Oferty dnia

Maroko - MARRAKESZ - baśń i koszmar, czyli Spoko Maroko:) - relacja z wakacji

Zdjecie - Maroko - MARRAKESZ -  baśń i koszmar, czyli Spoko Maroko:)
Marrakesz – to bezsprzecznie najbardziej znane i najczęściej odwiedzane przez turystów miasto w Maroku, którego z pewnością nie powinno się ominąć na mapie tego kraju; dlatego nie bez powodu prawie każda wybrana opcja wycieczki do tego kraju (i te via/Biura Podróży i te indywidualne) – posiadają w programie zwiedzanie Marrakeszu.

Geograficznie Marrakesz leży prawie w samym środku kraju, więc z każdej części Maroka dostać się tu można mniej więcej w tym samym czasie; miasto to jest z pewnością jednym z najbardziej egzotycznych miast w całym arabskim świecie północnej części Afryki.

Marrakesz- należy do tego rzadkiego rodzaju miast, które poznaje się przede wszystkim zmysłami – nasze oczy przetwarzają niesamowitą paletę kolorów i ogrom barwnych ludzi, uszy rejestrują dźwięki o niebezpiecznym poziomie decybeli: wszechogarniający gwar przekrzykujących się sprzedawców, te wszystkie odgłosy tysięcy pojazdów (pędzące samochody, warczące skuterki, rozklekotane motorki, jakieś skrzypiące przyczepki ciągane przez osły i zardzewiałe samoróbki targane przez muły) - aż do wieczornych odgłosów słynnego Placu Jemma-el-Fna; nasze nosy zaś rejestrują feerię aromatów (i smrodków też:)) wszystkiego co tu skwierczy i co się serwuje wokół, że aż świdruje w nosie, bo nie sposób wymienić te wszystkie zapachy, które zewsząd dosłownie nas dopadają.

Po przyjeździe do Marrakeszu pierwsze kroki kierujemy do Ogrodów Majorelle;
wizyta w tym miejscu wczesnym popołudniem jest dość trafnie przemyślana, bo po trudach podróży z dalekiego południa – to sielankowe, zielone miejsce, a szczególnie dużo cienia działa na wszystkich jak balsam, zwłaszcza, że jest potwornie duszno i gorąco.

Twórcą tego niewielkiego ogrodu był Louis Majorelle - francuski artysta-ebanista z zamiłowania stolarz, żyjący na przełomie XIX i XX wieku; później ogród stał się własnością projektanta Yves Saint Laurenta, który zamienił go na dość awangardowe „dzieło sztuki”, gdzie pomieszkiwał sobie ciesząc oczy urodą własnego kawałka małego, botanicznego raju w samym sercu marakeskiego piekiełka, który ogromnie uwielbiał to miejsce i to na tyle, że jeszcze za życia zażyczył sobie aby jego prochy zostały rozsypane właśnie tu - w tym ogrodzie. I spełniono jego życzenie… więc kto wie, czy te prochy nie leżą gdzieś tu jeszcze do dzisiaj?....

Miejsce to jest bardzo ładnie zaaranżowane, ze sporą i ciekawą kolekcją kaktusów, z licznymi fontannami, strumyczkami, oczkami wodnymi i mnóstwem egzotycznego kwiecia; ot taka oaza zieleni i spokoju w środku potwornie zakurzonego i bezlitośnie gwarnego miasta i choć sam ogród nie wywołał we mnie jakiegoś specjalnego zachwytu, bo nie padłam z wrażenia, ale warto na pewno zobaczyć to urokliwe miejsce i fundnąć sobie relaksujący spacerek; można się bardzo przyjemnie ochłodzić w cieniu roślin i nasycić oczy ich urodą i zielenią.

Po kolacji dla chętnych jest przewidziana wieczorno-nocna wizyta na słynnym Placu Jemma-el-Fna, którego nazwę tłumaczy się jako „zgromadzenie nieżywych” nawiązującą do czasów, kiedy na tym placu miały miejsce publiczne egzekucje; obecnie funkcjonuje też nazwa „Plac Cudów”.
Od ponad 30 lat znaczna część marakeskiej mediny wpisana jest na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.

Spacerując po placu przyglądamy się wszystkiemu co się tu dzieje, a dzieje się… oj, dzieje… :)
- człowiek na początku może być tu z lekka zszokowany tym tłumem, gwarem, krzykami, piszczałkami, dudniącą muzyką, głośnymi nawoływaniami handlarzy, rytmem ganwy, wszędzie słychać fujarki na których grają „zaklinacze węży”, różnej maści akrobaci dają tu swoje występy, przeróżni muzykanci grają co trzy kroki inne rytmy, kręcą się jacyś jasnowidze i czarodzieje, zaczepiają kobiety, które co chwila oferują wykonanie henny na dłoniach...;

W całym tym zgiełku i jazgocie oprócz Marokańczyków przeciskają się rzesze turystów mówiących językami z całego świata - istna Wieża Babel, a między tym wszystkim biegają, głośno drąc się biedne małpki ubrane w pampersy (strasznie żałosny to widok), – jesteśmy niekłamanie oszołomione całym tym szaleńczym obłędem i jednocześnie cały czas gnane do przodu siłą gęstej fali tłumu.

Trzeba tu kurczowo pilnować torby, aparatu a w szczególności portfela.
Przeciskamy się powoli przez labirynty uliczek mediny wypełnionej po brzegi straganami z oszałamiającą ilością kolorowych towarów, gdzie handlarze zaczepiają Cię co krok i oferują nam - naiwnym turystom swoje towary po astronomicznych cenach, no ale w Maroku tradycja targowania jest bardzo silnie zakorzeniona i czasami można taką kosmiczną kwotę utargować nawet o 70%, ale najczęściej jest to około połowy lub ciut więcej pierwotnej kwoty;

- dobrze też sprawdza się zasada, że stanowczo dziękujemy i odchodzimy – wtedy sprzedawca potrafi biec za nami nawet 50 metrów od straganu- mówiąc: - Hello, Hello, Madame.., Ok, OK,! :) - wtedy należy (ale tylko jeśli chcemy coś kupić) grzecznie podziękować, mówiąc: Łacha Huju!!! :):):))

(nie mam pojęcia jak to się pisze, ale fonetycznie tak właśnie to brzmi:), a dokładnie oznacza: - zgoda bracie! I jeśli wypowiemy te magiczne słowa- to już nie ma dalej targowania:)- zgodziłeś się - to teraz – kupuj i płać! :)

Na początku trudno jest bez szczerzenia zębów witać się czy za cokolwiek dziękować np. za herbatkę czy soczek, mówiąc: - Saalem Alejkum Huju:) czy Szukran Huju! :) (witaj bracie/ dziękuję bracie:)), ale potem można się przyzwyczaić… :), choć zawsze z uśmiechem na ustach:)

Trzeba też zdawać sobie sprawę (co większość z Was zapewne kilkakrotnie już przećwiczyła to - będąc wcześniej w Egipcie, Turcji czy Tunezji) - że jeśli nasz wzrok zatrzymamy na jakimś przedmiocie dłużej niż kilka sekund, to możesz być na 100% pewien, że natychmiast spod ziemi wyrośnie tuż przed - nami nawet nieobecny przed chwilą sprzedawca i już nas tak szybko nie puści... :) a jeśli nie jesteście specjalnie zainteresowani zakupem, to broń boże nie pytajcie o cenę; - jeśli choćby raz zapytacie o cenę, to raczej na pewno wyjdziecie stąd z czymś, czego wcale nie zamierzaliście kupować:)

Rankiem mamy zaplanowane krótkie zwiedzanie miasta w tzw. pigułce. Która rozpoczyna się od wizyty przy minarecie Kutubija, który jest jednocześnie świetnym punktem orientacyjny miasta – prawie zewsząd go widać:), a to już jest zasługa jego wysokości – wieża minaretu mierzy 69 m.
Minaret powstał w latach panowania Jakuba El Mansura - 1184-1199, i był pierwowzorem słynnej Giraldy w Sewilli oraz wieży Hasana w Rabacie.

Czas upływał nam tu na przechadzkach po medynie; zwiedzaliśmy piękną medresę Ben Youssefa, - bardzo ciekawe miejsce, ale szczerze mówiąc znacznie większe wrażenie zrobiła na mnie Alhambra w Grenadzie, choć podobieństwo zdobień i ornamentów jest ogromne;
Posiedzieliśmy chwilę w zielarni berberyjskiej, gdzie oczywiście nasze Biuro miało zaplanowaną wizytę u ”przypadkowo zaprzyjaźnionego zielarza” :), ale poza faktem, że ów zielarz śmiesznie mówił po polsku i był naprawdę bardzo sympatyczny- to niewiele mnie tam zainteresowało; - nie wierzę w te wszystkie cudowne eliksiry i mazidła :), więc szybko się stamtąd wyniosłyśmy pomyszkować po okolicznych straganach;

Zwiedzaliśmy również Muzeum Marrakeszu- dość ciekawe miejsce, z zachwycającymi, drewnianymi stropami ; na koniec dostaliśmy 2,5 godziny czasu wolnego, który większość uczestników spędziła na Placu lub w okolicy Jemma-el-Fna- jakże cichym i spokojnym w blasku słonecznego dnia.

I to już jest w zasadzie koniec tej wycieczki, ...buuu....; żegnając więc słoneczny Marrakesz, pomknęliśmy autostradą w stronę Agadiru, aby nazajutrz udać się na lotnisko i pofrunąć do domu do stęsknionego małżowinka :)

Zapytacie czy mi się ten cały marakeski zgiełk podobał?

I tak… i nie….

Na pewno warto to zobaczyć (Jemma-el-Fna nocą), ale poza klimatem miejsca i samą egzotyczną atmosferą – jest też druga strona medalu: widać biedę i wręcz ubóstwo mieszkańców, choć oczywiście nie wszystkich; każdy mieszkaniec Marakeszu ma tu jakiś sklepik, budkę, straganik, interesik i wszystko kręci się wokół turystów, z których to miasto w zasadzie żyje; ale jest też niestety brud, syf, i jak to się mawia „kiła i mogiła”.

Podsumowując: południe Maroka bardzo mi się podobało; to naprawdę wspaniała wycieczka z dobrze przemyślaną trasą, zupełnie nie męcząca ale i nie pozwalająca się nudzić, (choć moim zdaniem można by czas mijanych dni jeszcze bardziej wzbogacić; szczególnie jak się poczyta trochę o Maroku i ma się świadomość, że jest się tuż obok albo bardzo blisko ciekawych atrakcji, które są niestety pomijane na trasie wycieczki);

- ale ogólnie wycieczka posiada ogromny plus - przede wszystkim dla miłośników natury: jest bardzo dużo różnorodnych widokowych tras, wspaniałych krajobrazów, niesamowitych gór, malowniczych ksarów, wąwozów, przepięknej pustyni pełnej magii zaklętej w miałkich piaskach… i jest naprawdę sporo okazji aby poznać ten kraj również kulinarnie: o tajinach pisałam Wam więcej w I części Relacji, więc wiecie że jest ich kilka wariantów; warto próbować tu wszystkiego co przykuje Waszą uwagę i przyciągnie nos; no i te słynne soczki i herbatki... przepyszne!!! ;
ciekawa smakowo jest tez harira – marokańska zupa gotowana na mięsie (jadłam wersję na baraninie) na bazie soczewicy, ciecierzycy, bobu i czasami grochu – mnie bardzo smakowała, bo ja akurat lubię jej główne składniki.

Marrakesz... ? – podobał mi się średnio; nie widziałam tam specjalnej urody miasta; za mało zwiedzaliśmy zabytków (a wiem że jest ich tam całkiem sporo); miasto jest - jak to arabskie miasto – brudne, gwarne, zakurzone;

Co mi się nie podobało w Marakeszu?

- ta najsłynniejsza maskarada przebierańców na Jemma-el-Fna – niektórych to bardzo kręci i zachwyca, mnie raczej niekoniecznie….; dla mnie zdecydowanie przereklamowane to wszystko - za głośno i za tłumnie; wolę bardziej senne miasteczka… właśnie takie dziurki jakie były na południu Maroka, ale cieszę się że tu byłam i zobaczyłam choć kawalątek tego Marrakeszu (szczególnie nocnego), ale raczej tu się już więcej nie wybiorę..., jednak o powrocie do Maroka będę rozmyślać …..

Co mi się podobało?

- najbardziej klimatyczne zaułki medyny; szczególnie rankiem, kiedy to miejsce jest jeszcze takie senne, a stragany dopiero się otwierają... można na spokojnie poczuć atmosferę i ducha tego miejsca; podobała mi się też Medresa - piękne i takie misterne to wszystko, mimo że bogaty dziedziniec główny jest sporym kontrastem dla ascetycznych wręcz pokoików-cel studentów.

Czy wrócę jeszcze do Maroka?

(jeśli nawet tak, to raczej nie na „Cesarskie Miasta” jak większość wycieczkowiczów – jakoś (po zapoznaniu się z programem) aż tak bardzo mnie ta druga wycieczka nie kręci, ale bardzo chciałabym przenieść się kiedyś w czasie do Fezu…., więc może jeszcze kiedyś „wyczaję” jakąś opcję, żeby było to możliwe.

(własnie pokazała się ostatnio w Itace - nowa fajna wycieczka ”Ida y vuelta” -
łącząca Andaluzję (80% miejsc, których w Andaluzji nie widziałam) z północnym Marokiem, ale znacznie krótszą trasą niż ”Cesarskie” i bardziej na Północ (no i bez powtarzania Marrakeszu:), więc idealna dla mnie:)) - może kiedyś więc się skuszę i namówię męża...???)

Na koniec: Czy było warto?

- oczywiście że tak!!! wróciłam naprawdę zauroczona Marokiem, z mnóstwem pięknych pamiątek ( już dawno nie przywiozłam z żadnego kraju tak dużo różnych rzeczy jak właśnie z Maroka!) - pisałam Wam już wcześniej, że w Maroku można naprawdę kupić sporo ładnych rzeczy (co ważne nie z Chin!!!!); całość tej wycieczki oceniam bardzo wysoko i szczerze polecam miłośnikom przyrody i górskich widoków;

I tak jak Egipt kiedyś, przed laty mnie zniesmaczył, tak Maroko absolutnie mnie urzekło, i poza samym Marrakeszem- podobało mi się wszystko! ale to jest zasługą głownie ludzi...; w Maroku nie było takich sytuacji jak w Egipcie, że ktoś siłą wymuszał ode mnie kasę; poza tym były to dwa różne rodzaje wycieczek: tu była przyroda, tam zabytki.... , a ja wolę przyrodę :)).

I to by było na tyle. Dziękuję wszystkim czytającym....

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Maroku:
Co warto zwiedzić?
wszystko opisałam w Relacji
Porady i ważne informacje
nasz termin: 31/03-07/04 to fantastyczna, ciepluśka pogoda; nie wiem czy tak jest zawsze, ale tak trafiłyśmy; wprawdzie kilka razy w ciągu dnia bywało mi ciut za gorąco, ale nie był to jakiś męczący skwar, gdzie człowiek wciąż szuka tylko wody i klimatyzacji:)
taka pogoda wręcz mnie zaskoczyła, bo myślałam że będzie chłodniej; nie było mowy o żadnym wieczornym czy porannym chłodzie - cały czas mieliśmy taki piękny gorący, polski lipiec :) - w dzień 28-33C, ranki i wieczory 20-23C
Autor: piea / 2017.04
Komentarze:

Angela
2017-10-14

Pięknie tam. Oczyma wyobraźni widzę się pomiędzy tymi kolorowymi straganami :)

texarkana
2017-05-27

Powspominałam sobie... Tak, ja też do Marrakeszu podeszłam sceptycznie, ale podobały mi się Ogrody Majorelle, medina i oczywiście Medresa Ben Jussufa, natomiast Jemaa el Fna nieeeee... Ja w tym mieście wcale a wcale nie widzę jakiegoś nadzwyczajnego klimatu.

Antenka
2017-05-17

Podelektowałam się pięknymi fotami i wrażeniami :)
Super :)

roman_gor
2017-05-05

Miło było odświeżyć w pamięci te wszystkie miejsca, które również wywarły na nas wielkie wrażenie. Pozdrawiamy :-)

kawusia6
2017-04-30

Piea- jak zwykle świetny opis; z charakter i praktyczny. Mnie również południe Maroka zauroczyło.Niestety byłam w lipcu- trzeba mieć kondycję, ale dałyśmy radę zwłaszcza, ze tempo zwiedzania dobre-bez popędzania turysty :)

oscar
2017-04-30

Ladnie to opisałaś :)
pozdrowionka