Oferty dnia

Wielka Brytania - Norfolk - relacja z wakacji

Zdjecie - Wielka Brytania - Norfolk

Historia tego wypadu identyczna jest jak z Lake District (zainteresowanych odsyłam do tamtego opisu), wybór miejsca z kolei podyktowany był zupełnie innymi pobudkami. Oboje z Aśką kochamy morze i chcieliśmy złapać jeszcze choć trochę jodowanego powietrza w płuca.

Jako, ze do tej pory poznaliśmy jedynie południowe wybrzeże Anglii i to akurat w niespecjalnie ciekawej formie (Brighton, nie polecam) postanowiliśmy udać się gdzieś indziej. Dodatkowo warunki były takie, że musi być stosunkowo blisko (Aśka leciała w niedzielę wczesnym popołudniem do Polski) i fajnie. Wybór został podjęty na podstawie artykułu w Guradianie o sugestywnym tytule „Top 5 British beaches” :). Jedyną bliską i nie na południe lokalizacją było miasteczko o swojskiej nazwie Wells-next-the-sea.

Jako że za rezerwację zabrałem się w ostatniej chwili, no to juz w samym Wells (z powodów „wygodnosciowych” będę stosował krótszą wersję nazwy) nie zostało nic w sensownej cenie (sorry ale 100 funtów za noc za dwie osoby to jest dla mnie cena znacznie przekraczająca budżet wyjazdowy) w samym Wells. Długie poszukiwania (zależało mi na czymś blisko morza, co w końcu się nie udało) doprowadziły mnie do odległej o jakieś półtorej mili mieściny o nazwie Warham. Było to zrządzenie losu bo kwatera która wychaczyłem (30 funtów za dwie osoby ze śniadaniem! - jak na angielskie standardy do tego w sezonie to jak pól darmo) okazała się bardzo pozytywnym dopełnieniem całego tripu.

Ale po kolei, podobnie jak tydzień wcześniej (patrz opis podróży do Lake District) wypożyczyliśmy samochód, okazało się że Hertzowi zabrakło samochodów klasy B (vauxchalle corsa itp.) i upgradowali nas za darmo do klasy C, dostaliśmy Forda Focusa ze wszelkimi wypasieniami jakie sobie mogłem wyobrazić (były nawet ogrzewane siedzenia!).

Podróż na wschodnie wybrzeże zajęła nam jakieś 2,5 godziny mimo korków (trochę nieświadomie władowaliśmy się w wyprawę drogą, która okrążała jedno z ważniejszych lotnisk wojskowych w Anglii i nie byłoby to problemem gdyby nie fakt że akurat w weekend następujący po piątku nie odbywały się uroczystości rocznicy bitwy o Anglie, na które jechało... jakby to określić ... w ... mordę strzelił ... ludzi... przynajmniej się naoglądałem ćwiczących przed następnym dniem Spitfire’ów i Hurrican’ów). W każdym razie kończąc dygresję dotarliśmy na miejsce jeszcze przed zachodem słońca.

I tu okazało się ze moje obawy o „fajność” (patrząc na cenę można je było mieć) miejsca się rozwiały. Nasza „sypialnia” zlokalizowana była w budynku po starej poczcie i przylegała do pubu o swojskiej nazwie „three horse shoe” - dla nie znających angielskiego „trzy podkowy” - co moja żona określiła „oby nie za dużo tego szczęścia na raz” :). Budynek był jakiś na oko 200-letni, zachował część oryginalnego pocztowego wyposażenia, a juz na pewno zachował klimat. W naszym pokoju było wszystko czego potrzeba do szczęścia na dwa noclegi, duże wygodne lóżko, prysznic z ciepłą wodą i działające ogrzewanie. Nie muszę wspominać, że pub znajdujący się obok tylko poprawiał nam humory.

Zadowoleni z pierwszego wrażenia (tak przy okazji Warham mimo iż jest dziurą w której tak właściwie jest tylko świetny pub i przeogromny kościół, nie ma nawet poczty :), jest wspaniałą romantyczną miejscowością, większość budynków tam pamięta czasy średniowiecza lub wczesnego renesansu. Zrobione są z lokalnego kamienia i robią piorunujące, klimatyczne i romantyczne wrażenie, bardzo polecam przejechanie się po tego typu miejscowości jak będziecie gdzieś w Norfolku).

Postanowiliśmy zobaczyć właściwy cel naszej podróży - Morze Północne. Trafienie tam nie jest takie oczywiste jak się wydaje, z powodu pływów Wells-next-the-sea nie jest wcale takie „next the sea”, woda jest w porcie tylko w czasie przypływu, a plaża znajduje się jakąś milę od samego miasta (można dojechać taką mikroskopijną ciuchcią - atrakcja głównie dla dzieci co prawda ale i dorośli mogą mieć z tego fun).

Plaża jest ogromna, uwierzcie mi wiem co pisze byłem na plażach Maroka, Tajlandii, Tunezji, zwiedziłem cale polskie wybrzeże i nigdzie nie widziałem tak szerokiej plaży, do tego jest piaszczysta - czego chcieć więcej. Przy zejściu na plażę znajduje się cale mnóstwo malutkich domków plażowych w pastelowych kolorowych i poprawiających humor kolorach. Z racji, że już było praktycznie po zachodzie słońca jak się tam zjawiliśmy (a lato w Anglii jakieś specjalnie upalne nie jest), zrobiliśmy tylko krótki spacer po piasku i udaliśmy się na krótką przechadzkę po mieście.

Wells jest typową miejscowością turystyczną, niewiele tam innych atrakcji można znalezc poza lodami, fish&chips i różnymi rozrywkami nakierowanymi pod turystów. Dzień zakończyliśmy w „Trzech podkowach” sącząc ale i rozmawiając z miejscowymi.

Następny dzień zaczęliśmy od śniadania (jak i w innych B&B trzeba pojawić się na nim bardzo rano) i ruszyliśmy na wyprawę zaplanowaną już wcześniej. Samochód zatrzymaliśmy na głównym parkingu w Wells i ... ruszyliśmy przejść się po mieście :). Zachaczylismy kilka kawiarni, i przeszliśmy się po galeriach lokalnych malarzy którzy przyznaje mają jakiś pociągający talent (a może to lokalne pejzaże robią robotę?) i nabraliśmy ochoty na kupno jednego takiego dzieła dla siebie. Po „uturystycznieniu się” pieszo skierowaliśmy się na wschód wzdłuż brzegu morza (a raczej wzdłuż brzegu trzęsawisk, które oddzielają morze od „stałego lądu”). Trasa wiodła granicą trzęsawisk przez małe miejscowości co i rusz zakładane w miejscach gdzie możliwe było założenie portu. W jednej takiej miejscowości zjedliśmy obiad, w innej zatrzymaliśmy się na herbatę ze scones. Generalnie trasa jest bardzo przyjemna widoki nie są może tak porażające i dramatyczne jak w Lake District, są bardzo przyjemne i każdego miłośnika morza, morskiej natury i tych tematów od razu pozytywnie nastroją. Trasa ma jakieś 10-12 mil (w zależności od tego jakie ścieżki się wybierze) i kończy się w Clay-next-the-sea (a jakże:)! Przy starym młynie, który jest teraz przerobiony na kawiarnio - restauracjo - galerię.

Clay-next-the-sea jest tez bardzo przyjemnym miasteczkiem z galeriami i pubami więc postanowiliśmy się trochę po nim powałęsać. Jak nam się znudziło wsiedliśmy w autobus, który przywiózł nas z powrotem do naszego samochodu.

Zmęczeni (ale zadowoleni) poszliśmy jeszcze na kolacje do „naszego pubu” (poprzedniego dnia nie wyrobiliśmy się na czynną kuchnię - w większości pubów w Anglii kuchnia zamykana jest o 21) postanowiliśmy zaryzykować tradycyjnej kuchni angielskiej. Strasznie trudno o nią w Anglii, została zdominowana przez indyjską i włoską, oraz generalny fast-food shit. Wzięliśmy dwa różne „pie” - to są swego rodzaju ciasta z nadzieniem mięsnym, rybnym lub warzywnym, najczęściej w postaci takiego gęstego gulaszu. Dobrze zrobione jest wyśmienite, skopane jest niejadalne (stąd pewnie opinia o kuchni angielskiej). Te które my jedliśmy były chyba najlepsze jakie do tej pory udało mi się próbować. Wieczór zamknęliśmy podobnie jak poprzedniego dnia popijając ale z miejscowymi i innymi gośćmi naszego B&B.

Niedziela miała być i była dniem totalnego odpoczynku, przeszliśmy się jeszcze raz po galeriach Wells, nabyliśmy nawet obraz (zarąbisty swoją drogą:) ) i spacerowaliśmy po plaży. Niestety zbierać się trzeba było stosunkowo szybko, bo juz o 18:00 Aśka miała samolot z Luton do Warszawy. Pożegnaliśmy więc Norfolk stosunkowo wcześnie, ale był to bardzo udany wyjazd.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Wielkiej Brytanii:
Co warto zwiedzić?

W Norfolk warte odwiedzenia z mojego punktu widzenia są te malutkie średniowieczne miejscowości (nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę ale w pewnym stopniu cały czas są one w systemie feudalno-pańszczyźnianym. Większość „farmerów” nie ma tutaj własnej ziemi, która należy w głównej mierze do Hrabiów i innych podobnych, są oni pracownikami na tej ziemi (dostają pensję, mają prawo do wykorzystywania części plonów dla siebie i mieszkania w zabudowaniach też należących do „władcy feudalnego” - funkcja ta przechodzi z pokolenia na pokolenie). W wielu z nich nie znajdziecie budynków młodszych niż XVIII wiek. Poza tym warte zobaczenia są plaże - tylko uważajcie na pływy! (woda przybiera szybciej niż tempo marszu człowieka, w 10 minut potrafi was odciąć od suchego lądu).

Porady i ważne informacje

Tak jak i w innych miejscach wycieczkowych Wielkiej Brytanii warto mieć samochód, chociaż komunikacja autokarowa działa bez zarzutu to (zwłaszcza jak się ma więcej czasu niż weekend) trudno dostać się w swoje zaplanowane miejsca podróży lokalnymi środkami komunikacji.

Jeżeli chcecie odczuć klimat Anglii to koniecznie odwiedzajcie lokalne puby (najlepiej takie z kilkusetletnią historią), mają najlepsze jedzenie, lokalne ale i lokalnych farmerów z okolicy, którzy czasem mają naprawdę ciekawe rzeczy do opowiedzenia. Taki pub znajdziecie w praktycznie każdej mieścinie, jest on ważniejszy dla lokalnej społeczności niż poczta, kościół czy bankomat :).

Autor: kazikss / 2010.08
Komentarze:
Brak komentarzy.