Oferty dnia

Norwegia - cz. 2- A fiordy to nam z ręki jadły... :) - relacja z wakacji

Zdjecie - Norwegia - cz. 2- A  fiordy to nam z ręki jadły... :)
Wszyscy chyba znają ten stary dowcip, jak to :

Spotykają się dwaj kumple, i jeden się chwali:
– Stary, wróciłem właśnie w Norwegii, mowie Ci: - zajebiście było !
– no a fiordy???, widziałeś te fiordy ?
– Fiordy ? no baa..., Fiordy to mi z ręki jadły :):):)

Dowcip jest stary i wciąż jary:), ale w Norwegii fiordy z ręki nie jedzą... i trzeba pamiętać o tym, że przed Naturą - należy mieć bardzo dużo pokory...

o wypadkach (również niestety tych śmiertelnych) dla pięknej foci czy zachwytów na fb - słyszało z was wielu... niestety i w Norwegii znane są przykłady bezwzględnej siły natury, która nie toleruje ludzkiej głupoty i mści się czasami za skoki na Kjeragu, czy za sweet focie ze zwisającymi nóżkami z krawędzi Preikenstolen....

Czytałam nawet gdzieś ostatnio artykuł dziennikarki z Trondheim-Sylwi Skorstad
na tamat wyjątkowo idiotycznego zachowania polskiej turystki, która nieomalże spadła ze skały podczas potwornego wiatru kręcąc filmik, który wrzuciła potem na you tuba:)

Pozostawię to bez komentarza..., ale należy pamiętać, że w Norwegii fiordy z ręki nie jedzą, a duże rezerwy pokory na pewno przydadzą się odwiedzajacym ten kraj turystom!

To taki milutki wstępik na początek :), ale wróćmy jednak na ziemię :)

Tak jak już wspomniałam w poprzedniej Relacji - nocleg spędziliśmy w urokliwym, górskim pensjonacie „Videseater” – to niewielki, skromny obiekt, ale za to przepięknie położony; bo widoki wokół są tu prawie jak w Himalajach:).

„Videseter” to dość historyczne miejsce; z rozmów z właścicielem wynikało, że to dość stary pensjonat ( jeszcze z końcówki XIX wieku), tyle, że po tamtym historycznym budynku niewiele pozostało po pożarach, a obecny obiekt ma już zupełnie inny wygląd w niestety mniej pięknej górskiej architekturze jak poprzednik, ale zachowało się tu sporo sprzętów, starych fotografii i innych pamiątek, którymi właściciele udekorowali to urocze miejsce.
Lato polarne na tej szerokości geograficznej mimo minusów ( problemy ze snem w zbyt jasne noce) ma jednak ten plus, że bez żadnych ograniczeń czasowych możemy się szwędać po okolicy do woli „kawał w noc” :). Po kolacji, i krótkim odpoczynku, mimo dość późnej godziny idziemy więc na spacerek.

Widoki z pensjonatu na cudnej urody Dolinę Hjelledalen zachwycają oglądających urzekającą górską scenerią.
Wokół naszego pensjonatu nie ma żywej duszy, żadnego innego budynku, sklepiku, jakiejś budki, czegokolwiek… nic - tylko nasz pensjonat i góry z oszałamiającymi widokami wokół. Obok hoteliku znajduje się wspaniały wodospad Videfossen (znany częściej pod nazwą Buldrefossen) z platformą widokową, z której można podziwiać jak ów wodospad z hukiem spada w dół do doliny Hjelledalen, ale kłębi się tu tyle wody i tryskającej bryzy wokół, że aż strach podejść bliżej żeby się nie potknąć po mokrych kamieniach i nie zmoczyć obiektywu. Uwieczniamy piękny i huczący Buldrefossen licznymi fotkami i tak kończy się nam kolejny dzień w pięknej Norwegii.

Ranek wita nas mgłami; wszędzie wokół otacza nas gęstwina oparów chmur i mgieł , co nie wróży dobrze, zważywszy, że pierwszą atrakcją na ten dzień jest w planie wjazd na Dalsnibbę. Mgły jak to mgły – często lubią spowijać górskie otoczenie i jeśli są od rana – to raczej już z góry widomo, że ustąpią dopiero przed południem. I tak też dzieje się tym razem…..; pięknych widoków z Dalsnibby więc nie zobaczymy, buuuu… :( Nasz Franek jednak nie daje za wygraną :) i próbuje połączyć się telefonicznie z pracownikiem Dalsnibby na górze, który potwierdza niestety, że widoczność jest w tej chwili na jakieś 20 metrów:(; z Dalsnibby więc ”robimy nici” i zawiedzeni kręcimy się trochę nad urokliwym jeziorem Djupvatnet, uwieczniając mgliste acz piękne panoramy wokół.
Jako rekompensatę za Dalsnibbę mamy dwie opcje do wyboru: albo po prostu zwrot kaski za bilety wstępu lub 3 pomniejsze niespodzianki „zamiast” – krótkie głosowanie w autokarze i wygrywają niespodzianki:), a my tymczasem zmierzamy do jęzora największego lodowca kontynentalnej Europy – Jostedalssbreen.
Na końcu maleńkiej miejscowości Oldedalen, gdzie zaczyna się droga do jednego z ponad 20 jęzorów Jostedalssbreen - mniejszego lodowca Briksdal, czekają na nas małe samochodziki tzw. trollcarsy, którymi podjeżdżamy prawie pod sam jęzor – stamtąd mamy już tylko króciutkie podejście lasem łatwym, szerokim szlakiem jakieś +/- 500-700 metrów. Sam dojazd pod jęzor przy pięknej, słonecznej pogodzie musi być mega wspaniałym przyrodniczym przeżyciem, tym bardziej, że po drodze mija się zjawiskowy wodospad obryzgujący zbliżających się turystów - wodą:), ale mgły nie pozwoliły nam nacieszyć się w pełni tutejszymi widokami:(.

Cała dolina jęzora zamknięta jest malowniczo wokół wysokimi górami, z których szczelinami spływają piękne wodospady „wstążkowe”, których w tym kraju jest tysiące…..
Z oddali wyłania się z mgieł i oparów czapa lodowa Jostedalsbreen i spływające z niej owe wodospady. Briksdal wciśnięty jest między dwie skalne ściany a u jego podnóża lśni niewielkie jeziorko polodowcowe, które przy braku słońca nie mieni się niestety typowymi dla takich wód kolorami. Widoki nie są dziś zbyt klarowne, ale my w ogóle możemy mówić o naprawdę dużym szczęściu, bo doszliśmy do jęzora nieco szybciej niż pozostali i to akurat w momencie, kiedy gęstwiny mgły odpłynęły dosłownie na kilkanaście sekund pozwalając zrobić nam chociaż kilka fotek:). Wszyscy, którzy dotarli tu 1-2-3 minuty i więcej po nas niestety nie ujrzeli w ogóle czapy jęzora ani przez moment, bo mimo półgodzinnego stania tu i czekania że aura stanie się łaskawsza- jęzor już się nie odsłonił.

Pierwszą niespodzianką za Dalsnibbę jest kolejny lodowiec, do którego właśnie zmierzamy; a zawiedzona część grupy, która nie ujrzała Briksdalsbreen ma teraz nadzieję, na widok błękitnego jęzora kolejnego lodowca – tym razem Bøyabreen, który wynagrodził nam poranne mgły i pięknie powitał wszystkich swym błękitnym wizerunkiem. Dojazd do Bøyabreen jest bezpośredni, nie ma tu już żadnego podjeżdżania specjalnymi pojazdami pod lodowiec ani niestety pieszego szlaku – jęzor dostępny jest w zasadzie prawie przy samym parkingu; podziwiamy tu wspaniałe niebieskości jęzora w urokliwej dolinie pełnej małych wodospadów wokół i napawamy duszę przepięknymi widokami na pobliskie jezioro, a właściwie fiord - malowniczy Kjosnesfjorden.

Wizyta w letnim domu norweskiego pianisty Edvarda Grieg’a zaskoczyła nas pozytywnie;
W cichym, idyllicznym położeniu ukryte jest naprawdę piękne miejsce; półgodzinne zwiedzanie z przewodniczką z Ukrainy mówiącą nieźle po polsku wystarczyło aby nacieszyć oczy a potem jeszcze fenomenalny koncert z wybranymi utworami Grieg’a – za fortepianem zwykle zasiada tu młody pianista, prezentujący turystom odwiedzającym to miejsce utwory mistrza, ale dzisiaj gra tu bardzo znany i utytułowany norweski pianista, laureat wielu koncertów fortepianowych – Havard Giemse; ; mamy więc dużego farta a cała ta wizyta dla melomanów i wielbicieli klasyki na pewno będzie miłymprzerywnikiem podczas wycieczki; nas ten koncert niekłamanie zachwycił a muzyka Griega dotarła do naszych serc naprawdę głęboko.

Bergen- jak to Bergen powitało nas w deszczu – a w zasadzie w niewielkiej mżawce; nasz Franek żartuje, że jak tu przyjedziemy i nie pada – to znaczy, że nie jesteśmy w Bergen:)); żarty- żartami, bo niektórzy turyści przybywający do Norwegii mają jednak farta i trafiają na Bergen w pełnym słońcu, ale generalnie tak jak wszystkim Londyn kojarzy się z Tower Bridge, Paryż z wieżą Eiffla, a Wenecja z kanałami, tak Bergen kojarzy się właśnie z deszczem :)), a dopiero potem z drewnianym Bryggen i rybami na Fisketorget:).
Tutejszy morski klimat, ukształtowanie powierzchni, położenie miasta i bliskość golfstromu -powodują, że pada tu przez większość dni w roku, a statystyki podają że nawet średnio około 300 dni w roku:).

Przez wieki Bergen było największym i najbardziej ruchliwym miastem w całej Norwegii. To właśnie tutaj życie koncentrowało się wokół nabrzeża, portu i najstarszej dzielnicy Tyskebryggen, która niegdyś tętniła mieszczańskim gwarem; ale dzisiaj ruch wśród portowych uliczek wcale nie jest mniejszy, a odwiedzając targ rybny Fisketorget przy nabrzeżu zatoki Vågen - można popróbować do woli tutejszych smakołyków i wszelakich darów morza wprost z kutra, bo degustacje odbywają się tu przy dosłownie każdym stoisku; ceny jednak nie zachęcają do zakupów, ale jakiś mały rybny suwenir warto mimo to - przywieźć do kraju.
Przeciętny turysta odwiedzający Bergen – zawsze w końcu trafi do najciekawszego miejsca tego miasta – do pięknej zabytkowej dzielnicy Bryggen, w której możemy podziwiać 61 ciasno zbudowanych wąskich drewnianych domów ustawionych malowniczo frontem do nabrzeża. Domy te są zbudowane zgodnie z wytycznymi Hanzy - jedne przy drugich w wąskich uliczkach wyłożonych drewnem - są dwupiętrowe i nie szersze niż 6 metrów. Kiedyś, w czasach Hanzy mieściły się tu przybytki i faktorie kupieckie związane z handlem rybami, a więc zapaszek też był tutaj specyficzny; dzisiaj w tych zabytkowych domach z listy Unesco mieszczą się tu głównie eleganckie sklepiki z rękodziełem butiki, małe galerie i muzea, puby i kawiarenki pachnące czymś znacznie bardziej przyjemnym niż ryby:).
Oczywiście większość tych domów nie pamięta już czasów średniowiecza, bo Bergen przez kilka ostatnich stuleci płonęło aż 19 razy!!! , ale te wiekowe drewniane domy, które możemy tu dzisiaj podziwiać liczą sobie 3 stulecia a w najstarszym z nich – z 1706 roku mieści się dziś Hanseatic Museum.

Spacerując po wyłożonych drewnem, wąskich pasażach poczuć można specyficzny zapach starego drewna często podziurawionego przez korniki, ale panujący tu nastrój, te wąskie, ciasne przejścia zatopione w półmroku, te liczne małe, klimatyczne sklepiki i mnóstwo odwiedzających, a między tym wszystkim pełno tu jakichś powystawianych na zewnątrz wiszących zwierzęcych skór, rogów, jakichś wędek, dosłownie prawie kogucików na druciku:) – ale wszystko to razem przenosi nas w inne czasy…. czasy dawnej Hanzy.
Warto a nawet trzeba koniecznie zajrzeć do środka jakiegoś przybytku na Bryggen – bo tam w mgnieniu oka przenosimy się do czasów średniowiecznych. Klimacik miejsca jest fantastyczny - wszystko wokół jest z drewna, pasaż z desek pod nami, ściany domów, schody, balkony, szyldy, wiszące głowy łosi, jeleni, i czego tylko dusza zapragnie.

Oczywiście Bergen to nie tylko Tyskebryggen i Fisketorget, bo mnóstwo tu wszędzie innych zabytków maści wszelakiej i ciekawych miejsc - licznych kościołów (również tych renesansowych), bram, pałaców, wież, zamków, pięknych parków i okaząłych rezydencji, ciekawych pomników, itd… na dzielnicy Klosteret kończąc - w końcu miasto jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO więc nie może być inaczej! ale nie będę Was już dłużej zanudzać opisywaniem miliona atrakcji, bo to wszystko możecie znaleźć sobie sami w sieci.

Atrakcją, której w zadnym wypadku nie można sobie odmówic jest wjazd kolejką Fløibanen na blisko 400 metrowy szczyt Fløyen, skąd roztaczają się przepiękne widoki na miasto w dole. Mawia się, i słusznie zresztą, że Bergen ma w sobie coś z Rzymu:) - oczywiście nie w kwestii zabytków czy samej historii, ale w położeniu.... Bergen otoczone jest bowiem siedmioma wzgórzami - wiec tak jak Rzym - to też jest miasto na siedmiu wzgórzach:).

Dopiero z góry widać świetnie jak ciekawie usytuowane jest to miasto – wciśnięte pomiędzy malowniczy fiord Byfjorden, góry i lasy; widok ogólny naprawdę jest bardzo ładny, a Ci którzy dysponują większą ilością czasu i nie zjeżdżają kolejką na dół do miasta, tylko schodzą pieszo - powinni zapuścić się w tutejsze lasy, pełne poukrywanych trolli i elfów :) (oczywiście tych drewnianych, ale może i nie tylko….., kto wie? …. :)))



Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Norwegii:
Autor: piea / 2016.06
Komentarze:

Soniza89
2016-10-13

Alu niesamowite zdjecia !!!! Do tego super relacja

eleni
2016-09-16

Rozochocona poprzednimi częściami z twojej wyprawy do Norwegii rozpoczynam oglądać część drugą. Wpierw jednak przeczytałam cudowny opis, który wprowadził mnie jak zwykle w cudowny nastrój, bo piszesz przepięknie!!!

kawusia6
2016-07-20

Alu- zdjęcia powalają, naprawdę cuda po prostu. I choć jak zapewne zauważyłaś po moich kierunkach jestem zdecydowaną zwolenniczką słońca i ciepła ( a nawet gorąca) chyba się skuszę, żeby zobaczyć te cuda natury. Bajka :)

piea
2016-07-14

wkrótce....