Nie jesteś zalogowany.
Ostatnio edytowany przez Kolka (2015-04-01 17:54:12)
ja fajnie to jeszcze raz sobie wszystko poczytać....
Ostatnio edytowany przez Kolka (2015-04-01 19:19:08)
Kochani - na tym nasza część objazdowa się zakończyła. Nie będzie już zwierzątek, ani tych dużych ani tych malutkich /poza oczywiście małpami, które buszowały po naszym hotelu/
Przewieziono nas na lotnisko gdzie oczekiwaliśmy na przelot do Mombasy. były uściski i podziękowania dla naszych kierowców, jeśli ktoś chciał i był szczególnie zadowolony to napiwek był jak najbardziej wskazany. Na lotnisku doświadczyłam czegoś ciekawego. Otóż przy samym wejściu już sprawdzają bagaże i trzeba przejść przez bramkę. Mój mąż przez bramki przechodzić nie może, wozi ze sobą paszport urządzenia, które ma wszczepione. Zawsze mówi o tym i nigdy nie było problemów, nigdy też nie żądali okazania tego paszportu. Tym razem pan zażądał Mąż dokument ten trzyma w folii z Warty, podał temu panu, a ten zaczął studiować okładkę Niby czyta i czyta...mąż w końcu otworzył mu ją i wskazał właściwy dokument. Uśmialiśmy się trochę Druga sytuacja była potem. Kiedy przeszliśmy już przez wszystkie bramki, rozsiedliśmy się przed właściwym gate, nasza pilotka mówi: idziemy zapalić Jak zapalić to ja pierwsza! Pytam: gdzie? A ona: na zewnątrz. Bez paszportu, bez biletu wyszłyśmy z lotniska, zapaliłyśmy, wróciłyśmy...i naprawdę nie miałam przy sobie ani paszportu ani biletu
Ania skwitowała to jednym zdaniem: to jest Afryka!
Lecieliśmy normalnym, dużym samolotem. Dostaliśmy ciasteczko, herbatkę czy kawę i po niecałej godzince wylądowaliśmy w Mombasie. Żal mi było, że lot odbywał się już gdy było ciemno. Według mapy można było zobaczyć z samolotu Kilimanjaro.
Samolot z Nairobi do Mombasy leciał niecałą godzinkę. Mieliśmy mały zgrzyt na pokładzie. Przed wylotem nasza pilotka rozdała nam bilety. Nie wszyscy siedzieli obok siebie /mam na myśli rodziny/ czasem jedno siedziało rząd dalej i starsza pani, która w busiku zachwycała się "reniferem" na widok żyrafy zrobiła straszną awanturę
Przecież to bardzo krótki lot, uważam, ze lekko przesadziła. Dla świętego spokoju zaczęliśmy sie zamieniać miejscami i sytuacja się uspokoiła.
Podano nam ciasteczko, kawę, herbatę...i lądujemy. Część osób kierowała się znowu do Hotelu Mombasa Beach, a my już do naszego docelowego Neptune Palm Beach. Podzielono nas na busiki, znowu były uściski i pożegnania i jedziemy. Do naszego hotelu tylko my jechalismy. Następnego dnia dojechało jeszcze parę osób, które potwierdziły, że nie doczytały na stronie Rainbow, że jest możliwość dokupienia ostatniej nocy po safari w hotelu docelowym.
Jechaliśmy 3 godziny! Było ciemno, zepsuła mi sie zapalniczka, było gorąco, parno...oby jak najszybciej znaleźć się w hotelu.
Doświadczyłam przeprawy promowej, aparatu nie wyciągałam /przeczytałam wcześniej w innych relacjach jak wrogo nastawieni są Kenijczycy do robienia im zdjęć/ przezornie okna pozamykaliśmy, myślałam, że się uduszę w tym samochodzie!
Jechało z nami małżeństwo, które zostało wprowadzone w błąd przez pracownika biura podróży. Babka namówiła ich na ostatnią noc w Hotelu Amani, powiedziała, że jest 15 min. od lotniska, oczywiście znacznie lepszy od tego Mombasa Beach. Dopłacili niedużo i zarezerwowali ten hotel. Jechali z nami prawie 3 godziny tylko po to, żeby się przespać /następnego dnia wracali do Polski/ Poza tym zaprzyjaźnili się z różnymi ludźmi, ale oni zostali w Mombasie - kobieta była podłamana i wcale się jej nie dziwię
Dotarliśmy do naszego hotelu po godz. 23. Na pierwszy rzut oka hotel prezentował się nieźle, ale było ciemno. Nasze główne walizki już na nas czekały w specjalnym pomieszczeniu - pora coś zjeść W restauracji przywitali nas i podali całą furę jedzenia! Nawet połowy z tego nie zjadłam. Byliśmy bardzo zmęczeni i bardzo szybko padliśmy
Kolka.....doczytane....relacja rewelacja!!!
Akcja z zebrą....no cóż każdy chce jeść w końcu człowiek tez jest drapieżnikiem
Kolka cudna ta Twoja Kenia,a lot balonem musial byc niesamowitym przezyciem...