Oferty dnia

Norwegia - Oslo, Heddal, Dalen, droga do Stavanger - relacja z wakacji

Zdjecie - Norwegia - Oslo,  Heddal,  Dalen, droga do Stavanger

Norwegia cz. 1.

Granicę przekroczyliśmy bez problemu bez kontroli. Do Oslo początkowo mieliśmy jechać autostradą E 6, ale z obawy o ilość bramek płatniczych, na których byśmy zbankrutowali wybraliśmy objazd przez Sarpsborg, Knapstad, Krakstad i Holstad. Czasami warto zboczyć z drogi. Jak się okazało nowo wybrana trasa obfitowała w piękne widoki, fajne domki, urokliwe małe miasteczka i cudowną dla oka wszędobylską zieleń . Po błędach w Goteborgu tym razem przygotowaliśmy sobie plan dojazdu do miejsca noclegowego w Oslo. Obowiązkowe powitalne polskie piwko i zaczęliśmy poznawać naszego nowego hosta. Tematów do rozmowy nie brakowało. Ustaliliśmy plan kolejnego dnia -wychodzimy na centrum i płyniemy później na wyspę.

Kolejnego dnia przy śniadaniu doprecyzowaliśmy układ dnia. Dzięki naszemu gospodarzowi odwiedziliśmy wyspę, na którą sami nie trafilibyśmy za chiny ludowe. Oslo wywołało we mnie mieszane uczucia. Ludzie poznani bardzo mili poczynając od hosta po ekspedientki w sklepie i przechodniów pytanych o drogę, zabytki ładne, centrum również i te parę minut na statku potrzebne, żeby znaleźć się w innym świecie - na spokojnej, pięknej i odludnej wysepce. CUDO. Niestety w centrum mnóstwo ludzi co jak na stolicę normalne, ale mimo wszystko nie dla mnie. Coś w stylu naszego Krakowa piękny z wieloma atrakcjami, ale i tłumem turystów. Wolę mniejsze mniej zaludnione miasteczka. Niemniej o Oslo należy kilka rzeczy napisać. Leży w południowo - wschodniej części Norwegii i liczy ponad 512 tys. mieszkańców.

Również na brak atrakcji nie można narzekać. Od centrum przez muzea po tereny zielone można wypełnić sobie czas po brzegi. My z pomocą Eivinda nabyliśmy bilety na komunikacje miejska 24h za 80 koron (ok 40 zł) i ruszyliśmy na podbój centrum. Wysiedliśmy niedaleko dworca przy placu z tygrysem, ogarnęliśmy się na mapie i ruszyliśmy w kierunku opery. Opera jest nowa w pobliżu był nadal plac budowy. Opera zbudowana została na wodzie z białego kamienia sprowadzanego z Włoch, rzekomo nie żółknącego wartego ok 7 mln euro jak dobrze pamiętam. Nasz gospodarz opowiedział nam o tym niestety mimo wielkich złóż kamienia Norwegia zdecydowała się na import co nie przyniosło oczekiwanych efektów bo kamień już w niektórych miejscach się przebarwił. Następnie główna ulicą udaliśmy się do ratusza mijając parlament Stortinget oraz Nationaltheatret - rokokowy budynek z 1899r. z czterema scenami, na których odbywa się doroczny sierpniowy międzynarodowy Festiwal Ibsenowski. Ratusz zrobił na mnie najlepsze wrażenie piękne wnętrze koniecznie trzeba zobaczyć odwiedzając Oslo. Następnie po drodze na miejsce, z którego odpływały stateczki wysepkowe liznęliśmy kawałek twierdzy. Niestety nie pamiętam jak się nazywa, ale również warto poświęcić jej trochę czasu podczas zwiedzania. Stateczkiem (bilet dobowy obejmował również opłatę za statek) popłynęliśmy na wysepkę odprężyć się zjeść kiełbaskę z grilla. Po południu wracaliśmy do domu. Eivind okazał się świetnym przewodnikiem, sympatycznym i bardzo pomocnym człowiekiem. Pomógł nam znaleźć stację, na której mogliśmy zatankować gaz, kupić bilety na przejazdy po mieście, pokazał miasto, opowiedział o nim oraz o Norwegii i kulturze Norwegów. Podpowiedział również jaką drogę możemy wybrać, żeby trafić do Stavanger. I tak zamiast wybrzeżem przejechaliśmy górami. Okazał się to świetny wybór ponieważ trasa była piękna, malownicza i niezwykle urokliwa. Zamiast jednych miasteczek zaplanowanych do zwiedzenia zwiedziliśmy inne i tak trochę na spontanie zmienił się plan dalszej podróży. Po drodze w Heddal odwiedziliśmy największy w Norwegii drewniany kościół słupkowy.

Do Stavanger dotarliśmy późnym wieczorem, przywitaliśmy się z rodzinka moją, u której mieliśmy spędzić najbliższy tydzień. Dotarliśmy w czwartek, piątek był dniem totalnego lenistwa, pobudka ok 12 nieśpieszne śniadanie, kąpiel i wyruszyliśmy z mini mapka od wujka google do informacji turystycznej. Tam dowiedzieliśmy się co gdzie i za ile. W sobotę również spokojny dzień, zakupy, obiad, przywitanie z kolejnym członkiem dość licznej rodzinki w tamtych rejonach. Niedzielę spędziliśmy w super towarzystwie. W tym miejscu gorące pozdrowienia dla Spornej i jej męża oraz uściski dla dzieciaków.
A od poniedziałku zaczął się podbój okolicy. Tego dnia wybraliśmy się na rejs stateczkiem turystycznym po fiordach. Cena to ok 400 koron czyli jakieś 200 zł. Dość drogo jak za ok 3 h pływania, ale warto było. Mimo wiatru widoki z tej perspektywy świetne. Czasami podpływaliśmy tak blisko że prawie można było dotknąć ściany lub poczuć na sobie wodę z wodospadu. W domu zostawiłam lubiącego gotować wujka więc codziennie po powrocie z naszych wojaży czekał ciepły obiadek:) Trzeba się ustawić.

A we wtorek Preikestolen (półka skalna zawieszona ok 600 m nad Lysefjorden). Było trochę ciężko, ale daliśmy rade. Co znaczy ciężko dowiedziałam się 2 dni później, ale o tym za zdań kilka. Na razie zatrzymujemy się na półce skalnej, na której po naszych męczarniach, żeby się na nią dostać - nie było nam dane w pełni cieszyć się widokami. Bo w parę sekund znaleźliśmy się w białych chmurach i całe sławne Preikestolen stanęło w rzęsistym deszczu razem z nami. Do parkingu a zatem i auta dotarliśmy jakieś półtorej h później cali przemoczeni. Ale mimo wszystko mnie się podobało, przygoda była pierwszorzędna. Stałam w chmurach i widziałam potęgę gór, ich nieprzewidywalność, narósł szacunek do nich i pokora jacy my ludzie w porównaniu z nimi jesteśmy malutcy. W samochodzie wracałam w bluzie i bieliźnie bo to były jedyne suche rzeczy jakie miałam. Po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce i najpierw Piotrek poszedł po ręcznik do domu, żebym mogła wysiąść z auta. Ciepły obiadek i kąpiel zdecydowanie poprawiły humory a na rozgrzanie był jeszcze napój wyskokowy z Polski. Celem przeciwdziałania przeziębieniu wypiliśmy trochę tego napoju. Ubrania powiesiliśmy do wyschnięcia. Przyjęliśmy system zmienny zwiedzania jeden dzień coś lżejszego a kolejny coś bardziej męczącego. Po mokrej wspinaczce górskiej wybraliśmy się z wujkiem na ryby. Większość czasu przeleżałam na kocyku czytając gazetki albo drzemiąc a Piotrek z wujkiem łowili. Mój mąż nawet złowił kilka ryb, a że robił to pierwszy raz w życiu to byłam dumna, że złapał coś na obiad. :) no i czwartek.

Oj ten dzień będę długo pamiętać. Pojechaliśmy na Kjerag. Nie bardzo wiedzieliśmy gdzie mamy się zatrzymać i polegając na panu policjancie i panu kierującym ruchem stanęliśmy na przydrożnym parkingu. Zapytaliśmy o drogę uzyskaliśmy odpowiedź i ruszyliśmy. Jak się okazało byliśmy ok 3 km przed prawdziwym wejściem na szlak turystyczny. Wchodząc na górę nie było żadnych znaków, strzałek, drogowskazów totalnie nic. Po maszerowaniu wg nas na dobrą górę okazało się ze to nie ta. Zapytaliśmy kogoś kto nam powiedział gdzie iść, a to było 3 góry dalej po serpentynach bo po tych skalistych górach nie dało się prosta krótką drogą przejść. No i jakby nie Piotrek to sama nie dotarłabym do odpowiedniego szlaku. A że weszliśmy na szlak jakoś w połowie dopiero po 3 h łażenia to niestety trochę dało w kość. Skaliste góry bardzo surowe. Zanim weszliśmy na górę oczywiście szlak ledwo co oznaczony i nie bardzo wiadomo gdzie iść. Szliśmy za tłumem ale nawet wracający nie wiedzieli ile jeszcze dokładnie trzeba iść. Przyznaję się, że po kolejnych 1.5 h marszu i zachmurzeniu jak usłyszałam, że to jest za tym rozłamem albo może za kolejnym to powiedziałam, że dalej nie idę. No i koniec końców się wróciliśmy. W perspektywie deszczu w tym miejscu dość szybko szliśmy do miejsca gdzie były duże zejścia prawie pionowe bez zabezpieczeń ani barierek. Od czasu do czasu były łańcuchy. Jak dla mnie straszny teren bałam się tam schodzić panicznie. Stromo, wysoko bez zabezpieczeń. Jak były łańcuchy to trzymałam się ich kurczowo a jak nie było to trzymałam się w ten sam sposób męża. Udało się doszliśmy do parkingu co prawda nasz samochód stał ok 3 km wcześniej, ale zdeterminowana powiedziałam, że nie idę tam pieszo. W sklepiku nabyliśmy coś do picia. I jak jakiś samochód wyjeżdżał to zapytałam kierowcę czy nas zabierze bo mamy auto wcześniej zaparkowane. Resztę tłumaczył Piotrek bo ja nawet po polsku już nie myślałam a co dopiero po angielsku. Na szczęście się zlitowali. Jak tylko zobaczyłam nasze autko to aż do niego pobiegłam i je uściskałam z radości. Teraz moja myśl po przejście trochę okrężną drogą Kjeragu to stwierdzam, że Prekestolen to Pikuś Pan Pikuś.

No i piątek jak wypadło w planie był dniem relaksu odwiedziliśmy kolejnego wujka i pozwiedzaliśmy Stavanger. Super wrażenie robiły małe brukowane uliczki na starym mieście - chyba mam jakiegoś fioła na ich punkcie. Na uwagę zasługuje również obszar wokół Breiavatnet małego jeziorka w centrum miasteczka. Domkirken czyli katedra stojąca niedaleko parku i jeziorka początkowo budowana w stylu romańskim po spłonięciu w 1272 r. odbudowana została w stylu gotyckim. W sobotę już tylko pakowanie i szykowanie się na prom i 24 h podróż powrotna do domu. Na promie oczywiście dla mojej lepszej kondycji żołądkowej musiałam jakąś 50 czegoś mocniejszego wypić - tak na lepszy sen. Nawet sztorm mi później nie przeszkadzał.

Norwegię polecam wszystkim jest po prostu przepiękna, i przecudna. Zarówno góry jak morze, wyspy i stały ląd miasta i miasteczka mają mnóstwo do zaoferowania. Kto jeszcze nie był niech koniecznie odwiedzi. Urlop spożytkowany w całości na zwiedzanie tak jak lubię.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Norwegii:
Co warto zwiedzić?
  • Oslo,
  • Stavanger,
  • Preikensolen,
  • Kjerag,
  • Heddal,
  • droga z Oslo do Stavanger przez góry przez Telemark,
  • wysepki obojętne jakie - wszystkie piękne,
  • fiordy
Porady i ważne informacje
  • alkohol bardzo drogi warto się zabezpieczyć i kupić wcześniej, zwłaszcza, że po 18 nie kupi się już wódki a po 20 nawet piwa,
  • bardzo fajne i ogólnie dostępne grille jednorazowe ok 35-40 koron (ok 20 zł), na których można upiec kiełbaski na 4-6 osób spokojnie co daje tani obiad,
  • możliwość rozłożenia namiotu praktycznie wszędzie, o ile pamiętam 150 m od zabudowań,
  • kiełbaskę na grilla proponuję brać troszkę droższą niż najtańsze - ta tania nie smakuję jak kiełbasa za bardzo,
  • można spróbować norweską musztardę - na słodko
  • stacje z możliwością zatankowania LPG nie są zbyt popularne więc trzeba wcześniej sprawdzić jak są rozlokowane,
  • do tankowania LPG jest inna końcówka niż w Polsce warto kupić wcześniej
  • w Oslo opłaca się kupić bilet dobowy, który jest ważny zarówno na komunikację miejską po lądzie jak i po wodzie
  • jedzenie drogie i ogólnie koszty utrzymania

Ceny (1 korona = 0,55 zł).
  • papierosy ok 100 koron za paczkę
  • 0.5 l wódki ok 300 koron
  • chipsy 30-40 koron
  • chleb 40 koron (tańszy)
  • lody 20 - 30 koron w sklepie,
  • napoje cola itd. 35 koron - zależy jaki napój
Autor: myszka / 2013.07
Komentarze:

myszka
2013-10-29

Norwegii mówię zdecydowane tak, a po przeczytaniu przewodnika zaintrygowała mnie jeszcze jej daleka północ, i Islandia z podróży margotki82 a muszę jeszcze Twoją Islandię przestudiować:)

AniaMW
2013-10-29

Wiedziałam, Myszka, że Norwegia Wam się spodoba :)
"Kto jeszcze nie był, niech koniecznie odwiedzi" - tez podpisuję sie pod taka zachętą...
Pozdrawiam!