Oferty dnia

Nie jesteś zalogowany.

#1 2011-04-15 22:50:25

texarkana

HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Zakładam nowy wątek, o którym już dyskutowaliśmy w dziale "administracyjne".
Każdy, kto podczas podróży notuje na papierze swoje myśli i wrażenia, albo pisze regualarne pamiętniki, ma na pewno zapisane jakieś historyjki (albo dłuższe historie) związane z przeżyciami czy wydarzeniami z podróżniczej rzeczywistości. Zapraszam do podzielenia się nimi z innymi Travelmaniakami.

 

#2 2011-04-15 22:51:56

texarkana

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Na tzw. "dobry początek" zamieszczam historyjkę wygrzebaną z moich starych pamiętników wakacyjnych.

WANNA
Francja, Alpy Nadmorskie (sierpień 1995)

To był już trzeci tydzień autostopowo-pieszej, dwuosobowej i niskobudżetowej wyprawy przez francuskie Alpy do włoskiej Toskanii. Bolało nas wszystko – nogi od chodzenia po górach, plecy od dźwigania wielkich plecaków, a nawet rozumy – od kombinowania, gdzie by tu się przespać. Spaleni słońcem, niedospani, niedomyci i głodni, ale szczęśliwi przemierzaliśmy kolejne kilometry naszej trasy, trochę po górskich szlakach, trochę po szosach. Alpy były takie piękne! Najpierw Parc Naturelle du Queyras z przełęczami zawieszonymi w chmurach, potem Parc Nationale du Mercantour z łąkami jak ze snów, wreszcie pasmo nieco niższych Alp Nadmorskich wyrastających wprost z Lazurowego Wybrzeża. Pięknie, tylko, cholera… wciąż i wciąż pod górę.
              Gdy zbliżaliśmy się już do wybrzeża, powietrze było gorące i suche na odkrytych przestrzeniach, za to w zaroślach - ciężkie i wilgotne jak gęsta zupa. Bardzo się pociliśmy, koszulki były do wyżęcia. Nic więc dziwnego, że szybko pojawiło się pragnienie, tylko, cholera… zapomnieliśmy nabrać wody!
Na dnie jednej z butelek zostało zaledwie tyle, co na zwilżenie ust. Żywiliśmy nadzieję, że spotkamy jakiś strumyk, lecz na próżno. Susza. Po prostu masakra. Alpy Nadmorskie to wapienne góry, a takie góry są – jak wiadomo – suche.
    Po pewnym czasie pojawiły się sny na jawie o cudownej, srebrzystej, opalizujące kropli wody, powoli staczającej się do gardła z zeschniętego języka. Kępy złotawych traw, purpurowych goździków, niebieskich dzwonków i białych baldachów dzikiej marchwi tworzyły przy ścieżce wysoki kobierzec, najpiękniejszy, jaki zdarzyło nam się kiedykolwiek spotkać – ale my wolelibyśmy zamiast kobierca jakąś kałużę, choćby i błotnistą.
    Lecz kałuży nie było, a my drapaliśmy się pod górę dysząc i trochę nawet klnąc. Za jednym z zakrętów otworzył się przed nami widok na łagodne siodło, na którym usadowiło się miasteczko Rimplas. Widzieliśmy, jak nasza droga pnie się wprost ku niemu i znika wśród zabudowań. Trzeba było pokonać jeszcze 300 metrów deniwelacji, co w naszym stanie zdawało się być zadaniem niewiele łatwiejszym od przejścia Sahary – ale nie mieliśmy wyjścia. W Rimplas była woda. W Rimplas było życie.
Co za kretyni z nas, że nie napełniliśmy butelek wychodząc w góry! Wszystkie moje myśli krążyły wokół niej. Wyobrażałam sobie przezroczystą wodę ze studni głębinowej tak zimną, że butelka pokrywa się białawym meszkiem. Marzyłam o jeziorze, w którym można się pławić. Tęskniłam do własnej kabiny prysznicowej i niesmacznej wody z warszawskiego kranu, którą trzeba filtrować... Szliśmy jak automaty, odwodnieni i umęczeni, w całkowitym milczeniu. Dzień się już kończył. Dalsze pasma gór były niebieskie, błękitne, coraz bledsze - aż znikały w wieczornej mgiełce, a Rimplas było ciągle tak wysoko i daleko…
    Wyszliśmy za kolejny zakręt i... wmurowało nas w ziemię. Nie wierzyliśmy własnym oczom! To, co ujrzeliśmy, było obiektem całkowicie niespodziewanym i jednocześnie tak upragnionym, że przez chwilę zastanawialiśmy się, czy to aby nie majaki przegrzanego mózgu albo fatamorgana. Oto przy drodze stała spora, kamienno-betonowa wanna wypełniona po brzegi czystą wodą. Nad nią zwisał kran ciurkający równym strumieniem. Regulacja poziomu wody w wannie odbywała się przez wyżłobione w betonie korytko, którym dyskretny strumyczek wędrował prosto w krzaki. Albo do kubka…
Piliśmy tak łapczywie, że woda lała się strugami nie tylko po brodzie,  ale także po ubraniach i butach. Nie było wątpliwości, że zostaniemy w tym cudownym miejscu na nocny biwak.
   
Do dziś nie wiem, co to była za wanna. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widziałam czegoś podobnego w żadnym rejonie świata.

Ostatnio edytowany przez texarkana (2011-04-15 22:57:55)

 

#3 2011-04-16 08:31:43

krakowianka

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Bardzo ciekawa historyjka. Masz talent do pisania. BRAVO.

Ostatnio edytowany przez krakowianka (2011-04-16 08:32:57)

 

#4 2011-04-16 12:01:22

maciekart

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

No na prawdę super historia ...

 

#5 2011-04-17 08:38:24

kangur

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Swietne opowiadanie! Utalentowana z ciebie dziewczyna. Powtarzam to juz kolejny raz smile Jesli masz takich wiecej to powinnas pomyslec o wydaniu jakiegos zbioru. A jesli nie zamierzasz nic wydawac to chociaz nas mozesz jeszcze uraczyc smile  Ja nie robie zadnych notatek a moje opisy w TM traktuje wlasnie, m. in. jako notatki na przyszlosc, bo, jak wiadomo, pamiec ludzka jest ulotna, szczegolnie w pewnym wieku. Ja ogolnie jeszcze nie musze sie uskarzac ale juz nie jest mi tak latwo zapamietywac jak kiedys sad Niestety sad

 

#6 2011-04-17 08:49:29

Jurek

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

WANNA
Francja, Alpy Nadmorskie (sierpień 1995)

To był już trzeci tydzień autostopowo-pieszej, dwuosobowej i niskobudżetowej wyprawy przez francuskie Alpy do włoskiej Toskanii. Bolało nas wszystko – nogi od chodzenia po górach, plecy od dźwigania wielkich plecaków, a nawet rozumy – od kombinowania, gdzie by tu się przespać. Spaleni słońcem, niedospani, niedomyci i głodni, ale szczęśliwi przemierzaliśmy kolejne kilometry naszej trasy, trochę po górskich szlakach, trochę po szosach. Alpy były takie piękne! Najpierw Parc Naturelle du Queyras z przełęczami zawieszonymi w chmurach, potem Parc Nationale du Mercantour z łąkami jak ze snów, wreszcie pasmo nieco niższych Alp Nadmorskich wyrastających wprost z Lazurowego Wybrzeża. Pięknie, tylko, cholera… wciąż i wciąż pod górę.
              Gdy zbliżaliśmy się już do wybrzeża, powietrze było gorące i suche na odkrytych przestrzeniach, za to w zaroślach - ciężkie i wilgotne jak gęsta zupa. Bardzo się pociliśmy, koszulki były do wyżęcia. Nic więc dziwnego, że szybko pojawiło się pragnienie, tylko, cholera… zapomnieliśmy nabrać wody!
Na dnie jednej z butelek zostało zaledwie tyle, co na zwilżenie ust. Żywiliśmy nadzieję, że spotkamy jakiś strumyk, lecz na próżno. Susza. Po prostu masakra. Alpy Nadmorskie to wapienne góry, a takie góry są – jak wiadomo – suche.
    Po pewnym czasie pojawiły się sny na jawie o cudownej, srebrzystej, opalizujące kropli wody, powoli staczającej się do gardła z zeschniętego języka. Kępy złotawych traw, purpurowych goździków, niebieskich dzwonków i białych baldachów dzikiej marchwi tworzyły przy ścieżce wysoki kobierzec, najpiękniejszy, jaki zdarzyło nam się kiedykolwiek spotkać – ale my wolelibyśmy zamiast kobierca jakąś kałużę, choćby i błotnistą.
    Lecz kałuży nie było, a my drapaliśmy się pod górę dysząc i trochę nawet klnąc. Za jednym z zakrętów otworzył się przed nami widok na łagodne siodło, na którym usadowiło się miasteczko Rimplas. Widzieliśmy, jak nasza droga pnie się wprost ku niemu i znika wśród zabudowań. Trzeba było pokonać jeszcze 300 metrów deniwelacji, co w naszym stanie zdawało się być zadaniem niewiele łatwiejszym od przejścia Sahary – ale nie mieliśmy wyjścia. W Rimplas była woda. W Rimplas było życie.
Co za kretyni z nas, że nie napełniliśmy butelek wychodząc w góry! Wszystkie moje myśli krążyły wokół niej. Wyobrażałam sobie przezroczystą wodę ze studni głębinowej tak zimną, że butelka pokrywa się białawym meszkiem. Marzyłam o jeziorze, w którym można się pławić. Tęskniłam do własnej kabiny prysznicowej i niesmacznej wody z warszawskiego kranu, którą trzeba filtrować... Szliśmy jak automaty, odwodnieni i umęczeni, w całkowitym milczeniu. Dzień się już kończył. Dalsze pasma gór były niebieskie, błękitne, coraz bledsze - aż znikały w wieczornej mgiełce, a Rimplas było ciągle tak wysoko i daleko…
    Wyszliśmy za kolejny zakręt i... wmurowało nas w ziemię. Nie wierzyliśmy własnym oczom! To, co ujrzeliśmy, było obiektem całkowicie niespodziewanym i jednocześnie tak upragnionym, że przez chwilę zastanawialiśmy się, czy to aby nie majaki przegrzanego mózgu albo fatamorgana. Oto przy drodze stała spora, kamienno-betonowa wanna wypełniona po brzegi czystą wodą. Nad nią zwisał kran ciurkający równym strumieniem. Regulacja poziomu wody w wannie odbywała się przez wyżłobione w betonie korytko, którym dyskretny strumyczek wędrował prosto w krzaki. Albo do kubka…
Piliśmy tak łapczywie, że woda lała się strugami nie tylko po brodzie,  ale także po ubraniach i butach. Nie było wątpliwości, że zostaniemy w tym cudownym miejscu na nocny biwak.
   
Do dziś nie wiem, co to była za wanna. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widziałam czegoś podobnego w żadnym rejonie świata.

Ostatnio edytowany przez texarkana (2011-04-15 22:57:55)

Offline
                      Texarkana - jesteś wspaniała

 

#7 2011-04-17 10:24:20

gmariusz8

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Swietna przygoda, znakomicie opisana. Przyjemnosc przeczytac. Przepraszam, ze nie cytuje calego opowiadania jak kolega Jurek wink  (Ales sie Jurek rozpisal!)

Ostatnio edytowany przez gmariusz8 (2011-04-17 10:25:02)

 

#8 2011-04-17 11:24:43

texarkana

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Słuchajcie, jest mi bardzo miło, ze tak się Wam podoba! Pisanie o podróżach to moje najwieksze hobby.
Mam więcej i będę zamieszczać następne historyjki.
Jednak chciałabym powiedzieć, że nie jest to konkurs literacki i nawet jeżeli inni uważają, że piszą np. mniej barwnie albo dużo krócej, to przeciez nikt tu nie będzie przyznawał punktów! Liczy się czyjeś przeżycie, przygoda, przemyślenie, sytuacja - więc prosze wszystkich piszących: PISZCIE I WKLEJAJCIE!
KAŻDY człowiek ma do powiedzenia coś, na czym moga skorzystać inni.

 

#9 2011-04-17 18:41:33

Jurek

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

 

#10 2011-04-18 13:45:58

piea

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Agata, czekamy na więcej!
Super historia!!!
Jak sie kiedys "zbiore " w sobie , to może cos też skrobnę, ale.... nie będzie to ani takie ciekawe, ani takie kwieciste jak twoje!smile, pzdr

 

#11 2011-04-18 13:57:11

lidonek

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

niesamowita przygoda, czekam na więcej

 

#12 2011-04-18 15:16:44

texarkana

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

 

#13 2011-04-18 15:38:36

piea

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Tez się trzymam! ( Oj , ale to nie prędko będzie....)

 

#14 2011-04-19 08:58:49

Michasia_Bogus

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Wanna pojawiła się jak upragniona oaza na pustyni,dobrze,że nie była to fatamorgana;)Fajna,zabawna historia i w dodatku świetnie przedstawiona!Masz talent Agata,brawo!Pozdrawiamy!smile

 

#15 2011-04-19 16:47:30

anet_zb

Re: HISTORIE I HISTORYJKI - spod pióra Travelmaniaków

Przygoda świetnie opisana, czyta się ją z przyjemnością, mimo że z dreszczykiem:) Masz taką lekkość w pisaniu. Czekamy na więcej i pozdrawiamy:)

 

Stopka forum

Napędzane przez PunBB, modyfikacja Fresh