Oferty dnia

Portugalia - Wędrówki po lewadach... - relacja z wakacji

Zdjecie - Portugalia - Wędrówki po lewadach...
No i miało nie być kolejnej części :); ale ze względu na ogrom zdjęć (chociaż bardzo się staram i wrzucam co dziesiąte:) nijak nie da się tego ogarnąć ani oglądać w jednej części :); sama już się w tym gubię, a co dopiero mają powiedzieć inni oglądający:)

Wyłącznie więc z tego powodu postanowiłam rozdzielić maderyjską galerię na dwie części: li tylko dla łatwiejszego oglądania:), bo nie zamierzam przecież tworzyć kolejnej Relacji (Ha :) zobaczymy co z tego wyjdzie na końcu:)); ale opiszę pokrótce to, co znajdziecie na zdjęciach w tej części, ale raczej będzie to po prostu maderyjski Album 2015 – część II.

Tutaj zamieszczę bardziej naturalne plenery z dwóch ostatnich dni pobytu: czyli przyrodniczo – florystyczne fotki, żeby nie mieszać już tematycznie tych Albumów.

Zamarzył nam się dzień na łonie natury, o co rzecz jasna na Maderze nie jest zbyt trudno :); ale dokładniej chodziło o jakąś dziką lewadę; przy czym pisząc „dziką” mam na myśli dzicz wyłącznie tę leśną:).

Nie będę się powtarzać i opisywać historii powstawania lewad, kto i po co je stworzył i czemu służą, bo to opisałam w poprzedniej maderyjskiej Podróży z 2012 roku, więc Ci , którzy bardziej się zainteresują zapewne znajdą wszystko na ten temat w sieci, a jak ktoś jest ciekaw moich opisów, to odsyłam właśnie do tamtych relacji z 2012r.

Witajcie więc w prastarym lesie - na Wyspie Listka Laurowego…

W tym miejscu muszę wtrącić jedną praktyczną myśl: jeśli znudziło Wam się już na dotychczasowych wyjazdach zwiedzanie dziesiątek Kościołów, Sanktuariów czy innych świętych muzeów:), a lubicie lub nawet wolicie naturalne plenery, góry i dziką przyrodę, to maderyjskie lewady są właśnie dla Was!

- to wprost idealne miejsce do pieszych, górskich wędrówek bez konieczności męczącego wspinania się po nich:), bo większość lewad biegnie po płaskim terenie cały czas z minimalnym kilkustopniowym spadkiem, którego nie odczuwamy w żaden sposób; Oczywiście zdarzają się strome zejścia a potem wejścia po leśnych, kamiennych ścieżkach, ale większość lewad to trasy dla zwykłych piechurów-wędrowców a nie dla wspinaczy:), więc nie ma naprawdę żadnych obaw….

Ale żeby obecnie mogło być nam tutaj tak przyjemnie, to ktoś kiedyś musiał te lewady zbudować w tych górach, i właśnie te obecne trasy mimo naturalnego piękna, kiedyś zostały okupione nadludzką pracą i życiem wielu ludzkich istnień… należy o tym pamiętać spacerując po nich, że to nie jest prezent od Matki Natury, bo to nie ona zafundowała nam te niezwykłe trasy - to człowiek i niewolnicza praca jego mięśni… i tylko dzięki temu możemy podziwiać to wszystko wokół z normalnie przecież niedostępnych miejsc, bo w niewielu górach wycina się takie półki do chodzenia po ich stromych zboczach:).

Poprzednim razem „lewadowaliśmy” tu znacznie wiecej, bo po 4 lewadach, z tym, że przeszliśmy dwie z nich do końca: (Marocos - 12 km; i Caldeirao Verde – 13km) i dwa krótsze odcinki ( po +/- 3 km: lewadą du Norte i piękną leśną lewadą Ribeiro Frio); tym razem mieliśmy spory dylemat, bo wybór tych najbardziej atrakcyjnych tras jest tu naprawdę duży.

Z reguły wybierając piesze wędrówki po tych dłuższych lewadach (powyżej 10-12 km) - wymaga to poświęcenia prawie całego dnia; no a jeszcze jak nasza upatrzona lewada jest daleko od hotelu; to wtedy trzeba do niej jeszcze dodatkowo dojechać jakimiś serpentynami, co nieco wydłuży jeszcze nasz czas.

Przewertowałam więc internet i dostępne broszury na temat tras lewad i wybór padł na dwie połączone leśne lewady w dzikich ostępach maderyjskich lasów laurissilva, położone dość wysoko na ponad 1200 metrowej wyżynie.

Zmierzamy więc najpierw na lewadę Risco- dość krótką, ale przeuroczą lewadę do przepięknego wodospadu (Cascada da Risco) w zielonym leśnym kotle i drugą – już znacznie dłuższą i trudniejszą lewadę Rabaçal, znaną tu bardziej jako 25 Fontains (25 źródeł).
Łącznie tego dnia pokonaliśmy pieszo ok 13 km trasy plus dojazd i powrót na drugi koniec wyspy; ale nasz Mr. President, który nas tu przywiózł czekał na nas wytrwale na umówionym parkingu ok 5 godzin:).

Wędrówki tymi szlakami mają pewną znaczącą przewagę nad jakimikolwiek innymi górskimi trasami: idziemy zawsze wzdłuż kanałów lewad, więc towarzyszy nam przez wiele kilometrów ciągła obecność wody, która sunie sobie w nich niespiesznie, wręcz leniwie - cały czas szemrząc sobie i nam kojącym dźwiękiem, która tworzy w lesie specyficzny, baśniowy nastrój; bo to przecież nie jest jakiś tam zwykły strumyk, który pędzi wartko i zaczyna się i kończy w zasięgu naszego wzroku. Lewada „idzie” razem z nami przez wiele kilometrów, prowadzi nas i nie pozwala się zagubić. Tworzy niesamowicie relaksującą oprawę plenerową: prastary las + góry + woda tworzą wspólnie pełną harmonię człowieka z naturalną przyrodą; no i jak tu nie pokochać tych lewad….. :)

Miłośnicy naturalnych plenerów i aktywnego spędzania czasu na łonie takiej przyrody będą po prostu urzeczeni tutejszymi szlakami. I chyba na tym właśnie polega ich fenomen, bo takich setek kilometrów tras pieszych (ba! jest ich łącznie ponad 2 tys. kilometrów! ) nie zajdziecie w żadnym innym miejscu, dokądkolwiek byście nie pojechali…

Właściwie żadne moje zdjęcia z leśnych lewad nie oddają rzeczywistego obrazu, ponieważ całą perspektywę burzy tu gąszcz drzew, mniejszych roślin i gęstych liści; podobnie jest z uchwyceniem na fotce samego uroku miejsca; - bardzo ciężko oddać to na zdjęciu…. tutaj po prostu trzeba przyjechać i samemu to zobaczyć na własne oczy i poczuć zapach własnym nosem…

Nasza lewada Rabaçal nie jest jakąś bardzo trudna trasą, ale jednak zbyt „łatwą” też nie jest:); wprawdzie początkowo prowadzi nas piękna leśna ścieżka i jest miło i przyjemnie, ale potem musimy zejść na dno doliny po ponad 300 dość stromych i wysokich kamiennych stopniach w dół i potem z powrotem się na nie wdrapać:); ale oczywiście idziemy spokojnym wolnym tempem, nic nas przecież nie gna i nie goni:), więc każdy dostosowuje sobie tempo do własnych chęci i możliwości.

A sam tutejszy las z pewnością jeszcze bardziej zaczaruje miłośników-botaników, znających się na leśnej florze.

Wędrując leśnymi ścieżkami bardzo szybko zauważycie jak bogata jest tutaj roślinność. Momentami przypomina zarośnięte mchem i paprociami gęstwiny a czasami takie prastare nietknięte lasy jak z filmów przygodowych z jakąś tropikalną dżunglą w tle czy z obrazków w bajkach - normalnie jak ” Z mchu i paproci” :).

Woda kapie tu zewsząd tworząc wodne kaskady i mniejsze i większe wodospady, a kiedy mamy szczęście i spotkamy dziko kwitnące tropikalne kwiaty i trafimy do powykręcanych lasów wawrzynowych czy w miejsca gdzie rośnie i pachnie eukaliptus, to zaczynamy czuć się tu dość egzotycznie.

O tym, że maderyjskie lasy laurissilva znalazły się na liście UNESCO pewnie już wiecie, a jeśli nie – to ten fakt tylko upewni Was w przekonaniu, że to nie są jakieś zwykłe leśne zagajniki:)

Co do zwierząt: tu na Maderze nie ma zbyt wielu zfierzakufff:) tutejsza fauna jest jeszcze bardziej uboga jak na Wyspach Kanaryjskich; poza jaszczurkami w zasadzie nie ma tu żadnych dzikich zwierząt lądowych; podobnie rzecz ma się z ptakami; jest ich wprawdzie bardzo dużo ale ich różnorodność gatunkowa jest raczej uboga; w lasach dość często można spotkać na lewadach świergotka kanaryjskiego, zniczka maderskiego i ziębę; a poza leśnymi uroczyskami w ogrodach miejskich i w przyhotelowych ogródkach często siadają wśród egzotycznych roślin żółciutkie kanarki kanaryjskie, a na wybrzeżu tutejsze rybitwy; w górach w okolicach Ribeiro Frio krążą myszołowy, ale widać je tylko szybujące wysoko w górze.

No to nie ma co dłużej się rozpisywać... więc my idziemy przed siebie w drogę po naszej lewadzie…, a Wy sobie poczytajcie i pooglądajcie i zastanówcie się kiedy tu przyjechać:).

Jeśli ktoś nie ma jeszcze dość roślin, to poza leśną florą może podziwiać tutaj nieskończoną ilość ogrodów, których na tej wyspie chyba nikt się jeszcze nie doliczył:).

Mawia się często o Maderze, że to wyspa-Ogród, albo jeszcze trafniej: Pływający Ogród Atlantyku… Wyspa wiecznej Wiosny… Kwitnąca Wyspa na Oceanie…Wyspa Listka Laurowego..... i wszystkie te nazwy jak najbardziej trafnie opisują istniejący stan rzeczy.

Któregoś kolejnego dnia między spacerowaniem, a odpoczywaniem wybraliśmy się do bajkowego Botanical Garden, położonego wysoko na wzgórzach na przedmieściach Funchal, skąd można oglądać obłędne widoki na stolicę w dole i kontemplować z bliska barwne cuda świata egzotycznej Flory.

Spędzamy tu kilka ładnych godzin, w zasadzie najbardziej ciepłe i słoneczne godziny dnia, który w listopadzie jest trochę dłuższy niż u nas, ale to jednak nie jest czerwiec :), więc i tu słońce z reguły nas zaskakuje, że już tak szybko zachodzi:) i kolejny dzień się kończy.

W tym ogrodzie byliśmy również już poprzednio, ale wtedy to była taka dość chaotyczna i szybka wizyta, bez czasu na posiedzenie, na dokładne poprzyglądanie się i pokontemplowanie miejsca i chwili. Tym razem zabawiliśmy tu jak na ogród- bardzo długo, z licznymi przerwami na posiedzenie, pokawkowanie i maderyjskie piffeczko też:).

Jak to na Ogród Botaniczny przystało, jest tu mnóstwo alejek z pięknie zaaranżowanymi roślinami tropikalnymi; znajdziemy tu masę przenajróżniejszych kwitnących, egzotycznych roślin: kwiatów, krzewów i drzew. Poza tym, w tym miejscu jest też dość spory sektor z papugami z całego świata i różnymi gatunkami żółwi; przechadzają się tu gdzie nie gdzie barwne pawie, pawie albinosy, a przy ogrodowych stawach kręcą się kaczki i łabędzie i nawet barwne koguty – w końcu kogucik też jest symbolem Portugalii :).

Mamy tu też sektor zielarski z roślinami leczniczymi; rosną również ozdobne warzywa użytkowe, jak liczne odmiany strzępiastych sałat i kapusty o ozdobnych liściach posadzone w rabatowych kompozycjach; jest też duża część leśna z dendrologicznymi okazami gatunków drzew sprowadzonych z całego świata, bo należy zdawać sobie sprawę, że duża większość roślin tej wyspy (od kwiatów po drzewa) to nie jest pierwotna maderyjska flora; np. eukaliptusy, które znalazły tu świetne warunki do życia – naturalnie nigdy tu nie rosły, dopiero od momentu sprowadzenia ich z Australii; podobnie rzecz się ma z drzewkami frangipani zaaklimatyzowanymi tu z Hawajów, czy z egzotyczną chorizią sprowadzoną na Maderę z Brazylii, itd….; jednakże wawrzyny, czyli laurisilva to juz prastare dziedzictwo tej wyspy.

Zachwycać się tutaj możemy też imponującym kaktusarium, urządzonym z podobnym rozmachem jak Jardim de Canario na Gran Canarii; gdzie również znajdziemy kaktusowe piękności sprowadzone z najprzeróżniejszych regionów świata; również znajdziemy tutaj słynne meksykańskie saguaro, które jednak na Maderze nie osiągają aż takich rozmiarów jak w rodzimym miejscu.

Kończę już tę pisaninę…, bo miało tu już nie być kolejnej Relacji, a wyszło mi jak zawsze :(), ale to naprawdę nie Ja - to moja ręka już tak ma, że jak zacznie coś skrobać, to nie może się oderwać od tej klawiatury :))

Mam nadzieję, że to już będzie naprawdę koniec i nic więcej tu nie dopiszę, żeby Was już nie zanudzać….., ale pewnie tylko do trzeciego razu na Maderze kiedyś tam… :):):), bo nadal mocno w to wierzę, że kiedyś jeszcze tu wrócimy….

i to juz naprawdę KONIEC :)
Obrigado e adeus! :):):)
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Portugalii:
Autor: piea / 2015.11
Komentarze:

Antenka
2015-12-16

Ala- a ja się bardzo cieszę,że dodałaś kolejną część :) Tyle pięknej zieloności to miód dla moich oczu- dziękuję :)