Oferty dnia

Albania - ALBANII pół łyka - tak na chybcika :) - relacja z wakacji

Zdjecie - Albania - ALBANII pół łyka - tak na chybcika :)
Będąc na Korfu mieliśmy okazję, żeby wybrać się na jednodniową wycieczkę do Albanii. Pomyślałam sobie – a czemu by nie?: że może warto skorzystać i wybrać się na taki jednodniowy rekonesans? taki dzień pewnie i tak wiele nam nie pokaże, ale przynajmniej da nam jako turystom jakiś choćby wstępny szkic, żeby mieć własne, choćby i blade pojęcie.

Sama nie wiem co mam myśleć o tej Albanii…? , bo zupełnie nie potrafię jednoznacznie ocenić czy mi się tam podobało czy nie?, mam jakieś takie dziwne, mieszane odczucia … ale od początku:

Trochę się wahaliśmy, ale w końcu popłynęliśmy - zobaczyć jak tam jest…, tym bardziej, że ani na wycieczkę objazdową ani na dłuższy pobyt stacjonarny - do Albanii się nie wybieramy, bo akurat jakoś ten kraj niczym specjalnym nas nie ciągnie…, i moja ciekawość świata też jakoś blednie jak jest mowa o Albanii….??? Dziwne to trochę…. ale widocznie naczytałam się wcześniej kilku niezbyt przychylnych opinii o tym kraju…:).

Jednodniowe wycieczki mają jednak ten feler, że są bardzo krótkie i tak naprawdę niewiele pokazują, a to co pokazują, jak w przypadku Albanii dostępnej z Korfu - nijak ma się do prawdziwej Albanii; i zdaję sobie sprawę, że to co nam tam pokazano, nie ma nic wspólnego z tą prawdziwą, biedną, zacofaną Albanią (którą znam jak dotąd tylko z filmów dokumentalnych).

Oczywiście, że Albania obecnie się zmienia, o czym trąbi się teraz ze wszech stron…., że kraj się rozwija... że otwiera się na turystykę…, że to już jest nowoczesna Albania, itd…itp...., sami urlopowicze wracający z tego kraju również opowiadają jak to fajnie było w tej Albanii… (bo zapewne było), że tam teraz tak dużo zmienia się na lepsze; no tak,ok, ale to zmieniają się głównie miasta i to takie, gdzie depczą turyści, gdzie są duże ośrodki turystyczne, jak: Durres, jak Saranda, jak sama Tirana; natomiast gdzieś daleko w głąb kraju w wioskach ukrytych przed światem gdzieś hen w górach – nadal istnieje ta „druga” Albania, taka ukryta przed oczami turystów, taka, która wciąż jeszcze nie otwiera się dla świata ; właśnie taka brudna, biedna, zacofana, zakurzona, gdzie wciąż rządzą mężczyźni, gdzie wciąż praktykuje się prawo krwi i nie uznaje sądów (prawdziwie krwawa zemsta rodowa) jako albańska vendetta( gjakmarrja), gdzie każda przeciętna rodzina posiada w domu broń bez żadnych takich ceregieli jak jakieś zezwolenia, gdzie na wsiach wciąż ludzie sami wyznaczają na siebie wyroki i gdzie nadal kultywuje się tego typu przedziwne, zamknięte zwyczaje o których człowiek z bardziej cywilizowanego kraju nie ma bladego pojęcia, a przeciętna mała wioska wygląda jakby w całości zbudowali ją anarchiści: krowy samopas spacerują po czymś co ma być niby drogą, a wokół wszędzie roztacza się krajobraz niedokończonych domów; gdzieniegdzie stoi szkielet jakiegos bloku... co krok mija się kruszejący bunkier, takie przygnębiające to wszystko...

Mawia się jednak coraz częściej o zmianach na lepsze, że ta Albania tak bardzo się otwiera na turystykę…, i bardzo dobrze! tyle, że pamiętajmy, że mówimy o miejscach odwiedzanych przez turystów (zabytki!); o tych dużych ośrodkach turystycznych, jak np. taka Saranda, do której płynęliśmy: można by powiedzieć, że to może wprawdzie nie piękne, ale bardzo ładne miasto: ale już taka Saranda to w czasach Hodży było miasto pokazowe, sztuczne, miasto zamknięte dla przeciętnego obywatela; gdzie bez przepustki nikt nie miał tu prawa wstępu, a jedyni którzy je mieli- to byli uprzywilejowani ludzie Hodży, ludzie partii, tzw. ówczesna , albańska „elyta” :)- i w takiej Sarandzie rosły jak grzyby po deszczu piękne hotele, marina, promenady, restauracje, itd…. tylko, że zwykły obywatel nie miał zielonego pojęcia o tych wszystkich niedostępnych dla niego cudach, bo przeciętny Albańczyk trzymany był silną ręką w „zamordyzmie”.

Więc jak sobie pojedziemy do takiej Sarandy, do Durres czy innego kurortu, to po powrocie do domu opowiemy naszym przyjaciołom i rodzinie jak tam fajnie w tej Albanii, jak ten kraj pięknie się otworzył na turystykę…., tylko czy to jest naprawdę Albania?, żeby poznać tej kraj choć trochę trzeba by powłóczyć się trochę po bezdrożach, zjechać z turystycznych szlaków gdzies bardziej w głąb kraju, zasmakować trzęsiawki dziurawych dróg:), zanocowac gdzieś ”u Albańczyków” itd..., a tego wycieczki przecież nie pokażą...

Ja tej prawdziwej Albanii, bez dróg dojazdowych, bez podstawowej infrastruktury, bez niczego co wyglądałoby solidnie – oglądać wcale nie chcę! wystarczy mi moja nikła wiedza na ten temat, żeby się „wyleczyć” z tego kraju na dobre; może jeszcze kiedyś się wybiorę na północ Albanii (przy okazji pobytu w Czarnogórze, do której się wybieram) - znów na taką jednodniową wycieczkę poznawczą, ale na stacjonarne wakacje i samodzielne odkrywanie kraju – dla mnie ten kraj aż tak się jeszcze nie otworzył!

Co zadziwia tu pierwsze? – nas zadziwił już sam rzut okiem z wybrzeża Korfu: po stronie greckiej jest zielono i bujnie jak w jakiejś kniei ( Korfu- to najbardziej zielona grecka wyspa), a po drugiej stronie zatoki- dosłownie 20-parę kilometrów dalej- puste jałowe góry… jakby im ktoś te drzewa wyrwał, bo drzew po albańskiej stronie gór po prostu nie ma w ogóle….; zastanawiające…? mnie od razu rzuciło się to w oczy? - niby ta sama szerokość geograficzna, ten sam klimat, góry, a jednak wszystko inaczej.... (wiadomym jest, że w czasach Hodży komuniści, obawiając się inwazji lub sabotażu, nie pozwalali swoim obywatelom osiedlać się nad morzem, ale drzewom też zakazali rosnąć? :).

Drugie co uderza w oczy patrzącego: już zbliżając się do albańskiego wybrzeża: to widoczne z daleka szkielety niedokończonych budynków, które stoją wszędzie i straszą wszędzie….. to pozostałości minionego systemu i lat samowoli budowlanej,która kwitła tu tuż po śmierci Hodży, gdzie każdy kto mógł i chciał, budował jak leci, z tego co akurat załatwił, bez żadnych zgód i zezwoleń i to głównie z załatwianych na lewo materiałów budowlanych, a że w tamtych czasach takich chętnych było wielu– to budowy takie rosły w krajobrazie w tempie niewyobrażalnym;

Nieco wcześniej Hodża ubzdurał sobie że w kraju musi powstać tyle bunkrów, żeby w razie ataku imperialistycznego wroga schować w nich wszystkich obywateli (i to jest trzecie co rzuca się w oczy każdemu przybywającemu do Albanii); no i powstały te słynne albańskie bunkry-grzyby…, bunkry-widma…, bunkry-straszydła ; jest ich tu aż 800 tys. (tak, tak - w kraju który liczy sobie raptem niespełna 3 mln mieszkańców! ); a wydano na nie wówczas niewyobrażalnie wielkie pieniądze: 3,5 miliarda dolarów i nigdy nie spełniły swego przeznaczenia, ale nadal straszą… i wieją grozą do dziś… , choć pożarły fundusze na nigdy nie powstałe drogi i nigdy nie wybudowane mieszkania.

Dziś szuka się jakiejś zastępczej formy spożytkowania tych straszydeł; część z nich, te większe- już przerobiono na sklepy pamiątkowe czy budki z ulicznym żarełkiem i nawet kawiarnie ale 95 % wciąż straszy….; przewodniczka mówiła nam że w stosunku do tych największych i najbardziej solidnych – istnieją plany przerobienia ich na niebanalne „hotele” jako taka modna alternatywa oryginalnego, ponadstandardowego noclegu (projekt ”concrete mushrooms”); ale jakoś chętnych wśród obecnych możnowładców - na taką inwestycje wciąż brak, więc dalej wciąż straszą te bunkry pozostając świątyniami grzechu, bo jak gdzieś wyczytałam, bunkry te najbardziej od lat cieszą się popularnością jako miejsca utraty „albańskiego dziewictwa” :) i tu cutuję:
„ …podróżnik Tony Wheeler zawarł takie oto stwierdzenie w swojej książce ”Samotna Planeta” (Lonely Planet) - : ”Albańskie dziewictwo jest zatracane w bunkrach Envara Hodży - równie często, jak amerykańskie było swego czasu zatracane na tylnych siedzeniach samochodów”, a faktem w odniesieniu do samochodów jest to, że jeszcze całkiem niedawno - tych - w Albanii było jak na lekarstwo…”
I to jest właśnie czwarte co rzuca się w oczy: samochody! I to nie byle jakie- tylko mercedesy!

Albania to dziś kraj mercedesów; bo po latach pustych ulic; gdzie samochód posiadali wyłącznie partyjni prominenci i straż przyboczna Hodży – synonimem luksusu stał się właśnie mercedes, więc jak już wolno było mieć ten samochód, jak już można było go kupić i było za co (no nie zawsze..., czasem jego legalność jest bardzo wątpliwa:) – to absolutnym królem prestiżu na albańskich dziurawych wciąż ulicach stał się absolutny hicior szos - mercedes…., który faktycznie zdominował krajobraz na albańskich ulicach, choć nawet w zamożnej Sarandzie więcej jest tych leciwych modeli niż ich najnowszych następców, ale jednak królują wszem i wobec merolki:) , bo dla Albańczyka wyznacznikiem dobrobytu i wręcz wysokiego statusu właściciela jest właśnie auto z trójramienną gwiazdką, przy czym zupełnie nie przeszkadza im to, że mieszkają w czymś na kształt szopy skleconej z byle czego, wokół której zalegają tony śmieci, których nikt tam nie sprząta a przeciętna wioska wygląda jak po bombardowaniu, mimo to, prawie każda najbiedniejsza chatka posiada antenę satelitarną na kawałku blachy zwanym dalej: dachem:) i właśnie te anteny to jest piąte, co rzuca się w oczy w Albanii :) - dosłownie jak okiem sięgnąć po horyzont: widoczny brak zamożności mieszkańców wiosek, byle jaka zabudowa, żeby nie powiedzieć „bida z nędzą” no i wszędzie na każdym chwiejącym się daszku te setki… tysiące… satelitarnych talerzy. Dość osobliwy to widok....

No i w końcu szóste: piękno otaczającego krajobrazu, bo to zawsze jest urokliwe; a malownicze, choć gołe góry, piękne jeziora, i widoczki w tej części albańskiego wybrzeża naprawdę urzekają, przyroda i tu nie zawiodła swym pięknem, tyle że trudno to wszystko zauważyć w tym chaosie budowlanym i w nadmiarze informacji uzyskiwanych non stop od naszej (świetnej zresztą) przewodniczki, która zasypywała nas informacjami o tym kraju.

Tak naprawdę to niewiele było tego cukru w cukrze, czyli Albanii w Albanii:) i w sumie mało zobaczyliśmy podczas tej wycieczki, bo nasz program tego dnia obejmował tylko :
- dojazd do portu w Corfu (w naszym przypadku) to jakieś 15-20 minut; czas płynięcia promem relacji Corfu-Saranda (ok.1h,10m);
- zwiedzanie starożytnych ruin uroczego Butrintu – miasta wpisanego na listę Unesco;
- wjazd do XVI w ruin zamku paszy Sulejmana Wspaniałego- Lëkurësi Castle, gdzie prywatny przedsiębiorca urządził dziś restaurację, sale bankietową, gdzie urządza się wesela i inne biesiady, ale skąd rozpościerają się fantastyczne widoki na Sarandę z jednej strony i na wysepki półwyspu Ksamil – z drugiej strony;
- przerwa na pyszny, albański obiad na słonecznym tarasie w klimatycznej restauracji hotelu „Serxhio” w samej Sarandzie;
- czas wolny na zakupy i inne cele w nadmorskiej części Sarandy;
- powrót promem na Korfu (ponad godzinkę) ;

Podsumowując: nie żałujemy że pojechaliśmy „liznąć” ociupinki Albanii; nie żałujemy nawet wydanej sporej sumy za ta wycieczke ( 120 Euro/za 2 osoby); w sumie to ta Saranda nawet nam się podobała…,; jesteśmy również pod dużym urokiem bardzo ciekawego Butrintu

W samej Grecji (licząc z wyspami) byliśmy chyba już po raz piąty, w Albanii po raz pierwszy, ale oba te kraje sporo łączy, choć pewnie sami Grecy i Albańczycy nie zdają sobie z tego sprawy. Albania (region okolic Sarandy) to takie typowe bałkańskie południe. Sama Saranda jest nawet ładniejsza, a na pewno czyściejsza i bardziej zadbana niż wiele greckich miasteczek, no ale to pokazowy kurort… więc dlatego pewnie jest tu tak przyzwoicie:) . W Albanii podobno połowa PKB pochodzi z szarej strefy…? , hmm… w Grecji pewnie wcale niewiele mniej…? :).

Porównując: Grecja ma niezaprzeczalne i potężne atuty w postaci historii, mnóstwo starożytnych miejsc udostępnionych do zwiedzania, przepięknych, malowniczych widoków i plaż i doskonale rozwiniętą infrastrukturę turystyczną; Albania za to jest wciąż mało popularna i nie do końca odkryta, wręcz taka jeszcze „dzikuska”:) , a to właśnie dla niektórych może być jej głównym atutem.

Czy Albania nadaje się na wakacje? - z pewnością tak, jako nowe, wakacyjne miejsce znajduje coraz więcej amatorów i coraz częściej turyści odkrywają ten wciąż tajemniczy jeszcze kraj; ale my raczej nieprędko tu wrócimy; na świecie czy nawet na samych Bałkanach jest sporo innych miejsc - i ładniejszych i z pewnością przyjemniejszych, ale to wyłącznie nasza subiektywna ocena.

No cóż… była to całkiem przyjemna wycieczka, ale Albania nie skradła mi serca….
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Porady i ważne informacje
- mimo, że to Europa, kraj jest w większości muzułmański;
- walutą jest Lek, ale w sklepach, restauracjach, na straganach wszędzie bez problemu można płacić Euro ( i resztę również wydadzą nam w Euro);
- żeby dostać się z Korfu do Albanii (drogą morską) musimy opuścić strefę Euro bo wjeżdżamy do kraju z poza Unii: przechodzimy więc zwyczajową odprawę z prześwietlaniem bagażu, ale paszporty nie są wcale konieczne; wystarczą dowody osobiste;
Autor: piea / 2017.10
Komentarze:

texarkana
2018-01-04

Och, bardzo ciekawe to, co napisałaś, i dużo w tym prawdy. We mnie Albania też wywołała mieszane uczucia, chociaż widziałam dużo więcej - byłam tam 2 tygodnie. Ale minęło kilka lat i chętnie bym tam wróciła, żeby zaznać swoistej przygody. Mnie różne takie niecywilizowane klimaciki nie odstaraszają, a wręcz pociągają - oczywiście pod warunkiem, że nie jest niebezpiecznie. A w Albanii nie jest. Nie zgadzam się co do Sarandy: to koszmarne hotelowe straszydło, co z tego, że posprzątane! A Butrint jest OK, ale nas nie zauroczył jakoś szczególnie.

AniaMW
2017-12-07

Ala, super, że wybraliście się do Butrintu.
Z Korfu - to chyba najciekawszy kawałek Albanii w najbliższej odległości. Miło wspominamy Butrint.
Co do tych mercedesów w Albanii - to nie chodzi tylko o luxus... Jeżeli zauważyłaś, jeżdżą tam wyłącznie stare, albo bardzo stare modele, w dodatku z dużym przebiegiem kilometrów; sprowadzają je tanio z Zachodu. Biorąc pod uwagę STAN DRÓG albańskich - takie merce, nawet mocno zużyte na europejskich drogach, jeszcze trochę posłużą miejscowym. Inne auta pewnie by im się rozsypały najdalej po pół roku użytkowania.

kawusia6
2017-12-03

Jak zwykle super relacja - masz talent :) Niestety na razie ani Korfu; ani tym bardziej Albania (choć Korfu mi się marzy). Kto wie...jeśli będę na Korfu na pewno podążę Twoimi śladami :)

Jack
2017-11-17

Gdy mieszkałem w Polsce, Albania była krajem dla cudzoziemców zamkniętym. Czasem słuchaliśmy Radio Tirana-nie było zagłuszane, bo raczej nie stanowiło zagrożenia dla PRLu, traktowaliśmy go jako rodzaj kabaretu, można było się dobrze pośmiać.

W latach siedemdziesiątych XX w. w Albanii widywało się jeszcze na ulicach starsze, kulejące kobiety. Otóż rodziny okaleczały jedną z córek, aby nigdy nie wyszła za mąż, została w domu i się nimi opiekowała.

A tzw. zemsta krwawa Gjakmarrja (blood feud) nadal istnieje w Albanii (jak też w innych krajach).

W każdym razie jest to z pewnością ciekawy kraj, do którego może kiedyś uda mi się zawitać.

papuas
2017-11-16

fiu, fiu - kilka dni na Korfu i nawet Albania odfajkowana, oceniona i podsumowana.
Tylko chylić czoło. Nawiasem świetna okazja będąc o godzinę obok.

roman_gor
2017-11-16

Kilkanaście lat temu byliśmy na Korfu, ale nie wybraliśmy się do Albanii. Dzięki Wam, mogliśmy obejrzeć południową część tego kraju. Serdecznie pozdrawiamy :-)