Oferty dnia

Niemcy - Do diaska - piękna ta Szwajcaria Saska... - relacja z wakacji

Zdjecie - Niemcy - Do diaska - piękna ta Szwajcaria Saska...
O pięknie i niezwykłej urodzie Saskiej Szwajcarii naczytałam się i naoglądałam do syta już dawno temu, przyszedł więc w końcu czas żeby samemu się o tym przekonać.
Oczywiście to przekonanie się należy brać z dużym przymrużeniem oka, bo już na samym wstępie napiszę, że nie to nie był żaden cudowny kilkudniowy pobyt (bo tego ten region wart jest tak naprawdę!) tylko jednodniowy wypad przy okazji pobytu w Karkonoszach i to zakupiony w tutejszym, malutkim karpackim biurze.
Zapytacie pewnie czemu wycieczka? - skoro mieliśmy na miejscu własny samochód do dyspozycji w kazdej chwili? - ano pewnie tylko dlatego, że jadąc w Karkonosze w ogóle nie zamierzaliśmy jechać do Niemiec, to się jakoś tak z nienacka do nas przyplątało będąc tam na miejscu, ot taki spontan, czyli decyzja z dnia na dzień, zupełnie bez przygotowania, planu, żadnej wiedzy na temat trasy i miejsc, całej logistyki itd… postanowiliśmy więc tak na szybko tylko rzucić okiem z wycieczką, no i…. zaczarowało nas to miejsce totalnie.

Wiadomo jak to jest: jak wczesnym rankiem opuszcza się Karpacz, a późnym wieczorem trzeba do niego wrócić – to tak naprawdę nie jest żadna prawdziwa wycieczka, tylko takie ledwo co liźnięcie, ale choć polizaliśmy tam tych smakowitości zbyt mało, to jednak z ogromnym apetytem i dzięki temu wiemy na pewno, że z wielką chęcią zjedlibyśmy kiedyś całe to saskie danie:) a danie jest naprawdę wyśmienite, a zwie się Saksonia.

Oczywiście uszczknęliśmy tylko malutki kawałeczek tego saksońskiego tortu i ograniczyliśmy się tylko do uroczego regionu zwanego Saską Szwajcarią, ale jak się nie ma co się lubi…. to się jedzie tylko na jeden dzień. Wiem, że to błąd, ale takie coś można potraktować jako rekonesans i wiemy, że zastanowimy się kiedyś poważniej nad tym, żeby spędzić tu co najmniej tygodniowy urlop.

Pośród setek rozsypanych po regionie pięknych formacji skalnych - jedna z nich wzbudza szczególne emocje – mowa tu oczywiście o słynnych skałach Bastei. Z jednej strony to miejsce dosłownie urzeka nas wspaniałymi widokami, szczególnie jak trafimy na piękny słoneczny dzień, ale z drugiej - przeraża płynącą tu we wszystkich możliwych kierunkach gęsta rzeką turystów. Takie tłumy zawsze odbierają mi radość ze zwiedzania gdziekolwiek bym się nie znalazła a dla mnie jest to o tyle dość bolesne, bo ja w ogóle nie lubię zwiedzania w tłumie i zawsze jeśli tylko mogę schodzę z „utartych ścieżek”, no ale tu się raczej nie da inaczej jak chce się zobaczyć słynne Bastei;

Niestety mam wrażenie, że wszystkie, ale to dosłownie WSZYSTKIE jakiekolwiek atrakcje turystyczne – zawsze są tłumnie oblegane, bez względu na czas i miejsce; i czy to jest jakiś zabytek: pałac, zamek, ba, cała starówka w jakimś pięknym mieście, czy szczyt góry czy inna atrakcja przyrodnicza – to wszędzie jest zawsze ZA DUŻO LUDZI!!!!!!

No takie czasy nastały niestety, że wszyscy szturmem ruszyli w podróże:)) , więc czas skończyć biadolenie i pogodzić się z tym faktem :); ponarzekałam sobie trochę to i mi od razu ulżyło i mogę spokojnie wrócić do pisania:)

A więc Bastei, bo o nim mowa, swoją sławą przerosły chyba samą Saksońską Szwajcarię i stały się jedną z największych atrakcji tej części Niemiec i to dość łakomym kąskiem dla masowego turysty, który w tym miejscu obrodził dosłownie jak niegdyś stonka:) (jeśli myślicie, że przesadzam, to sami oceńcie, jak napiszę tylko tylko tyle, że tłum na moście Bastei Brucke był większy niż na moście Karola w Pradze!!! ) Jak więc zwiedzać to piękne miejsce i nie dać się tu zadeptać tłumowi?
Trzeba wziąć mocny wdech i uzbroić się w tonę cierpliwości i … zwiedzać sobie :) po prostu...

Widoki z punktów widokowych Bastei są obłędne; a podziwiać jest tu naprawdę co! głównie chodzi o skupiska skalnych ostańców a wśród nich pionowe ściany, baszty, iglice, wąwozy, szczeliny, głębokie doliny, kaniony, i bazaltowe wzniesienia w kształcie stożków, ale mnie urzekły również widoki na malownicze zakole Łaby i śliczne miasteczko Rathen w dole.

Skały Bastei , czyli Baszty, zwiedzaliśmy z zupełnie innej perspektywy niż Skalne Miasto w czeskim Adršpachu w zeszłym roku: tam chodzimy po lesie i z wysoko zadartą głową podziwiamy te twory natury „od dołu” , tu, w Bastei chodzi się po wysoko zainstalowanych kładkach i mostkach i skalnymi cudami zachwyca się patrząc na to wszystko „od góry”; szkoda, że nie mogliśmy popodziwiać tego miejsca równeż z dołu, oczywiście tylko w naszej opcji „wycieczkowej”, bo szlaków „dolnych” wśród skał jest tu mnóstwo, ale to trzeba sobie przyjechać tu indywidualnie na kilka dni i z opracowanymi trasami, spokojnym tempem i z zapasem czasowym - zanurzyć się w głąb tej czarodziejskiej krainy... Dla jednodniowców taka opcja jest jednak niedostępna, bo niemożliwa czasowo (tego dnia w plnaie było jeszcze zwiedzanie twierdzy Koenigstein i Pałac Pillnitz, ale o tym będzie trochę później.

Po nasyceniu oczu pięknem skał Bastei ruszyliśmy do pobliskiej Twierdzy Koenigstein (Festung Königstein), która jest wręcz sztandarowym miejscem zwiedzania Szwajcarii Saskiej, głownie z powodu wspaniałych widoków jakie się z niej roztaczają na Saską Szwajcarię i Góry Połabskie - niż dla samej twierdzy, chociaż ta – dla miłośników budownictwa wojskowego i militariów – jest z pewnością szalenie ciekawym kąskiem do zobaczenia, zwłaszcza, że jest to Twierdza nigdy nie zdobyta.

Twierdza jest naprawdę ogromna, to największy tego typu obiekt w Europie; wzniesiona w miejscu starego czeskiego zamku na wzgórzu na wysokości 247 metrów nad Łabą; otoczona murami o wysokości 42 metry z imponującą powierzchnią aż 9.5 hektara, czyli mniej więcej tyle co 10 boisk piłkarskich, nieźle co? :)

a w obrębie jej murów znajduje się aż 50 różnych budynków, m.in: Stara i Nowa Zbrojownia, zamek Magdaleny, w którego piwnicach znajdowała się olbrzymia beczka do wina o pojemności 238.000 litrów, Dom Komendanta, Skarbiec, Zbrojownia, Zamek Fryderyka - ładny barokowy pałacyk, zbudowany przez największego saskiego amanta - króla Augusta II Mocnego, który urządzał w nim dworskie zabawy, czy Brunnenhaus, czyli dom studzienny, gdzie mieści się wykuta w skale studnia imponującej głębokości 152 metry! ; Miejsc i obiektów wartych odwiedzenia jest tu tyle, że nie wystarczy na to wszystko kilkugodzinny spacer, bo trzeba by tu spędzić bez mała cały dzień.

My przeszliśmy tylko tzw. „koroną twierdzy” czyli ścieżką wzdłuż murów, skąd rozciągają się wspaniałe widoki na okolice i zajrzeliśmy do kilku ważniejszych obiektów, bo na więcej nie starczyło nam już czasu, ale ponad 800-letnia historia tej twierdzy z pewnością zachęca do jej bliższego poznania.

Bez wątpienia to imponujące miejsce z przepięknymi widokami jest warte odwiedzenia, dlatego co roku przybywają tu takie tłumy turystów, do których dołączyliśmy i my.

Ostatnim przystankiem podczas naszej saskiej wycieczki był Pałac Pillnitz położony nieopodal Drezna, który wybrałam rozmyślnie; szukając w karpackich biurach wycieczki do Szwajcarii Saskiej mamy do wyboru w zasadzie dwie opcje w zależnosci od wybranego Biura: Skały Bastei i Twierdza Koenigstein są zawsze zawarte w programie zwiedzania każdego organizatora, natomiast trzeci punkt wybieramy sobie w zależności od własnego gustu: niektóre Biura oferują albo wizytę w Zamku Stolpen, albo Pałac Pillnitz; ja wybrałam drugą opcję, bo zamków takich jak Stolpen i tak posadowionych widziałam już sporo, natomiast Pałac w rzadkim w Europie stylu chinoiserie i piękny ogród z unikatową i praktycznie niespotykaną w Europie - kamelią – był dla mnie bardziej łakomym kąskiem:)

W źródłach można znaleźć informację że na terenie dzisiejszego Pałacu w Pillnitz istniała posiadłość rycerska już w XIV wieku, którą pod koniec XVII wieku zakupił książe Johan Georg IV, ale po jego śmierci posiadłość trafia w ręce brata nieboszczyka- Fryderyka Augusta- znanemu potem całemu światu jako August II Mocny z saskiej dynastii Wettynów, który zasłynął jako władca głównie z próżności, rozwiązłości, rozpusty, hulaszczego trybu życia i wyjątkowego pijaństwa:)

Pałac w Pillnitz był więc w czasach Augusta Mocnego świadkiem wielu prawdziwych barokowych fet: wesel i uroczystości (jakbyśmy to ładnie ujęli), ale mówiąc językiem współczesnym: odbywały się tam po prostu prawdziwe pijackie imprezy czasem wręcz orgiastyczne:).
August Mocny - znany ze swoich miłosnych podbojów i słabości do płci niewieściej jak już zbałamucił piekną Annę Konstancję, którą sobie wcześniej upatrzył - przekazał posiadłość w Pillnitz swojej najbardziej umiłowanej i znanej metresie Annie Konstancji znanej bardziej jako Hrabina von Cosel, która mieszkała tutaj przez 2 lata na początku XVIII wieku. W tym okresie powstały najpiękniejsze zakamarki ogrodowe, jak również wspaniałe komnaty z żywopłotów zwane - charmillen.

Jednak jak na prawdziwego kobieciarza przystało - August w końcu z upływem czasu zaczął się nudzić „zdobytą Twierdzą” :) i wręcz irytować coraz bardziej roszczeniową hrabiną, która popadła w końcu w niełaskę i mimo potężnej władzy na drezdeńskim dworze i wysokiej pozycji głównej faworyty królewskiej, król pozbawił ją wpływów, głównie za sprawą udziału w spisku przeciw niemu i jako zdrajczynię osadzono ją na zamku Stolpen, gdzie spędziła kolejne 50 lat do końca swojego życia; …. ale tę historię znacie zapewne chociażby z powieści Kraszewskiego, więc nie będę tu dłużej nudzić.

Po pozbyciu się Cosel kompleks pałacowy w Pillnitz ponownie przejął w swoje posiadanie król, który dalej rozkoszował się tutaj hulaszczymi urokami życia, urządzając liczne i gwarne jak również mocno zakrapiane festyny, wesela, zabawy łowieckie, itd… :)

Po pożarze w początkach XIX wieku, który częściowo strawił pałacowe zabudowania, powstał Pałac Nowy wraz z nowymi bocznymi skrzydłami i od tego momentu Pillnitz stało się letnią rezydencją saksońskiej rodziny królewskiej na kilkanaście dziesięcioleci.

Pod koniec II drugiej wojny światowej kompleks pałacowy został przeobrażony w muzeum, gdzie funkcjonował aż do powodzi stulecia. Po przeprowadzonych remontach i konserwacjach Pałac jak i Park wraz z Palmiarnią nabierają nowego blasku a ich wnętrza kryjące zbiory muzealne i liczne wystawy tematyczne zostają otwarte dla zwiedzających w 2002 roku.

Miejsce to bardzo ładnie wpasowuje się w harmonijnie łagodny krajobraz doliny Łaby, a dzięki swojej urodzie jest niezwykle miłym celem turystycznym zarówno dla miłośników architektury, kultury i ogrodów, jak i dla zwykłych spacerowiczów czy rodzin z dziećmi.

Ja bardzo chciałam przyjechać do Pillnitz jeszcze z jednego powodu – a mianowicie chodzi o słynną Kamelię i jej jeżdżący po szynach domek :).

Każdego roku późną zimą i wczesną wiosną- w porze kwitnienia Kamelii (luty-marzec) - zjeżdżają się tu do Pillnitz istne tłumy a wszyscy w jednym celu- każdy chce zobaczyć unikatową kwitnąca Kamelię, jedno z trzech drzewek jakie jeszcze zachowały się w Europie (drugie jest w Ogrodach Chiswick House and Gardens w Anglii, a trzecie w Ogrodach Pałacu Schonnbrunn w Wiedniu).

Słynna Kamelia, bo o niej mowa, to niezwykłej urody niewysokie drzewko, których kilka sadzonek sprowadził do Europy ówczesny botanik Peter Thunberg. To bardzo rzadka, chyba obecnie jedyna na świecie odmiana kamelii „Middlemist Red”. W 1801 roku Kamelia ta – jako około 15 letni krzew została przesadzona przez ówczesnego królewskiego ogrodnika Terschecka w obecne miejsce, w którym rośnie do dziś; jej wiek szacuje się na 230 lat.

Naturalnym środowiskiem jej występowania jest daleka Azja (głównie ciepłe rejony Chin i Japonii), więc jej hodowla w Europie wymaga szczególnych zabiegów chroniących ją zimą. (w uprawie szklarniowej kamelia nigdy nie osiągnie takich rozmiarów, jak nasza bohaterka z Pillnitz rosnąca na wolnym powietrzu: ma 9 metrów wysokości i 11 szerokości).

Kamelia z Pillnitz posiada więc specjalny kamelienhaus – to wielka, szklana konstrukcja, ważąca ponad 50 ton, jeżdżąca po specjalnie skonstruowanych szynach, latem stojąca obok drzewka, a zimą zapewniająca mu odpowiednie warunki klimatyczno-wilgotnościowo-temperaturowe i kosztująca zapewne jakieś astronomiczne ilości EURO :) - a wszystkie te zabiegi po to by chronić to unikatowe drzewko, które posiadają tylko 3 ogrody w Europie!.

Niestety w czasie naszej wizyty w Pillnitz, kamelia dawno już przekwitła i mogliśmy ją ujrzeć wyłącznie w pełni liścia:), ale i tak już samo zapoznanie się z historią tego drzewka i z budową tej niesamowitej jeżdżącej konstrukcji, o której istnieniu nie wiedzieliśmy, że w ogóle istnieją takie rozwiązania dla drzew – już to było dla mnie na tyle ciekawe, że bardzo się cieszę że wybrałam Pillnitz zamiast zamku Stolpen:).

i to w zasadzie był już koniec naszej jednodniowej wycieczki do Szwajcarii Saskiej; jeszcze tylko mała przerwa na kawkę i piwko w czasie wolnym i wróciliśmy późnym wieczorem z powrotem do Karpacza.

Taka jednodniowa wycieczka, mimo, że była to tylko maleńka namiastka poznania tej częsci Niemiec- pozwoliła jednak przekonac się o niezwykłaej urodzie tego regionu i rozbudziła chęć powrotu w przyszłości - na nieco dłużej.


Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Niemczech:
Autor: piea / 2017.08
Komentarze:

AniaMW
2017-09-30

Fajnie, że piszesz w odcinkach :) bo nawet ja nadążam z czytaniem....
A to akurat jest region, do którego od pewnego czasu robię już przymiarkę - poczytuję tu i ówdzie, oglądam zdjęcia (co zdecydowanie preferuję)...
Podoba mi się ten bliski sąsiedzki kącik czesko-niemiecki (po polskiej stronie znam już tamte kąty).

papuas
2017-09-29

no to Karkonosze posłużyły Wam do zwiedzania ościennych krajów - super
Mnie tam ludziska w zwiedzaniu nie przeszkadzają, chyba że kolejkowo robią foto wchodząc na kamień, który ma być pierwszym planem mojej panoramki. Tak, wtedy stoję, czekam i zgrzytam zębami, bo zwykle nie zauważają że inni też robią zdjęcia. :)

kawusia6
2017-09-28

Dzięki za opis i zdjęcia. Warto wiedzieć, że tak blisko są takie wspaniałości :)

oscar
2017-09-27

Łał! coś nowego i fajnego!