Oferty dnia

Wielka Brytania - The Lake District - relacja z wakacji

Zdjecie - Wielka Brytania - The Lake District

Z racji obowiązków służbowych wylądowałem na dłuższy okres czasu w Zjednoczonym Królestwie. Z racji tej niebywałej okazji (darmowy przelot dla mnie i Aśki plus diety i częściowe pokrycie zakwaterowania - to nie mogło pozostać niewykorzystane :) ). Jako, że oboje jesteśmy wielkimi fanatykami angielskich krajobrazów i angielskiej kultury i mamy obejrzane naprawdę duże ilości filmów „made by BBC” dotyczących tych tematów, mieliśmy bardzo trudny orzech do zgryzienia. Dwa dni (weekend - ja niestety musiałem pracować w dniu robocze) i tyle by się chciało zobaczyć.

Wybór padł na Cumbrię, a dokładnie na region zwany „Lake District” miejsce narodzin romantyzmu. Kiedyś uważany za najbardziej dziki, niebezpieczny i nieprzyjazny człowiekowi rejon królestwa Albionu (takie nasze Bieszczady), teraz rejon dużo bardziej „ucywilizowany” - popularne miejsce turystyczne, uczęszczane w dużej mierze głównie przez Anglików (tak jak nasze Mazury). Wybór nie wydaje się wcale taki oczywisty dla kogoś tak zafascynowanego podróżami, bezdrożami i tym podobnymi jak ja (oczywiste miejsca turystyczne zazwyczaj omijał szeroki łukiem, w takim Maroku Agadir np. zignorowałem totalnie:) ). Ale mieliśmy swoje argumenty, po pierwsze oboje jesteśmy miłośnikami tradycji romantycznej i dokąd obejrzeliśmy film dokumentalny o związku romantyzmu z Lake District to zawsze chcieliśmy tam pojechać, po drugie kochamy góry i jeziora a to jest ich idealne połączenie, po trzecie jedyny urlop spędzony w 2010 mieliśmy w Maroku i był on wspaniały ale jednocześnie wyczerpujący, postanowiliśmy się tym razem i trochę wybyczyć :).

Do tej pory moje podróże po Anglii opierały się na Angielskiej kolei, niezawodnym, wygodnym i szybkim środku transportu. Po zweryfikowaniu jednak

  • możliwości dojazdu do miejsc na interesujących,

  • mobilności na miejscu,

  • kosztów (kolej w Anglii nie należy do najtańszych),

wyszło na to że taniej, szybciej i w skrócie lepiej będzie wypożyczyć samochód. Wybór miałem dość ograniczony, jako że firma dla której przyszło mi pracować znajduje się w Welwyn Garden City (mieścinie jakieś 30 mil na północ od Londynu), w której jest wypożyczalnia samochodów Hertz. Okazało się jednak że ceny u nich są w sumie porównywalne do konkurencji i jeszcze dają zniżkę na kartę Frequent Flayer to zaakceptowałem tą właśnie opcję.

Wypożyczyliśmy oczywiście jeden z najtańszych samochodów, ale dali nam nowiuśkiego (10k na liczniku) vauxchalla (po europejsku opla) corsę, w sumie bardzo wygodny samochodzik jak na jazdę ciasnymi angielskimi drogami i uliczkami, dla dwóch osób w sam raz. Okazuje się że Anglia do zwiedzania samochodem jest równie przyjazna co do zwiedzania pociągiem, sieć autostrad jest porażająca (porównując do polski to nawet nie ma porównania) i bezpłatna (z wyjątkiem odcinka okrężnicy Birmingham, za który akurat warto zapłacić żeby nie stać w korku). Do tej pory miałem doświadczenia tylko z jazdy zatłoczoną i zakorkowaną słynną M25 i myślałem że to wszędzie tak, ale na szczęście się myliłem.

Podróż mimo iż długa upłynęła nam bardzo miło (miałem przygotowane na ten wyjazd specjalnie składanki najlepszych zespołów grających angielskiego rocka: The Beatels, The Who, The Animals itd.) jedynym problemem był timing (wyjechać mogliśmy dopiero w piątek po mojej pracy) prze który na miejsce docelowe dotarliśmy praktycznie w nocy.

Jako naszą kwaterę wybraliśmy pensjonat w uroczej miejscowości Ableside w samym środku Lake District. Mimo późnej pory przyjęci zostaliśmy bardzo serdecznie, właściciele nawet starali się nam podpowiedzieć gdzie o tej porze znajdziemy coś do jedzenia (niestety skończyło się na lokalnym fast foodzie nic innego nie było czynne, albo nie dawało jeść). Tego dnia ze względu na „zmęczenie materiału” dość szybko udaliśmy się do łóżka.

Następny dzień zaczął się dość wcześnie (śniadania w B&B z niewiadomych przyczyn serwowane są w dość porannych godzinach), co miało swoje minusy (ja kocham spać:) ) i plusy również (mieliśmy zdecydowanie więcej czasu na zaplanowane aktywności. Na ten dzień zaplanowane mieliśmy zaliczenie kilku punktów widokowych, poprzechadzanie się po lokalnych miasteczkach i kilka krótkich wypraw (szumne określenie, chyba lepiej byłoby „spacerów”) pieszych w góry.

Dzień co prawda przywitał nas szaro (tak ni to mgła ni to chmury). Mimo to wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się ku pierwszym celom górskim (nazw niestety nie pamiętam, planowane to było nie tak jak zazwyczaj tylko dość chaotycznie, na zasadzie „to teraz to”). Muszę przyznać że jazda po wąziutkich ograniczonych kamiennymi murkami drogach Cumbrii jest jednocześnie lekko przerażająca i niesamowicie przyjemna (czasem miałem ogromną ochotę „docisnąć” ale jakoś ta obawa przed murkami mnie na szczęście powstrzymała). Nie będę opisywał dokładnie naszej trasy bo tego nie pamiętam już w takich szczegółach to raz, to chyba nie istotne to dwa. W każdym razie udało nam się wykonać następujące punkty podróży:

  • zaliczyliśmy dwie bardzo udane górskie wycieczki (bardzo polecam przechadzkę po zachodniej stronie jeziora Rydal (patrz fotografie), najlepiej jest zatrzymać się na parkingu przed Pubem z borsukiem (nie pamiętam nazwy niestety) w którym można też wypić sobie lokalne „ale” i przejść na drugą stronę drogi a potem po zachodniej stornie jeziora, do jaskiń i nad jaskinie. Fajny też był wypad do punktu obserwacyjnego młodych jastrzębi (niestety nie pamiętam dokładnie miejsca było to gdzieś na północny wschód od Keswick).

  • pochodziliśmy sobie po lokalnych bardzo klimatycznych miasteczkach Keswick, Ambleside (to już wieczorem) i Glenridding.

  • porobiliśmy trochę fajnych zdjęć i naprawdę nieźle się bawiliśmy.

Wieczorem udaliśmy się na pub ride po lokalnych (Ambleside’owych) pubach. Sobota jest zazwyczaj dniem muzyki granej na żywo w angielskich pubach. I uwierzcie mi warto się przejść wypić kilka piw posłuchać i potańczyć. W końcu chyba o drugiej w nocy zostaliśmy zaproszeni przez właściciela jednego z lokali na prywatną imprezę (ze względu na zakaz palenia w lokalach właściciel który chce by w jego lokalu palono musi „zamknąć” imprezę wtedy to jest tak jakby domówka, nasz był do tego o tyle hojny że postanowił że od tej pory piwo jest za darmo :)). Do naszego B&B wróciliśmy naprawdę późno...

I nie wiem jak cudem ale jakoś zwlekliśmy się na poranne śniadanie. Co dziwne nie miałem nawet kaca (zazwyczaj mam ogromnego). Następny dzień mieliśmy zaplanowany jako zwiedzanie bardziej poznawcze. Udaliśmy się do malutkiej miejscowości Grasmere zobaczyć dom gdzie żył i pracował William Wordsworth (jeden z najważniejszych poetów romantycznych Anglii i w sumie całej europy - jego wiersz o żonkilach należy do grupy najważniejszych utworów tamtego okresu - coś jak „Oda do młodości” Mickiewicza), a później do Coniston na podobne zwiedzanie muzeum i domu Johna Ruskina (twórcy podstaw polityki socjalnej państwa, filozof, poeta, wielki społecznik) i oba muzea polecam z dużą pewnością że powinny się wam spodobać.

Jak już byliśmy w Coniston to nie mogłem się powstrzymać i wynajęliśmy sobie łódkę wiosłową żeby popływać po jeziorze (ja po prostu kocham wiosłować). W drodze w kierunku powrotnym (to już była niedziela i niestety trzeba było wracać do rzeczywistości). Zaliczyliśmy jeszcze 2 godzinny spacer po górach otaczających Lake District (spacer wyznaczony w dość losowym miejscu, zapytaliśmy się miejscowego gościa gdzie warto by pójść na spacer po okolicy i udaliśmy się we wskazanym kierunku). Później pozostał tylko nocny powrót do rzeczywistości.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Wielkiej Brytanii:
Co warto zwiedzić?

Zdecydowania polecam dużo przechadzek po górach, widoki są niesamowite. Muzea tematyczne jak np. Johna Ruskina lub Williama Wordswortha (są też inne).

Porady i ważne informacje
  • miejsca do spania należy rezerwować z wyprzedzeniem (zwłaszcza w tzw. sezonie) mi trudno było znaleźć już cokolwiek sensownego na miesiąc wprzód.

  • warto mieć własny/wynajęty samochód, inaczej trudno się jest poruszać sprawnie po okolicy.

  • może to kwestia gustu ale słynny „ginger bread” lepiej omijać z daleka mi to zupełnie on nie smakował.

  • warto pytać miejscowych o fajne miejsca do zwiedzania.
Autor: kazikss / 2010.08
Komentarze:
Brak komentarzy.