Oferty dnia

Meksyk - Meksyk - Jukatan część I - relacja z wakacji

Zdjecie - Meksyk - Meksyk - Jukatan część I

MEKSYK - JUKATAN część I

W głowie plany, plany...wybrany zupełnie inny kierunek, ale życie jest życiem...no i jest Meksyk! Oczywiście nie cały- w ciągu kilku dni można zobaczyć tylko jakiś jego fragment- wybrałam więc Jukatan, zdając się na sprawdzone wielokrotnie biuro i na objazdówkę. Czemu Jukatan? Hmmm- pewnie dlatego, że oblewany ciepłymi wodami Morza Karaibskiego z jednej strony, zaś z drugiej wodami Zatoki Meksykańskiej jest jednym z najciekawszych regionów Meksyku. Są tu zarówno wspaniałe, wręcz bajkowe plaże, miałkie i bielusieńkie jak cukier - kolory jakby podkręcone Photoshopem; znajdziemy tu również niesamowite zabytki Majów, małe, kolorowe miasteczka z epoki kolonialnej - wnętrze Jukatanu to rolnicze miasteczka drzemiące często w cieniu klasztorów; rezerwaty dzikiej wciąż przyrody- no i słońce; prawie non stop. Czy to nie wystarczy? Podobno nazwa Jukatan związana jest z językowym nieporozumieniem pomiędzy hiszpańskim odkrywcą Jukatanu Francisco Hernandezem de Cordoba, a miejscowymi Indianami, którzy nie mogąc zrozumieć o co ich pyta, odrzekli: „U u kat em” co oznacza po prostu „Nie rozumiem Cię”. Hiszpanie nazwali więc nowo odkryty ląd „Yucatan”- i tak nazywamy go do dziś. Jest to kraina bez jezior i rzek, okryta lasami tropikalnymi. Występują tu często ciekawe jeziorka lub turkusowe laguny, zwane po hiszpańsku cenotes. Majowie czcili wodę, była dla nich świętością- ważny bóg Chaca - do którego wznosili modły był właśnie odpowiedzialny za deszcz.

Wylot z Warszawy bezproblemowy (niestety bez posiłku na pokładzie) i „zaledwie” po 12 godzinach lotu niezawodnym Dreamlinerem wita nas Cancun - miasto rozrywki, taka mała „Gringolandia” jak określa to miejsce nasza wspaniała pilotka. Dla wielu turystów Cancun to takie „wrota” do świata Majów. Podobno są dwie wersje co oznacza sama nazwa Cancun. Pierwsza wersja mówi, że Cancun oznacza „naczynie pełne złota” druga wersja „gniazdo węży”. Nie wiem, która wersja jest bliższa mieszkańcom - obie brzmią ciekawie. Miasto jest stosunkowo młode, zaczęło rozwijać się prężnie pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku, stanowiąc alternatywę do tak znanego już wcześniej Acapulco. W Cancun obok siebie piętrzą się wspaniałe, wielogwiazdkowe hotele takie jak Riu Palace- Dynastia to pikuś przy tym przepychu...Ale każdy znajdzie coś na swoją kieszeń, bo są i mniejsze hoteliki, klimatyczne...a prawie każdy z hoteli ma dostęp do publicznej plaży. Do miasta zjeżdżają setki turystów; głównie ze Stanów Zjednoczonych; odbywają się często szalone imprezy do białego rana... jednak jest to miasto bezpieczne. Chodząc lub jeżdżąc ulicami napotkacie często blokady, albo kontrole policyjne- władze Meksyku bardzo dbają o bezpieczeństwo turystów. Główna arteria handlowa w Cancun nosi nazwę Avenida Tulum... i właśnie Tulum było pierwszym miejscem na ziemi Majów, które zobaczyłam.

Pierwsze miejsce - i od razu WOW ! Bajka - po prostu... Oglądam zdjęcia i już tęsknie za tym wspaniałym widokiem. Tulum - miasto/państwo Majów położone na wysokim klifie, z pięknym widokiem na Morze Karaibskie. Pierwsza nazwa tego miejsca „Zama” oznacza brzask, świt, blask... i oddaje charakter tego miejsca, które potem Hiszpanie nazwali Tulum. Tulum wzniesiono na skale, tuż nad turkusowymi wodami Morza Karaibskiego, a jego budowle ciągnęły się wzdłuż wybrzeża na długości sześciu kilometrów. Tulum było najczęściej opisywane przez kronikarzy, gdyż tętniło jeszcze życiem, gdy przybyli do niego pierwsi Hiszpanie. W maju 1518 roku ekspedycja Juana de Grijalva dotarła do pobliskiej wyspy Cozumel, a po kilku dniach rozpoczęła badanie wybrzeża. Kronikarz wyprawy, Juan Díaz, jako pierwszy opisał Tulum, które wydało mu się tak wielkie, jak hiszpańska Sewilla. Jest to zespół świątyń, zamku, latarni morskiej zbudowanych przez Majów ok.500 r n.e.

Chodząc wyznaczonymi ścieżkami możemy sami przekonać się o wysokim rozwoju cywilizacji Majów. Rozwijała się tu matematyka, astronomia, podziwiałam wspaniałą architekturę. Miasto było wielokrotnie rozbudowywane, było ważnym portem handlowym. Architektura Majów była wysoce rozwinięta; przestrzenie wewnątrz świątyń były podzielone kolumnami, wypełnione wspaniałymi freskami i rzeźbami.

Większość zabytków Majów, zapomnianych lub ukrytych w gęstych zaroślach dżungli współczesności przywróciło dwóch ludzi: Amerykanin John Lloyd Stephens i Anglik Frederick Catherwood. Oni dwaj spopularyzowali Tulum po swojej wspólnej podróży na Jukatanie opisanej w słynnej książce Incidents of Travel in Yucatan, która ukazała się w 1843 roku. Catherwood byl architektem i rysownikiem, którego szkice i akwarele z podróży po egzotycznych krajach zachwycały swoją finezją, dokładnością szczegółów.

W Tulum warto zobaczyć wszystko, ale najbardziej Świątynię Zstępującego Boga, Świątynię Fresków, Świątynię Boga Wiatrów i El Castillo - czyli Zamek. Właśnie on spodobał mi się najbardziej, chyba ze względu na usytuowanie na skraju wapiennej skały na wysokości 12 metrów. Wejście do świątyni podzielone jest kolumnami w formie węży, których głowy opierają się o ziemię. El Castillo mogło pełnić funkcję latarni morskiej. Tulum miało także bardzo duże znaczenie religijne, bo właśnie stąd kobiety majańskie wyruszały łodziami w stronę wyspy Cozumel, która stanowiła ważny ośrodek religijny, w którym czczono boginię Ixchel, opiekunkę kobiet- zwłaszcza oczekujących dziecka.

Mnie Tulum urzekło, bajkowa sceneria i wspaniałe kolory wody...niesamowita cywilizacja Majów, słońce i egzotyczna roślinność ...no i wiecznie obserwujące nas zwiedzających iguany. Nie mogliśmy jednak spędzić tutaj całego dnia bo czekała jeszcze na nas Coba.

Jest to miejsce zupełnie inne, można by rzec „wydarte” dżungli, gdyż, aby dotrzeć do większości znajdujących się tu zabytków musimy przedzierać się drożynami leśnymi, na szczęście poruszając się rikszami, więc wygodnie. Coba jest starożytnym miastem Majów zbudowanym między pięcioma jeziorami, a słodka woda na tych terenach jest wielką rzadkością. Pewnie dlatego to tu Majowie zbudowali wspaniałe, potężne centrum. Dzisiaj przemieszczając się cichymi, leśnymi dróżkami trudno uwierzyć, że istniało tu jedno z największych miast starożytnych Majów. W okresie swojej świetności w miejscu tym mogło zamieszkiwać nawet 100 tysięcy ludzi. Ruiny w Cobie dla zwiedzających zostały udostępnione w roku 1973. My przemieszczamy się od jednego miejsca do kolejnego, podziwiając Iglesię, Świątynię Canjuto Las Pinturas, aby ostatecznie odkryć ogrom piramidy Nohoc Mul / Wielkiego Kopca- najwyższej z budowli Majów na całym Jukatanie. Wielka Piramida miała zapewne również charakter obserwacyjny, gdyż pomiędzy ludnością Coby a ludnością zamieszkującą Chichen Itzę często dochodziło do walk. Jest to jedna z niewielu piramid na terenie Meksyku na które nadal można się „wdrapać”- a wdrapywać się możemy na niebagatela wysokość 42m. Jednak taka decyzja powinna być dobrze przemyślana. Wejść nie jest prosto...a zejście z piramidy zakrawa na naprawdę szczyt sprawności. Schodów jest 120, są wysokie i strome, aby zejść trzeba mocno przytrzymywać się liny lub przyjąć „technikę węża”. Ponieważ niestety mam lęk wysokości... mogę tylko zagrzewać innych odważnych z naszej grupy- oj, niektórzy wrócili ledwo żywi... Ale satysfakcja - bezcenna :) Widok ze szczytu piramidy podobno jest niezapomniany- morze dżungli, z którego gdzieniegdzie wyrastają „kępki” budowli, tafle jezior... słyszalne odgłosy ptaków. Może jeszcze kiedyś się odważę...

Oprócz piramid ważnym, jeśli nie najważniejszym zabytkiem w Cobie jest stella z zapisem kalendarza Majów- tak, tak tego który jakoby zwiastował nam współczesnym koniec znanego nam świata na rok 2012. I co? Na szczęście nic... nadal możemy się cieszyć tym co nas otacza, zwiedzać wspaniałe miejsca... takie jak Tulum, Coba... i marzyć, aby było nam dane zobaczyć jeszcze więcej. Na dalszą część wrażeń z Meksyku zapraszam do części II - oraz oczywiście do galerii ze zdjęciami.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Meksyku:
Co warto zwiedzić?

Na pewno miejsca, które widziałam:

  • Coba,
  • Tulum,
  • Uxmal,
  • Chichen Itza,
  • Merida,
  • Campeche,
  • Cancun.
Porady i ważne informacje

Meksyk jest dość bezpieczny. Walutą obowiązującą jest peso. Kurs w lutym: 1 dolar = 17,5 peso. Cena obiadów na mieście od 60 do 160 peso. Warto skosztować dań meksykańskich: salbutes, tortilli, filetów z ryb, owoców morza i wspaniałego napoju chaya (pycha). Pamiątki najlepiej kupować w Chichen Itza - przynajmniej na Jukatanie - największy wybór i można sporo utargować. Imię naszego papieża Jana Pawła II otwiera w Meksyku wiele drzwi i serc.

Autor: kawusia6 / 2016.02
Komentarze:

katerina
2016-02-10

Kawusia super podroz!Czekam na wiecej fotek :)

kawusia6
2016-02-10

No Piea- widzę, że Twojej travelmaniakowskiej orientacji nic nie umknie. Dokładnie Jukatan w wersji light. Wyszło niespodziewanie bo... miał to być wypad z siostrą, dłuższy, do Tajlandii...ale różne perypetie i zdarzenia sprawiły, że musiałyśmy wybierać coś krótszego, w tym dokładnie terminie. Wycieczka fajna, super miejsca- choć nie pogardziłabym dodatkowymi 2 dniami na objeździe lub na bajecznej plaży. Konkwista jest fajna, ale wiele osób w tym nasza wspaniała pilotka określały ją jako "mordęgę" gdyż wiele godzin spędza się w autokarze, są bardzo wczesne pobudki, itp. Ale dla Ciebie myślę, że nie będzie to punktem odstraszającym. Meksyk- na pewno warto!

piea
2016-02-10

Kawusia, ale niespodzianka! tak cichaczem wyskoczyła i nic się wcześniej nie pochwaliła...ani w Planach 2016 ani w Pozdrowieniach :)- a tu bęc! Mexico!!!
(Po miejscach które opisałaś, wygląda mi to na "Yukatan w wersji light":)- bo sami mocno się przyglądamy na tą ofertę, bo jest dość atrakcyjna cenowo, ale: tydzień tak daleko to dla nas za krótko, a dwa to znów strasznie drogo:), poza tym co ja bym robiła tydzień na plaży?:))
Kawusia, no super podróż! bardzo Ci zazdraszczam i czekam na kolejne części..., bo jak nam się nie uda tym razem, to może następnym zasadzę się bardziej na "Konkwistę" :))