swoim programie taką wycieczkę: „Walka o Gozo” :)

Wracając do Mdiny, napiszę słów kilka o miastach Malty - tak ogólnie.

Maltańskie miasta są z racji wielkości wyspy niewielkie, ale przez to - wszystkie są urocze, ze stonowaną kolorystyką w pastelowych barwach ciepłego beżu – co jest ich wspólną cechą; a motywem bardzo charakterystycznym są tysiące wspaniałych, bogato zdobionych balkonów – od drewnianych snycerskich cacuszek, po kamienne renesansowe i barokowe arcydzieła ozdobione elementami sztukaterii i nieskończonej ilości rzeźb, fryzów, misternych balustrad, itd…; a miliony drzwi – do wspaniałych budynków, pałaców, kościołów, kamienic czy zwykłych domów zdobione są tu pięknymi i czasami wręcz niezwykle wymyślnymi kołatkami, klamkami, gałkami czy czymkolwiek co służy do otwierania drzwi. których bogactwo wzornictwa zdumiewa i zachwyca ; do tego należy dodać typowe dla Malty- porcelanowe, gliniane, kamienne czy ze zwykłej ceramiki – maleńkie „filigrany” naścienne – małe tabliczki z wizerunkami najczęściej Madonny z Dzieciątkiem lub całą rzeszą innych świętych, które Maltańczycy wmurowują w tynki budynków – a są one wszystkie swoistą wizytówką domów bardzo katolickich mieszkańców wyspy, którzy lubią ozdabiać takimi wizerunkami - swoje domostwa; - do tego wszystkiego należy dodać jeszcze wąskie, ciągnące się często z nieskończoną ilością schodów – uliczki, niektóre tak ciasne i wąskie- że wręcz klaustrofobiczne, ale wszystkie w jednolitej pastelowej barwie beżowego ecru z mnóstwem doniczek pełnych roślin ; a za każdym rogiem większości takich uliczek ukaże nam się na pewno wcześniej czy później fasada jakiegoś wspaniałego kościoła – czasem zwykłego maleńkiego kościółka, czasem- przy większych placach – jakiejś wspaniałej Katedry – bo na maleńkiej Malcie jest tych świątyń aż 360! , więc wszędzie, dosłownie co krok się o nie tu „potykamy”:)

Ale jest tu jedno miasto, ba!- miasteńko, taka miejska kruszynka – Mdina – zwana Miastem Ciszy– pradawna osada, dawna stolica wyspy, która zachwyciła mnie atmosferą i tą niezwykłą ciszą.

Doprawdy trudno w to uwierzyć, ale pierwsze wzmianki o osadnictwie w tym miejscu sięgają strasznie zamierzchłych czasów, bo aż czwartego tysiąclecia przed naszą erą. Mdina.... Rabat..... no nazwy te jakoś nie brzmią europejsko:), większość pewnie mocno się zdziwi słysząc te arabskie nazwy w kraju nie arabskim; no tak... bo jeśli ktoś przyjechał na Maltę – wiedząc, że to przecież bardzo katolicka wyspa – może być bardzo zaskoczony tymi dwoma z arabska brzmiącymi nazwami : Mdina i Rabat – nazwy te zaskakują, ale tylko do momentu dopóki nie poznamy choćby pobieżnie długiej, liczącej kilka tysiącleci - historii Malty.

O początkach panujących na tej wyspie już pisałam, ale to właśnie w czasach świetności panowania arabów (lata 870 -1090), którzy rozbudowali i rozwinęli istniejącą tu wcześniej rzymską Melitę – osada ta rozkwitła i nabrała ważności; to właśnie arabowie w X wieku otoczyli oba te miasta murami oddzielając je od siebie istniejącą do dziś masywną fosą ; Arabowie w Mdinie utworzyli swoją stolicę na wyspie, a Rabat stał się wówczas jej mniej ważnym przedsionkiem.

Dziś, po setkach lat oba te organizmy miejskie połączyły się w jedną całość, a w kartach historii zakon rycerski Joannitów przeniósł stolicę 10 km dalej do nowego miasta – Valetty, utworzonego przez jednego z Wielkich Mistrzów.
Rabat i Mdina pozostały więc na uboczu tracąc z biegiem lat na ważności, ale obie arabskie nazwy pozostały do dziś.

Nad Mdiną góruje masywna bryła średniowiecznej Katedry Św. Pawła z charakterystyczną kopułą widoczną z daleka, ; w miasteczku, mimo jego mikroskopijnej wielkości znajdziemy sporo pięknych zabytków ściśniętych na kwartałach wąskich uliczek i maleńkich placyków: m. in. liczne kościoły, Klasztor Benedyktynów, Kaplicę św. Agaty, kilka szlacheckich rezydencji i arystokratycznych pałaców; domy ozdabiane są tu, podobnie jak w Valettcie pięknymi balkonami, ale z bardzo charakterystycznymi żeliwnymi balustradami; no i kołatki…. miliony cudnych, wymyślnych kołatek we wszystkich napotkanych drzwiach – aż trudno uwierzyć, że wielkie trzęsienie ziemi w roku 1693 zamieniło Mdinę w kupę gruzów.
Miasto jednak odbudowano wówczas z pietyzmem i z barokowym przepychem nie zatracając jednak średniowiecznego charakteru pełnego krętych, ciasnych uliczek.

Warto jeszcze na koniec wspomnieć kilka słów o maltańskim „Trójmieście”, czyli zespole trzech malutkich miasteczek: potocznie określanych tu jako Three Cities - to trzy sąsiadujące ze sobą dawne ufortyfikowane osady miejskie znajdujące się naprzeciwko Valletty, tuż przy Wielkim Porcie. Wszystkie trzy te miasteczka znajdują się bardzo blisko Valetty - po drugiej stronie Zatoki i to na tyle blisko, że większość turystów patrząc na panoramę z murów Valetty (np.z Ogrodów Baracca) myśli, że to dalej jest to samo miasto:), a tu niespodzianka… bo to już są trzy kolejne miasta o podwójnych nazwach: Birgu (dawniej zwane Vittoriosą), Senglea (kiedyś Città Invicta lub Isla) oraz Cospicua (dawniej Bormla lub Città Cospicua) warto o tym wspomnieć, bowiem te pierwsze, nowsze nazwy są używane dziś głównie przez turystów i nowo przyjezdnych, natomiast mieszkańcy Malty zdecydowanie bardziej używają starszych nazw tych miast.

Maltańskie Trójmiasto historycznie jest bardzo stare - najmniejsza jest Senglea, ale równocześnie jest jednym z najstarszych miast na Malcie, Birgu istniało już od czasów antycznych, a wybrzeże tych miasteczek było w użyciu już od czasów fenickich, jednak prawa miejskie nadano im dopiero po Wielkim Oblężeniu Malty w 1565 roku. Trzy Miasta były kiedyś chronione przez linię fortyfikacji zwaną Cottonera Lines, zbudowaną przez Zakon Maltański.

Spacerując po Trzech Miastach ciężko zorientować się gdzie właśnie jesteśmy? bo w mikroskopijnej skali tej wyspy, jakaś ulica miasteczka okazuje się być granicą do kolejnego miasteczka:), ale gdzie byśmy nie poszli.... i gdziekolwiek nie skręcili... zawsze znajdziecie piękne urokliwe zakątki, uliczki pełne wspaniałych maltańskich balkoników, tysiące uroczych kołatek i naściennych filigranów, cudowne wąskie uliczki w kolorach jasnego piasku i wokół wszędzie woda na której kołyszą się kolorowe, maltańskie luzzu i gigantyczne jachty ociekające luksusem.

Warto jeszcze wspomnieć słówko o fladze i maltańskim herbie: bo możecie się nieco zdziwić, że znany wszystkim z charakterystycznego kształtu słynny krzyż maltański wcale nie jest oficjalnym godłem tego małego Państwa.

Obecny wygląd herbu Malty pochodzi raptem sprzed 30 lat i zdobi go m.in. Krzyż Jerzego, ale jednak na całej wyspie, dosłownie wszędzie znajdziemy wizerunki dawnego, charakterystycznego krzyża maltańskiego, używanego przez Zakon Joannitów;

Ciekawostką jest fakt, że kształt maltańskiego symbolu nie pochodzi wcale z Malty, tylko z włoskiej Republiki Amalfi – znany tam jako La Crux Bianca (Biały Krzyż); bowiem to amalfitańscy kupcy założyli w 1070 roku szpital i bractwo Joannitów w Jerozolimie, dając początek późniejszemu zakonowi, gdzie po jego utworzeniu - symbol tego bractwa stał się oficjalnym symbolem Joannitów, ale prawnie forma tego krzyża jako znaku Zakonu Maltańskiego została zatwierdzona dopiero 500 lat później przez Papieża Sykstusa V bullą z roku 1589.

Dziś, biały, na czerwonym tle - Krzyż Maltański dumnie powiewa więc nad wyspą, znajdziemy go również na wielu maltańskich produktach: licznych pamiątkach, słodyczach, likierach, filigranach, itd… a taki sam krzyż na granatowym tle zdobi dzisiejsze Amalfi, choć jego kształtu nikt już dziś nie kojarzy z tą włoską Republiką, bo ten głęboko przypisany jest wyłącznie Malcie.


Ech ta Malta.... warto było tu przyjechać... bo to niezwykle urokliwa i mega ciekawa pod kątem historycznym wyspa słońca.... i bardzo udany babski wyjazd.

Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze tu wrócę... namówię męża w czasie wolnym od jakichkolwiek Mistrzostw, żeby pokazać mu wspaniałą, ciekawą i maleńką Maltę a sama ponownie powspominam sobie znajome miejsca i odkryję kolejne, do których nie zdążyłam dotrzeć na tej wycieczce.

The End :))


Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Co warto zwiedzić?
wszystko co jest w programie i co tylko zdążycie poza programem; na Malcie naprawdę wszystko jest ciekawe
Porady i ważne informacje
- wycieczka objazdowa (w zasadzie to pół-objazdówka-pół-pobytówka) w terminie 16-21 czerwca 2018, zorganizowana przez BP ”Rainbow Tours” pt.” Wyspiarskie Państwo-Miasto”;
- wtyczki do gniazdek elektrycznych - brytyjskie, konieczne apaptery;
- waluta: EUR;
- pogoda w 2-ej poł. czerwca jest już upalna - ponad 30C i sporo więcej, ale
odczuwalna jest tu w granicach 27-28C dzięki morskim wiatrom, które na tak
małej wyspie skutecznie chłodzą panujący żar; w miastach jednak konieczne są
kapelutki na głowę i duża ilość wody
Autor: piea / 2018.06
Komentarze:

Angela
2018-09-13

Piea zaintrygowałaś mnie tą wycieczką :) brzmi bardzo ciekawie. A zwłaszcza dla tych , co nie lubią się męczyć w autobusie ;)

danutar
2018-08-05

Alijo, jeszcze zapomniałam dodać, że miło się wspomina przy Twojej relacji i fotkach, więc z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

danutar
2018-08-05

Tak, Malta jest zachwycająca. Oczywiście - nie od względem przyrodniczym, ale architektonicznym. Spędziłam tam przed kilkoma laty dwutygodniowy urlop i nie nudziłam się ani chwili. Vallettę po dziś dzień mam pod powiekami. Ale i inne miasta, nie mówiąc już o megalitycznych świątyniach... Oczywiście Malta jest dla tych, co kochają zwiedzać, a nie leżeć na plaży, chociaż plaża w Malieha warta jest odwiedzenia :)