Oferty dnia

Chińska Republika Ludowa - Xi’an - relacja z wakacji

Zdjecie - Chińska Republika Ludowa - Xi’an

Przepraszam, że tak długo to trwało, ale strasznie zabiegany byłem. Gdzie to ja skończyłem? No tak podróż pociągiem do Xi’an.

By dostać się na dworzec kolejowy w Pekinie musieliśmy przejść regularną kontrolę paszportową, jak nas zapewniał nasz „tour leader”, tylko tu taki wymysł istnieje. Choć w sumie to się nie dziwię, w dziwnym świecie przyszło nam żyć. Poczekalnie czyściutkie, przypisane do konkretnych peronów. Sam pociąg niewyobrażalnie długi, wagony większe niż nasze i co jeszcze dziwniejsze czyste!!!! Ale.... przedziały bez jakichkolwiek drzwi czy zasłonek. Może po to by naród im się nie seksił w czasie podróży? W każdym przedziale śpi 6 osób. Po trzy „łóżka” po każdej ze stron. Miejsca tyle by się położyć i ćwiczyć leżenie w trumnie w przyszłości umiejętność jak znalazł). Wszystko ładnie ale najwyższe łóżko było gdzieś mniej więcej wysoko albo i wyżej. Stanowczo odmówiłem lewitacji na wysokość trzeciego piętra. W końcu zgodziłem się na środkową trumnę, która była na wysokości około 1,7. By tam wleźć trzeba albo wspinać się po czyimś wyrku albo skorzystać ze specjalnych stopni. Pierwszy (tzn. najniższy) znajduje się gdzieś na wysokości metra. Machnąłem kopytami jak rasowy arab. Przecież nie będę komuś po poduszce stąpać. O 22.00 odgórnie gaszą światła. Poczułem się jak przedszkolak w czasie obowiązkowego leżakowania.

No nic. Leżę w trumnie w ciemnościach. lekkie mdłe światło dobywa się gdzieś z korytarza. Jeśli miałeś szczęście zasnąć pierwszy - dobra twoja. Jeśli nie, to masz najzwyczajniej przechlapane. powoli zaczyna się symfonia sapań, chrapań, pojękiwań i wszelkiej maści innych odgłosów. Ja nadal leżę starając się nie wpaść w panikę (jakoś leżenie w tak wąskiej przestrzeni miało nie wiedzieć czego destruktywny wpływ na moje poczucie bezpieczeństwa i komfortu psychicznego). Z tego wszystkiego chce mi się do toalety. Ale jak pomyślę o schodzeniu na dół i ponownej wspinaczce na wysokości w egipskich ciemnościach to staram się zapomnieć, że mi się chce. Pić mi się chce. Tak sobie myślę, że w gruncie rzeczy ja chyba szukałem byle pretekstu po to tylko by się wyczołgać z tej przeklętej trumny. Koniec końców przesiedziałem kilka godzin na korytarzu na składanym krzesełku. Około 3 w nocy poddałem się i wróciłem w zaświaty na wysokościach.... Oj ciężka to była noc.

Około 8 rano dojechaliśmy do Xi’an. Hotel mamy tuż przy dworcu kolejowym. Chwila na szybki prysznic, śniadanie w lobby hotelowym i odpychamy się zwiedzać. Wedle przedstawionych przez naszego przewodnika planów dziś mieliśmy zrobić spokojny obchód miasta a jutro mieliśmy udać się do terakotowego cuda. Niestety albo stety musieliśmy wszystko poprzestawiać, bo jutro armia jest zamknięta bo przyjeżdżają z wizytacją jakieś szychy, więc publika nie ma wstępu. Bądź co bądź to jednak komunistyczne państwo. Partia robi co chce. Nie ma co mi się dziwić, bo patrząc na budynki, sklepy, samochody z łatwością można pomyśleć, że znajdujemy się w jakimś zachodnim mieście. Tak więc chcąc nie chcąc jedziemy do terakotowej armii, która (już widzę ten krzyk) strasznie mnie rozczarowała. Sam grobowiec cesarza jest zamknięty bo nadal prowadzone są tam szeroko zakrojone prace archeologiczne, a samej armii odsłonięte jest z kilka procent. Zwiedza się trzy hale. W pierwszej kilkadziesiąt wojowników stoi w równych rzędach w takich niby korytarzach. Nawet jest kilka posągów koni. W drugiej hali można zobaczyć kilkunastu wojowników stojących w ceremonialnym szyku, na równej, ceramicznej posadzce. Aż się prosiło o jakiś tron, ołtarz czy cokolwiek. A tu nic. Nada. Trzecia hala, to już zupełna strata czasu i przestrzeni. Niby można tam zobaczyć resztki muru, kilka gablot z pojedynczymi posągami czy to klęczących łuczników czy też generała, a reszta to zupełny gruz i nic poza tym. Dalej kolejne rozczarowanie. Nie dane mi było zobaczyć ani wozu ani rydwanu...nie licząc zdjęć i pseudo atrapy. Niby „atrakcja” zaliczona ale niedosyt jakby pozostał. Wieczór mamy spędzić w Variette czy czymś takim na pokazach. Nie dałem rady. Po nocy w trumnie padłem o 19-tej jak kawka. Za to obudziłem się o 2 w nocy i polazłem na miasto robić fotki nocą:) Szurnięty jestem. Najadłem się w KFC, fotki porobiłem i o 4 byłem już znów w łóżeczku. A rano świeży jak skowronek.

Dzień rozpocząłem od zimnego prysznica bo uruchomienie ciepłej wody daleko wybiegało poza granice mojego pojmowania i umiejętności. W każdym normalnym kraju z jednej strony leci ciepła z drugiej zimna woda. Tu jednak z obu stron leci zimnica. Się potem okazało, że trzeba było przekręcić dodatkową wajchę by poleciała ciepła woda. Tak jakbym nie dość zdecydowany był używając jej w tradycyjny sposób. Ale przynajmniej dobudziłem się.

Po krótkiej podróży miejskim autobusem, który był nieco maławy (stałem z głową przechyloną na jedną stronę bo inaczej się nie dało), wysiadamy tuż przy głównej bramie w słynnych murach miejskich Xi’an. Mury miejskie Xi’an to jedyne w całych Chinach w całości zachowane. W Pekinie pozostawiono tylko kilka rozsypujących się fragmentów oraz kilka ozdobnych bram i wieżyczek. W Xi’an mury są w doskonałym stanie. Zmyślnie włączono w je w życie współczesnego miasta. Co więcej zachowały się wszystkie wieżyczki, bramy i świątynie. Mury są dosyć wysokie, ciągną się dookoła starożytnego miasta. Upstrzone są ozdobnymi wieżyczkami, masztami, lampionami i flagami. Co rusz poustawiane są tajemnicze machiny oblężnicze i obronne. W nocy każda wieżyczka jest bajecznie podświetlona. Można tam spędzić kilka godzin jak i kilkanaście minut. Można spacerować albo zrobić sobie wycieczkę rowerową. Co kto lubi.

Tak przy okazji chciałbym chciałbym podzielić się kilkoma uwagami na temat kultury osobistej Chińczyków. Nie wiem jak inni przygodożercy, którzy odwiedzili Chiny, ale ja znajduję ich bardzo opryskliwych, nieuprzejmych oraz źle wychowanych. Zdaję sobie doskonale sprawę ze znacznych różnic kulturowych ale ciągłe odchrząkiwanie flegmy i spluwanie jej pod czyjeś nogi jest zwyczajnie obrzydliwe i sprawia, że wczorajszy obiad gwałtownie się odbija. Chińczycy w życiu ci nie ustąpią miejsca, nie przepuszczą cię w drzwiach. Zwyczajnie trzeba się wepchnąć, a jeśli potrzeba to pomóc sobie łokciem i kolanem. Przewodnik wyjaśnił nam dlaczego w autobusach są dwukolorowe siedzenia. Fotele żółte przeznaczone są wyłącznie dla osób starszych. A reszta fotelików dla „normalnych”. Tyle tylko, że nie dotyczy się to turystów. Mieliśmy w grupie kilka starszych osób. I ani razu nikt nie ustąpił im miejsca. Inną sprawą jest pewna nonszalancja Chińczyków wobec wszelkich praw i nakazów. Nie wolno palić? A gdzie tam. Jasne, że można. Chińczycy ćmią dosłownie wszędzie. Widziałem kilkunastu palących w Zakazanym Mieście. Więc jeśli macie w planach zwiedzanie Pekinu to bardzo usilnie doradzam zrobić to raczej wcześniej niż później. Bo to, że Zakazane Miasto w końcu pójdzie z dymem jest więcej niż pewne.

Kolejnym przystankiem na naszej dzisiejszej liście były wieże bębnów i dzwonów oraz dzielnica muzułmańska. Nie zaskoczę nikogo jeśli stwierdzę, że wyglądała jak reszta starego miasta. Jedynie przez dziesiątki sklepików, straganów i kramów przypominało to w pewien sposób każdą inną medinę. Popołudnie spędziliśmy w parku z czasów dynastii Tang, czyli starszym niż najstarsze zabytki w Polsce. W parku znajduje się kilkanaście oryginalnych pawilonów oraz słynna Pagoda Dzikiej Gęsi. Z pagodą wiąże się dość ciekawa legenda. Kilkaset lat temu nastąpiło silne trzęsienie ziemi., które sprawiło, że wieża rozstąpiła się. Kilkanaście lat później ponownie było trzęsienie, lecz te miast zrujnować do reszty pagodę scaliło ją na powrót. W parku poza tym znajduje się muzeum nad dużym stawek z uroczymi mostkami. Można tam spędzić przemile czas, siedząc na ławeczkach w cieniu podziwiając odbijającą się w tafli wody pagodę. Inną atrakcją parku jest szkoła kaligrafii. Fajna sprawa. Przez ponad godzinie siedzimy w ławkach. Uczymy się jak trzymać pędzelek, jak malować skomplikowane chińskie znaki. Dowiadujemy się, że jedno słowo można przeczytać z czterema różnymi intonacjami i zależnie od tego słowo będzie znaczyć zupełnie coś innego. Poza tym wytłumaczono nam jak są zbudowane chińskie znaki, w jakiej kolejności się je czyta. Pół godziny ćwiczyliśmy malowanie a na koniec dostaliśmy na pamiątkę nasze wypociny. Moje zostały skrzętnie wklejone do podróżniczego kajecika.

Dzisiejszą noc ponownie spędzamy w pociągu w trumnach. Muszę przyznać, że albo się już przyzwyczaiłem albo byłem bardziej zmęczony bo spałem jak niemowlę. Tylko o 2 w nocy musiałem się zrechlać z wysokości by pójść do toalety....albo mi się to śniło?? Do zobaczenia w Suzhou.

Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Autor: Valion / 2012.10
Komentarze:

Fresh
2012-12-19

Dla mnie opis rewelacja! Konrad, mógłbyś książki pisać :)

piea
2012-12-16

jakoś długo się czeka na te Twoje relacje, a strasznie szybko się je czyta:):):)

Chińczycy w opowieściach tambylców są faktycznie niesamowici obrzydliwcy, to ich ciągłe publiczne spluwanie, chrumkanie, chrząkanie i inne takie - może co wrażliwszych osobników doprowadzić do obrzydzenia. No cóż... co kraj, to obyczaj!

Co do Terakotowej Armii, to słyszałam identyczne opinie jak Twoja od różnych znajomych, którzy mieli szczęście być już w Chinach, niektórzy mawiają że z tą Armią jest tak jak z piramidami w Gizeh: niektórez zabytki znacznie lepiej prezentują się na zdjęciach niż w realu. :):))
Konrad, to teraz czekamy na Suzhou....oby trochę krócej:))

PS. Z tym brakiem zasłonek w chińskich pociągach to chyba nie jest wcale taki głupi pomysł!, zawsze dzięki temu jest ich może trochę mniej:-)); pomijając już fakt, że jak ktoś bardzo chce się poseksić, to brak jakiejś firanki nie będzie dla niego zbyt wielką przeszkodą; dadzą radę :))