Nie jesteś zalogowany.
10 III 2014 (wtorek)
Kontynuowaliśmy nasz lot. Rano podano nam śniadanie. O 6:46 czasu argentyńskiego (czyli 10:46 czasu miejscowego) wylądowaliśmy na lotnisku (Charles de Gaulle) w Paryżu. Tam pociągiem przejechaliśmy do innego terminalu i po licznych i drobiazgowych kontrolach (pewnie to wynik niedawnych zamachów w Paryżu) czekaliśmy na lot do Warszawy, który wg rozkładu miał nastąpić o 15:30. Faktycznie nasz samolot oderwał się od ziemi kilkanaście minut później. Lecieliśmy samolotem Airbus A321 należącym do linii lotniczych Air France. Podczas lotu podawano przekąski i napoje. Na lotnisku w Warszawie wylądowaliśmy o 17:36 i tak zakończyła się moja kolejna zagraniczna podróż.
Na koniec kilka uwag ogólnych. Pogoda była ogólnie rzecz biorąc upalna (opady deszczu zdarzyły się tylko przy wodospadach, na szczęście były krótkotrwałe), temperatury w Brazylii powyżej 30 stopni, w Argentynie nieco niższe, ale też bardzo ciepło.
Nocowałem w sumie w 4 różnych hotelach. Ich standard ogólnie nie był wysoki. W Paratach warunki były dość spartańskie (np. w umywalce w ogóle nie było ciepłej wody, na początku w ogóle nie można był zamknąć drzwi od pokoju – dopiero po interwencji jednego z pracowników, który podniósł spaczone drzwi można było je zamknąć), ale przynajmniej pokój był w miarę obszerny. W pozostałych hotelach pokoje były bardzo ciasne (zatem był nawet problem jak rozłożyć walizki, żeby się o nie stale nie potykać) i skromnie wyposażone (czasem nawet nie było krzesła). W Paratach pokoje (w osobnych domkach) były położone w ładnym ogrodzie (można było w nim zobaczyć wiele pięknych roślin, a także np. kolibry), ale to też sprawiało, że było tam sporo komarów i innych żyjątek. W dodatku dotarcie do pokojów z ciężkimi walizkami nie było proste, bo trzeba było je taszczyć bądź po trawie bądź po nierównych, brukowanych ścieżkach. I żadna obsługa hotelowa w tym nie pomagała. Podobnie zresztą było pod tym względem w innych hotelach. Mimo, że pilot zebrał dużą kwotę teoretycznie m.in. z przeznaczeniem na napiwki dla obsługi, to przy żadnym hotelu nie było pomocy przy bagażach. Poza Paratami, dokuczliwe to szczególnie było także w kilkupiętrowym hotelu w Iguazu, gdzie w ogóle nie było windy i jak ktoś nie dostał pokoju na parterze (ja nie należałem do tych szczęśliwców), to musiał wciągać sam walizki na górę po krętych schodach. W trzech hotelach, których mieszkaliśmy były niewielkie baseny (nie było tylko w hotelu w Buenos Aires). Hotele w Rio i Buenos Aires można za to pochwalić za lokalizację blisko różnych atrakcji.
Jeśli idzie o wyżywienie, to w części objazdowej mieliśmy w cenie wycieczki zagwarantowane zazwyczaj dwa posiłki dziennie (bądź śniadanie i lunch, bądź śniadanie i obiadokolacje). Na śniadaniach był zawsze „szwedzki stół”, w przypadku pozostałych posiłków było różnie, czasem był „szwedzki stół”, czasem dania serwowane, a czasem wersja mieszana. W tej ostatniej poza tym, że był „szwedzki stół”, dodatkowo serwowano do stolika różne mięsa (w jednym przypadku także innego rodzaju potrawy) z grilla. Czasem było tego bardzo dużo, więc nawet trudno było wszystkiego spróbować. Ogólnie wyżywienie było na niezłym poziomie (może tylko śniadania w hoteli Buenos Aires były trochę monotonne).
Grupa liczyła 17 osób (czyli była dość kameralna, co ułatwiało zwiedzanie czy kwaterowanie).
Na trasie wycieczki mieliśmy kilka różnych autokarów. Ich standard był w miarę przyzwoity. W sumie na tej wycieczce (poza kilkugodzinnym przejazdem na trasie Rio – Paraty i z powrotem) nie spędzaliśmy zbyt wiele czasu w autokarach, zatem i trudno ocenić stopień ich komfortowości. Do kierowców też nie mogę mieć zastrzeżeń.
Jeśli idzie o naszego polskiego pilota, to choć merytorycznie był dość kompetentny i niewątpliwie miał wiedzę historyczną czy o aktualnych realiach zwiedzanych krajów, to jednak niezbyt przypadł mi do gustu. Przede wszystkim z uwagi na jego minimalistyczne podejście (łączy się to też z kwestiami organizacyjnymi). Krótko mówiąc postarał się, żeby nikt nie mógł mu zarzucić, że jakiegoś punktu programu nie zrealizował, ale chciał to zrobić jak najszybciej. Gdyby zechciał w takich miastach jak Rio i Buenos Aires mógłby pokazać nam znacznie więcej, tym bardziej, że był na to czas.
Podsumowując, wycieczka mimo różnych niedociągnięć była mimo wszystko warta odbycia i dostarczyła mi wielu niezapomnianych wrażeń.
Interesująca relacja i super fotki
Czy dobrym pomysłem byłoby zabranie na wymianę euro? Bardzo korzystne ceny teraz mamy i właśnie tak nad tym rozmyślam.
Dopiero co wróciłeś więc liczę że mi coś doradzisz
W Ameryce Płd. raczej bardziej cenią dolary, ale oczywiście euro też można wymienić.
no pieknie...zastanawiam sie czy samodzielna wyprawa byłaby mozliwa w te rejony?